Moja siostra należała do grona kobiet, które osiągnęły naprawdę wiele. Zajmowała doskonałe stanowisko, miała u boku fantastycznego mężczyznę, nie brakowało jej kasy i zawsze znajdowała czas na spełnianie swoich marzeń. By cieszyć się każdym dniem, jak to często powtarzała.
Niestety, to już przeszłość. Co poszło nie tak? Ano zapomniała o czymś kluczowym. O dzieciach. Dobrze pamiętam naszą rozmowę sprzed paru lat, kiedy starałam się ją namówić, by zastanowiła się nad zajściem w ciążę. Wtedy jeszcze mogła wszystko naprawić.
Goniła tylko za przyjemnością
– Dorota, w przyszłości będziesz tego żałować… Za kilka lat zechcesz zostać mamą, ale niestety może być na to za późno. Nie zapominaj, że nie jesteś już najmłodsza – próbowałam jej wyjaśnić.
– Bez obaw, zdążę. Nie żyjemy przecież w epoce kamienia łupanego. Istnieją różne metody, które umożliwiają zajście w ciążę nawet po przekroczeniu czterdziestki.
– Owszem, ale nie zawsze dają stuprocentową pewność. Im szybciej się na to zdecydujesz, tym większa szansa na sukces – tłumaczyłam. – W późniejszym wieku zwiększa się ryzyko komplikacji i…
– Dobrze, ale nawet jeśli nie uda mi się mieć potomstwa, to co w tym złego? Nie każdy musi prowadzić takie życie jak ty… – stwierdziła, a ja poczułam, że robi mi się słabo.
– Dorotko, jak to tak bez dzieci? Jaki sens ma to wszystko? Ta wasza willa, luksusowe auta, kupa kasy?
– Jak to jaki? Anka, no co ty! Żeby czerpać z życia pełnymi garściami – śmiała się.
– Ale w pojedynkę? – nie mogłam w to uwierzyć.
– Nie w pojedynkę, tylko z moim Piotrkiem.
Czarna wizja przyszłości okazała się prawdziwa
Swoją drugą połówkę, Piotra, Dorota spotkała podczas nauki na wydziale prawa. Wywodził się z zamożnej rodziny. Połączyło ich gorące uczucie na trzecim roku studiów, a dwa lata później stanęli na ślubnym kobiercu. Teściowie wspomogli ich w rozpoczęciu działalności. Wspólnymi siłami założyli firmę prawniczą i opływali w dostatki. Piotr, podobnie jak moja siostra, był skoncentrowany na pięciu się po szczeblach kariery i cieszeniu się życiem. Chciał się realizować, jak to się teraz ładnie określa.
Zanim zgromadzili majątek, musieli ciężko harować. Świeżo po zakończeniu edukacji na uczelni, tyrali po kilkanaście godzin dziennie i Dorotka nie mogła nawet myśleć o zajściu w ciążę. Potem, gdy już zaczęli zarabiać konkretną kasę, a ich firma prawnicza zyskała renomę wśród zleceniodawców, skupili się na wojażach, luksusach i przyjemnościach. Mówili na to: korzystanie z życia. Tak jakbym ja, zapracowana matka trójki pociech, w ogóle nie miała z tego radości. Uważali mnie za głupią gąskę, która porzuciła własne plany, zaprzepaściła swoją przyszłość i odpuściła swoje aspiracje, żeby rodzić dzieci. Ale to była nieprawda!
Sami siebie postrzegali jako wolnych od takiego spojrzenia na świat. Nieustannie pokazywali jedynie fotografie i drobiazgi przywiezione z rozmaitych wojaży bądź puszyli się nowymi nabytkami. Raz były to sprzęty domowe, innym razem laptop, a jeszcze kiedy indziej auto. Przerażało mnie obserwowanie, jak z biegiem lat wymagają tego wszystkiego w coraz większych ilościach, aby zachować optymizm. By odczuwać, że naprawdę żyją.
