„Otworzyłam własną firmę i odniosłam sukces. Ale zaraz zaczęły się problemy, bo komuś przeszkadzał mój pełny portfel”

Smutna bizneswoman fot. Adobe Stock, Liubomir
„– Na pewno nie zmieni pani zdania? – zapytał. A kiedy odpowiedziałam, że nie, to spojrzał na mnie w dziwny sposób. – Oby pani tego nie pożałowała – dodał. A ja poczułam się tak, jakby to była jakaś dziwnie zawoalowana groźba. Zignorowałam to”.
/ 12.11.2024 20:00
Smutna bizneswoman fot. Adobe Stock, Liubomir

Kiedy kolejny raz usłyszałam, że firmy nie stać na podwyżkę mojego wynagrodzenia, to stwierdziłam, że czas najwyższy wziąć sprawy w swoje ręce. Postanowiłam złożyć wypowiedzenie i zacząć działalność na własną rękę. I chociaż miałam mnóstwo obaw i wątpliwości, to ostatecznie własna firma przyniosła mi niespodziewany sukces. Ale wtedy zaczęły się problemy. A ja doszłam do wniosku, że komuś najwyraźniej przeszkadza, że realizuję swoje ambicje i marzenia. 

Bezskutecznie walczyłam o podwyżkę

W firmie zajmującej się projektowaniem ogrodów pracowałam już kilka lat. Trafiłam tam jako młoda studentka i z każdym rokiem nabierałam doświadczenia i umiejętności. W końcu dotarłam do takiego etapu, że większość klientów wyraźnie zaznaczała, że chce, abym to ja zaprojektowała ich ogród.

Jesteśmy dumni z pani pracy – powtarzał mi szef na każdej firmowej imprezie. A ja każdorazowo liczyłam na to, że oprócz słów pochwały dostanę też podwyżkę.

Nigdy jednak nic z tego nie wychodziło. Gdy tylko napomykałam o zwiększeniu mojego wynagrodzenia, to szef od razu zmieniał temat. Dodatkowo zaczynał wspominać o przejściowych problemach finansowych i wysokich kosztach prowadzenia działalności, co miało mnie skutecznie zniechęcić do rozmów o mojej wypłacie. I przez kilka lat to działało. Pracowałam za śmieszne pieniądze i cieszyłam się jak głupia z jakiejś marnej premii z okazji świąt lub jubileuszu działalności firmy. A tymczasem szef zmieniał co rok samochód i regularnie wyjeżdżał na zagraniczne wakacje. W głębi duszy wiedziałam, że tak nie powinno być.

Powinnaś iść porozmawiać o podwyżce – namawiała mnie przyjaciółka, której zwierzyłam się ze swoich przemyśleń. – Akurat ty zasługujesz na nią jak mało kto – mówiła.

Zaczęłam w to wierzyć. Uświadomiłam sobie, że szef bazuje przede wszystkim na moich projektach. To ja siedziałam w pracy po godzinach i to ja zawalałam weekendy i wolne dni, aby zdążyć z projektami. I tak naprawdę nic z tego nie miałam. A za „dziękuję” nie byłam w stanie opłacić rachunków. 

– Masz rację – przytaknęłam jej. I jeszcze tego samego dnia postanowiłam, że pójdę do szefa i porozmawiam z nim o swojej podwyżce. 

Postawiłam na zmiany

Już następnego dnia rano zjawiłam się w gabinecie szefa i zakomunikowałam mu, że chciałabym z nim porozmawiać. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale nie poddawałam się.

– A możemy umówić się na inny termin? – zapytał. A potem dodał, że jest zajęty, chociaż widziałam, że na monitorze komputera ma pootwierane foldery z biur podróży.

– Chciałabym porozmawiać teraz – odpowiedziałam twardo. W odpowiedzi szef westchnął teatralnie, ale gestem zaprosił mnie, abym usiadła.

I wtedy powiedziałam mu, z czym przychodzę.

