„Siostra była dumą rodziny, a ja zakałą. To nic, że odnoszę sukcesy, ona ma kancelarię i śpi na kasie”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, KOTO
„Mijały lata. Aneta wyszła za mąż, miała dzieci. Jej życie toczyło się zgodnie z planem, jak w szwajcarskim zegarku. Wszyscy wiedzieli, co się u niej dzieje – jej awanse, nowe mieszkanie, wakacje na Karaibach. Każdy krok w jej życiu był relacjonowany jak w gazecie. Rodzice zawsze byli dumni”.
/ 25.10.2024 11:15
smutna kobieta fot. Adobe Stock, KOTO

Od zawsze byłam tą gorszą. Gdyby ktoś spojrzał z boku na naszą rodzinę, nie miałby wątpliwości: Aneta była naszą dumą. A ja? Ja byłam zakałą. Wystarczyło jedno spojrzenie na stare albumy ze zdjęciami – wszyscy uśmiechnięci, a Aneta zawsze w centrum uwagi. Świadectwa z czerwonym paskiem, medale, konkursy, a potem prestiżowe studia. Od zawsze wiedziała, czego chce i zawsze to dostawała. Rodzice mówili, że po prostu się starała. I pewnie mieli rację.

Ja byłam podobno leniwa

W przeciwieństwie do niej, ja byłam dzieckiem, które z trudem przechodziło z klasy do klasy. Nie interesowały mnie ani studia, ani wielkie plany na przyszłość. Wolałam malować, pisać wiersze, błądzić po świecie z aparatem, marząc o tym, żeby być wolną. Rodzice mówili, że jestem leniwa. Aneta tylko się uśmiechała z politowaniem. Zawsze uważała, że wie lepiej.

Gdy skończyłam liceum bez większego entuzjazmu i nie dostałam się na żadne z wybranych przez rodziców studiów, cała rodzina przeszła nad tym do porządku dziennego. Przestałam być nawet tematem rozmów. Skoro Aneta była wziętą prawniczką, to kto by się przejmował nieudacznicą bez ambicji?

Ale nigdy im tego nie mówiłam, nigdy nie tłumaczyłam, że po prostu nie chciałam tego, co oni. Że życie, które wybrali dla mnie, nie było moim życiem. Patrzyli na mnie i widzieli kogoś, kto nie potrafił się odnaleźć. A ja po prostu widziałam świat inaczej.

Jej sukcesy były świętem

Gdy Aneta obroniła pracę magisterską z wyróżnieniem, zorganizowano wielkie rodzinne przyjęcie. Wszyscy się zachwycali: „Nasza Aneta, prawniczka!”. A ja? Siedziałam w kącie, z kieliszkiem wina, słuchając tych samych, powtarzanych w nieskończoność pochwał. Nikt nawet nie pytał, co u mnie. Nikt nie zauważył, że już od dwóch lat prowadzę własną firmę fotograficzną, że mam klientów, projekty, że wygrywam małe, lokalne konkursy. Dla nich to nie miało znaczenia. Prawniczka to coś. Fotografka? To raczej hobby, coś, co w końcu zostawię.

Aneto, naprawdę jesteś niesamowita! – ciocia Jadwiga nie mogła przestać się zachwycać. – A co z tobą, Aniu? – dodała, patrząc na mnie z pobłażliwością.  Jak tam twoje... no, te zdjęcia? Nadal się tym zajmujesz?

– Tak, ciociu, nadal – odpowiedziałam, uśmiechając się sztucznie. – Nawet mam kilka nowych zleceń.

– Ach, to dobrze, dobrze. – Kiwnęła głową i odwróciła się do kogoś innego, zupełnie niezainteresowana.

Przyzwyczaiłam się do takich rozmów. Odkąd pamiętam, każde osiągnięcie Anety było celebrowane, a moje... moje były ledwie zauważalne. Niezależnie od tego, co robiłam, zawsze byłam gdzieś w cieniu. Nawet kiedy odważyłam się wyjechać na pół roku do Paryża na kurs fotografii, rodzice uważali, że to „ucieczka przed prawdziwym życiem”. A ja? Ja wreszcie czułam, że zaczynam oddychać. Tam, z dala od ocen, porównań i wiecznych oczekiwań, zaczęłam odnajdywać siebie.

Zajęłam się swoim życiem

Mijały lata. Aneta wyszła za mąż, miała dzieci. Jej życie toczyło się zgodnie z planem, jak w szwajcarskim zegarku. Wszyscy wiedzieli, co się u niej dzieje – jej awanse, nowe mieszkanie, wakacje na Karaibach. Każdy krok w jej życiu był relacjonowany jak w gazecie. Rodzice zawsze byli dumni.