Tymczasem rok po roku stawali się bardziej apatyczni, coraz bardziej przygnębieni. Wszystko ich męczyło, mało co sprawiało im radość. Tak diametralnie różnili się ode mnie i mojego partnera. My z wdzięcznością przyjmowaliśmy każdą chwilę z pociechami, każdy moment wytchnienia, każdą zaoszczędzoną złotówkę. Po prostu byliśmy szczęśliwi.
Przyszedł moment próby
Tłumaczyłam mojej siostrze, że to maluchy sprawiają, iż mamy w sobie tyle energii i zapału do funkcjonowania na co dzień. Mimo że opieka nad nimi wymaga od nas sporego poświęcenia, w zamian otrzymujemy poczucie, że nasze życie ma głęboki sens. Ona jednak zdawała się tego nie pojmować, dostrzegając jedynie nasze przemęczenie, kłopoty i bolączki. Dopiero jej mąż, Piotr, uświadomił sobie, czego im brakuje. Zrozumiał, że za długo odwlekali moment podjęcia decyzji o powiększeniu rodziny.
Po wielu próbach Piotr zdołał w końcu namówić Dorotę, aby dali szansę posiadaniu potomstwa. Niestety moje ostrzeżenia sprzed lat okazały się słuszne. Po pół roku starań moja siostra, która niedawno skończyła 40 lat, udała się do specjalisty. Przeszła kompleksowe badania. Wynik był druzgocący. Nie było dla niej nadziei na zajście w ciążę – nawet przy wykorzystaniu wszystkich dostępnych współczesnej medycynie metod.
Płakała mi w rękaw przez dłuższy czas, a ja kompletnie nie miałam pojęcia, co zrobić, żeby jakoś ją pocieszyć. Liczyłam po cichu, że w końcu się ogarnie i może zdecydują się z mężem na adopcję jakiegoś malucha. Dorota była na to gotowa, ale Piotr totalnie się na taki pomysł zamknął. Nie chciał tego tematu w ogóle poruszać. Obawiał się, że nie będzie umiał pokochać tego dziecka, że będzie widział w nim kogoś zupełnie obcego.
Ale tak naprawdę przemawiała przez niego próżność. Piotrek wywodził się z zamożnego i szanowanego rodu, co sprawiło, że uwierzył w swoją niepowtarzalność. Istniało ryzyko, iż adoptowany potomek nie sprosta oczekiwaniom, jakie wiązały się z jego familią.
Wydarzyło się to, co było nieuniknione...
Ta gehenna trwała całe miesiące. Siostra wpadała do nas i płakała jak bóbr przez długie godziny, a jej mąż w ogóle nie zaglądał w nasze progi. Ich relacja zaczęła się sypać, ciągle dochodziło między nimi do awantur. Ich cudowne gniazdko świeciło pustkami, bo facet cały czas siedział w pracy, a ona przychodziła do nas, żeby się wypłakać.
Zerkałam od czasu do czasu, jak spędza czas z naszymi pociechami i serce mi się krajało. Obserwowałam, jak tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu ulatniała się z niej dawna pewność siebie. Jak ogarniało ją coraz silniejsze przygnębienie i smutek. Nie tylko niemożność zajścia w ciążę tak ją dotknęła. Był jeszcze inny powód, dla którego ona i Piotr zaczęli prowadzić dwa niezależne życia.
– Piotrek się z kimś spotyka! – rzuciła w pewnym momencie.
– Jak to? Z kim się niby spotyka? O co chodzi? – dopytywałam, choć przeczuwałam, do czego zmierza.
– No jak to o co? Piotrek znalazł sobie jakąś babę!
– Dorotka, co ty wygadujesz? Uspokój się. Na pewno coś przekręciłaś. W takim stanie emocjonalnym, w jakim jesteś, łatwo o błąd – starałam się ją uspokoić.