– Pani Marzeno, teraz to nie jest dobry czas na takie rozmowy – zareagował dokładnie tak, jak się tego spodziewałam. A potem zaczął mówić o zmniejszeniu przychodów i zwiększeniu kosztów. – Moglibyśmy powrócić do tej rozmowy za kilka lub kilkanaście miesięcy? – zapytał z fałszywym uśmiechem.

Byłam na to przygotowana. Dzień wcześniej wszystko sobie dokładnie przemyślałam i doszłam do wniosku, że nic nie stoi na przeszkodzie, abym rozpoczęła działalność na własny rachunek. Miałam odpowiednie umiejętności oraz doświadczenie i byłam przekonana, że chętni na moje usługi na pewno się znajdą.

Za kilka miesięcy to mnie już tu nie będzie – powiedziałam. A potem położyłam na biurku szefa swoje wypowiedzenie. – Po okresie wypowiedzenia pożegnamy się – dodałam. I przyznam szczerze, że mina szefa wynagrodziła mi ten stres, który czułam przed podjęciem tej decyzji.

Kiedy wstałam z krzesła i skierowałam się w stronę drzwi, to szef nagle odzyskał głos.

– Proszę poczekać – poprosił. A potem zaproponował mi jakąś marna podwyżkę, która zupełnie nie zadowalała moich finansowych ambicji. – A za kilka miesięcy porozmawiamy o dalszych zmianach – dodał. Ale ja już nie chciałam o niczym rozmawiać. Spodobała mi się wizja własnej firmy i żadna podwyżka nie byłaby w stanie odwieść mnie od tych planów.

– Moja decyzja jest nieodwołalna – powiedziałam tylko. A potem opuściłam gabinet szefa, ciesząc się w duchu, że w końcu zagrałam mu na nosie.

Firma przynosiła mi radość i dochody

Kolejne tygodnie nie należały do najłatwiejszych. Szef próbował namówić mnie do zmiany decyzji – i to zarówno argumentami finansowymi, jak i lojalnościowymi. Wielokrotnie wypominał mi, że to dzięki niemu stałam się tak dobrą projektantką ogrodów, a gdy to nie działało, to proponował mi podwyżki, które jeszcze kilka miesięcy wcześniej spowodowałyby u mnie wybuch radości.

Teraz jednak było zupełne inaczej. Podjęłam już decyzję i nie zamierzałam jej zmieniać. A poza tym rozniosła się wieść o mojej firmie i wielu klientów zapewniało mnie, że podpisze ze mną umowy. A ja po raz pierwszy w swoim zawodowym życiu czułam, że ryzyko mi się opłaci.

Ostatniego dnia w pracy szef poprosił mnie do swojego gabinetu.

– Na pewno nie zmieni pani zdania? – zapytał. A gdy odpowiedziałam, że nie, spojrzał na mnie w dziwny sposób. – Oby pani tego nie żałowała – dodał. A ja poczułam się tak, jakby mi groził. „Na pewno sobie coś dopowiedziałam” – próbowałam się uspokoić. W głębi duszy nie wierzyłam, że mój szef jest w stanie mi zaszkodzić. 

Jeszcze przez kilka dni przywoływałam w myślach tę rozmowę i zastanawiałam się, co tak naprawdę były szef miał na myśli. Ale szybko zaprzestałam rozpamiętywania przeszłości i skupiłam się na przyszłości. A wszystko szło w dobrym kierunku. Bardzo szybko zdobyłam nowych klientów, a moje zarobki rosły z tygodnia na tydzień. Jednocześnie praca sprawiała mi mnóstwo frajdy, bo w końcu robiłam to, o czym marzyłam.

– Pracowanie na własny rachunek jest super – powiedziałam przyjaciółce, gdy w krótkim okresie czasu podpisałam dwie kolejne umowy. A moi stali klienci obiecali, że będą moje usługi polecać swoim znajomym i rodzinie.

