„Ślicznotka z sanatorium zarzuciła haczyk na mojego ojca. Sądziła, że wyrwała bogacza, a w jego portfelu piszczała bieda”

szczęśliwa kobieta fot. iStock, YakobchukOlena
„Nawet zadowolony byłem, że tata ma tu jakieś rozrywki, chociaż ta cała pani Aniela nie bardzo mi się podobała…”.
/ 01.07.2024 14:12
szczęśliwa kobieta fot. iStock, YakobchukOlena

Moja firma wysyłała mnie we wrześniu na tygodniowe szkolenie. Ucieszyłem się nawet, bo okolica była dość atrakcyjna, nawet pod koniec lata. A poza tym mój tata kilkanaście kilometrów dalej przebywał w sanatorium, mogłem więc go odwiedzić. Gdy jednak zadzwoniłem, żeby zawiadomić go o swojej wizycie, nie usłyszałem w jego głosie zbyt wiele radości.

– Nie cieszysz się? – spytałem zdziwiony. – Skoczymy gdzieś razem na browarka, co?

– No dobrze, tylko wiesz… – jakby się zawahał. – Ja nie mam zbyt wiele czasu.

– Jak to? – zdumiałem się. – Przecież w sanatorium jesteś, cóż ty tam masz do roboty poza chodzeniem na zabiegi?

– Jak by ci tu powiedzieć – zaczął się jąkać ojciec. – Zresztą, przyjeżdżaj, synu, skoczymy na piwko, pogadamy sobie.

Kilka dni później byłem już na miejscu. Po zajęciach kupiłem kremówki (ojciec był amatorem wszelkich słodkości) i nie uprzedzając go, podjechałem pod budynek sanatorium. W recepcji powiedziano mi, że pan Zbigniew mieszka na pierwszym piętrze, w jednoosobowym pokoju. Ta wiadomość trochę mnie zmartwiła. Liczyłem na to, że chociaż tutaj tata nie będzie unikał towarzystwa i zajmie pokój z kimś na spółkę.

Po śmierci mamy – niedawno obchodziliśmy dziesiątą rocznicę – zamknął się w swojej skorupie samotności, nigdzie nie chodził, z nikim się nie spotykał. Był już na emeryturzeCzasem coś tam tylko podłubał w starych zegarkach, których miał piękną, cenną kolekcję. Była to pamiątka z czasów, kiedy pracował jako zegarmistrz.

Wyraźnie mu się spodobała

Na mój widok ojciec zmieszał się trochę, rzucił szybkie spojrzenie na stół, gdzie dostrzegłem rozłożony na części mały, chyba damski zegarek, lupę i śrubokręcik.

– Co ty, tato, dorabiasz sobie do emerytury czy co? – zdumiałem się na dzień dobry.

– Ależ skąd! – ojciec stropił się jeszcze bardziej. – Zepsuł się zegareczek takiej jednej pani, zamoczyła go sobie w jacuzzi… Po co ma w obce ręce takie cacko oddawać.

– Rozumiem – bąknąłem. – Przywiozłem twoje ulubione kremówki. Zrób herbatki, to może siądziemy na balkonie. Ciepło jeszcze jest, pogadamy sobie.

Rozmowa jakoś nam się nie kleiła. Ojciec niby wypytywał o swoje wnuki, o moją pracę, jednak dobrze widziałem, że myślami jest gdzie indziej. Raz po raz zerkał przez balustradę na dół, na skwerek, gdzie korzystając z ciepłego popołudnia jeszcze spacerowali tutejsi kuracjusze. W pewnym momencie tata poruszył się jakoś tak żywiej, oczy mu pojaśniały.

Podążyłem za jego wzrokiem i spostrzegłem, że obiektem jego zainteresowania jest starsza pani, elegancka, choć jak na swój wiek może odrobinę zbyt odważnie ubrana. Ale ojcu widać bardzo się podobała, bo nie spuszczał z niej wzroku. A pani szła wolno, z wysoko podniesioną głową, świadoma wrażenia, jakie wywoływała.

– To ta, co jej się zegareczek zamoczył w kąpieli? – rzuciłem domyślnie.

– Tak – ojciec się uśmiechnął. – Prawda, jaka piękna kobieta? I inteligentna, o wszystkim można z nią porozmawiać! Siedzieliśmy razem podczas wieczorku zapoznawczego – tu ojciec ściszył głos i nachylił się do mnie. – Mówię ci, jak ona tańczy!

– O, to coś nowego! – roześmiałem się. – Myślałem, że ty nie potrafisz tańczyć.

Dobrze pamiętałem, jak mama się żaliła, że ojcu słoń nadepnął na ucho, bo za grosz wyczucia rytmu nie miał.

– Ależ oczywiście, że potrafię – odparł tata z dumą. – Właśnie Aniela mnie nauczyła – spojrzał ukradkiem na zegarek.

– Śpieszysz się gdzieś? – spytałem niepewnie.

Zaprosiłem Anielę na spacer, chciała, żebym opowiedział jej o mojej pracowni, o zegarkach – spojrzał na mnie wymownie. – A przedtem to wiesz, ogolić się muszę – i podniósł się z krzesła.

Ojciec wcale nie był pierwszy

Nawet zadowolony byłem, że tata ma tu jakieś rozrywki, chociaż ta cała pani Aniela nie bardzo mi się podobała… Przechodząc obok recepcji, skinąłem głową siedzącej tam dziewczynie.

– Szybko pan wychodzi – zdziwiła się trochę.

– No cóż, tata ma inne plany na wieczór – uśmiechnąłem się.

