„Siostra przed ślubem zachowywała się jak rozhisteryzowana księżniczka. Dajcie spokój, to tylko impreza z jedzeniem”

Smutna panna młoda fot. Adobe Stock, boykovi1991
„Gdy nadeszła wiosna, zaczęła przejawiać symptomy przypominające połączenie stresu przeplatającego się z narastającą paniką przed ślubem. Panna młoda robiła nam takie cyrki, jakby od tej jednej imprezy zależało całe jej życie”.
/ 06.08.2024 21:15
Smutna panna młoda fot. Adobe Stock, boykovi1991

Plany matrymonialne mojej siostry Kamili i jej ukochanego Miłosza uległy niespodziewanej zmianie. Ciągle coś stawało na ich drodze. Młoda para miała możliwość zawarcia małżeństwa cywilnego, ale musiała odłożyć organizację przyjęcia weselnego na bliżej nieokreślony termin.

Kama dostała istnego szału

– Wpłaciłam już zaliczki, zdecydowałam się na suknię ślubną, a welon leży zwinięty w garderobie – szlochała, a jej łzy były autentyczne, co – na ile ją znam – stanowiło niemałe zaskoczenie.

– Welon mogę rozłożyć i przechować u siebie w pokoju, poczeka sobie na tę wyjątkową okazję – starałam się ją pocieszyć.

– Która w ogóle nie nastąpi – zawołała siostrzyczka na cały głos. – Mam wychodzić za mąż w środku zimy?

– Nie polecałabym, lepiej przesunąć ceremonię na początek wiosny w przyszłym roku, do tego czasu na pewno wszystko będzie dobrze.

Zaczekać cały rok? A co, jeśli bym spodziewała się dziecka? – Kama wpadła w złość.

– No to byś je urodziła. Ale tak się nie stanie, bo nie jesteś w ciąży – wyjaśniałam, z trudem przekrzykując potok płaczu.

– Łatwo ci powiedzieć, w końcu to nie twój ślub został właśnie odwołany. I co ja mam teraz zrobić?

– Po prostu to przeczekaj, taka sytuacja prędzej czy później musi minąć. Przenieście ceremonię na kolejny rok. Jeszcze wszystko będzie wspaniale, sama się przekonasz.

– Powoli tracę nadzieję – Miłosz wtargnął do pomieszczenia, niwecząc moje wysiłki. – Nasz ślub powinien być ostoją, sielanką, a teraz? Mamy czekać aż do następnej wiosny?

Wasz ślub się odbędzie, ale gdybym była wami, to bym go przesunęła na cieplejsze miesiące.

– Nie ma takiej opcji – Miłosz uciął temat. – Szybciej znaczy lepiej, nie zamierzam tego odkładać w nieskończoność!

Zaciekawiło mnie to wyznanie.

Dlaczego on tak bardzo chciał już być po ślubie?

– Jestem inny niż większość, zależy mi na tym, żeby mieć żonę – wyjaśnił. – Raczej nie myślisz, że będę ci się tu zwierzał z tego, jak mocno się kochamy? To są nasze osobiste kwestie i nikt postronny nie musi o tym wiedzieć.

Płacz siostry przycichł, najwyraźniej słowa wypowiedziane przez Miłosza podziałały na nią kojąco. We mnie wywołały coś zupełnie przeciwnego – uczucie zazdrości. Byłam w pełni świadoma, że to, co mówi Miłosz, jest prawdą. Łączyło ich prawdziwe, głębokie uczucie. Nie afiszowali się z nim, unikali publicznego okazywania czułości, ale dla wszystkich wokoło było oczywiste, że w razie potrzeby skoczyliby za sobą w płomienie. Uwielbiałam obserwować, gdy siadali przytuleni na sofie, mimo że obok było sporo wolnej przestrzeni. Pozornie nie zwracając na siebie uwagi i prowadząc ze mną ożywioną konwersację, emanowali wyczuwalną energią, która przepływała między nimi.

Gdyby ktoś mi to opowiedział, pewnie bym nie dała wiary, ale jak się coś zobaczy na własne oczy, to już zupełnie inna sprawa. Byli sobie przeznaczeni, taka miłość to rzadkość, o ile w ogóle się zdarza. Mnie raczej nie będzie dane, Kama wyczerpała przydział przypadający na nasze siostry... Zdusiłam więc zawiść. Biedna Kama, należało jej się współczucie. Żeby im ulżyć, pojechałam powiadomić nielubianego wujka. Zgodnie z obietnicą, wyjęłam welon z szafy siostrzyczki, przywiozłam go do siebie i pieczołowicie rozwiesiłam.

