„Serce oddałam mężowi, a ciało kochankowi. Przecież to nie zdrada, skoro nie ma między nami miłości”

zakochana kobieta fot. iStock, ilos Dimic
„Uważam to za smutno-zabawne: mężczyzna o wielkiej inteligencji, wiedzy i kulturze uzależnia swoją wartość od sprawności małego kawałka ciała”.
/ 17.09.2024 13:41
zakochana kobieta fot. iStock, ilos Dimic

Ciągle mnie irytowali tymi ostrzeżeniami: „On jest starszy od ciebie o dwadzieścia trzy lata! To się nie uda!”. Rodzice, siostra, ciotki, przyjaciółki – wszyscy uważali, że popełniam błąd, przyjmując oświadczyny Michała.

Michał był wykładowcą historii na uniwersytecie i promotorem mojej pracy magisterskiej. Wtedy się pokochaliśmy. Miałam dwadzieścia cztery lata, on, jak łatwo obliczyć, czterdzieści siedem. Ale był przystojny, wysportowany, pełen energii, świetny w łóżku. Wdowiec od ośmiu lat. Bezdzietny. To też nas łączyło – oboje chcieliśmy w naszym życiu skoncentrować się na nas samych.

Nie posłuchałam dobrych rad i za Michała wyszłam. Było cudownie. Niczego mi nie brakowało przez dwanaście lat. Potem zaczął się psuć dość ważny element naszego związku. Seks. Michał miał już prawie sześćdziesiąt lat i chociaż wciąż mnie kochał, to jego ciało nie wyrabiało.

A ja byłam w pełni sił kobiecych. Wcześniej nie sądziłam, że spełnienie seksualne jest dla mnie aż tak ważne, ale kiedy go zabrakło, nagle zrozumiałam, że tak jest. Robiłam się drażliwa, wybuchowa. To był kłopot.

Nie bardzo mogłam o tym pogadać z mężem, bo wiedziałam, jak ważne dla niego jest, bym była zadowolona z niego jako mężczyzny. Uważam to za smutno-zabawne: mężczyzna o wielkiej inteligencji, wiedzy i kulturze uzależnia swoją wartość od sprawności małego kawałka ciała. Ale jest jak jest, więc udawałam, że raz – dwa razy w miesiącu mi wystarczają aż nadto.

W chwili desperacji pomyślałam o Rafale

Rafał był asystentem Michała. Pilnował terminarza, umawiał spotkania, wyszukiwał informacje do książek, robił korekty wykładów. Był bardzo zajęty, ale nie na tyle, by nie mieć czasu obrzucać mnie jednoznacznymi spojrzeniami czy być na każde moje zawołanie. Miał trzydzieści dwa lata i był całkiem przystojny. Wyglądał na sprawnego. Więc wpuściłam go do swojego łóżka.

Czy nie czułam się winna, że zdradzam męża? Wiem, że niewiele osób to zrozumie, ale tak naprawdę ja Michała nie zdradzałam. Gdybym potrafiła się zaspokoić własną dłonią lub nawet wibratorem, zrobiłabym to, a nikt nie nazwałby tego zdradą, prawda? Niestety, u mnie to tak nie działało. Musiałam mieć mężczyznę. Ale serce i dusza wciąż należały do mojego męża, i to się nigdy nie zmieniło.

Problem w tym, że nasz związek w oczach Rafała wyglądał zupełnie inaczej. I to mimo mojej z nim rozmowy po pierwszym razie. Ubierając się, powiedziałam:

– Żeby było jasne, to tylko dla zdrowia.

– Oczywiście – odparł.

Leżał na łóżku w pokoju gościnnym (nigdy nie zrobiliśmy tego w małżeńskiej sypialni) i uśmiechał się jak syty kot.

– Nie jestem w tobie zakochana – dodałam, żeby nie miał złudzeń.

– Oczywiście – powtórzył.

Znałam go od czterech lat. Rafał wydawał się rozsądnym, spokojnym i poukładanym mężczyzną, więc uznałam, że myśli to, co mówi. Może wtedy nawet tak było, jednak z czasem w jego stosunku do mnie pojawiło się coś więcej. Kilka miesięcy później zaprosił mnie do siebie na kolację.

– Robię doskonałe fettucine, twoje ulubione – powiedział zachęcającym tonem.

Zapięłam spódnicę.

– Nie umawiam się z tobą na randki. Mam męża – przypomniałam mu.

– Ale bzykasz się ze mną.

– No właśnie. Bzykam się. I na tym poprzestańmy, dobrze?

Myślałam, że zrozumiał. Przez kolejne dwa miesiące nie wracaliśmy do tego tematu. Ale zaczęło do mnie docierać, że dzieje się coś niedobrego. Podczas jednego ze spotkań towarzyskich, na których był Rafał, Irena, moja przyjaciółka, powiedziała mi do ucha:

– Ten asystent twojego męża chyba jest w tobie zakochany.

– Co?

– No, cały wieczór śledzi cię wzrokiem. Czy wy… no, wiesz… w końcu Michał ma swoje lata, zrozumiałabym.

Serce mi się zapadło. Cholerny młokos. Jeszcze mi narobi kłopotów.

Wiedziałam, że powinnam była to zerwać 

– Smali do mnie cholewki, ale nie jest w moim typie. Ja lubię starszych, dojrzałych mężczyzn – stwierdziłam i popatrzyłam na Michała, który stał w gronie przyjaciół i o czymś dyskutował. Wciąż był przystojny, męski, pociągający. Uwielbiałam na niego patrzeć, słuchać go.

Irena zaśmiała się.

