„Siostra z rodziną przyjeżdżała do nas na darmowe wakacje all inclusive. Dzięki mężowi wreszcie wpadli we własne sidła”

Kobieta na wsi fot. iStock by Getty Images, shcherbak volodymyr
„Ja gotowałam, bo Aga wciąż narzekała na zmęczenie. – Mój urlop nie jest po to, abym spędzała go w kuchni – mawiała. Nie przyszło im do głowy, by dokładać się do wydatków związanych z pobytem. Szwagier zachowywał się, jakby był panem na włościach”.
/ 01.07.2024 20:00
Kobieta na wsi fot. iStock by Getty Images, shcherbak volodymyr

Sama idea, że tego lata znów zawita do nas moja siostra wraz ze swoją familią, sprawiała, że dostawałam gęsiej skórki. Choć są najbliższą rodziną, muszę to otwarcie przyznać — kompletnie nie sprawdzili się w roli gości.

Siostra sama wymyśliła wspólne wakacje u nas

– Agnieszka i Darek planują do nas wpaść na wakacje — zwróciłam się do swojego męża zrezygnowanym tonem. – Nawet nie mam ochoty wyobrażać sobie tych kolejnych tygodni z nimi pod jednym dachem.

– Kobieto, tobie zawsze ciężko powiedzieć „nie” – stwierdził z wyrzutem Franek – Oni sobie ubzdurali, że dostaną u nas darmowe wakacje, myślą, że będziemy ich karmić i zabawiać, jakbyśmy nie mieli innych zajęć na głowie – narzekał.

Ale jak mogłabym jej odmówić? – zastanawiałam się na głos – W końcu to moja siostra, a ja zostałam na gospodarstwie po rodzicach. Ona sądzi, że ma prawo odpocząć w domu, w którym się wychowała – dodałam ze smutkiem.

– Sabinko, oboje doskonale zdajemy sobie sprawę, że oni po prostu bezwstydnie nadużywają naszej gościnności – skwitował Franek.

Nie da się ukryć, że racja była po jego stronie, chociaż czasami się wstydziłam za siostrę i jej bliskich.

Aga żyła w przeświadczeniu, że mam w życiu lepiej, bo zajmuję dom odziedziczony po naszych rodzicach, czyli niejako dostałam wszystko „na gotowe”. Ona z kolei przeniosła się do miasta i nabyła lokal w wieżowcu.

Moja siostra nie pamięta tylko, że gdyby nie oszczędności staruszków, to by go nigdy nie zdobyła. Ja z moim mężem dostaliśmy od nich w spadku mocno sfatygowane obejście, a chałupa też była w opłakanym stanie. Nadbudowaliśmy piętro, wstawiliśmy śliczną ubikację i zamontowaliśmy piece.

Myśli, że na wsi wszystko jest darmowe

Teraz ta chata w ogóle nie wygląda jak kiedyś, jak jeszcze należała do naszych starych. Włożyliśmy kasę w traktory i inne rolnicze sprzęty, więc teraz zarabiamy na gospodarstwie, ale nadal trzeba dokładać i tyrać w polu po godzinach. Dobrze, że Bartek i Radek, nasze pociechy, pomagają nam, jak tylko mogą.

Szwagier i siostra są przekonani, że to, co mamy, to istny prezent od losu.

Mieszkacie w domu z wszelkimi udogodnieniami, oddychacie czystym powietrzem, jecie własne mięso i warzywa. To prawdziwy eden, a w dzisiejszych czasach maszyny odwalają całą robotę w polu – komentowali nasze narzekania.

Od paru lat Agnieszka wraz z Darkiem, dwójką pociech i wielkim psem przyjeżdżają do nas na wakacje, które trwają kilka tygodniGdy pojawili się u nas po raz pierwszy, bardzo się ucieszyłam, ale szybko zaczęłam odliczać dni do końca ich urlopu.

Cóż, w tej sytuacji powiedzenie „Gość w dom, Bóg w dom” raczej nie pasowało. Nasi goście mieli naprawdę spore oczekiwania, jeśli chodzi o jedzenie. Problem polegał na tym, że każdy z nich miał inne preferencje kulinarne. Poza tym obiady musiały być pełne, czyli zupa i drugie danie, a na koniec za każdym razem jakieś ciacho. Całe gotowanie spadło na mnie, bo Aga non stop czuła się zmęczona.

