„Śmierć męża mnie załamała, ale gdy odkryłam jego tajemnicę, wiem, że nie zasłużył na moje łzy”

załamana kobieta fot. Adobe Stock, sementsova321
„To wszystko wydawało się kompletnie niepojęte. W pewnym momencie poczułam dziwną słabość. Kiedy spojrzałam w lustro, zobaczyłam, że jestem biała jak kreda... Rany boskie, to musi być jakiś koszmarny sen!”.
/ 14.11.2024 21:15
załamana kobieta fot. Adobe Stock, sementsova321

Po przekroczeniu 60-tki, świat wokół mnie stał się niewyraźny. Wszystko widzę jak przez mgłę, nieostro, w szarych barwach...

– A może po prostu idź do specjalisty od oczu i dobierz lepsze szkła – mówi ze śmiechem moja siostra. – Przecież samo narzekanie nic nie da!

Jest młodsza ode mnie o dwanaście lat i kompletnie nie rozumie mojej sytuacji... Kiedy wczoraj upuściłam coś na podłogę, musiałam się nachylić. Później długo dochodziłam do siebie. Kiedyś, jeszcze niedawno, tryskałam energią... W parę minut załatwiałam wszystkie potrzebne sprawy. A dziś? Żeby dokładnie umyć jedną szybę, potrzebuję aż całego dnia. Wszystkie obowiązki wykonuję małymi krokami, a na zakupy zawsze biorę spisaną listę, bo inaczej nie zapamiętam niczego, co powinnam kupić.

Nie mogłam się pogodzić ze śmiercią męża

Zostałam wdową pięć lat temu, gdy mój mąż niespodziewanie zmarł na serce. Mój syn proponował, żebym przeniosła się do jego domu, ale odmówiłam. Po śmierci męża przez rok ubierałam się na czarno i tak już zostało do dziś. Ta ciemna barwa daje mi poczucie ochrony... Sprawia, że czuję się mniej widoczna. Jakby w jakimś stopniu pomagała mi się ukryć przed światem.

Codziennie przez rok chodziłam na grób męża. Pogrążyłam się w żałobie tak głęboko, że dopiero ostre słowa mojego spowiednika, który już niemalże na mnie krzyczał, wyrwały mnie z tego stanu.

– Kierujesz się w stronę śmierci! – stwierdził z wyraźnym niepokojem.– Musisz zwrócić się ku życiu, przecież wciąż jesteś tutaj, na tym świecie... Co więcej, nie dajesz spokoju zmarłej duszy. Rzewnymi łzami zaburzasz jej spokój, utrudniasz odpoczynek. To naprawdę wielki błąd!

– Ale to tak bardzo boli... – szepnęłam w odpowiedzi.

– Wiem, że to trudne i jest mi przykro z tego powodu. Pomyśl jednak, czy w tym rozpaczaniu nie ma zbyt wiele skupienia na sobie i buntu przeciwko temu, co Bóg postanowił?

Dopiero jego słowa jakoś pomogły mi stanąć na nogi. Choć może po prostu upłynęło już tyle czasu, że samo w końcu przeszło?

Siostra dziwnie się zachowywała

Tak naprawdę jednak to moja siostra okazała się największym wsparciem. Pewnego dnia powiedziała wprost:

– Przestań już się mazać! Naprawdę myślisz, że ten Zdzisiek jest wart twoich łez?

Zatrzasnęłam za sobą drzwi i przez pewien czas nie chciałam nawet myśleć o kontakcie z nią. Jednak stopniowo zaczęłam się zastanawiać... Skąd u niej taka wrogość wobec mojego męża? Przyszło mi na myśl, że w ostatnim okresie przed jego śmiercią coś się między nimi popsuło. Ciągle się sprzeczali, a parę razy doszło nawet między nimi do poważniejszych awantur... Próbowałam się dowiedzieć, skąd te napięcia, ale oboje unikali konkretnej odpowiedzi.

– To wszystko głupoty – zbywał temat mój małżonek, wykonując lekceważący gest. – Twoja siostra szuka dziury w całym, sama nie rozumie czego chce!

Kiedy pytałam ją, też omijała temat mówiąc tylko, że pokłóciła się ze Zdziśkiem, ale nie ma co drążyć sprawy. Postanowiłam dać spokój, chociaż coś mi nie pasowało. Ta niepewność pewnie by przeszła, gdyby los nie sprawił mi niespodzianki.

Spotkałam kolegę męża

W galerii handlowej wpadłam na dawnego znajomego. Kiedyś często widywaliśmy się z nim i jego żoną, ale kontakt urwał się bez wyjaśnienia. Kilka razy próbowałam dowiedzieć się od mojego męża, dlaczego przestali się odzywać, lecz nie uzyskałam jasnej odpowiedzi.

