Po ślubie zamierzaliśmy się starać o kredyt z banku. Taki był pomysł Elizy. Zacząć od ustabilizowania sytuacji materialnej, potem wesele, następnie zakup wspólnego lokum, a za jakieś dwa do trzech lat pierwsze dziecko, po trzydziestce, ale koniecznie przed trzydziestymi piątymi urodzinami – kolejne. Niezły plan, który udało nam się zrealizować, jeśli chodzi o dwa pierwsze etapy. Eliza akurat awansowała na stanowisko menadżera w hotelu należącym do międzynarodowej sieci, a ja zarabiałem na życie, prowadząc szkolenia z technik wspinaczkowych oraz mając własny biznes ze sprzedażą ekwipunku niezbędnego do uprawiania alpinizmu.
Mieliśmy plan na życie
Nasz ślub był dość kameralny, a na miesiąc miodowy wybraliśmy się do Włoch, nad morze. Zatrzymaliśmy się w jednym z hoteli sieci, w której pracowała moja ukochana. Niestety, wyjazd okazał się niezbyt udany. Już od samego początku Eliza kiepsko się czuła, chyba coś jej zaszkodziło i zmagała się z mdłościami. Nie mieliśmy okazji ani pozwiedzać okolicy, ani poleżeć na plaży. W zasadzie prawie cały czas spędziliśmy w hotelowym ogrodzie, a ja biegałem po wodę z cytryną, bo tylko to jakoś łagodziło jej nudności.
– Skoro masz takie problemy, to może jesteś w ciąży? – rzuciłem dla żartu, gdy zobaczyłem jak chwiejnym krokiem opuszcza łazienkę.
– Daruj sobie te głupie dowcipy, dobra? – obrzuciła mnie zirytowanym spojrzeniem.
Od razu zareagowałem obronnie, unosząc ręce w górę, ponieważ doskonale pamiętałem, co chodziło jej po głowie, gdy powtarzała swoje kwestie o „nieodpowiedniej kolejności”. Dziecko w tym momencie zupełnie by nam pokrzyżowało plany. Priorytetem było zaciągnięcie kredytu. Cała papierologia była już gotowa, spotkanie z urzędniczką w banku umówione, a potencjalne gniazdko wybrane. Osiedle, na którym pragnęliśmy osiąść na stałe, wkraczało w trzeci etap prac budowlanych. Jeśli wszystko potoczy się po naszej myśli, to klucze do własnego lokum powinniśmy otrzymać w perspektywie pół roku do ośmiu miesięcy.
Eliza sumiennie stosowała metody antykoncepcyjne, zatem nieplanowana ciąża raczej nie wchodziła w grę. Marzyliśmy, aby nasze maleństwo powitał gustownie urządzony pokoik, gdy już będzie gotowe, by pojawić się na tym świecie. Jednak życie zrobiło nam psikusa i po powrocie do domu okazało się, że mój żart okazał się proroczy. Wynik testu nie pozostawiał wątpliwości – dwie kreski.
– To jakieś nieporozumienie... – wyszeptała ledwo słyszalnie moja żona. – Wszystko miało potoczyć się inaczej... Udało mi się dostać tę posadę, byłam najlepsza w kraju! Masz pojęcie, ile osób musiałam pokonać? Jeśli teraz skorzystam z urlopu macierzyńskiego, przepadnie całe moje osiągnięcie! Powrót na obecne stanowisko będzie graniczyć z cudem!
Trzymaliśmy wieść o dziecku w tajemnicy dość długo, bo nie odczuwaliśmy z tego powodu szczególnej radości. To znaczy, w moim przypadku – wręcz przeciwnie, w rzeczywistości aż kipiałem ze szczęścia na myśl o zostaniu tatą, ale Eliza była załamana.
Moja żona to prawdziwy wulkan energii
Ma dużo planów i głowę pełną pomysłów. Ciągle powtarza, że chce realizować się zawodowo. Na szczęście, gdy pierwszy trymestr ciąży dobiegł końca, zaczęła czuć się dużo lepiej. Hormony sprawiły, że wręcz kipiała energią – była pełna werwy, wciąż coś wymyślała, a samopoczucie miała doskonałe.
– Ciąża to dla sporej części kobiet najwspanialszy czas w ich życiu – takie słowa usłyszeliśmy od pani doktor prowadzącej. – Ma pani zbilansowaną dietę, dużo się pani rusza, a maleństwo rośnie jak na drożdżach, dlatego uważam, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby kontynuowała pani pracę zawodową. Miałam pod opieką ciężarną lekarkę, która aż do rozwiązania prowadziła normalnie praktykę lekarską i przyjmowała swoich pacjentów. Inna moja podopieczna urodziła zaledwie godzinę po ceremonii absolutoryjnej, na której wręczała dyplomy ukończenia studiów swoim podopiecznym. A jeszcze inna zadzwoniła do mnie, że zaczęła rodzić prosto z sali rozpraw. Z zawodu była prokuratorem. Tak na marginesie, wygrała tę sprawę, pomimo że odeszły jej wody płodowe, kiedy stała przed sędziowskim stołem… Także i pani śmiało może być aktywna zawodowo, dopóki będzie się pani dobrze z tym czuła.
Zauważyłem, że Eliza poczuła się nieco lepiej po tych słowach. Dzięki jej zarządzaniu hotel wspiął się na wyższe pozycje w istotnych zestawieniach w branży, które podobno miały ogromne znaczenie. Udało jej się też zapewnić swojemu miejscu pracy bezcenną reklamę, podpisując umowę na przyjęcie zagranicznej ekipy realizującej film oraz popularnej rodzimej wokalistki.
– Nie mam zamiaru z tego zrezygnować – oznajmiła, gdy wróciliśmy z uroczystości wręczenia jej wyróżnienia dla najlepszego kierownika w danym roku. – Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której po urodzeniu dziecka zostaję w domu i stracę to wszystko, nad czym tak ciężko pracowałam…
Naprawdę ją to dołowało
Gdy tylko skończyła to zdanie, po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Bardzo mnie to zaskoczyło, bo mimo że dotarły do mnie pogłoski o tym, jak hormony potrafią sprawić, że przyszłe mamy płaczą po kilkanaście razy na dobę, to Eliza nigdy wcześniej nie zareagowała w taki sposób. Zazwyczaj trzymała nerwy na wodzy jak mało kto. Kiedy jednak jej płacz nie ustawał, mimo moich nieporadnych prób pocieszenia, że na pewno będzie super, jak zostanie mamą, dotarło do mnie, że te łzy nie są skutkiem szalejących hormonów. Moja ukochana naprawdę posmutniała i żałowała, że będzie musiała zrezygnować z czegoś, co jest dla niej tak ważne.
– Słuchaj, zastanawiałem się nad tym dłuższą chwilę i doszedłem do wniosku... – zacząłem ostrożnie, mając nadzieję, że to dobra decyzja. – Zależy mi na tym, żebyś czuła się dobrze i była zadowolona. Nasze maleństwo też ma prawo do tego, by jego mama była radosna. Może to ja powinienem wziąć urlop ojcowski, co ty na to?
Początkowo sądziła, że tylko żartuję, ale kiedy zapewniłem ją, że mówię zupełnie serio, odetchnęła z ulgą i wtuliła się we mnie.
– Uważasz mnie za złą matkę? – tylko to pytanie zdołała z siebie wydusić.
– Moim zdaniem kochająca mama wcale nie musi cierpieć w imię miłości – szczerze wyznałem swoje odczucia. – Poza tym, przecież nie zostawiasz malucha z kimś zupełnie obcym! Jestem jego ojcem! Otoczymy go najwspanialszą troską na całym świecie!
Po narodzinach dziecka wspólnie zdecydowaliśmy, że Eliza wznowi pracę zawodową, gdy poczuje się wystarczająco silna. Przystałem na to, że może to potrwać od jednego do trzech miesięcy. Przekazałem prowadzenie zajęć koleżance, która została też współwłaścicielką połowy mojego sklepu. Znaleźliśmy nową osobę do obsługi klientów, a ja zajmuję się teraz tylko nadzorowaniem transakcji online.
Gdy na świat przyszedł nasz synek Nikodem, moja żona postanowiła skorzystać z pięciotygodniowego urlopu macierzyńskiego. Przez ten czas oboje poświęcaliśmy maluchowi tyle samo uwagi. Szybko nauczyłem się wszystkiego, co potrzebne – od zmieniania pieluszek przez podawanie mleka z butelki i kąpiel, aż po masowanie delikatnego ciałka dziecka.
Żona wróciła do pracy i nagle…
Na początku swoją opinią musiała podzielić się moja mama.
– Jak to ty opiekujesz się małym?! – nie dowierzała. – Wiadomo, że trzeba sobie pomagać, ale na cały dzień zostajesz z nim sam? Przecież taki brzdąc potrzebuje swojej matki!
Podobnie myślała teściowa. Gdy nas odwiedziła i powiedziała, co sądzi o niebezpieczeństwach związanych z podawaniem mleka modyfikowanego, moja żona przez pół nocy płakała.