A ja? No cóż, ja wciąż robiłam swoje. Moja firma rozwijała się. Zaczęłam współpracować z większymi klientami, robiłam zdjęcia na wystawy, moje prace były publikowane w magazynach fotograficznych. Otworzyłam małe studio w centrum miasta. Czasami myślałam, że rodzice w końcu to zauważą, że powiedzą: „Hej, Ania, świetna robota, naprawdę to doceniamy!”. Ale ten moment nigdy nie nadszedł.

Zawsze byłam dla nich tą „drugą córką”. Z tą różnicą, że teraz nie byłam już nawet ich rozczarowaniem – po prostu byłam niewidzialna.

Siostra nic o mnie nie wiedziała

Któregoś dnia, zupełnie przypadkowo, spotkałam Anetę na mieście. Od lat widywałyśmy się tylko na rodzinnych spotkaniach, więc to było zaskoczenie. Siedziałam w kawiarni, rozmawiając z klientem o nowym zleceniu, kiedy weszła, ubrana w drogi płaszcz, z torebką, która pewnie kosztowała więcej niż mój aparat. Usiadła kilka stolików dalej, a ja poczułam dziwny ścisk w żołądku. Zawsze, kiedy ją widziałam, wracało to uczucie bycia gorszą.

Po zakończeniu rozmowy z klientem, postanowiłam podejść do niej. Nie chciałam, żeby to wyglądało na unikanie.

– Cześć, Aneta – powiedziałam, podchodząc do jej stolika.

– Ania? – Zmarszczyła brwi, jakby nie była pewna, czy to naprawdę ja. – Co tu robisz?

– Spotykam się z klientem – odpowiedziałam z uśmiechem.

Spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem. W jej oczach zobaczyłam cień czegoś, czego nie widziałam wcześniej – może zdziwienia? Może nawet... uznania?

– Klientem? – zapytała, jakby nie dowierzała.

– Tak, wiesz, prowadzę firmę fotograficzną. Robię zdjęcia na zamówienie, wystawy, czasem współpracuję z czasopismami.

– Naprawdę? – Jej ton był ostrożny, jakby próbowała przetrawić tę informację. – Nie wiedziałam...

– Tak, już od kilku lat – odpowiedziałam spokojnie, chociaż w środku czułam rosnącą frustrację.

Jak mogła nie wiedzieć? Czy naprawdę wszyscy w rodzinie są tak ślepi na to, co robię?

– To... to imponujące, Aniu. Naprawdę – powiedziała po chwili.

Przyglądałam się jej uważnie. Wydawało mi się, że w jej głosie jest coś, czego nie znałam. Może po raz pierwszy od lat zobaczyła mnie inaczej?

– Dzięki – odpowiedziałam krótko, starając się nie okazywać, jak bardzo te słowa były dla mnie ważne.

Zobaczyli, że jestem kimś więcej

Kilka tygodni później rodzice w końcu odwiedzili moje studio. Chyba Aneta coś im powiedziała, bo ich nagłe zainteresowanie wydawało się zbyt przypadkowe. Oprowadzając ich po przestrzeni, pokazywałam swoje prace, mówiąc o tym, jak rozwijałam firmę, jak zaczynałam od małych zleceń, a teraz współpracuję z dużymi klientami. Patrzyli na mnie z niedowierzaniem, jakby pierwszy raz zobaczyli mnie jako kogoś dorosłego, kogoś, kto naprawdę coś osiągnął.

– Nie wiedzieliśmy, że tak dobrze sobie radzisz – powiedział ojciec, oglądając jedną z moich fotografii wiszących na ścianie. – Naprawdę nas zaskoczyłaś, Aniu.

Matka stała obok, milcząc. Patrzyła na zdjęcia, jakby próbowała coś zrozumieć, coś, co do tej pory jej umykało. Może właśnie to? Może fakt, że chociaż Aneta była dumą rodziny, to ja także znalazłam swoją drogę? I chociaż nie zdobywałam tytułów ani nie mieszkałam w willi, radziłam sobie w życiu. Nawet lepiej, niż im się wydawało.

Z perspektywy lat nauczyłam się, że nie potrzebuję ich uznania, by czuć się spełniona. Ale w tamtym momencie, kiedy stali w moim studio, patrząc na efekty mojej pracy, po raz pierwszy poczułam, że naprawdę mnie dostrzegli. Może wreszcie zobaczyli, że jestem kimś więcej niż tylko tą gorszą siostrą bez sukcesów na koncie.

Anka, 35 lat

Czytaj także: „Koledzy mnie wyśmiewają, bo żona pracuje, a ja zmieniam pieluchy dziecku. Nie wstydzę się, że jestem tatusiem na etat”
„Żona miała wypadek w drodze do kochanka. Jestem głupi, że od pół roku waruję przy jej łóżku i czekam, aż się obudzi”
„Szef traktował mnie gorzej, bo jestem kobietą. Żeby dostać awans, nie tylko w biurze musiałam pokazać, co potrafię”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA