„Na weselu brata nagle zniknęła para młoda. Nie dlatego, by skonsumować małżeństwo, ale by sprawdzić zawartość kopert”

młoda para fot. Getty Images, Cavan Images
„– Musimy wiedzieć, ile mamy – odpowiedziała rozgorączkowana. – To przecież ważne! – Ważne? Teraz? – powtórzyłam, czując, że zaraz wybuchnę. – Ważne jest, żebyście byli tam z gośćmi, którzy przyszli uczcić wasz ślub! Czy wy jesteście normalni? Jak możecie się w ten sposób zachowywać?”.
/ 13.06.2024 18:30
młoda para fot. Getty Images, Cavan Images

Kacper zawsze był materialistą, a ta jego Kaja wcale nie jest lepsza! Urządzili to całe wesele chyba tylko po to, żeby się obłowić, bo o dobrą zabawę gości na pewno nie chodziło... Organizując takie przyjęcie, powinni się cieszyć, że goście w ogóle przynieśli jakieś prezenty.

Kacper to taki cwaniaczek

Mój młodszy brat zawsze był nieco rozpuszczony przez rodziców. Miał więcej niż ja i za grosz tego nie doceniał. Zawsze tylko wszystko wyliczał i dbał o to, żeby mieć jak najwięcej przy jak najmniejszym wysiłku.

– Oszacowałem, że jak babcia da mi pięć stówek, i chrzestni po tysiaku, a każdy z gości po kolejne dwie stówy, to kupię sobie i kompa, którego chciałem i jeszcze na deskorolkę zostanie. A może nawet na telewizor do mojego pokoju? – mówił już w wieku dziewięciu lat, gdy planowaliśmy jego komunię.

– Kacper, wstydziłbyś się! Nie wolno szacować takich rzeczy, każdy daje taki prezent, na jaki go stać – zrugałam go wtedy. – W komunii nie chodzi o pieniądze, tylko o ważny etap w twoim życiu.

Wzruszył tylko ramionami i wrócił do planowania zakupów. I przez ostatnie trzynaście lat mam wrażenie, że niewiele dojrzał, a jego priorytety nieszczególnie się zmieniły. A może nawet jeszcze bardziej zmarniały.

Gdy po raz pierwszy poznałam jego narzeczoną Kaję, przysięgam, że pomyślałam: „O, co za świetnie dobrana para! Spędzą resztę życia licząc razem pieniądze i oszczędzając na wszystkich, poza sobą”. I raczej nie pomyliłam się w tym pierwszym osądzie.

Gdy Kacper postanowił jej się oświadczyć, pierwsze, o co zapytała, to ilość karatów i rodzaj kamienia w pierścionku. Wiem, bo zaręczyny odbyły się podczas Bożego Narodzenia przy całej rodzinie i nigdy nie zapomnę tego niesmaku, który przebiegł po twarzach niektórych zgromadzonych, zwłaszcza mojej mamy czy babci. Ale nikt nie oponował, wszyscy robili dobrą minę do złej gry. No bo przecież najważniejsze było, żeby to Kacper był zadowolony ze swojej decyzji...

Wszystko kręci się wokół kasy

A gdy przyszło do planowania wesela... To dopiero był cyrk! Oczywiście obydwoje byli wyraźnie niezadowoleni, kiedy dowiedzieli się, że rodziców nie stać, aby sfinansować im całe wesele.

– Ale jak to? To chyba tak się robi, że rodzice płacą, nie? – zapytał zawiedziony Kacper.

Miałam to szczęście, że i przy tym byłam obecna, więc parsknęłam tylko z pogardą.

– A może tak sami byście coś od siebie dołożyli? Tak też się teraz robi, z tego co słyszałam – odpowiedziałam z przekąsem.

– Cicho, Majka – syknął. – Będziesz miała swoje wesele, to się będziesz wymądrzać.

Spojrzałam tylko na niego z politowaniem i zamilkłam. I faktycznie, w milczeniu jeszcze lepiej oglądało się te ich męki.

– Ale jak zaprosimy mało gości to dostaniemy mało kasy... – mruknęła markotnie Kaja, gdy zostali już sami.

Przysłuchiwałam się ich rozmowie zza drzwi kuchennych, bo nie mogło mnie ominąć to główkowanie.

– No wiem... – przyznał jej rację Kacper. – Ale może w takim razie zorganizujemy duże wesele, zaprosimy dużo gości, ale odpuścimy sobie wszelkie luksusy i zbędne rzeczy?

– Może i masz rację? Wybierzmy najtańszą salę, najtańszego wodzireja, zdjęcia zrobi nam moja koleżanka ze studiów... Kiedyś zabrałam ją na wakacje do dziadków, więc raczej jest mi coś winna. Zrobi nam sesję za darmo – zapaliła się Kaja, a ja ledwo powstrzymywałam się przed parsknięciem śmiechem.

– Dobra myśl! Dekoracji nie potrzebujemy, bo to tylko kasa w błoto. Alkohol wniesiemy swój i zrezygnujemy z tych dań, co to nikt ich już nie je.

„Ależ to będzie świetna impreza”, pomyślałam ironicznie.

Goście byli zażenowani i słusznie

I tu też się nie pomyliłam. Wesele, zorganizowane po linii najmniejszego oporu, wyłącznie w oparciu o najtańsze oferty, było tragedią. Smętna, brzydka, zupełnie nieudekorowana sala straszyła, zamiast zachęcać do biesiadowania. Obskurny lokal oczywiście wyposażony był w stare, śmierdzące łazienki, do których prawie nie chciało się wchodzić. Dzięki Bogu sama opłaciłam sobie pokój w przyległym do sali pensjonacie, więc uprzejmie proponowałam bliższym gościom korzystanie z mojej łazienki.

