„Siostra załatwiła mi łatwą pracę na koloniach. Zamiast pilnować dzieciaków, troszczyłem się o piękną opiekunkę”

para na wycieczce fot. Getty Images, Morsa Images
„Poszliśmy do ustronnego zagajnika i zajęliśmy się sobą. Musieliśmy się spieszyć. W końcu mieliśmy pod opieką grupę niesfornych dzieciaków, ale gdy rzuciliśmy się na siebie, zapomnieliśmy o całym świecie. Kiedy wróciliśmy na miejsce, nie było tam naszych podopiecznych”.
/ 16.06.2024 07:15
para na wycieczce fot. Getty Images, Morsa Images

Akademickie życie swoje kosztuje, więc każdy grosz w portfelu studenta jest na wagę złota. Cieszyłem się jak prosię w deszcz, gdy Anka, moja siostra, zaproponowała mi pracę opiekuna na koloniach. Pomyślałem: „nie narobię się, a kasa wpadnie do kieszeni”. Zamiast zarobić, napytałem sobie niezłej biedy. Anka przestała odzywać się do mnie i nie zapowiada się, żeby szybko mi odpuściła. A wszystko przez to, że zamiast pilnować dzieci, miałem oko na zgrabne nogi pewnej pięknej opiekunki.

Nie chciałem brać tej pracy

Gdy skończyłem szkołę średnią, zamarzyłem o pracy nauczyciela matematyki. Cyferki to mój konik, a jako że mam naturalny dar do przekazywania wiedzy, wybór drogi zawodowej był oczywisty. Jestem jednak realistą i jako facet, który twardo stąpa po ziemi, od początku brałem pod uwagę, że być może nie będę pracował w zawodzie. To dlatego obsesyjnie robiłem wszelkie kursy.

W swojej kolekcji „papierków” mam uprawnienia ratownika wodnego, operatora wózków widłowych i wiele innych. Wybrałem się nawet na kurs wychowawcy kolonijnego. Nie myślałem, że kiedykolwiek mi się przyda, aż siostra zaproponowała mi wakacyjną pracę na koloniach. Na początku nie chciałem się zgodzić, ale Anka wysunęła argumenty, które ostatecznie mnie przekonały.

– Brakuje nam wychowawców na koloniach. Może byłbyś zainteresowany? – zapytała, gdy zadzwoniła do mnie pewnego dnia.

– Ja? Nie żartuj. Przecież ja nic nie wiem o dzieciach – próbowałem jej odmówić.

– Daj spokój. Przecież zrobiłeś kurs wychowawcy. Poza tym chcesz być nauczycielem, więc im więcej wprawy nabierzesz, tym lepiej dla ciebie. Zaufaj mi, wiem, o czym mówię.

– A co z nauczycielami z twojej szkoły?

– Jest za mało chętnych. Większość ma inne plany, a dyrekcja ciśnie, żeby zwerbować zaufanych ludzi. Niby komu mogę zaufać bardziej niż własnemu bratu?

– Sam nie wiem – zastanawiałem się.

– Proszę cię. Naprawdę, bardzo byś mi pomógł.

– Anka, nie mam ochoty użerać się w wakacje z dziećmi. Jeszcze zdążę napsuć sobie krwi, więc...

– To tylko dwa tygodnie – weszła mi w słowo. – Praca jest lekka. Jeżdżę co roku, więc wiem, co mówię. Poza tym zarobisz niezłą sumkę.

– Niezłą, czyli jaką?

– 2200 zł za byczenie się na Mazurach. Odpowiada ci?

To do mnie przemówiło. Żaden student nie pogardzi takim zastrzykiem gotówki. Pewnie zarobiłbym trochę więcej, gdybym wziął jakąś fizyczną fuchę, ale uwielbiam Mazury. Anka doskonale o tym wiedziała i zapewne celowo użyła tego argumentu.

Miałem pracować z niezłą laską

Przydzielono mnie do siedemnastoosobowej grupy. Najstarszy kolonista miał 10 lat, a to oznaczało, że opieką będę musiał podzielić się z innym wychowawcą. Nie byłem z tego zadowolony. Myślałem, że przydzielą mnie do którejś ze zbliżających się do wieku emerytalnego nauczycielek. „Nieźle dałem się wrobić” – myślałem. Na szczęście moje obawy nie spełniły się. Kierownik wypoczynku przedstawił mi młodą i naprawdę śliczną dziewczynę.