Zakupy to dla nich temat tabu

– Urlop mam po to, żeby odpocząć, a nie kisić się w kuchni – stwierdziła.

Rzecz jasna, naszym gościom nawet nie przyszło do głowy, żeby dorzucić się do rachunków. Pewnie nie przyjęłabym od nich kasy, ale miło by było, gdyby wybrali się do sklepu i kupili to, co lubią, przy okazji zapełniając naszą lodówkę.

Naszych znajomych i ludzi z sąsiedztwa kpiąco określali innych mianem „wieśniaków”. Ich zdaniem, a zapewne również w naszym przypadku, byliśmy niecywilizowanymi, zacofanymi osobami tylko dlatego, że mieszkaliśmy na wsi.

W sobotni wieczór wpadliśmy na pomysł rozpalenia grilla i zaproszenia Marka i Eli, naszych sąsiadów. Liczyliśmy na świetną zabawę, jednak impreza okazała się totalną porażką. Doszło do ostrej wymiany zdań między Darkiem a Markiem na tematy polityczne. Wtedy to Darek wypalił, że u nas to samo zacofanie i ciemnogród.

Aga postanowiła się wcześnie położyć, więc nie było jej z nami.

– Chętnie skubnęłabym kawałek z rusztu, ale tylko jeśli to będzie kurczak. Na tłustą kiełbę nie mam kompletnie ochoty – stwierdziła.

Moja siostra potrafiła mnie nieźle zaskoczyć. Dawniej była naprawdę sympatyczną i ciepłą osobą, a dzisiaj? Zupełnie jej nie poznaję.

No i jakby problemów było mało, to jeszcze ich pies Norek terroryzował kury i dewastował moje zadbane grządki.

– Darek, pilnujcie jakoś tego waszego kundla, bo już mi dwie kury pogonił i trzymajcie go z daleka od ogródka, kopie w ziemi i robi kupy pod drzewkami – denerwowałam się.

– To nie byle jaki kundel, tylko rasowy labrador – odrzekł poirytowany – i nie marudź o jakieś tam kury, przecież na wiosce nie będę na smyczy psa prowadzał, niech psiak sobie trochę pobiegnie.

– Ale rano, jak co dzień, będziecie chcieli omlet posypany natką pietruszki, przygotowany z jaj prosto od rolnika, a do tego koniecznie w sam raz ugotowane – rzuciłam do niego z irytacją.

– Jacek, ileż to razy cię prosiłem, byś omijał grządki z kwiatami podczas biegania – upominał bratanka mój małżonek – cóż za dzieciak, właśnie nadłamał kolejnego żywotnika – biadolił Franek.

Chciałam powiedzieć wprost, co myślę

Od samego początku tak było. Zwracaliśmy się do nich z prośbami, a oni i tak robili swoje. Zapomnij o tym, żeby wsparli nas w obowiązkach w obejściu. Wręcz przeciwnie, liczyli na to, że non stop będziemy im organizować jakieś rozrywki i zapewniać zajęcia na cały pobyt.

Marzy mi się, żeby tak gdzieś uciec i zrobić sobie przerwę od tego wszystkiego – westchnął mój małżonek.

– Nie widzę przeciwwskazań, leć do jakiegoś ciepłego kraju, może na jakąś egzotyczną wyspę – zażartował Dariusz.

Właśnie tacy byli nasi goście. Nic w tym zaskakującego, że odliczaliśmy dni do końca lata.

– Wpadnijcie do nas niedługo – zaproponowali, żegnając się z nami – ale pamiętajcie, że jeśli się wybierzecie, to tylko na kilka godzinek, bo przecież macie mnóstwo roboty i zwierzaki do obrządzenia w zagrodzie, no i w sumie w naszym mieszkanku nie za bardzo jest miejsce na przyjmowanie gości – wyjaśniali.

Na pewno się u was pojawimy – odpowiedział z uśmiechem Franek – przygotujcie jakieś karimaty czy śpiwory, a my już jakoś wyrwiemy się na chwilę.

Wzięliśmy sobie zaproszenie do serca

Nagle w środku zimy mój małżonek wpadł na pomysł:

– Zbierajcie manatki, jedziemy do cioci Agnieszki w mieście.