Zajął pół salonu, ale rodzina jest najważniejsza

Za rok na pewno się przyda, chyba że Kamila zmieni koncepcję odnośnie kreacji. Musieliśmy odwołać wszystkie zaproszenia na wesele, co wiązało się z wizytami i dzwonieniem do krewnych mieszkających po wioskach i małych miasteczkach. Włączyłam się w te działania, żeby odciążyć biednych narzeczonych. Odrobiłam parę solidnych wycieczek, ale najtrudniejsza była dla mnie podróż do wujka Łukasza, w którą wkopała mnie siostrunia.

Łukasz, brat naszej matki, cieszył się w naszej familii ogromnym poważaniem i szacunkiem. Ten samozwańczy przywódca uważał, że jego zdanie jest najważniejsze, bo w przeciwieństwie do nas odniósł sukces w życiu. Cholernie mnie to drażniło. Gdy byłam mała, a nawet później, często słyszałam „tylko nie denerwuj wujka”. Z wiekiem coraz bardziej działałam mu na nerwy – i on mnie też. Uważałam, że to kiepski pomysł, żebym to ja informowała go o tym, że ślub i wesele są odwołane, ale Kamila była w takim stanie, że wolałam się z nią nie kłócić.

Położyłam uszy po sobie i popędziłam do wuja. Zgodnie z wolą zmarłego ojca to on miał towarzyszyć Kamie w drodze do ołtarza, dlatego musiałam mu osobiście przekazać, że ten zaszczyt chwilowo go omija.

Przyjął to zaskakująco dobrze. Nie serwował mi żadnych wskazówek, na które i tak bym nie słuchała, a jedynie pogrążył się w zadumie.

Szkoda mi Kamilki – odezwał się w końcu. – Bardzo czekała na ten wyjątkowy dzień. Czułem się zaszczycony, gdy poprosiła mnie, abym wystąpił w roli ojca.

Zaskoczył mnie jego ton głosu. Nie sądziłam, że będzie mu przykro z powodu bratanicy. Zazwyczaj ją upominał, tłumacząc, że chce dla niej jak najlepiej, dlatego ciągle ją poucza. Potrafił być okropnie denerwujący.

– I co teraz? Musimy coś wykombinować, bo jak nie, to mała będzie się zadręczać – wujek nagle zrobił się taki wyrozumiały, zupełnie jakby ktoś go podmienił.

Zmienił się, a może ktoś go zastąpił sobowtórem?

– Wiesz, Kamila i ty jesteście dla mnie jak córki, więc to normalne, że się o was martwię. Choć w sumie bardziej o twoją siostrę, bo ty masz inną filozofię życia, co nie? Wolisz uczyć się na swoich pomyłkach.

No, to już brzmiało jak on...

Myślałam, że za chwilę zacznie wypominać mi błędy życiowe. Jak zacznie je wszystkie wymieniać, to będziemy tu siedzieć do wieczora.

Nagle się uśmiechnął i rzucił:

– Masz w sobie pazur, nie da się ukryć. Troszczę się o ciebie i mam nadzieję, że w końcu trafisz na faceta, który będzie umiał to docenić.

– Taki gość jeszcze nie przyszedł na świat. Swoją drogą, nie gadamy o moim ewentualnym zamążpójściu, tylko o sprawie Kamili i Miłosza – odburknęłam.

– Przekaż siostrze, że zrefunduję wszystkie poniesione koszty związane z tą sprawą – wuj zawsze posługiwał się tymi samymi słowami. – Jedyne czego chcę w zamian to to, żeby na bieżąco mówili mi o swoich planach. Wesele może być przełożone, ale nie odwołane.

Prychnęłam pogardliwie.

Miłosz nie rzuci Kamy, jeśli o tym myślisz. Między nimi jest prawdziwe uczucie.

– Odpuść sobie tę zazdrość – wuj przeszył mnie nienawistnym spojrzeniem. – Skup się na własnym życiu i daj siostrze święty spokój.

