„Żona szasta moją kasą, ale mnie nie szanuje. Zapomniała, kto ją wyciągnął z biedy i płaci za wszystkie fanaberie”

kobieta na zakupach fot. Getty Images, Tatsiana Volkava
„Zacząłem odnosić wrażenie, że odkąd Hania stała się żoną na utrzymaniu, zupełnie straciła poczucie wartości pieniądza. Wydawała fortunę na wyjścia z koleżankami, zakupy w najdroższych drogeriach, ubrania. Owszem, miałem pieniądze, ale nie w nieskończonych ilościach”.
/ 30.06.2024 22:00
kobieta na zakupach fot. Getty Images, Tatsiana Volkava

Haruję, jak wół, żeby zapewnić komfort i wysoki standard życia nie tylko sobie, ale i mojej żonie. I co z tego mam? Ani jednego życzliwego słowa w domu nie usłyszę! Tylko wieczne jęki i narzekanie. W końcu ją wykopię z powrotem do rodziców to sobie przypomni, jak to było nie mieć grosza przy duszy!

Hania była moją wielką miłością

Poznaliśmy się przez wspólnych znajomych na jednej ze studenckich imprez. Było to już pod koniec studiów, więc miałem już tam jakieś pierwsze malutkie sukcesy zawodowe na koncie, szedłem po swoje i czułem, że świat stoi przede mną otworem. Co prawda, nie szczęściło mi się jeszcze wtedy w kwestiach damsko-męskich, ale wierzyłem, że na wszystko jeszcze przyjdzie czas.

Gdy jednak po raz pierwszy zobaczyłem Hanię, coś się we mnie zmieniło. Była cichutka, wycofana, siedziała sobie w kącie i wstydziła się zagadać do kogokolwiek, ale w jej wzroku było coś tak urzekającego i przenikliwego, że od razu wpadłem jak śliwka w kompot.

– Cześć, nikogo nie znasz? – zagaiłem w końcu.

– Nie... Jestem tu, bo koleżanka nie chciała przychodzić sama. Rzadko bywam na takich dużych imprezach... – bąknęła nieśmiało.

– Dużych? Co ty, tu sami swoi. Zaraz wszystkich poznasz – zapaliłem się.

Próbowałem ją wciągnąć w towarzystwo, ale ewidentnie była bardzo skrępowana. Było w tym jednak coś urzekającego, takiego niewinnego. Aż się chciało tę dziewczynę porwać na miasto i pokazać jej, jak wspaniałe może być życie, gdy tylko zechce się wyjść ze skorupy. Nie wiem, jak mi się to udało, ale podała mi swój numer telefonu, a potem zgodziła na następne spotkanie.

Zaczęliśmy się spotykać. Hania pochodziła z malutkiej wsi pod miastem, z której ewidentnie chciała się wyrwać. Dowiadywałem się o niej tego wszystkiego, gdy stopniowo się poznawaliśmy.

– Przepraszam, ale wolę spotykać się w mieście niż u mnie w domu czy na wsi... Tam od razu wszyscy gadają, każdy wylicza, kto ile ma pieniędzy, plotkują. Nie czułabym się swobodnie. Poza tym mój dom to nic szczególnego. Biedna chata, dosłownie dwa pokoje – opowiadała, choć było widać, że jest lekko skrępowana.

– Spokojnie, możemy się widywać na mieście. Mam tu swoje mieszkanie, też jest zawsze dla ciebie otwarte. Dostałem je po dziadku, który zdecydował, że wróci na starość w góry, tam, gdzie się urodził. To naprawdę wielkie ułatwienie, bo nie muszę płacić horrendalnych wynajmów ani kredytów. Stać mnie więc na rozwój, a teraz najbardziej chcę inwestować właśnie w to – opowiadałem jak najęty.