– Zwariowałeś? – zdziwiłam się – a kto się zajmie świniakami i wydoi krówki?

– Już to ogarnąłem – oznajmił z uśmiechem – zimą roboty jest mniej, a nasz kumpel z sąsiedztwa, Marek, zgodził się wpaść i ogarnąć oborę.

Tak więc po paru miesiącach spakowaliśmy walizki i ruszyliśmy w drogę, żeby spędzić ferie u rodziny

Nie rozumiem, po co mamy tam jechać – zapytałam – przecież tam umrzemy z nudów.

– Skarbie, pojedziemy tam zrelaksować się i pozwiedzać okolicę – wyjaśniał Franek.

W końcu udało mu się mnie namówić.

Powinniśmy do nich zadzwonić i uprzedzić, że wpadniemy – stwierdziłam.

– Jasne, zadzwoń, ale dopiero dzień przed, żeby nie zdążyli się rozmyślić i wyjechać w inne miejsce – żartował Franek.

Kiedy już wszyscy znaleźliśmy się w aucie, tata zwrócił się do naszych pociech:

– Słuchajcie, dzieciaki, dzisiaj daję wolne. Możecie sobie pohałasować i niezbyt przejmować się dobrym zachowaniem.

– Jasne, tatku – chichotali Bartuś i Radzio – tym razem na pewno zastosujemy się do twoich zaleceń.

Nasi bliscy byli wyraźnie zszokowani i zaniepokojeni na widok ogromnych walizek, które przywlekliśmy ze sobą.

Umieramy z głodu – wołał mój mąż od samego wejścia – ta podróż nas wykończyła, przydałoby się coś przekąsić.

– Poprosimy o dokładkę schabowego – domagali się nasi małolaty, kompletnie ignorując karcące spojrzenia cioci.

Gdy tylko skończyliśmy jeść, dzieciaki dorwały się do komputera i zaczęły grać, piszcząc i wrzeszcząc z uciechy, przy okazji katując klawiaturę, ile wlezie. Tymczasem ja i mój ślubny rozsiedliśmy się wygodnie przed telewizorem na sofie.

Goście pokazali swoje prawdziwe oblicze

– Jest tu mnóstwo stacji telewizyjnych – zadowolony stwierdził małżonek.

Gdzie planujecie nas zabrać następnego dnia? – z uśmiechem na twarzy spytałam – opowiadaliście, że wasze miasto ma do zaoferowania wiele fascynujących miejsc.

– Sabinko, my rano idziemy do roboty – Agnieszka starała się wyjaśnić.

Weź sobie wolne, nie uwierzę, że nie zostawiłaś, choć kilku wolnych dni na czas ferii – bezproblemowo rzucił Franek – a jeśli faktycznie musicie być w pracy, to przecież Edyta i Jacek będą mogli pokazać nam miasto.

W czasie nocy rzecz jasna położyliśmy się w ich łóżkach, podczas gdy oni musieli zadowolić się polówkami i materacami. Edytka była wręcz wściekła.

– No popatrzcie tylko na tych wsiurów, nagle im się zachciało zwiedzać miasto – mamrotała pod nosem.

– Sami widzicie, że nasze mieszkanie jest za małe, żeby was ugościć – oznajmiła Agnieszka z samego rana.

– Nie martw się tym, nam tutaj jest super, wcale nie odczuwamy ciasnoty – odrzekł Franek.

– Jakoś damy radę przez te parę dni – dorzuciłam. Teraz to oni odliczali dni do naszego wyjazdu.

Kiedy zmierzaliśmy z powrotem, radość nas rozpierała.

Teraz chyba wyciągną wnioski – chichrał się Franek – i następne lato w końcu upłynie bez żadnych niespodzianek, po prostu zwyczajnie.

Sabina, 45 lat

Czytaj także:
„Zbrzydła mi działka i tabuny krewnych liczących na darmowe wakacje. Na urlopie bez rodziny wpadłem w większe bagno”
„Wuj chciał oddać mężowi stary dom >>na piękne oczy<<. Bez spisanej umowy nie dam na remont tej rudery ani grosza”
„Byłam silną singielką, a ślub kojarzył mi się z zakuciem w kajdany i praniem męskich gaci. Gdy poznałam Piotra, zmiękłam”

Redakcja poleca

REKLAMA