– Dawid, poznaj Olę. We dwójkę będziecie troszczyć się o naszych podopiecznych.

– Miło mi – powiedziała z szerokim uśmiechem i wyciągnęła do mnie dłoń, a mnie zamurowało.

Mówię poważnie, gdy ją zobaczyłem, stanąłem jak wryty. Gapiłem się na jej upięte w kucyk rude włosy, piegi obficie pokrywające twarz i kształtne piersi. Nie była jedną z tych instagramowych ślicznotek, które na żywo wyglądają zupełnie inaczej niż na zdjęciach. Olka to naturalna piękność.

– Coś nie tak? – zapytała w odpowiedzi na moją reakcję.

– Yyy... nie, po prostu przypominasz mi kogoś, kogo kiedyś znałem – skłamałem speszony. – Jestem Dawid. Fajnie, że będziemy razem pracować.

Na pewno mnie przejrzała. Mówił mi to jej uśmiech w stylu „nie jesteś pierwszym, który próbuje pożreć mnie wzrokiem”.

Podróż dłużyła się w nieskończoność. Na szczęście dzieci okazały się niezbyt absorbujące, więc mieliśmy trochę czasu, żeby lepiej się poznać.

– Pierwszy raz na koloniach? – zapytałem.

– Coś ty. To mój czwarty wyjazd. Myślałeś, że kierownik przydzieli cię do żółtodzioba?

– Właściwie nie pomyślałem o tym. Po prostu wyglądasz tak...

– Młodo? Wiem, każdy mi to mówi.

– Tyle osób chyba nie może się mylić, prawda?

– Na ile lat ci wyglądam?

– Bo ja wiem? Może na dwadzieścia. No, góra na dwadzieścia jeden – odpowiedziałem, a ona wybuchła śmiechem.

– Niedoszacowałeś mnie.

– Więc ile?

– W tym roku stuknie mi trzydziestka.

Nie licząc tych krótkich chwil, kiedy musieliśmy przywracać dyscyplinę w autokarze, przegadaliśmy prawie całą drogę. Polubiłem ją, nawet bardzo. Dogadywaliśmy się świetnie. Oboje mieliśmy taki sam pomysł na nawiązanie kontaktu z naszą grupą. Chcieliśmy sprawować opiekę w taki sposób, by dzieci poczuły się przy nas jak młodzi dorośli – być dla nich kimś w rodzaju starszych kolegów. Skoro sami się zaprzyjaźniliśmy, nie mogło się nie udać.

Olka mnie prowokowała

Już pierwszego dnia zauważyłem, że Olka jest świetnie zorganizowana i ma mnóstwo dobrych pomysłów. Dobrze pracowało mi się u jej boku. No, prawie dobrze, bo był jeden minus. Dość często łapałem się, że zamiast pilnować dzieci, gapię się na jej nogi. Co mogłem poradzić? Jestem tylko facetem, a od tej dziewczyny nie sposób było oderwać oczu. W ogóle nie myślałem o tym, że mogę narobić sobie problemów.

Najwyraźniej nie zdołałem ukryć przed nią swoich ukradkowych spojrzeń, bo drugiego dnia nie założyła biustonosza, jakby celowo mnie prowokowała. Nie mogłem nie docenić jej wdzięków. Zobaczyła, że gapię się na jej piersi i powiedziała z uśmiechem: „Lepiej pójdę się przebrać. Za chwilę zabieramy grupę nad jezioro”. Po tych słowach wiedziałem już, że to nie był żaden przypadek. Pragnęła mnie tak bardzo, jak ja jej.

Kilka dni później zorganizowaliśmy zabawę terenową w poszukiwanie skarbu piratów. Uczestnicy dostali mapki i pod naszym nadzorem przystąpili do rywalizacji. Dzieciaki były tak pochłonięte grą, że mieliśmy dużo swobody. Uznałem, że okoliczności są sprzyjające, więc wziąłem ją za rękę. Odwróciła głowę w moją stronę, uśmiechnęła się zalotnie i zamknęła oczy, jakby czekała na pocałunek. „Teraz albo nigdy” – pomyślałem. Musnąłem jej usta, a ona odwzajemniła się tym samym.

