„Słyszałam krzyki sąsiadki, ale bałam się interweniować. Po tym, co się stało, żałowałam, że nie miałam odwagi”

przytulające się kobiety fot. Getty Images, Maria Korneeva
„Wtedy usłyszałam ciche pukanie od strony kuchni. To była Karolina, ledwo trzymająca się na nogach, z twarzą pełną łez. – Sandra, pomóż mi, proszę – szepnęła”.
/ 13.06.2024 14:30
przytulające się kobiety fot. Getty Images, Maria Korneeva

Kiedy przekroczyliśmy próg naszego nowego domu, poczułam olbrzymią radość. Jarek i ja wreszcie znaleźliśmy nasze miejsce na ziemi – mały domek otoczony zielenią, w spokojnej okolicy, z dala od miejskiego zgiełku, który tak nas męczył. Było to idealne miejsce, by zaplanować przyszłość i marzyć o rodzinie.

Od razu ją polubiłam

Pierwszego dnia, w trakcie rozpakowywania kartonów, usłyszałam pukanie do drzwi. To była Karolina, nasza sąsiadka z naprzeciwka, która uśmiechnięta trzymała w rękach gorące ciasto.

– Witajcie w naszej małej enklawie spokoju – powiedziała, a my odwzajemniliśmy jej uśmiech, czując, że trafiliśmy we właściwe miejsce.

Dni płynęły leniwie, a my powoli zaczynaliśmy czuć się jak w domu. Karolina często wpadała do nas na kawę, opowiadając o okolicy i dając praktyczne rady. Jej obecność była przyjemnym akcentem, mieliśmy wiele wspólnych tematów do rozmów. Jednak z czasem w jej zachowaniu zaczęliśmy dostrzegać pewne zmiany.

Jej niegdyś radosne oczy stały się smutne, a uśmiech wymuszony. Zaczęłam się zastanawiać, co się za tym kryje. Karolina, zawsze tak pogodna i chętna do rozmów, zaczęła unikać naszego spojrzenia. Nie odwiedzała nas tak często jak do tej pory, a gdy się pojawiała, wyglądała na wystraszoną i zaniepokojoną.

Pewnego wieczoru, gdy Jarek i ja siedzieliśmy na tarasie, rozkoszując się ciszą, usłyszeliśmy stłumione krzyki dochodzące z domu naprzeciwko. To musiała być Karolina. Płakała i szlochała. Spojrzałam na Jarka, który podobnie jak ja, był mocno zaniepokojony.

– Coś się dzieje – szepnęłam.

Jarek kiwnął głową, ale obydwoje czuliśmy się bezradni. Czy powinno się interweniować, gdy słyszy się kłótnię sąsiadów? Przecież w wielu domu dochodzi do sprzeczek.

Przemoc nie była jej obca

W kolejnych dniach Karolina wydawała się jeszcze bardziej zamknięta w sobie. Gdy spotykałam ją na ulicy, mówiła szybko i chaotycznie, zawsze wyglądała na to, jakby spieszyła się, żeby jak najszybciej wrócić do domu. Wtedy też zauważyłam siniaki na jej przedramieniu. Chciałam zapytać, co się stało, ale ona zręcznie zmieniała temat.

Zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Udawać, że o niczym nie mam pojęcia? Czy jednak jakoś jej pomóc? Przecież ewidentnie była ofiarą przemocy domowej. Również Jarek zaczął wyrażać swoje obawy.

– Może powinniśmy z nią porozmawiać? – zaproponował pewnego wieczoru.

Doszliśmy do wniosku, że nie możemy zostać obojętni na jej cierpienie. Zwłaszcza że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Karolina może potrzebować pomocy. Decyzja zapadła. Postanowiliśmy działać, ale jak to zrobić, nie wiedzieliśmy. Musieliśmy być delikatni, bo sprawy, o których chcieliśmy porozmawiać, nie należą do najłatwiejszych.

Planowaliśmy zaprosić Karolinę na kolację, w luźnej, domowej atmosferze spróbować dowiedzieć się więcej i delikatnie zasugerować, że jesteśmy tu dla niej. Potrzebowaliśmy jednak odpowiedniego momentu, aby to zrobić, wiedząc, że każde nasze słowo musi być dobrze przemyślane, by nie przynieść jej więcej szkody niż pożytku.