Zarzucał mi wszelkie możliwe wady, więc trudno się dziwić, że go nie darzyłam sympatią. A ten facet pragnął zająć miejsce mojego ojca! Może jeszcze będzie obecny na ślubie Kamili, bo na pewno nie dostanie zaproszenia na mój. Po tej sympatycznej konwersacji, jedyne co mogłam powiedzieć siostrze to tyle, że temat wujka Łukasza mamy z głowy. Nawet się nie uśmiechnęła, będąc kompletnie przybita całym tym zamieszaniem wokół swojego wesela.

Po tygodniu niespodziewanie zadzwoniła do mnie wieczorową porą i bez ostrzeżenia oświadczyła.

– Co powiesz na pomysł, żebyśmy wzięli ślub za granicą? Jakby się uprzeć, dałoby radę ogarnąć to jeszcze w te wakacje. Za jakieś dwa, góra trzy miesiące moglibyśmy już być po ślubie. Wyobraź sobie ceremonię nad cieplutkimi falami, z piaskiem pod stopami albo na wietrznej skale, o którą rozbijają się spienione bałwany.

– I wszyscy krewni pukaliby się w czoło – dodałam. – Dopiero co odwołaliśmy zaproszenia na wesele, a ty chcesz ich ciągnąć na drugi koniec świata? Daj spokój. Kto ci tam w ogóle dotrze?

– No właśnie nikt i o to chodzi. Ślub byłby kameralny, tylko najbliżsi i świadkowie.

– Czyli wujek zostaje za burtą? – uśmiechnęłam się z ulgą.

– Daj spokój, zachowujesz się jak dziecko. Próbujemy ocalić wesele, a ty sobie kpisz. Myślisz, że ożenek poza krajem to kiepski plan?

– Genialny, o ile masz ochotę doprowadzić do szału najbliższych krewnych, szczególnie wujka. Matka nigdy nie przystanie na odsunięcie wujka Łukasza, dobrze wiesz, jaka ona jest.

– Ale ja idę do ołtarza z Miłoszem, a nie z wujem Łukaszem – zdenerwowała się Kama. – Inni mogą się obrazić, ich sprawa.

– Wiem, że mama dba o relacje z tą częścią rodziny, zwłaszcza po stracie ojca. Oni dużo jej pomogli, ma świetny kontakt z kuzynami i przyjaciółki wśród kuzynek. Jak ma im zakomunikować, że nie dostaną zaproszenia na wesele?

Kamila zrobiła pauzę, a następnie głośno westchnęła.

– Ech, mam wrażenie, jakbym przedzierała się przez labirynt pełen kolców. Każdy wybór prowadzi donikąd. Przedyskutuję to z Miłoszem i dam ci znać, jaką decyzję podejmiemy.

Po naradzie narzeczeni zrezygnowali z tego pomysłu

Obawiali się kłótni wśród bliskich, a dodatkowo Kamila miała tak cudowną kreację, że grzechem byłoby jej nie zaprezentować. Nie był to kluczowy argument, ale prosty i oczywisty, więc często się nim posługiwali. Datę ceremonii przełożono na późne majowe dni kolejnego roku, a jesienią para rozpoczęła poszukiwania lokalu na weselną ucztę. Wyciągnąwszy wnioski z poprzednich niepowodzeń, zdecydowali zaprosić mniej osób, pominąć dalszych krewnych, których prawie nie widują i skoncentrować się na gronie najbliższych przyjaciół.

Żadnego przyjęcia weselnego, będzie jedynie obiad po ślubie – poinformowała mnie moja siostra. – Ale za to w nietuzinkowej knajpie. Masz ochotę rzucić na to okiem?

No jasne, że miałam ochotę. Nie chcieli zdradzić, dokąd zmierzamy. Gdy minęła godzina jazdy, zaczęłam mieć niezbyt dobre przeczucia.

– Daleko jeszcze?

Zaraz będziemy na miejscu – uspokoił mnie Miłosz, zjeżdżając z głównej drogi na wyboistą ścieżkę.

Pędziliśmy po nierównej drodze, a auto kołysało się na lewo i prawo. Próbowałam sobie wyobrazić, jak goście weselni jadą tą samą niecodzienną trasą, ale miałam co do tego spore wątpliwości.

No jesteśmy! – zawołała Kama, wysiadając z auta. Od razu ruszyłam jej śladem.

Moim oczom ukazał się schowany wśród zieleni budynek o szarej elewacji i nic więcej. Dookoła, po sam horyzont, rozciągały się sielankowe łąki, a gdzieś w oddali słychać było beczenie kozy.