Zachowaliśmy się nieodpowiedzialnie

Poszliśmy do ustronnego zagajnika, znajdującego się poza wyznaczoną na mapce trasą, i zajęliśmy się sobą. Musieliśmy się spieszyć. W końcu mieliśmy pod opieką grupę niesfornych dzieciaków, ale gdy rzuciliśmy się na siebie, zapomnieliśmy o całym świecie. Nie wiem, na jak długo pochłonęły nas amory, ale gdy wróciliśmy na miejsce, nie było tam naszych podopiecznych.

– Boże, gdzie są dzieci? – przestraszyła się.

– Spokojnie, muszą być gdzieś tutaj. Mapka miała doprowadzić ich tam – wskazałem na północ – więc muszą być już na miejscu.

– Biegiem.

Dotarliśmy do polany, na której ukryliśmy skarb, ale nie było tam ani jednego z naszych maluchów.

– Biegnij w stronę jeziora. Ja pobiegnę na ośrodek – powiedziałem i ruszyłem z kopyta.

Znalazłem całą grupę. Stała z nimi Anka, moja siostra.

– Bogu dzięki! – odetchnąłem z ulgą. – Dzieciaki, nie możecie nas tak straszyć.

– Dawid, gdzie jest Olka? I gdzie się podziewaliście? – wypytywała mnie Anka.

– Na chwilę straciliśmy grupę z oczu i gdy się zorientowaliśmy, już ich nie było. Olka szuka ich w lesie, koło jeziora. Co one tu robią?

– Jak to co? Zachowały się tak, jak były uczone. Wróciły prosto na ośrodek. Antoś powiedział, że zgubiliście się i nie było was piętnaście minut.

– Przesadza. Najwyżej pięć minut.

– Dawid, gdzie wy byliście?

Siostra na nas doniosła

Milczałem. Miałem przyznać się siostrze, że zamiast pilnować dzieci, zabawiałem się z koleżanką? O nie. Brak odpowiedzi był jednak wystarczającą odpowiedzią.

– Tylko nie mów, że robiliście to gdzieś w krzakach i zostawiliście grupę bez nadzoru. Proszę cię, nie mów, że tak było.

– Przecież nic się nie stało – stwierdziłem.

– Czy ty źle się czujesz? A może w dzieciństwie mama upuściła cię na głowę? Jesteśmy nad jeziorem! Wystarczy chwila nieuwagi, by doszło do tragedii!

– Ciszej – upomniałem ją. – Kierownik o niczym nie wie i niech tak zostanie.

– Myślisz, że ujdzie wam to na sucho?

– Chyba na mnie nie doniesiesz?

– Dawid, poręczyłam za ciebie, a ty robisz coś takiego. Przecież nie mogę tego przemilczeć. Tym razem nic się nie stało, ale następnym razem... wolę nie myśleć. Gdy proponowałam ci tę pracę, wydawało mi się, że jesteś dojrzalszy. Rozczarowałeś mnie, braciszku.

Kierownik szybko ściągnął kogoś na nasze miejsce, a my wylecieliśmy z naganą w papierach. Jakby tego było mało, siostra nie odzywa się do mnie. Próbowałem ją przeprosić, ale powiedziała mi, że na razie nie chce na mnie patrzeć. Tyle zyskałem na wakacyjnej pracy. Całe szczęście, że żadnemu z dzieci nic się nie stało. Gdyby przez naszą nieodpowiedzialność ucierpiał któryś z maluchów, pewnie nie bym sobie tego nie wybaczył.

Dawid, 23 lata

Czytaj także:
„Na weselu brata nagle zniknęła para młoda. Nie dlatego, by skonsumować małżeństwo, ale by sprawdzić zawartość kopert”
„Synowa zorganizowała wesele w starej stodole. Nie przyszłam, bo nie będę wyciągać potem siana z włosów i słomy z butów”
„Nie mogłam zajść w ciążę z mężem, więc za kochanka wzięłam jego sobowtóra. Ślepo wierzy, że dziecko ma jego oczy”

Redakcja poleca

REKLAMA