W pierwszej chwili sądziłam, że mam niesamowite szczęście. Okazało się jednak, że trafiłam do samego piekła, a jego strażniczką była nie kto inny jak Karolina… Gryzło mnie sumienie za każdym razem, kiedy pod jej opieką zostawiałam moje szkraby.
Miałam tego po dziurki w nosie — ciągłe przytyki odnośnie mojego wieku i znikomego doświadczenia. Ależ to było beznadziejne! Taka bezpodstawna złośliwość ze strony innych wkurzała mnie niemiłosiernie. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego tak się do mnie odnosili. Co za bezczelność i brak taktu z ich strony! Normalnie szlag mnie trafiał, słysząc te wszystkie uszczypliwości.
Dwie dekady życia poświęciłam na domowe obowiązki — opiekę nad pociechami i dbałość o najbliższych. Z początku wydawało mi się, że maluchy są jeszcze za małe i wymagają stałej uwagi oraz choćby odrobiny kontroli. Później musiałam zająć się schorowaną mamą i tak jakoś ten czas upłynął... Kiedy jednak moje dzieci zaczęły coraz śmielej kroczyć własną drogą, a nasz dom stał się dla nich jedynie miejscem noclegowym, doszłam do wniosku, że nadszedł moment, by pomyśleć o sobie i swoich pragnieniach.
Szybko dostałam tę pracę
Zdecydowałam się na zmianę otoczenia, powrót do aktywności zawodowej i oderwanie myśli od domowych pieleszy. Ku mojemu zaskoczeniu, poszukiwanie pracy okazało się dziecinnie proste. W bliskim sąsiedztwie mojego miejsca zamieszkania niedawno zainaugurowano działalność niepublicznej placówki przedszkolnej, więc niezwłocznie dostarczyłam tam swoje CV. Wyobraźcie sobie moje zdumienie, gdy recepcjonistka obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem i zasugerowała, abym zaczekała na spotkanie z szefową.
Niedługo po tym, jak moje dokumenty trafiły do pokoju szefowej, poproszono mnie o odbycie rozmowy. Przemiła pani dyrektor oznajmiła, że zwalnia się u nich posada asystentki w przedszkolu. Spytała też, czy miałabym ochotę sprawdzić się w tej roli!
– Zdaję sobie sprawę z pani wykształcenia, więc być może posada opiekunki nie do końca panią zadowala, ale zależy nam na kimś od zaraz. Najlepiej, żeby ta osoba mieszkała niedaleko, tak aby była w zasięgu ręki, gdyby wystąpiły jakieś kłopoty. Uwielbiałam maluchy, dlatego nie miało dla mnie znaczenia, czy będę organizować im zabawy, czy wycierać pupy, więc przystałam na propozycję bez wahania.
Pani dyrektor zaprowadziła mnie, by pokazać przedszkole, które od razu przypadło mi do gustu. Mimo że pokoje były niewielkie, to jednak urządzone gustownie i przytulnie. Liczba maluchów też okazała się idealna, więc nie wypadało marudzić.
– Wspaniale. Kiedy tylko załatwi pani formalności w sanepidzie, serdecznie zapraszamy do współpracy! – rzuciła dyrektorka, ściskając moją rękę.
Szybko ogarnęłam wymagane procedury, bo nie mogłam się doczekać, aby zacząć tę pracę. Gdybym tylko wtedy przeczuwała, co mnie tam spotka, entuzjazm by mi przeszedł momentalnie.
Pomiatała mną
W niedługim czasie dotarło do mnie, czemu tak szybko mnie przyjęli do roboty. Wychowawczyni mojej grupy była po prostu koszmarna! Ciągle mnie upominała i prawiła morały, rzucając przy tym nieprzyjemnymi tekstami i dogryzając mi z powodu mojego małego stażu. Odruchowo robiłam, co mi kazała, starając się ogarnąć, o co jej chodzi, ale robiło mi się coraz bardziej smutno.