Następnego dnia, gdy Jarek był w pracy, zobaczyłam Karolinę w jej ogrodzie. To był ten moment. Odważyłam się podejść. Odłożyłam narzędzia ogrodowe i powoli przemierzyłam trawnik dzielący nasze domy. Moje serce biło jak oszalałe, bo wiedziałam, że to, co zamierzam zrobić, może zmienić nasze stosunki na zawsze. Ale w głębi duszy wiedziałam też, że nie mogę po prostu stać z boku.

Nie chciała się przyznać

Gdy podeszłam, Karolina plewiła rabatę z różami. Jej włosy były spięte w niechlujny kok, a na twarzy nie było śladu makijażu, którym zwykle tuszowała siniaki. Zdawała się być myślami gdzieś daleko, dopiero mój głos przywrócił ją do rzeczywistości.

– Karolina? – zawołałam delikatnie. – Możemy chwilkę porozmawiać?

Obejrzała się i uśmiechnęła, ale był to bardzo nerwowy uśmiech.

– Hej, jasne. Coś się stało? – odparła.

Wzięłam głęboki oddech, a po chwili wypłynęły ze mnie słowa.

– Chciałam zapytać, czy wszystko u ciebie dobrze. Czasami słyszymy... no wiesz, kłótnie. I zauważyłam te siniaki na twoich rękach.

Spuściła wzrok i skupiła się na kwiatach. Jej dłonie lekko drżały, gdy próbowała je ukryć za plecami.

– Ach, to... No wiesz, przenosiłam w ogrodzie różne doniczki, więc pewnie stąd te siniaki. A co do hałasu, to wiesz, małżeństwo to nie zawsze sielanka.

Jej wyjaśnienie oczywiście było kłamstwem, a ja poczułam, jak rośnie we mnie złość na jej męża. Wtedy już wiedziałam, że na pewno tak tego nie zostawię.

– Rozumiem – powiedziałam. – Ale wiesz, z Jarkiem zawsze jesteśmy tutaj obok. Jeśli kiedykolwiek będziesz czegoś potrzebować, czy to wsparcia, czy po prostu chwili rozmowy, drzwi naszego domu są zawsze dla ciebie otwarte.

Karolina spojrzała na mnie, tym razem prosto w oczy. Widziałam w nich cierpienie i strach, których nie potrafiła już przede mną ukryć.

– Dziękuję – wyszeptała. – To naprawdę miłe z waszej strony.

Nie zostawimy jej samej

Gdy wróciłam do domu, czułam mieszankę nadziei i niepokoju. Niepokój, bo wiedziałam, że to nie jest koniec i że sytuacja, w której się Karolina znalazła, była zbyt skomplikowana, by rozwiązać ją jedną rozmową. Nadzieję, ponieważ czułam, że może Karolina poczuje teraz, że ma w nas sojuszników.

Jarek wrócił do domu późnym popołudniem. Opowiedziałam mu o mojej rozmowie z Karoliną, o jej reakcji, o strachu, który widziałam w jej oczach. Jarek słuchał uważnie, potakując od czasu do czasu.

– Dobrze zrobiłaś kochanie – powiedział, kiedy skończyłam. – Teraz wie, że może na nas liczyć. To ważne, żeby miała wsparcie.

W następnych dniach oboje z Jarkiem staliśmy się bardziej wyczuleni. Wysyłaliśmy Karolinie drobne sygnały – zapraszaliśmy ją na wspólne obiady, oferowaliśmy pomoc w ogrodzie, stwarzaliśmy okazje do rozmów. Nie chcieliśmy być natrętni, ale też chcieliśmy dać jasny sygnał, że jesteśmy gotowi, aby jej wysłuchać.

Przełom nastąpił nieoczekiwanie. Pewnego wieczoru, gdy Jarek i ja siedzieliśmy w salonie, usłyszeliśmy gwałtowne pukanie do drzwi. To był mąż Karoliny, Kacper. Wyglądał na zdenerwowanego, a jego oczy lśniły gniewem.

– Muszę porozmawiać z Karoliną – wymamrotał, kiedy otworzyłam.