– Myślisz, że dobrze postępujemy? Serio jestem aż tak samolubna? – pytała mnie zapłakana. – No i co się stanie, jak Nikodem zacznie chorować, bo nie karmię go piersią?
Dotarłem do wyników badań, z których wynika, że niemowlaki żywione mlekiem modyfikowanym cieszą się równie dobrą odpornością i rozwijają się tak samo prawidłowo, jak maluchy karmione naturalnie. Nasz lekarz rodzinny potwierdził te informacje, przytaczając wiele przykładów mam, które z różnych powodów zrezygnowały z karmienia piersią lub nie miały takiej możliwości. Ich pociechy mimo to wyrosły na zdrowych i silnych młodych ludzi.
Szkoda, że nasi znajomi z dziećmi też uważali, że wiedzą lepiej. Zupełnie nie rozumieli, jak to jest nie wychowywać swojej pociechy chociaż przez pierwszy rok życia. Jedna koleżanka szczególnie mocno atakowała moją żonę, a gdy próbowałem ją uspokoić, to wycelowała swoje działa we mnie.
– Tobie to nie przeszkadza? – zerknęła na mnie z politowaniem. – Czy ty naprawdę nie czujesz się jak taki facet bez jaj? Stary, przecież jesteś zwykłym pantoflem!
Wszyscy wiedzieli lepiej
Ta rozmowa odbyła się w towarzystwie znajomych, w korytarzu kina, do którego wybraliśmy się całym składem z dawnych czasów. Ten wieczór miał być przyjemnym spotkaniem w gronie starych przyjaciół, a przerodził się w kłótnię, która doprowadziła do zerwania relacji z tą koleżanką i jej partnerem. Tym razem Eliza nie uroniła ani jednej łzy, była raczej poirytowana. Odniosłem jednak wrażenie, że coś ją również martwi.
– Jak się z tym wszystkim czujesz, tak szczerze? – spytała Eliza. – Zdaję sobie sprawę, że podjąłeś tę decyzję ze względu na mnie… Cały czas rozmawialiśmy tylko o moich potrzebach, ale ani razu nie powiedziałeś, co ty byś tak naprawdę chciał robić. Istnieją przecież inne opcje. Niko skończył już pięć miesięcy, możemy rozważyć posłanie go do żłobka albo zatrudnienie opiekunki, a ty mógłbyś ponownie zacząć pracować… Powiedz mi szczerze, jeśli tego pragniesz.
Chwilę się nad tym głowiłem. O tym, jak po przebudzeniu noszę na rękach mojego malca i obmyślam nasze plany na ten dzień. O tym, jaki to wspaniały stan, gdy zasypia wtulony w mój tors w chuście i jak za każdym razem rozczula mnie jego ciepła, malutka rączka ściskająca mój palec. Zwróciłem Elizę w swoją stronę i zajrzałem jej prosto w oczy z powagą.
– Marzy mi się powiększenie rodzinki, może nawet o dwójkę maluchów – wyznałem. – I chcę być dla nich takim tatą jak dla Nika. Elka może sobie ze mnie kpić i przezywać mnie pantoflem, ale szczerze mówiąc, kocham to całym sercem. I wiesz, co ci powiem? Nigdy wcześniej nie czułem się bardziej męski niż teraz!
Eliza na początku obrzuciła mnie zaskoczonym wzrokiem, lecz gdy napiąłem bicepsy i przybrałem pozę twardziela, wybuchła gromkim śmiechem.
– Nie przypominasz żadnego pantofla ani kury domowej – stwierdziła z przekonaniem. – Bardziej pasuje ci... miano domowego koguta! Taki niezwykle męski i pociągający kogucik…
Końcówkę zdania wyszeptała, dotykając ustami mojej szyi, po czym udowodniła mi, jak bardzo w jej oczach jestem męski. Kogut z podwórka? Kogut symbolizuje płodność, silną osobowość i bojową naturę mężczyzny. To określenie wprost stworzone dla mnie!
Mateusz, 32 lata
Czytaj także:
„Szefa zawodzę w pracy, a żonę w sypialni. W żadnym z tych miejsc nie potrafię stanąć na wysokości zadania”
„Syn wziął sobie miastową pannicę i olał rodzinną spuściznę. Nie po to go urodziłam, by pracował w korporacji”
„W wieku 25 lat zostałam wdową. Teściowa pilnowała mnie jak cerber, bylebym tylko nie zapomniała o jej synu przy innym”