– Przecież pracujecie w tym samym miejscu – dziwiłam się. – Może dowiedz się, co się stało albo zaproponuj wspólny obiad?

Po co się narzucać! – burknął wtedy zirytowany. – Ich problem!

Zignorowali też pogrzeb, co kompletnie mnie zszokowało. Dlatego kiedy przypadkiem zobaczyłam znajomą twarz w sklepie, przez chwilę się wahałam. Jednak ciekawość i wspomnienie naszych dawnych relacji wzięły górę...

– Cześć, Leszek – odezwałam się. – Pamiętasz mnie jeszcze?

Widać było, że czuje się nieswojo. Sprawiał wrażenie, jakby pragnął się ulotnić. Zmienił się nie do poznania. Jego dawniej kruczoczarne włosy przyprószyła siwizna, schudł znacznie, a najbardziej zaskakujące było to, że on - zawsze perfekcyjnie ogolony i zadbany - chodził teraz z kilkudniowym zarostem.

– Muszę już iść... – wymamrotał niepewnie, ale nie odpuściłam.

– O nie, nie ma mowy! – powiedziałam twardo. – Zostaniesz tutaj i wytłumaczysz mi, dlaczego tak nagle urwaliście z nami wszelkie kontakty.

Nie wiedziałam, o co chodzi

Popatrzył mi w oczy i zapytał wprost:

– Naprawdę nie wiesz, o co chodzi? A może robisz sobie żarty?

– Nie rozumiem. Z jakiego powodu miałabym udawać? Co by mi to dało?

– Sama wiesz, wy kobiety tak macie: czasami robicie dziwne rzeczy, których nie mogę zrozumieć. Udajecie, kręcicie, manipulujecie...

To było do niego niepodobne. Coś musiało się stać, bo nigdy tak się nie zachowywał...

– Jeśli nie chcesz gadać, możesz mi to wprost powiedzieć – powiedziałam. – Od momentu, gdy Zdzisiek mnie zostawił, nic już nie potrafi sprawić mi bólu. Tylko nie rozumiem, dlaczego się tak denerwujesz. Co złego ci zrobiłam?

– Ha, co zrobiłaś?! – wybuchnął niespodziewanie. – Dlaczego tak długo to wszystko tolerowałaś i ukrywałaś ich spotkania? Milczałaś, bo bałaś się plotek? Żeby zachować twarz? Bo tak było wygodniej? A teraz jeszcze udajesz cierpienie! Chyba że naprawdę sądzisz, że nic takiego się nie stało? Facet miał kochankę, ale przecież wracał na noc do domu... Serio ci to wystarczało?

Byłam w szoku

Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Docierało do mnie wszystko, co Leszek właśnie powiedział, ale mój mózg nie potrafił tego przetworzyć. Nic z tego nie miało sensu. Nagle poczułam zawroty głowy i myślałam, że się przewrócę. Na moje szczęście niedaleko stała ławka, do której doczłapałam się chwiejnym krokiem. Gdy spojrzałam w wiszące naprzeciwko lustro, zobaczyłam swoje odbicie – wyglądałam jak duch.

– Idź stąd – wyszeptałam słabo do Leszka, który wymachiwał jakąś gazetą, próbując mnie wachlować. – Nie mam ochoty cię więcej widzieć.

– To niemożliwe! – krzyknął. – Chcesz powiedzieć, że nie miałaś pojęcia?! Jak to możliwe! Co ja najlepszego zrobiłem!

Z powodu silnego stresu wylądowałam w szpitalu. Miałam symptomy przypominające atak serca. Po wykonaniu szeregu badań lekarze wykryli u mnie początki poważnej choroby. Teraz czeka mnie leczenie i muszę zacząć lepiej o siebie zadbać. Prosiłam, żeby nie wpuszczać Leszka, ale i tak pojawiał się kilka razy dziennie. Nie miałam ochoty na spotkania z nikim – potrzebowałam samotności, by zastanowić się nad tym, co dalej z moim życiem.

Miałam żal do siostry

Po paru dniach postanowiłam wpaść na chwilę do siostry.

– W którym momencie się zorientowałaś? – spytałam wprost.

– Zauważyłam to na samym początku, ale byłam bezradna.

– Powinnaś mi była powiedzieć.

– To nie było takie proste. Zdzisiek twierdził, że to nic poważnego, tylko przelotny romans i że ty jesteś tego świadoma i nie masz nic przeciwko.

– Mogłaś chociaż sprawdzić, czy to wszystko jest zgodne z prawdą... Jak widzisz, nie było. Nie wiedziałam. Nawet niczego nie podejrzewałam.