Liczyłam na to, że wraz z upływającym czasem, kiedy uda nam się lepiej poznać, jej nastawienie względem mojej osoby ulegnie zmianie. Niestety, byłam w ogromnym błędzie. Karolina, znacznie młodsza koleżanka z pracy, okazała się niezwykle nieprzyjemną osobą. Charakteryzowała ją oschłość; brakowało w niej choćby odrobiny serdeczności, a to z kolei wpływało na jej kontakty z pociechami.
Nie lubiła dzieci
Miałam nieodparte poczucie, że pomimo niezwykle skrupulatnego planowania zajęć, ich realizacja zupełnie pozbawiona była pasji i zaangażowania. Ciężko mi było pojąć, jak osoba o takim podejściu mogła zostać pracownikiem placówki przedszkolnej.
Karolina to prawdziwa perełka. Skończyła pedagogikę, posługuje się dwoma językami i do tego potrafi grać na fortepianie. Nic dziwnego, że dyrekcja nie chce jej puścić — wyznała mi kiedyś Basia, bardzo miła dziewczyna, która pomaga w opiece nad maluszkami.
– Słuchaj, o niebo prościej skombinować kogoś do pomocy niż belfrów, co pociągną taką kupę nadprogramowych lekcji… No dobra, to było dla mnie oczywiste. Ale cholernie mi zależało na tej robocie, dlatego wzięłam się w garść i starałam się ignorować ten prowokacyjny sposób, w jaki ta kobieta się do mnie odzywała.
Próbowała mną rządzić
– Aga, dociera to do ciebie? Po raz kolejny cię proszę, żebyś mi pomogła!
– No słyszę cię, Karolcia. Tylko pomogę Kasi z jednym zadaniem i zaraz do ciebie przyjdę.
– Ale ja cię w tej chwili potrzebuję! – stanowczym głosem odciągnęła mnie od dziecka, któremu udzielałam pomocy, tylko z tego powodu, że inny szkrab poszedł do toalety za potrzebą.
Kasia poczuła na swojej głowie delikatny dotyk mojej dłoni. Zapewniłam ją, że niedługo do niej wrócę. Dziewczynka mocno się do mnie przytuliła, oplatając rączkami moją nogę. Karolina patrzyła na to z niezadowoloną miną. Nie omieszkała wytknąć mi, że zbyt pobłażliwie traktuję dzieci, przez co później ona ma problemy z zapanowaniem nad nimi. Nie skomentowałam jej uwagi, chociaż wiedziałam swoje.
Koncentrowałam się na dzieciach
Wydawało się, że Karolina poczuła ukłucie zazdrości, widząc moją zażyłą relację z dzieciakami, które po prostu lgnęły do mnie niczym do przybranej mamy. To właśnie ja byłam ich ukochaną ciocią. Malowały dla mnie obrazki i laurki, zwierzały się ze swoich tajemnic właśnie mnie. Karoliny prawie nigdy nie prosiły o wsparcie i nie okazywały takiej radości na jej widok, jaką widziałam, gdy mnie spotykały. Ta bliska więź z maluchami w pełni wynagradzała mi całkowicie niefortunną i wielce nieprzyjemną kooperację.
Starałam się nie wdawać w niepotrzebne dyskusje i koncentrowałam się na dzieciach, mimo że współpraca z Karoliną była dla mnie ogromnym wyzwaniem. W końcu doszłam do wniosku, że nawet dobro maluchów nie jest w stanie zrekompensować trudów pracy z koleżanką.
