„Odkładaliśmy pieniądze na dom, ale mój mąż bujał w obłokach. Któregoś dnia odkryłam, co zrobił za moimi plecami”

kłótnia rodzeństwa fot. iStock by Getty Images, Liubomyr Vorona
„Tego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Chciałam zrobić Bartkowi niespodziankę, porozmawiać o detalach dotyczących zakupu działki, którą mieliśmy na oku”.
/ 12.11.2024 19:00
kłótnia rodzeństwa fot. iStock by Getty Images, Liubomyr Vorona

Jestem żoną Bartka od niemal dziesięciu lat. Zawsze staraliśmy się dążyć do jednego celu – zbudować wymarzony dom. Oboje ciężko pracowaliśmy, by zgromadzić wystarczającą ilość pieniędzy, odkładaliśmy każdą złotówkę.

Bartek marzył o dużym domu z ogródkiem, w którym moglibyśmy wreszcie stworzyć rodzinę. Choć kocham go całym sercem, czasami nasze podejście do życia bardzo się różni. Ja jestem pragmatyczna, lubię mieć wszystko pod kontrolą, a Bartek... cóż, on zawsze patrzy w przyszłość z optymizmem, nie bojąc się ryzyka.

Bartek był bardziej zamyślony

Od jakiegoś czasu coś zaczęło się zmieniać. Bartek był bardziej zamyślony, unikał rozmów o naszych wspólnych planach. Kiedy pytałam, czy wszystko w porządku, odpowiadał, że po prostu ma dużo pracy. Tylko, że to nie uspokajało mnie ani trochę. Mieliśmy przecież już prawie wszystko, co potrzebne – pieniądze na dom, projekt, wymarzoną działkę. Wszystko było na wyciągnięcie ręki. Aż do tego dnia, kiedy cały mój świat zaczął się walić.

Tego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Chciałam zrobić Bartkowi niespodziankę, porozmawiać o detalach dotyczących zakupu działki, którą mieliśmy na oku. W końcu przyszedł czas, żeby nasze marzenie stało się rzeczywistością. Usadowiłam się na kanapie, włączyłam laptopa i postanowiłam sprawdzić, jak wygląda nasze konto – od dawna pilnowałam budżetu, żeby wszystko było idealnie dopięte na ostatni guzik.

To, co zobaczyłam, wprawiło mnie w szok. Saldo konta pokazywało... prawie zero. Zamarłam. W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś błąd, wirus, cokolwiek. Natychmiast zadzwoniłam do banku. Konsultant spokojnym głosem powiedział mi, że wszystkie nasze oszczędności zostały przelane na jakieś konto inwestycyjne. Serce biło mi jak szalone, ręce zaczęły drżeć. Jak to możliwe? Kto mógł...?

Bartek wrócił wieczorem, rozluźniony, z uśmiechem na twarzy. Nawet nie zauważył, jak bardzo byłam zdenerwowana. Od razu rzuciłam się na niego, nie mogąc powstrzymać emocji:

– Bartek, co się stało z naszymi pieniędzmi?! Wszystko zniknęło! Sprawdziłam konto i...

– Dorota, poczekaj, mogę to wyjaśnić. Inwestowałem je...

– Inwestowałeś?! W co?! Mieliśmy wspólny plan, a ty zainwestowałeś bez mojej wiedzy?

Czułam, jak cały gniew i frustracja wzbierały we mnie. Bartek, próbując tłumaczyć, że zainwestował w firmę swojego przyjaciela Michała, myśląc, że to świetna okazja, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo mnie zawiódł.

Nie mogłam tego pojąć

Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Inwestycja? Jak mógł zainwestować wszystkie nasze oszczędności bez słowa, bez konsultacji? To przecież nie były drobne na waciki, to była cała nasza przyszłość. Nie mogłam tego pojąć, ale zamiast milczeć, czułam, jak wzbiera we mnie fala złości.

Bartek wyszedł z pokoju, zostawiając mnie z tysiącem myśli kotłujących się w głowie. Jak mogłam pozwolić na coś takiego? Jak on mógł to zrobić? Oboje przecież wiedzieliśmy, ile pracy włożyliśmy w te oszczędności, ile wyrzeczeń. A teraz wszystko przepadło?

Nagle poczułam, że nie mogę dłużej siedzieć bezczynnie. Potrzebowałam odpowiedzi. Wstałam i poszłam za Bartkiem do salonu, gdzie usiadł na kanapie, z głową w dłoniach, unikając mojego spojrzenia.

– Bartek, jak mogłeś nam to zrobić? To były nasze pieniądze, Bartek. Nasze życie, nasza przyszłość. Co teraz? – z moich ust wyrzucałam każde słowo z mieszanką złości i żalu.