Może i byłem nieco zarozumiały, ale każdy młody chłopak ma w sobie coś idealistycznego, jakąś chęć pokazania się, zaimponowania – zwłaszcza przed dziewczyną, która mu się podoba. A Hania słuchała, wpatrzona we mnie jak w obrazek.

Po roku takich zalotów zdecydowałem, że się oświadczę. Odebrałem właśnie dyplom i miałem już zaklepaną niezłą pracę na pełen etat.

– Zapewnię ci wszystko, czego wcześniej nie miałaś. Obiecuję, że będziesz miała komfort i bezpieczeństwo i że zawsze będę cię kochał – oznajmiłem uroczyście, gdy wręczałem jej pierścionek.

Wzruszona przyjęła oświadczyny i wkrótce się pobraliśmy.

Wiodło mi się coraz lepiej

Nie ukrywam, życie układało mi się naprawdę tak, że wiele osób mogłoby o tym pomarzyć. Miałem piękną, skromną i mądrą żonę, dobrą pracę, mieszkanie, pieniądze. Hania nie studiowała, więc nie miała takich perspektyw jak ja, ale bynajmniej nie była leniwa. Zatrudniła się w biurze, gdzie przez kilka lat pracowała jako sekretarka. Ale gdy moja pensja stopniowo rosła i patrzyłem, ile musi się naharować na jakieś marne grosze, zaproponowałem, żeby rzuciła pracę.

– Stać mnie na to, żeby utrzymać nas oboje i nie będziesz musiała wypruwać sobie żył za takie nędzne pieniądze. Widzę, że jest ci tam ciężko, więc jeśli chcesz, możesz zrezygnować z pracy i zająć się domem. Oczywiście, to nie znaczy, że będziesz jakąś darmową gosposią, w którą wielu mężów zamienia swoje żony! – dodałem szybko. – Ja przecież też będę wykonywał swoje domowe obowiązki, jak dotychczas. Ale byłoby nam może obojgu łatwiej. Miałabyś czas na spokojnie zrobić zakupy, a potem zajmować się jakimiś pasjami. Może skończyłabyś jakiś kurs? Jest cała masa możliwości – przekonywałem ją.

Nie chciałem, żeby Hania pomyślała, że chcę ją od siebie uzależnić i zrobić z niej kurę domową. Zależało mi tylko na tym, żeby było jej lżej, żeby była szczęśliwa. Ale okazało się, że nie muszę jej szczególnie przekonywać, bo z chęcią przystała na moją propozycję.

I niestety, wtedy wszystko zaczęło się zmieniać. Po pierwszym roku takiego układu zauważyłem, że Hania robi się coraz bardziej... roszczeniowa? Pamiętam, że bardzo mnie to zszokowało, bo nie sądziłem, że w ogóle jest zdolna do takich zachowań.

– A może byś poszedł po kolejną podwyżkę? Kupilibyśmy większe mieszkanie, pojechali na wakacje do fajniejszego hotelu... – mamrotała pod nosem coraz częściej.

– Kochanie, to tak nie działa. Dostanę podwyżkę, jak zapracuję sobie na awans, a do tego potrzebuję jeszcze zrealizować kilka projektów. Poza tym, czy czegoś nam brakuje?

– No nie, ale żony twoich kolegów jeżdżą luksusowymi autami, a ja nadal w tej starej skodzie – narzekała.

Myślałem, że się przesłyszałem. Moja żona narzekająca na takie bzdury? Marząca o drogim, ekskluzywnym aucie, choć zawsze zapewniała mnie, że „nie potrzebuje luksusów, dopóki ma mnie? Wtedy to zignorowałem, ale ta rozmowa pozostawiła we mnie nieprzyjemne odczucia.

Hanka szastała pieniędzmi

Zacząłem odnosić wrażenie, że odkąd Hania stała się „żoną na utrzymaniu”, zupełnie straciła poczucie wartości pieniądza. Wydawała fortunę na wyjścia z koleżankami, zakupy w najdroższych drogeriach, ubrania. Owszem, miałem pieniądze, ale nie w nieskończonych ilościach.