– Nic luksusowego, ale czyściej i nie śmierdzi – dodawałam z przepraszającym uśmiechem.

Po pierwszym daniu nie zaserwowano już niczego na ciepło. Jedyne jedzenie, jakie pozostało, znajdowało się w bufecie, który opustoszał jeszcze przed jedenastą. Widziałam, że goście szeptem dopytują obsługę czy zostało coś jeszcze do jedzenia albo podskubują znalezione na dnie torebek cukierki.

A wodzirej! Co to był za egzemplarz! Każdym wypowiedzianym słowem udowadniał, że jego konkurencyjna stawka była zupełnie adekwatna do jakości usług. Bez cienia żenady rzucał seksistowskie, niesmaczne żarciki trącące myszką, które wśród młodszych gości wzbudzały jedynie rechot żenady, a wśród starszych – skrzywione miny i głębokie westchnięcia. Prawdziwą porażką była jednak sytuacja, do której doprowadzili sami główni zainteresowani, czyli Kacper i Kaja. Jakby całe to wesele nie było wystarczającą tragedią!

W którymś momencie zauważyłam, że brat i jego małżonka gdzieś zniknęli. Goście zaczynali nerwowo rozglądać się po sali i dało się słyszeć nerwowe szepty.

– Mamo, ty wiesz gdzie oni poszli? – zapytałam w którymś momencie.

– Nie mam pojęcia, świadkowie też nie wiedzą. Powiedzieli, że idą się przejść... – odpowiedziała mi skołowana sytuacją matka.

– Przejść? Teraz? I zostawić całą imprezę? Co za głupota! Zaraz ich znajdę – odparłam bojowo.

Nie spodziewałam się, że zastanę ich tam, gdzie właściwie od razu należało ich poszukać – ale ewidentnie nikt na to nie wpadł.

A ci już liczą kasę!

Znalazłam ich w małym pokoju na tyłach sali. Siedzieli na podłodze, otoczeni kopertami, których zawartość właśnie liczyli. Kaja miała na kolanach kalkulator, a Kacper notatnik, w którym zapisywał sumy.

– Co wy tu robicie?! – zapytałam, nawet nie starając się ukryć oburzenia.

Kaja spojrzała na mnie, jakby moje pytanie było całkowicie nie na miejscu.

– Musimy wiedzieć, ile mamy – odpowiedziała rozgorączkowana. – To przecież ważne!

– Ważne? Teraz? – powtórzyłam, czując, że zaraz wybuchnę. – Ważne jest, żebyście byli tam z gośćmi, którzy przyszli uczcić wasz ślub! Czy wy jesteście normalni? Jak możecie się w ten sposób zachowywać?

Kaja zupełnie zignorowała mój wybuch, a Kacper wzruszył tylko ramionami.

– Oni będą się bawić i bez nas. Niech się najedzą za darmo i wybawią, bo przecież to po to tu przyszli.

I nagle usłyszałam, że na sali zapada nienaturalna cisza. Odwróciłam się i zobaczyłam, że głowy wszystkich gości zwrócone są ku mnie i parze młodej. Okazało się, że nie zamknęłam za sobą drzwi i ludzie, korzystając z ciszy w przerwie od muzyki, usłyszeli całą naszą rozmowę. Co poniektórzy dostrzegli nawet kątem oka mojego żałosnego brata i jego świeżo upieczoną małżonkę, jak w amoku przeliczają pieniądze.

Wstyd na całą rodzinę

Byłam w szoku. Przez moment nie wiedziałam, co zrobić: udawać, że nic się nie stało, a cała sytuacja to tylko żart? Czy może próbować ratować to wydarzenie i honor mojej rodziny? Po chwili wahania jednak odwróciłam się i wyszłam. W sali dało się słyszeć kurtuazyjne chrząknięcia, a rozmowy i zabawa zaczęły wracać do poprzedniej głośności. Wesele ciągnęło się dalej, ale jego czar (jeśli w ogóle takowy był) kompletnie prysnął.

Zarówno młodsi, jak i starsi biesiadnicy zaczęli wychodzić dużo wcześniej, niż planowali, a atmosfera była napięta. Kacper i Kaja, zupełnie odklejeni od rzeczywistości i nieświadomi reakcji, którą wywołali, bawili się w najlepsze i zdawali się kompletnie nie zauważać rzucanych im ukradkiem spojrzeń.

Najbardziej było mi żal tylko rodziców, którzy płonęli ze wstydu i starali się robić dobrą minę do złej gry. Wiedziałam jednak, że w środku są kompletnie zniesmaczeni zachowaniem swojego ukochanego synka i że czują się przez niego zwyczajnie upokorzeni przy całej rodzinie i znajomych.

I tak to właśnie było. To wesele miało być początkiem nowego etapu w ich życiu. Dla mnie jednak stało się symbolem tego, jak bardzo materializm może wypaczyć coś pięknego. Patrzyłam na mojego brata i jego żonę, i myślałam tylko o jednym – czy kiedyś zrozumieją, że prawdziwa wartość nie tkwi w pieniądzach, lecz w ludziach, których mają wokół siebie?

Maja, 29 lat

Czytaj także:
„Wstydzę się mamy, bo na starość grzebie w śmietnikach. Nurkuje w kontenerach, twierdząc, że są tam skarby”
„Mój mąż żyje w ciągłych delegacjach, a mnie jest go żal. Prawie nie zna naszych dzieci i nie pamięta, co to jest dom”
„Chciałam pomóc córce i zabrałam wnuki na wakacje do Mielna. Najadłam się wstydu i już nigdy tam nie wrócę”

Redakcja poleca

REKLAMA