„Gdy żywioł zniszczył nam dom, przekonaliśmy się, kto jest prawdziwym przyjacielem. Niewielu ich było”

smutna para fot. Adobe Stock, Elnur
„– Nie od parady mówi się, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie– rzuciłem do Darii, kiedy jeden z moich kumpli, któremu swego czasu przez wiele tygodni pomagałem za friko w jego przepychankach z fiskusem, dość opryskliwie mi odparł, że nie może mi dać upustu na transport swoim autem, bo przecież musi z czegoś żyć”.
/ 17.09.2024 13:15
smutna para fot. Adobe Stock, Elnur

Nasza dom stanął w ogniu. Strażacy dawali z siebie wszystko, ale nie mogliśmy zrobić nic poza przyglądaniem się, jak cały nasz dobytek zamienia się w paskudną papkę złożoną z sadzy wymieszanej z wodą, którą lali do ugaszenia pożaru. Dopiero kolejnego dnia, gdy zgliszcza nie były już takie rozgrzane i dało się tam wejść bez ryzyka, mogliśmy zobaczyć na własne oczy, co zostało z naszego ślicznego gniazdka.

Straciliśmy wszystko

Daria strasznie płakała, a ja z przerażeniem wodziłem wzrokiem dookoła, usiłując zrozumieć, co to za stopiona, czarna plama tworzywa sztucznego w kuchni i jakim sposobem środek mojego fotela został wypalony, podczas gdy dywan pod spodem był jedynie lekko przypalony.

Zaczniemy wszystko od nowa – zwróciłem się do mojej małżonki, gdy dotarliśmy do domu jej siostry. – Będziemy niczym feniks. W porządku, skarbie? Zostaniesz moim feniksem?

Próbowałem skierować jej uwagę na coś innego niż widok, który mieliśmy przed oczami. Nie chodziło tylko o to, że przepadł nasz cały dobytek, ale również rzeczy o sentymentalnej wartości. Czekało nas nie tylko odbudowanie murów i zakup nowych sprzętów, ale także tworzenie wspomnień od nowa, bo pamiątki związane z naszym wspólnym życiem, dorastaniem chłopaków, beztroskimi urlopami i ważnymi chwilami w historii naszej familii zniknęły na zawsze w płomieniach.

Potrzebowaliśmy pieniędzy

Następne dni mijały nam na porządkowaniu, zmaganiu się z papierkami oraz staraniach o otrzymanie odszkodowania, które ubezpieczyciel z zapałem blokował. Zajmowaliśmy się również wyliczaniem strat i rozpaczliwym poszukiwaniem funduszy, gdziekolwiek się dało.

Podłoga i ściany to priorytet – powiedziałem do brygadzisty, który przyglądał się spalonemu domowi. – Zależy nam na jak najszybszym powrocie do mieszkania.

Mama Darii przekazała nam całe swoje zaskórniaki, abyśmy byli w stanie rozpocząć prace remontowe. Mój brat wpadł do nas, żeby pomóc w robotach budowlanych, ale niestety na tym wsparcie najbliższych się urwało. Siostra męża wprawdzie przenocowała nas przez parę tygodni, ale nie była w stanie pożyczyć nam ani grosza. Moi rodzice już odeszli z tego świata… Kasa z ubezpieczenia była zamrażana poprzez ciągłe procedury i odwołania, nasze monity gdzieś przepadały, odsyłano nas od jednego urzędasa do drugiego. Nie mieliśmy nawet szans na odtworzenie kuchni.

Nie prosiliśmy nikogo o pieniądze, jedynie o wsparcie rzeczowe
Ktoś podarował nam starą lodówkę, ktoś inny zestaw mebli do salonu, pod warunkiem że sami go sobie odbierzemy busem.  Dostaliśmy także w prezencie firanki oraz dywan. Zamieszkaliśmy z powrotem w naszym domu, gdy tylko ściany i podłoga były skończone, a w kuchni znalazła się lodówka i kuchenka, którą kupiliśmy na raty. Nie mogliśmy sobie pozwolić na zbyt wiele pożyczek, bo przecież później trzeba było je spłacać.

Brakowało nam wszystkiego

Nasz młodszy syn chciał przyjechać i pomóc, ale powiedziałem mu, żeby się skupił na nauce. Studiował medycynę i zakuwał do sesji, więc nie chciałem go dodatkowo obciążać. Akurat wtedy na świat przyszedł drugi wnuk, dlatego przyjechał tylko na weekend, przywożąc w bagażniku górę ciuchów i kosmetyków, które jego żona – nosząca przed zajściem w ciążę te same rozmiary co Daria – podarowała swojej teściowej. Słyszałem wieczorną rozmowę żony, która dziękowała synowej za ten wyraz kobiecej solidarności. Przyznaję, że wcześniej nawet nie pomyślałem o tym, że Darii może brakować tak podstawowych drobiazgów jak krem nawilżający czy farba do włosów.