– Kochanie, przystopuj. Nie stać nas na to wszystko – poinformowałem ją kiedyś.

– Przecież obiecywałeś, że zrobisz wszystko, żebym żyła w komforcie – odpysknęła mi.

– I nie żyjesz? – zdziwiłem się. – Duże mieszkanie, nie musisz pracować, masz pełną szafę, stać cię na wakacje. To za mało?

Wydęła tylko usta i uśmiechnęła się kpiąco. Nie spodobało mi się to – zwłaszcza że moja żona zaczęła się zachowywać, jak gdyby ktoś mi ją podmienił. To nie była ta sama Hania, w której się zakochałem. Gdzie ta jej skromność? Gdzie pracowitość? Myślałem, że cały ten wolny czas i możliwości przeznaczy może na swoje pasje, na kursy, może na studia, skoro życie w końcu podarowało jej możliwość i środki, aby zwiększyć swoje kompetencje.

A skąd! Całymi dniami łaziła po galeriach handlowych i ani myślała wrócić do nauki czy iść na jakiekolwiek szkolenie. Liczyłem jednak, że w obliczu prawdziwych problemów z pieniędzmi zrozumie powagę sytuacji.

– Hania, moja firma ma problemy – oznajmiłem jej któregoś dnia. – Możliwe, że nie dostanę w tym roku tak dużej premii, jak się spodziewałem. Musimy więc zrezygnować z wakacji na Maderze, które zaplanowaliśmy...

– A to dlaczego? – zapytała zdziwiona.

– Jak to dlaczego? Bo nie będzie nas na nie stać – odpowiedziałem.

– Ciebie nie będzie stać. Więc jako żywiciel domu chyba powinieneś zrobić coś, żeby to zmienić. Nieprawdaż? Może zabierz się za szukanie lepszej pracy – odparła żona bezczelnie.

– Słucham? – wkurzyłem się nie na żarty. – To tak nie działa! Nie po to przez tyle lat pracowałem na pozycję w tej firmie, żeby teraz wszystko to rzucać, bo szef ma chwilowe kłopoty! Nie jesteśmy zadłużeni, nie mamy dzieci na utrzymaniu, nie mamy noża na gardle. Z luksusowych wakacji chyba możemy zrezygnować, prawda? Czy korona ci z głowy spadnie, jak raz pojedziemy na Mazury zamiast za granicę? A może sama zabrałabyś się za pracę, skoro tak chętnie wydajesz, nie liczysz się z budżetami i tylko masz wymagania?

Hanka otworzyła szeroko oczy i zamilkła, po czym wstała i wyszła z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Od dwóch dni jest obrażona. Dlaczego? Nie jestem pewien, czy zabolało ją, że wytknąłem jej brak pracy, czego faktycznie nie powinienem był mówić. Ale może być też tak, że jest zwyczajnie oburzona, że miałem czelność poprosić ją o bardziej racjonalne gospodarowanie budżetem.

Nie wiem, ale po raz pierwszy jestem pewny, że się nie ugnę. Nie nauczy się szanować mnie i mojej pracy? To nie! Jak jej nie pasuje, to może wracać do tej zabitej dechami dziury, z której przyjechała. Ciekawe, jak długo tam wytrzyma bez mojej kasy.

Adam, lat 39

Czytaj także:
„Zatraciłam się w macierzyństwie. Tak skupiłam się zupkach i pieluszkach, że zapomniałam, że jestem kobietą”
„Otworzyłam uroczy hotel nad Bałtykiem, by spełnić marzenie życia. Goście szybko zamienili moje gniazdko w oborę”
„Wczasy na wsi miały mi osłodzić życie, ale poznałam skwaszonego gospodarza. Razem odkryliśmy nowe smaki lata”

Redakcja poleca

REKLAMA