– Dorota, myślałem... że to będzie szansa. Michał mówił, że ten interes może nam przynieść fortunę. Nie chciałem cię martwić, chciałem zrobić coś wielkiego dla nas... – tłumaczył się, choć w jego głosie było słychać, że sam już nie jest tego taki pewien.

– Michał? Serio? Zaufałeś Michałowi? Przecież to twoje fantazje! Jak mogłeś tak ryzykować naszym życiem, bez słowa?! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, co się stało?

Bartek zamilkł, jakby jego słowa traciły na znaczeniu wobec tego, co już się wydarzyło. Moje oskarżenia wybrzmiewały w pustym pokoju, a on siedział tam, zgarbiony, jakby stracił całą nadzieję na jakąkolwiek obronę.

– Chciałem, żebyśmy mieli lepsze życie, żebyśmy mogli szybciej spełnić nasze marzenie. Dorota, robiłem to dla nas... Ale się nie udało – powiedział cicho, jakby bał się, że każde kolejne słowo tylko pogorszy sytuację.

Następne dni były jak koszmar

– Dla nas? Nie, Bartek. To zrobiłeś dla siebie. Bo chciałeś wszystko na już. A teraz co? Straciliśmy wszystko. Dom, przyszłość, zaufanie. Co teraz?

W jego oczach widziałam, że zrozumiał, jak bardzo nas zawiódł, ale nie potrafił tego naprawić.

Następne dni były jak koszmar, w którym utknęłam. Każde spojrzenie na Bartka przypominało mi o tym, co straciliśmy. Atmosfera w domu stała się duszna i nie do zniesienia. Bartek unikał rozmów o przyszłości, a ja unikałam jego spojrzeń. Każdy wieczór kończył się ciszą, a każdy poranek budził we mnie nowe pokłady rozczarowania.

Każda minuta w tym domu przypominała mi o naszej wspólnej porażce. O tym, jak bardzo się od siebie oddaliliśmy. Jak moje życie, które miało być wspólne z Bartkiem, teraz stało się jednym wielkim nieporozumieniem. Zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek będziemy w stanie to naprawić. Czy naprawdę możemy wrócić do tego, co mieliśmy?

Wiedziałam, że muszę coś zmienić. Przyszła noc, w której postanowiłam spakować swoje rzeczy. Z każdym kolejnym przedmiotem, który wkładałam do walizki, czułam, jak nasze wspólne życie coraz bardziej się rozpada. Wiedziałam, że to już koniec. W głębi serca wiedziałam, że nie mogę mu tego wybaczyć. Jak miałabym zaufać człowiekowi, który nie bał się zaryzykować całej naszej przyszłości bez mojej zgody?

Gdy kończyłam pakowanie, usłyszałam cichy krok za sobą. Bartek stał w drzwiach, z oczami pełnymi zmęczenia, zrozpaczony. Usiadł obok mnie na łóżku. Cisza między nami była tak gęsta, że prawie czułam jej ciężar na ramionach.

– Dorota, proszę, nie odchodź. Zniszczyłem wszystko, ale obiecuję, że to naprawię. Zrobię wszystko, żebyśmy mogli wrócić do tego, co mieliśmy. Proszę, daj mi szansę. – W jego głosie słychać było desperację, ale i skruchę.

Stałam z walizką w ręce

Spojrzałam na niego, czując mieszankę żalu i miłości. Czy naprawdę mogę mu wybaczyć? Czy to, co zrobił, nie było dla nas końcem?

– Bartek... Ja nie wiem, czy potrafię. Zniszczyłeś coś, co było dla nas najważniejsze. Jak mam znowu ci zaufać? – zapytałam, wiedząc, że odpowiedź na to pytanie będzie decydująca dla nas obojga.

Stałam z walizką w ręce, gotowa zrobić pierwszy krok w stronę drzwi. Z każdą sekundą moje myśli galopowały coraz szybciej, jakby serce chciało mi powiedzieć jedno, a rozsądek coś zupełnie innego.

Każda komórka mojego ciała mówiła: „Odejdź, nie możesz mu tego wybaczyć”. Ale coś trzymało mnie w miejscu. Nasze wspólne życie, wspomnienia, jego oczy wpatrujące się we mnie teraz z takim błaganiem – wszystko to powstrzymywało mnie od podjęcia ostatecznej decyzji.

Bartek stał w progu, nieco zgarbiony, jakby już przegrał, zanim w ogóle powiedział cokolwiek. Jego twarz była blada, zmęczona. Wiedziałam, że zrozumiał swój błąd, ale czy to wystarczy? Czy świadomość tego, co zrobił, mogła cokolwiek zmienić? Patrzyłam na niego, próbując zrozumieć, co właściwie czuję. Czy to żal za straconą przyszłością, czy załamany człowiek przede mną? A może coś jeszcze?