Byłem naprawdę wdzięczny Monice za to, że była taka zapobiegliwa, ponieważ Daria nie wydałaby grosza na nic, czego nie można by dostać w hurtowni budowlanej. Docenialiśmy każdy gest wsparcia, zarówno ten bardziej hojny – jak voucher do salonu meblowego, na który zrzucili się moi współpracownicy, jak i ten drobny – śliczny kwiatek doniczkowy, który przyniosła nam ekspedientka z pobliskiego marketu, domyślając się, że nasza zieleń spłonęła w pożarze.

Dzięki uczynności sąsiadów, którzy zapraszali nas na pyszne domowe obiady i wspomagali w uprzątnięciu zgliszczy, czuliśmy ogromną wdzięczność. Zapewniliśmy ich, że gdy tylko sytuacja na to pozwoli, zorganizujemy wspólnego grilla, aby wyrazić nasze podziękowania.

Wielu się od nas odwróciło

Niestety, nie wszyscy okazali się równie życzliwi – niektórzy zerwali z nami wszelkie relacje. Początkowo sądziłem, że to zwykły zbieg okoliczności, kiedy kolega, z którym okazjonalnie wybierałem się na grzybobranie, przestał odpowiadać na moje wiadomości. Nie zamierzałem prosić go o jakąkolwiek pomoc, a jedynie o namiary na specjalistę, który montował mu przyłącze gazowe, ale najwyraźniej mylnie zinterpretował moje intencje, uparcie mnie ignorując.

Po tym, jak straciliśmy dom, zerwaliśmy kontakt z wieloma osobami, z którymi wcześniej łączyły nas relacje przez media społecznościowe. Chodziło głównie o dawnych współpracowników i kumpli z czasów szkolnych. Niektórzy z nich wyrażali swoje współczucie, ale potem słuch po nich zaginął. Inni, gdy tylko poprosiliśmy ich o wsparcie w postaci najpotrzebniejszych rzeczy, momentalnie nas zablokowali.

– Nie od parady mówi się, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie – rzuciłem do Darii, kiedy jeden z moich kumpli, któremu swego czasu przez wiele tygodni pomagałem za friko w jego przepychankach z fiskusem, dość opryskliwie mi odparł, że nie może mi dać upustu na transport swoim autem, bo przecież "z czegoś trzeba żyć".

Dostaliśmy odszkodowanie

Po długim czasie oczekiwania ubezpieczyciel przelał należne środki z naszej polisy, dzięki czemu byliśmy w stanie sfinalizować prace remontowe oraz zakupić wyposażenie do naszego domu. Spłaciliśmy wszystkie pożyczki od znajomych, a następnie, tak jak im obiecaliśmy, rozpoczęliśmy przygotowania do uroczystości, podczas której chcieliśmy podziękować bliskim za ich pomoc i wsparcie w trudnych chwilach. Ze względu na dość niskie temperatury jak na tę porę roku, zdecydowaliśmy, że przyjęcie odbędzie się w naszych nowych czterech kątach.

Wszystkim, którzy nas wspierali, niezależnie od tego, w jaki sposób to robili, osobiście podziękowaliśmy i postaraliśmy się okazać naszą wdzięczność także poprzez wręczenie upominków. Nasi dobroczyńcy w komplecie stawili się na zorganizowanym przez nas przyjęciu. Daria stanęła na wysokości zadania i zaserwowała wykwintne dania i doskonałe alkohole, niczym na prawdziwym weselu. Przy wyjściu każdy z przybyłych gości otrzymał od nas "Honorowy Dyplom Dobrego Człowieka" oraz koszyczek z drobiazgami. Wszyscy byli poruszeni.

Mamy wystarczająco dużo prawdziwych przyjaciół i całą masę pomysłów, jak spędzić nadchodzące ciepłe miesiące. I kiedy mówię „przyjaciele", to wiem, co mówię, bo to ludzie, którzy byli przy nas, kiedy było ciężko. Niektórych, jak na przykład fajną babkę z osiedlowego sklepu, poznaliśmy całkiem niedawno. Gdyby kiedykolwiek któryś z nich potrzebował pomocy, to może na nas liczyć. A póki co, to po prostu umawiamy się na jakieś piwko i kiełbaski z grilla!

Rafał, 57 lat

Czytaj także: „W wieku 60 lat chciałam znów poczuć motyle w brzuchu. Dzieci przeganiały wszystkich adoratorów, bo jestem za stara”
„Wystarczyła sprzeczka przy sprzedaży auta, by zakończyć wieloletnią znajomość. Przyjaźń nie idzie w parze z interesami”
„Żona zostawiła mnie dla młodszego. Czuję się upokorzony, więc zabiorę jej przy rozwodzie nawet dzieci”

 

Redakcja poleca

REKLAMA