– Tak, żadna kobieta, która tak patrzy na męża, nie jest w stanie go zdradzić.

– To prawda – uśmiechnęłam się do niej.

I nawet rzęsa mi nie drgnęła, bo mówiłam prawdę. Moją prawdę. Nie liczę jednak na to, że ktokolwiek mnie zrozumie. Podczas następnego spotkania z Rafałem zrobiłam mu awanturę.

– Nie wolno ci tak na mnie patrzeć. Nie wolno ci sprawić, aby ludzie, a przede wszystkim mój mąż, zaczęli coś podejrzewać. Nie jesteśmy kochankami… to znaczy jesteśmy, technicznie rzecz biorąc.

– Technicznie – powtórzył.

Przymknęłam na chwilę oczy. Wiedziałam, że powinnam była zerwać ten związek. Ale moje ciało nie chciało się uspokoić. To znaczyło, że musiałabym znaleźć kogoś innego. Z Rafałem było wygodnie – na miejscu, pod ręką, nie musiałam się umawiać na mieście, tłumaczyć mężowi, dokąd idę. Z kimś obcym to naprawdę wyglądałoby na romans. Więc Rafał musiał zostać. Ale musiał też zrozumieć swoją w tym rolę.

– Rafał, jesteś wspaniałym mężczyzną, pod każdym względem – powiedziałam, bo tak myślałam, naprawdę. – Gdyby nie było Michała, kto wie. Ale on jest i będzie. Więc między nami nie dojdzie do niczego więcej niż to, co jest. Jeśli się na to godzisz, cudownie, jeśli nie… to musimy się rozstać.

Czekałam w napięciu na to, co odpowie. Rafał patrzył na mnie przez długą chwilę nieodgadnionym wzrokiem. A potem skinął głową.

– Rozumiem. W porządku – odpowiedział i zaczął się rozbierać.

Byłam zadowolona, że wreszcie udało mi się rozwiązać problem. Trzy tygodnie później wróciłam do domu z pracy i zastałam Michała w gabinecie. Leżał na podłodze, a z rozbitej głowy ciekła krew. Był nieprzytomny.

Najpierw spanikowałam, potem jakoś się ogarnęłam i wezwałam pogotowie i policję. Zaczęło się śledztwo, policja szukała bandyty, który włamał się do naszego domu, uderzył czymś mojego męża i zabrał kilka cennych przedmiotów. Kiedy siedziałam w szpitalu pod drzwiami sali, w której lekarze operowali Michała, przyjechał Rafał. Przyniósł wodę, przytulił mnie, pozwolił się wypłakać.

– Przepraszam, pomoczyłam ci koszulę – wyszeptałam, wycierając dłonią jasnoniebieski materiał.

– Płacz, słońce, to ci pomoże – powiedział. – I nie martw się, będę przy tobie.

– Dziękuję. Jesteś dobrym przyjacielem – potarłam czerwoną plamkę na jego koszuli; zobaczyłam też kilka kolejnych.

Pojawił się lekarz i powiedział, że Michał doznał rozległych uszkodzeń czaszki, naprawili, co się dało, ale wciąż jest w śpiączce. I że może to potrwać dzień, tydzień, miesiąc.

– Musi być pani cierpliwa i dobrej myśli. Proszę wracać do domu – doradził mi.

Posiedziałam jeszcze godzinę przy Michale w jego pokoju i w końcu uznałam, że w niczym mężowi nie pomogę. Rafał odwiózł mnie do domu. Nie chciałam, by wchodził, a on, co zaskakujące, nie nalegał.

Weszłam do gabinetu. Ktoś włamał się do domu, zabrał cenny obraz, kasetkę z pieniędzmi, którą Michał trzymał za książkami, zegarek z przegubu Michała wart pięć tysięcy złotych, prezent ode mnie.

Popatrzyłam na dywan, na którym wciąż widniały ślady krwi. Skąd włamywacz wiedział, że pieniądze są za książkami właśnie na tej półce? I musiał wcześniej wyłączyć alarm, by zabrać obraz. Czerwone plamki, które próbowałam zetrzeć z jasnoniebieskiej koszuli…

I nagle ta myśl: gdy Michał się ocknie, powie, kto go zaatakował. Wybiegłam z domu, wsiadłam do auta i pojechałam do szpitala. Gdy wpadłam do separatki, Rafał stał nad moim nieprzytomnym mężem. Krzyknęłam. Rafał dopadł do mnie, zamknął mi dłonią usta i przyparł do ściany.

– To twoja wina, wiesz? – wysyczał; jego oczy były ciemne, wzburzone. – Bawiłaś się mną, wykorzystałaś jak żywy wibrator. Ale ja cię kocham. Poszedłem dzisiaj do Michała i powiedziałem mu o wszystkim. Myślałem, że cię wypędzi, a wtedy przyjdziesz do mnie. A on… on o wszystkim wiedział! 

Rafał został aresztowany. Michał odzyskał przytomność po czternastu dniach. Mieliśmy szczęście. A ja pojęłam naukę. Nigdy więcej traktowania ludzi jak przedmioty. 

Zuzanna, 34 lata

Czytaj także:
„Gdy żywioł zniszczył nam dom, przekonaliśmy się, kto jest prawdziwym przyjacielem. Niewielu ich było”
„Po drodze na delegację zabrałem niespodziewanego pasażera. Ten dziwny staruszek przepowiedział mi moją przyszłość”
„W wieku 50 lat zdecydowałam się na pracę w przedszkolu. To, co tam przeszłam, było istnym koszmarem”

Redakcja poleca

REKLAMA