– Jej u nas nie jest – odpowiedziałam, próbując zachować spokój. – Co się stało?

– Nieważne – rzucił i odwrócił się, zanim zdążyłam coś jeszcze powiedzieć.

Patrzyłam, jak odchodzi, czując, jak przerażenie miesza się z gniewem.
Wtedy usłyszałam ciche pukanie od strony kuchni. To była Karolina, ledwo trzymająca się na nogach, z twarzą pełną łez i kolejnymi siniakami na całym ciele.

– Sandra, pomóż mi, proszę – szepnęła.

Policja musi coś z tym zrobić

Jarek zadzwonił na policję, a ja trzymałam Karolinę za rękę, mówiąc jej, że wszystko będzie dobrze. Wiedziałam, że  przed nią jeszcze długa droga do uwolnienia się od tego oprawcy, ale wierzyłam, że właśnie wykonała  pierwszy krok. 

Następne godziny minęły jak w zawieszeniu. Policja przyjechała szybko. Jarek odpowiadał na ich pytania, podczas gdy ja starałam się uspokoić Karolinę, która z każdą chwilą wydawała się coraz bardziej załamana. Patrzyłam na nią i widziałam kobietę, która dotychczas z wielką siłą próbowała stwarzać pozory normalności i teraz w końcu pozwoliła sobie na ujawnienie prawdy.

Kacper został zatrzymany i trafił do aresztu. My cały czas byliśmy blisko Karoliny, która mocno przeżywała całą sytuację. Były łzy, była ulga, była też ogromna pustka – emocje, które trudno opisać słowami. Całą noc siedzieliśmy w kuchni, pijąc herbatę i rozmawiając. Słuchaliśmy, gdy Karolina dzieliła się swoją historią, opowiadała nam, czego doświadczała niemal od początku swojego małżeństwa. Żal było tego słuchać, niekiedy miałam gęsią skórkę na całym ciele.

Jarek i ja poczuliśmy się jakoś odpowiedzialni za Karolinę. Chcieliśmy wspólnie z nią przejść przez ten trudny czas. Wspólne obiady, spacery, a czasem po prostu cisza. Karolina stopniowo odzyskiwała siły i pewność siebie, której potrzebowała, by rozpocząć swoje życie na nowo, ty razem bez przemocy.

Nie można być obojętnym

Mijały miesiące, a wraz z nimi w życiu Karoliny pojawiało się coraz więcej zmian. Wróciła do jako takiej równowagi psychicznej, rozwiodła się z Kacprem podczas pierwszej rozprawy, ponieważ sąd dysponował wystarczającym materiałem, by orzec winę jej męża. Dodatkowo oprawca dostał zakaz zbliżania się do byłej żony. Od sąsiadów dowiedzieliśmy się, że spakował jedną walizkę i wyjechał na drugi koniec Polski.

Często widziałam Karolę, jak pracuje w ogrodzie, co kiedyś było jej hobby. Znowu mogła się tym zająć, tym razem bez śladów uderzeń na ciel. Teraz, patrząc na Karolinę, widziałam kobietę, która z całych sił chce być szczęśliwa. Zatrudniła się w miejscowym sklepie z roślinami, gdzie mogła rozmawiać o swojej pasji – ogrodnictwie. 

Jej doświadczenie nauczyło nas wszystkich – mnie, Jarka i naszych sąsiadów – że nikt z nas nie jest sam i że każdy z nas może być tym, kto wyciągnie pomocną dłoń. Ja nauczyłam się też tego, że trzeba słuchać intuicji i trzeba działać, gdy komuś dzieje się krzywda. Nie powinno się czekać, aż będzie za późno.

Sandra, 32 lata

Czytaj także:
„Chcieliśmy zaoszczędzić na wakacjach, bo nie mieliśmy kasy. Urlop był tani, ale też najgorszy w naszym życiu”
„Miałam ochotę i wynajęłam faceta na jedną noc. Córka się za mnie modli, bo tak grzeszę na starość”
„Matka wydała mnie za mąż za najlepszą partię we wsi. Może i facet bogaty, ale głupi i kiepski w łóżku”

Redakcja poleca

REKLAMA