– Nie, ty nic nie rozumiesz… – pokręciła przecząco głową. – To nie są żadne podejrzenia. Osobiście wyznał mi, że odchodzi do jakiejś innej kobiety.
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom!
– A kiedy wam się udało o tym pogadać? – zapytałam po chwili ciszy.
– Wczoraj. Już od jakiegoś czasu coś mi nie pasowało, ale brakowało mi odwagi, żeby go o to zagadnąć. A teraz on chce się ze mną rozwieść. Woli być z tamtą kobietą…
– Ale jak on mógł ci to zrobić? Czemu?
– Serio nie wiesz? – popatrzyła mi prosto w oczy, a mnie ciarki przeszły po plecach.
Gdy na nią spojrzałam, dostrzegłam w jej oczach smutek i wielką desperację.
– Jest w ciąży. Będą mieli razem dziecko — powiedziała moja siostra zrezygnowanym tonem.
Patrzę na jej cierpienie i aż mi się serce kraje
Ostatecznie wzięli rozwód. Moja siostra otrzymała dom i kupę kasy, ale to nie było dla niej żadne pocieszenie. Po rozstaniu kompletnie straciła grunt pod nogami.
Gdy zaczęła się u nas pojawiać kompletnie pijana, zdałam sobie sprawę, że totalnie się posypała. Starałam się postawić ją na nogi, wyciągnąć z tego bagna, ale wszystko na nic. Mówienie do niej, straszenie czy zaklinanie nie przynosiło żadnych efektów. Powoli osuwała się na dno, a ja byłam zmuszona biernie się temu przyglądać. Pozbyła się swoich udziałów w kancelarii, sprzedając je Piotrowi, bo nie chciała mieć z nim absolutnie nic do czynienia. W efekcie nie była zmuszona pojawiać się w robocie, a to jeszcze bardziej ją zdołowało.
Byłam przekonana, że przepadnie. Bałam się, że zrobi sobie krzywdę lub padnie ofiarą nałogu. Jednak w ostatnim momencie się opamiętała. Upadła na dno i zrozumiała, że zmierza wprost do grobu. Zdecydowała się na terapię odwykową, a następnie dołączyła do wspólnoty samopomocowej. Regularnie uczęszcza też na sesje terapeutyczne. Ponownie zaczęła pracować.
Nie rozgląda się za nowym partnerem i odnoszę wrażenie, że definitywnie zamknęła rozdział związany z życiem rodzinnym. Swego czasu starałam się ją przekonać, aby dała szansę randkowaniu, jednak ona za każdym razem stanowczo odmawiała. Zresztą, pewnego razu niechcący powiedziała mi, że poniosła porażkę w życiu i w pełni to przyjęła do wiadomości. Do dziś mam przed oczami jej zrezygnowane spojrzenie, kiedy dzieliła się ze mną tymi przemyśleniami.
Smutno mi z tego powodu, bo w swoim wieku wciąż ma szansę spotkać partnera i wspólnie z nim adoptować dziecko. Niestety nie widzi takiej możliwości. Mimo iż jest trzeźwa i aktywna zawodowo, porusza się po cienkim lodzie. Widzę, że nierzadko znajduje się na skraju kolejnego załamania nerwowego. Serce pęka mi na widok tego, jak bardzo moja siostra jest zamknięta w sobie i nieszczęśliwa. Ciężko patrzeć na to, jak trudne jest jej życie.
Anna, 42 lata
Czytaj także:
„Zarabiamy w euro, więc ludzie traktują nas jak bogaczy. Gdy odmawiamy pożyczek, rozsiewają okropne plotki”
„Syn zamiast jędrnej niewiasty wziął sobie rozwódkę ze zbędnym balastem. Nie akceptuję wnuków z drugiego obiegu”
„W delegacji puściły mi hamulce i strzeliłem gola przypadkowej lasce. Teraz ta jędza nie daje mi żyć”