– Wybacz, ale... Uwierzyłam w tę gadkę o waszej umowie i bałam się, że dostaniesz szału, jak się dowiesz, że ktoś postronny zna wasze sprawy. Myślałam, że to taka wasza prywatna sprawa, którą chcecie trzymać z dala od innych ludzi. No bo wiesz, małżeństwo ma swoje sekrety i nikt z zewnątrz nie powinien w nie ingerować...

– Leszek powiedział mi dokładnie to samo.

– A wszystko przez tę jego babę! Rozpowiadała, że jesteś kiepska w sypialni i dlatego dawałaś Zdzichowi wolną rękę z innymi. Że niby taki macie układ: ty przymykasz oko na jego skoki w bok, a on się nie wynosi z domu!

To nie moja wina

Kazałam jej przerwać. Później, gdy dotarłam do mieszkania, poznałam całą historię... Małżeństwo Leszka rozpadło się. Zanim Zdzich zmarł, żona Leszka przeniosła się do Włoch, gdzie zajmowała się zamożnym starcem. Miała nadzieję zawrócić mu w głowie i zostać jego żoną – to był prawdziwy powód rozwodu. Leszek błędnie podejrzewał, że wszystkiemu winny jest Zdzich, zwłaszcza, że znał jego... skłonności, ale prawda wyszła na jaw dopiero po jego odejściu.

Mocno przeżywał tę sytuację i zrzucił na mnie odpowiedzialność za wszystkie złe rzeczy! Uznał, że moje milczenie to dowód na akceptację tych okropności, że dla pozorów godziłam się na niewierność i oszustwa. Najbardziej go dotknęło to, że według niego udawałam smutek tylko po to, by zadowolić innych i zachować twarz w ich oczach. Kiedy wreszcie dotarła do niego prawda, był kompletnie zaskoczony. Nie potrafił znaleźć słów, żeby przeprosić...

Oboje byliśmy skrzywdzeni

Gdy wyszłam ze szpitala, wreszcie zaczęliśmy się przed sobą otwierać. Każde z nas miało za sobą bolesne doświadczenia, strach przed zaufaniem innym... Momentami odechciewało nam się nawet żyć.

– Jaki to wszystko ma cel? – powiedział Leszek. – Kiedy się budzę, nie widzę powodu, by wstać. Nikogo nie ma w moim życiu. Widzę tylko kompletną ruinę wokół siebie.

– Tak samo się czuję. Najchętniej wyłączyłabym swoje myśli, bo kręcą się wciąż wokół tego samego: dlaczego byłam tak ślepa i łatwowierna? – wypowiedziałam z goryczą.

Przestań się obwiniać – próbował mnie pocieszyć Leszek. – To przez twoją szczerość i dobroć. Jesteś empatyczna, troskliwa, byłaś cudowną żoną. To nie grzech zaufać i zostać oszukanym.

Był oświetlony światłem lampy, a jego siwe włosy lśniły niczym srebrzyste nici... Miałam ochotę wyciągnąć rękę i je pogłaskać...

– Jak ci smakuje to, co przygotowałam? – spytałam znienacka.

Stwierdził, że przepada za moimi ciastkami, szczególnie tymi z nadzieniem jabłkowym.

– Przygotuje ci więcej na następny dzień – obiecałam. – Przyjdź znowu na obiad.

– No to przynajmniej będę miał motywację żeby wstać! – wybuchnął śmiechem. – Przy okazji, zajmę się tym zepsutym zawiasem w kuchennej szafce. Wciąż sama się otwiera...

– A może byśmy razem poszli... – spróbowałam, ale od razu mi przerwał:

– Na groby? Nie ma mowy!

– Jedziemy do schroniska – odpowiedziałam łagodnie. – Odkąd pamiętam, chciałam mieć własnego kota. Nareszcie mogę sobie na to pozwolić. 

– To świetny pomysł!

Zamykając drzwi, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Już nie mogłam się doczekać następnego dnia. To będzie start nowego rozdziału w moim życiu. Nadchodzi może niemłoda, doświadczona przez los, trochę poobijana, z siwizną, ale wciąż... prawdziwa miłość!

Alicja, 63 lata

Czytaj także: „Otworzyłam własną firmę i odniosłam sukces. Ale zaraz zaczęły się problemy, bo komuś przeszkadzał mój pełny portfel”
„Córka uważa, że jestem głupia jak gęś, bo nie skończyłam studiów. Nie docenia, że harowałam, żeby ona była kimś”
„Odkładaliśmy pieniądze na dom, ale mój mąż bujał w obłokach. Któregoś dnia odkryłam, co zrobił za moimi plecami”

 

Redakcja poleca

REKLAMA