– Dorota, ja naprawdę... Ja wiem, że to wszystko moja wina. Zawiodłem cię. – Bartek próbował znaleźć słowa, ale każde z nich wydawało się coraz bardziej puste, im dłużej stałam z tą walizką w ręce. – Zrobię wszystko, żebyś mogła mi znowu zaufać. Obiecuję. Damy radę. Zaczniemy od nowa.

Cisza, która zapadła, była tak ciężka, że czułam, jak z każdą sekundą moje serce coraz bardziej się łamie. Stałam z nogą na progu, gotowa odejść. Walizka była już prawie za drzwiami. Ale w głębi siebie czułam, że to nie jest takie proste. Dziesięć lat wspólnego życia nie da się po prostu wyrzucić za drzwi.

Chciałam go przytulić

Przypomniałam sobie nasze wspólne marzenia, naszą miłość, wszystkie chwile, kiedy Bartek mnie wspierał, kiedy naprawdę był dla mnie najlepszym partnerem. Czy naprawdę mogę to wszystko przekreślić jednym ruchem?

– Dorota... proszę. – jego głos stał się miękki, niemalże cichy. Widziałam, jak bardzo zależy mu na tej jednej decyzji, jak bardzo boi się, że już przegrał. Patrzyłam na niego, widząc w jego oczach więcej strachu, niż kiedykolwiek wcześniej.

Chciałam go przytulić, chciałam powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale czy tak naprawdę wierzyłam w te słowa? Każda decyzja, jaką teraz podejmę, będzie miała swoje konsekwencje. Jeśli zostanę, będę musiała znowu nauczyć się ufać. Jeśli odejdę, to będzie koniec naszej historii.

Staliśmy naprzeciw siebie, w ciszy pełnej pytań bez odpowiedzi. A ja wciąż nie mogłam się zdecydować.

Walizka wciąż była w mojej ręce, a serce biło jak oszalałe. Czułam, jak każda myśl rozrywa mnie na pół. Z jednej strony – rozsądek, który krzyczał, że muszę odejść. Że nie można zbudować przyszłości na ruinach zaufania, które zostało zniszczone. Z drugiej strony – wspomnienia, te wszystkie drobne chwile, które spajały nasze życie przez te dziesięć lat. Miłość, która nie zniknęła, mimo wszystko.

Drzwi były otwarte, a ja mogłam wyjść w każdej chwili. Wystarczyłby jeden krok i to wszystko mogłoby się skończyć. Ale nie ruszyłam się. Spojrzałam na Bartka, który stał tam, niemalże bez tchu, jakby każdy ruch, który wykonam, miał zadecydować o jego dalszym życiu. Widziałam, jak bardzo żałuje, jak bardzo chce to naprawić. Ale czy jedno „przepraszam” mogło odwrócić wszystkie nasze straty, nasze złamane marzenia?

– Dorota, wiem, że to brzmi banalnie, ale proszę, daj mi jeszcze jedną szansę. Nie musimy od razu wracać do tego, co było, ale... zacznijmy od nowa. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. – jego słowa były ciche, pełne skruchy, ale też nadziei, że mimo wszystko nie wszystko stracone.

Milczałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Moje serce chciało wierzyć w te obietnice, ale rozsądek ciągle przypominał o wszystkim, co zostało zniszczone. Bartek czekał. A ja wciąż stałam, niezdolna do podjęcia ostatecznej decyzji.

I wtedy zrozumiałam, że może wcale nie muszę decydować dzisiaj. Może potrzebuję czasu, żeby wszystko przemyśleć. Może życie nie zawsze daje nam proste odpowiedzi. Spojrzałam na niego jeszcze raz, a potem powoli zamknęłam walizkę.

– Nie wiem, co dalej będzie, Bartek. Ale na razie zostanę – wypowiedziałam te słowa, nie będąc pewna, co właściwie oznaczają, ale w tej chwili były one jedynym, co mogłam mu dać.

Bartek odetchnął, jakby ktoś zdjął mu z ramion ogromny ciężar. Uśmiechnął się delikatnie, choć w jego oczach wciąż widziałam niepokój. A ja? Ja wciąż czułam, że nic nie jest pewne. Czy podjęłam właściwą decyzję? Na to pytanie odpowiedź miała przynieść przyszłość.

Dorota, 34 lata

Czytaj także:
„Mój chłopak wychodził na samotne spacery na cmentarz. Gdy odkryłam, co ukrywa, chciałam zapaść się pod ziemię”
„Moja druga żona chce mnie mieć na własność. Zmusza mnie do zerwania kontaktów z córką, a ja nie chcę”
„Zakochałem się w uczennicy. Codziennie śniłem o tym, co by się stało, gdybym się odważył wyznać swoje uczucia”

Redakcja poleca

REKLAMA