To było poniżające
Zdarzenie miało miejsce w toalecie. Maluchy przed posiłkiem myjąc ręce, niechcący potrąciły kurek. Gosia, jedna z dziewczynek, przypadkowo uderzyła rączką w baterię. Z kranu wystrzeliła woda niczym z sikawki strażackiej! Ubranka dzieci przemokły, a na podłodze powstały wielkie kałuże. Karolina szybko zakręciła kurek i syknęła w moją stronę:
– W twoim wieku to chyba pora rozważyć przejście na emeryturę, nie? Praca z maluchami wymaga szybkości reakcji. Szyb-ko-ści! – zaakcentowała z naciskiem. Poczułam, jak policzki mi płoną, ale opanowałam się i dokładnie oczyściłam buźkę oraz rączki Gosi. Następnie przebrałam maluchy w świeże koszulki i… złożyłam wypowiedzenie.
Tu trzeba empatii, nie papierka
Dyrektorka przedszkola była wyraźnie zasmucona i zachęcała mnie, bym jednak została, tłumacząc nieprzyjemne usposobienie Karoliny jej nieudanym pożyciem prywatnym.
– Dodatkowo, to moja pracownica z najwyższymi kwalifikacjami — kontynuowała swój wywód przełożona. – Ciężko zrezygnować z tak wartościowego pracownika.
– Żeby dobrze zajmować się dziećmi, potrzeba odrobinę empatii, a nie tylko papierków — nie mogłam powstrzymać emocji. – Naprawdę jest mi strasznie przykro, pani dyrektor. Marzy mi się dalsza praca tutaj, ale w takich warunkach to niemożliwe.
Odeszłam ze łzami w oczach
Maluchy za nic nie chciały mnie puścić, głośno lamentując. Karolina próbowała nad nimi zapanować, ale zupełnie nie reagowały na jej polecenia. Kiedy odwróciłam głowę na zewnątrz, zobaczyłam ich zasmucone buźki przyciśnięte do okna… Dojście do siebie zajęło mi parę dni i, nie oszukujmy się, brakowało mi tych dzieciaków. Aby uciszyć te nieprzyjemne myśli, zaczęłam szperać w sieci, szukając nowej pracy. Nie zdążyłam jednak wysłać ani jednego życiorysu, bo rozdzwonił się telefon. Dzwoniła dyrektorka przedszkola.
Oznajmiła, że dokładnie rozważyła całą sytuację, zwołała zebranie pracowników i okazało się, że żaden z nich nie staje po stronie Karoliny.
– Przez ostatnie dwanaście miesięcy mieliśmy pięć zmian na stanowisku asystenta. Ale dopiero pani uświadomiła mi, co tak naprawdę się tu wyprawia. Postanowiłam zakończyć współpracę z Karoliną i chciałabym zaproponować pani objęcie jej posady.
– Brakuje mi odpowiednich umiejętności... – byłam w pełni świadoma swoich braków.
– Maluchy strasznie są stęsknione za ciocią i ciągle wypytują, gdy znów ją zobaczą. To dla mnie więcej znaczy niż jakiekolwiek kompetencje – serdecznie odparła dyrektorka.
Następnego dnia stawiłam się z powrotem w pracy. Ciężko wyrazić słowami, jak zareagowały maluchy. Cała gromadka wparowała do przebieralni, gdzie akurat zmieniałam ciuchy i po prostu obsypała mnie buziaczkami, a maleńka Kasia przez cały boży dzień nie puszczała mojej spódnicy, raz po raz dopytując, czy aby na pewno znowu ich nie opuszczę.
– Nigdzie się nie wybieram – zapewniłam uroczyście i jak powiedziałam, tak zrobiłam.
Agnieszka, 51 lat
Czytaj także: „W wieku 60 lat chciałam znów poczuć motyle w brzuchu. Dzieci przeganiały wszystkich adoratorów, bo jestem za stara”
„Wystarczyła sprzeczka przy sprzedaży auta, by zakończyć wieloletnią znajomość. Przyjaźń nie idzie w parze z interesami”
„Żona zostawiła mnie dla młodszego. Czuję się upokorzony, więc zabiorę jej przy rozwodzie nawet dzieci”