– A tak, pewnie idzie z naszą panią Anielką na spacer – dziewczyna domyślnie pokiwała głową. – Tata jest wyraźnie pod jej urokiem, są jak papużki nierozłączki.

Jadąc do hotelu, myślałem, że chyba niedobrze sprawy wyglądają, skoro już nawet personel sanatorium zauważył afekt mojego taty do pani Anieli. Widziałem tę kobietę ledwie przez chwilę, ale nie wzbudziła we mnie specjalnego zaufaniaOjciec to naprawdę porządny, uczciwy człowiek i szkoda by go było dla jakiegoś wampa. Pewnie dziesięcioletnia samotność sprawiła, że nietrudno u niego o jesienne zaćmienie serca. A ja nie chciałem, żeby potem cierpiał przez zawiedzioną miłość.

Niby ojciec był dorosły i nie powinienem się wtrącać w jego życie, jednak czułem, że muszę coś zrobić, chociażby dowiedzieć się czegoś o tej pani Anieli. Przy kolejnej wizycie zasięgnąłem więc języka w recepcji, wdając się w pogawędkę z siedzącą tam dziewczyną. Jej rozmowność wzrosła, gdy położyłem na biurku pudełko czekoladek, mówiąc, że przywiozłem je dla ojca, którego akurat nie ma w pokoju…

– Widziałam, jak wychodzili z panią Anielą – wyjaśniła recepcjonistka. – To piękna kobieta, ale… – zawiesiłem głos, pozostawiając dziewczynie dokończenie mojego zdania.

– No właśnie – zgodziła się ze mną natychmiast. – Wie pan, ona przyjeżdża do nas od wielu lat i zawsze sobie kogoś wśród kuracjuszy upatrzy.

– To znaczy kogo? – spytałem.

– Jakiegoś pana… – dziewczyna zawahała się. – No, kandydata na towarzysza życia. Ona jest bardzo samotna, dzieci ją skrzywdziły, oddała im wszystko i sama nawet nie bardzo ma gdzie mieszkać, więc szuka łatwej okazji.

Pomyślałem o kawalerce ojca, on też po śmierci mamy niewiele sobie zostawił… Swoje duże mieszkanie oddał mnie, firmę przekazał mojemu bratu, sam żył ze skromnej dość emerytury. A pięknej pani Anieli chyba nie o takiego towarzysza chodziło. Biłem się z myślami, jak o tym wszystkim powiedzieć ojcu. Nie chciałem zbytnio go ranić… Wyglądał na prawdziwie zauroczonego Anielą, no i taka radość życia biła z jego oczu, jakiej od wielu lat u niego nie widziałem. Ale musiałem działać.

Tylko dobrego zegarka szkoda...

Dzień przed końcem mojego szkolenia kupiłem znowu te jego ulubione kremówki i ruszyłem z ostatnią wizytą. Tym razem zapowiedziałem się wcześniej. Nie chciałem, żeby tata znowu gdzieś się śpieszył. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że bardzo chętnie się ze mną spotka.

– Nie wybierasz się dziś wieczorem na żadne tańce? – spytałem zaraz na progu pokoju. – Bo nie chciałbym ci przeszkadzać – zastrzegłem, podając mu ciastka.

– Nigdzie nie idę – odparł tata dziwnie zgaszonym tonem. – Chodź, mam dobrą herbatę, pogadamy sobie…

Spostrzegłem, że gdzieś zniknęła jego niedawna radość życia.

– A ta pani od utopionego zegarka? – spytałem ostrożnie.

– Zamoczonego – poprawił mnie machinalnie ojciec i wzruszył ramionami. – Wiesz, przestały ją interesować moje zegarki, kiedy wspomniałem jej, że pracownię przekazałem młodszemu synowi – westchnął ciężko. – A wiesz, co mi na koniec powiedziała? – prychnął z gniewem. – Że na darmo sobie zniszczyła zegarek…

– Nie rozumiem… – spojrzałem zdziwiony na tatę.

– No, bo ona specjalnie sobie ten zegarek wrzuciła do wody, żeby się do mnie zbliżyć. Wiesz, myślała, że jestem facet z kasą, słyszała, jak ktoś do mnie mówił „mistrzu” – nagle ojciec roześmiał się. – No i przeliczyła się kobieta, bo nie dość, że nie mam już pracowni ani dużego mieszkania, to jeszcze nie naprawiłem jej tego cacka! – śmiał się. – Bo co ona sobie myślała, że ja do sanatorium z całym warsztatem jeżdżę czy co?!

Ja też się roześmiałem, bo w jednej chwili kamień spadł mi z serca – żaden sanatoryjny wamp nie skrzywdzi mojego taty. Ale gdzieś tam w duszy poczułem cień zawodu. Szkoda jednak, że to jego jesienne zaćmienie serca tak się skończyło.

– Tylko mi tego zegarka szkoda, to naprawdę był rarytasik – westchnął ojciec, a mnie zrobiło się od razu weselej.

Sięgając po kremówkę pomyślałem, że każdy z nas czego innego żałował…

Tomasz, 40 lat

Czytaj także:
„Żona szasta moją kasą, ale mnie nie szanuje. Zapomniała, kto ją wyciągnął z biedy i płaci za wszystkie fanaberie”
„Mąż bawił się w Casanovę, więc dałam mu pole do popisu. Ciekawe, czy któraś poleci na bezdomnego z pustym portfelem”
„Wygrałam w totolotka i moje życie zmieniło się w piekło. Rodzina traktuje mnie jak chodzący bankomat”

Redakcja poleca

REKLAMA