– Matko jedyna – mruknęłam pod nosem. – To istny raj dla oczu.

– No nie? – rozpromieniła się moja siostra. – Nam też szczęka opadła. Cóż za cudowne miejsce!

– A tamto? – zapytałam, celując palcem w kierunku szarej budowli.

Dawny młyn, który przerobili na knajpę. Istne cudo! Za rok zaprosimy tu całą familię, będą wniebowzięci.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam młyn, od razu mnie urzekł, ale moja rodzicielka wpadła w rozpacz na wieść, że jej pierworodna planuje ugościć wszystkich w dość rustykalnych okolicznościach. Zaskoczył mnie fakt, że wujek Łukasz stanął murem za decyzją zakochanych. Stwierdził, że obecnie panuje taki zwyczaj, globalny nurt zwracający się ku przyrodzie. Chodzi o to, by było wytwornie, ale bez pałacowej pretensjonalności, a młyn świetnie pasuje do tego stylu. Nikt nie ośmielił się zakwestionować jego zdania, a miejsce, które wybrali Kama i Miłosz, raptem przypadło wszystkim do gustu. Ja sama poczułam większą sympatię do wujka.

Czas upłynął w mgnieniu oka, a wraz z nadejściem wiosny u narzeczonej zaczęły pojawiać się symptomy poważnego zestresowania połączonego z przedweselną tremą. Dręczyła ją myśl: czy w tym roku znowu będą zmuszeni odłożyć ceremonię? Zaopatrzyłam ją w pudełko ziółek na uspokojenie, zalecając ich przyjmowanie, a Miłosz przyniósł inny dobroczynny specyfik, o którym nigdy wcześniej nie miałam pojęcia.

Realizując plan mający na celu ochronę własnego zdrowia, usiłowali jakoś przeżyć ten niełatwy okres, a moje serce pękało, patrząc na ich problemy. Samą mnie ogarniał strach, gdy tygodnie za tygodniami upływały, a wciąż coś się nie udawało załatwić do końca. Moja ślubna kreacja od dwunastu miesięcy tkwiła w garderobie, a welon w międzyczasie padł ofiarą kocich pazurków – został lekko nadszarpnięty, ale nic takiego, da się przyciąć.

Co z tego wyniknie?

Wszystko mieli dokładnie zaplanowane, data wielkiego dnia nadchodziła wielkimi krokami, a jednak nic się nie działo. Przyszła żona traciła kolory i kilogramy, Miłosz milczał jak zaklęty, a wujek Łukasz wydzwaniał do mnie non stop, chyba sądził, że jestem tą odporniejszą psychicznie z nas dwóch. Zrzucał na moje barki swoje obawy co do ślubu Kamili, a zagadka „dojdzie do skutku czy nie” dudniła mi w głowie.

Gdyby nie to, że w końcu wszystko się powiodło, to chyba bym oszalała! Wprawdzie tym razem przyjęcie miało odbyć się w niewielkim gronie, ale akurat takie mieliśmy w planach. Lokal w zabytkowym młynie z tarasem nad rzeką to był absolutnie genialny wybór, a mała liczba zaproszonych gości okazała się rewelacyjnym pomysłem – wszystko było po prostu perfekcyjne.

Kamila prezentowała się olśniewająco w swojej kreacji, a Miłosz poczuł, jak ogarnia go fala emocji, choć starał się nie okazywać wzruszenia. Nie sądziłam, że mimo licznych komplikacji, cała uroczystość przebiegnie tak idealnie. Wujek Łukasz stwierdził w przemówieniu, iż była to najcudowniejsza ceremonia ślubna, w jakiej miał okazję uczestniczyć i muszę przyznać, że w pełni podzielam jego opinię.

Anna, 29 lat

Czytaj także:
„Cierpiałam, gdy narzeczony rzucił mnie dla bogatej panny. Brat znalazł sposób, by wyleczyć moje złamane serce”
„Siostra z rodziną przyjeżdżała do nas na darmowe wakacje all inclusive. Dzięki mężowi wreszcie wpadli we własne sidła”
„Wyszłam za mąż dla kasy za faceta starszego o 30 lat. Liczyłam na wygodne życie, a muszę znosić humory zrzędy”

Redakcja poleca

REKLAMA