– No widzisz – Anka uśmiechnęła się od ucha do ucha. – A tak się bałaś zaryzykować – dodała. A potem wzniosłyśmy kieliszki z winem za mój obecny i przyszły sukces. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że na horyzoncie już czają się spore problemy.

Zaczęły się kontrole i wizyty

Przez kolejne miesiące konsekwentnie rozwijałam własną firmę, a moje działania przynosiły oczekiwane rezultaty. W końcu zaczęłam zarabiać przyzwoite pieniądze, a moi klienci doceniali to, co dla nich robię. I nawet jeżeli musiałam zarwać noc lub weekend, to wiedziałam, że robię to dla siebie, a nie dla kogoś, kto mnie wykorzystuje. 

Wtedy zaczęły się problemy. Pewnego dnia dostałam zawiadomienie, że za kilka dni czeka mnie kontrola urzędu skarbowego.

– Ale z jakiego powodu? – zapytałam jakąś panią, która w końcu odebrała telefon w urzędzie.

– Mamy zawiadomienie o możliwych nieprawidłowościach w prowadzeniu tej firmy – usłyszałam. I aż musiałam poprosić o powtórzenie, bo nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.

A to był dopiero początek. W ciągu kilku następnych tygodni miałam kontrole ze wszystkich możliwych urzędów. I każdy z kontrolerów mówił mi, że dostali zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.

– Ale jakiego przestępstwa? – pytałam zszokowana. Jednak nikt nie chciał mi powiedzieć, o co tak naprawdę chodzi. A kontrole były coraz częstsze i coraz dokładniejsze. Aż któregoś razu do drzwi mojego biura zapukała policja z nakazem przeszukania.

– To jakieś nieporozumienie! – wykrzyknęłam. Ale nie miałam żadnych możliwości, aby zablokować działania policji.

Zaczęłam zastanawiać się, o co w tym wszystkim chodzi.

– Wygląda to tak, jakby ktoś chciał ci zaszkodzić – usłyszałam od przyjaciółki. – Nie masz jakichś wrogów? – zapytała. I chociaż na początku od razu zaprzeczyłam, to potem zaczęłam się zastanawiać. „Czyżby to naprawdę była groźba?” – pomyślałam, przypominając sobie swoją ostatnią rozmowę z byłym szefem.

Postanowiłam to sprawdzić. Wynajęłam prywatnego detektywa, który dokładnie przyjrzał się całej sprawie. I jak się okazało, to właśnie mój były szef składał na mnie donosy i robił wszystko, aby mi zaszkodzić. Nie mogłam w to uwierzyć.

– Ale dlaczego? – zapytałam detektywa, który przyszedł do mnie z wynikami śledztwa.

Tak naprawdę nie oczekiwałam odpowiedzi. Doskonale wiedziałam, że mój szef po prostu nie pogodził się z tym, że nie tylko odeszłam z jego firmy, ale także przejęłam część klientów i zaczęłam zarabiać dużo więcej niż on. Dlatego postanowił się zemścić.

Kilka dni później poszłam na policję i złożyłam zawiadomienie na swojego byłego szefa. Policja wzięła ode mnie wszystkie dowody zebrane przez detektywa i obiecała zająć się sprawą. A ponieważ wszystko było oczywiste, to kilka dni później dowiedziałam się, że funkcjonariusze pojawili się w mojej dawnej firmie. Mój były szef zaczął do mnie wydzwaniać, ale ja nie chciałam z nim rozmawiać. I mam nadzieję, że w końcu zapłaci za wszystko, co mi zrobił. 

Marzena, 32 lata

Czytaj także:
„Z zemsty chciałam podkopać reputację kochanki męża w firmie. Okazało się, że dokopałam się do własnego nieszczęścia”
„Wszyscy mnie ostrzegali, że w tym miejscu wszystko może się zdarzyć. Ale moja ciekawość była silniejsza od strachu”
„W niedziele mąż klęczał w kościele, a w poniedziałki biegł do kochanki. Nie chcę tak żyć, ale przysięgałam przed Bogiem”

Redakcja poleca

REKLAMA