„Sąsiadka traktowała swojego wnuczka jak zło konieczne. Kiedy postanowiłam zareagować, ona zaczęła się mścić”

Smutny chłopiec fot. iStock by Getty Images, D-Keine
„Nie wnikałam w szczegóły konfliktu, a i ona nie paliła się, by mi o wszystkim opowiadać. Musiałam im pomóc. Tamta kobieta chyba zwariowała, przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie potraktowałby w ten sposób własnego wnuczka...”.
/ 21.07.2024 20:30
Smutny chłopiec fot. iStock by Getty Images, D-Keine

Zauważyłam, że coś się dzieje u sąsiadki z naprzeciwka, ale jakoś specjalnie mnie to nie interesowało. Odkąd się przeprowadziłam do nowego mieszkania, niezbyt wnikałam w sprawy innych lokatorów. To moja córka w końcu uświadomiła mi, że do pani Marty wprowadził się mały chłopiec.

Później zauważyłam tego chłopczyka w towarzystwie młodej kobiety i zaczęło mi coś świtać. Skojarzyłam, że Marta ma syna, a ta kobieta to chyba ta sama, co ją kiedyś ten przyprowadził do matki. Krótko mówiąc, ten brzdąc to pewnie wnuczek mojej sąsiadki. Zagadka wyjaśniona, mogę wrócić do swoich spraw.

Niestety nie do końca. Marta, która do tej pory praktycznie nie dawała znaku życia, chyba że akurat organizowała u siebie wieczór brydżowy, nagle pokazała swoją drugą twarz – upierdliwej sąsiadki. Nie chodzi mi o jakiś tam rowerek czy zabawy pod blokiem, ale te wrzaski zza ściany działały mi na nerwy. Parę razy miałam ochotę uświadomić jej, że ja tu, do licha, usiłuję pracować!

Ojciec w Holandii, a matka z synem u teściowej

Kilka dni później zdecydowałam się na zakup nowych słuchawek i przestałam przejmować się krzykami dochodzącymi zza ściany.

– Babcia Kacpra to nie jest jego prawdziwa babcia – w przeciwieństwie do mnie, Ninka bacznie obserwowała, co się dzieje dookoła. – Jego tata gdzieś wyjechał.

– Nie wypada wściubiać nosa w nie swoje sprawy – zganiłam córkę wzrokiem.

– Powiedział mi o tym, kiedy rzuciłam mu piłkę – wywróciła oczami. – Potem zawołała go mama. Dasz mi się pobawić swoim telefonem?

Niedawno natknęłam się na M. w trakcie robienia zakupów. Niosła spore siatki, więc czułam się w obowiązku, by zaoferować jej podwiezienie.

– Jest pani bardzo uprzejma – ucieszyła się kobieta. – Odkąd mój syn przeprowadził się do Holandii, brakuje mi kierowcy, a ceny taksówek ostatnio dosłownie zwariowały.

Nagle w samochodzie zaczęła opowiadać, że Łukaszkowi zaproponowano kierowanie oddziałem pewnej firmy w Rotterdamie. Ma sprowadzić rodzinę, jak tylko się zadomowi, najdalej w przeciągu, dwóch miesięcy.

– Powiedziałam Lucynie i Kacprowi, żeby zamieszkali u mnie na ten czas. Szkoda pieniędzy na wynajem mieszkania, prawda? Dziś przecież liczy się każda zaoszczędzona złotówka.

– Racja – zgodziłam się z nią.

– Powiem szczerze, że ten mały to niezły urwis – M. zaczęła swój wywód. – Gdy był z Łukaszem, zachowywał się inaczej, po prostu brakuje mu dyscypliny. Lucyna na zbyt wiele mu pozwala. Zamiast pokazać gdzie jego miejsce i dać nauczkę, biega za nim i usprawiedliwia jego chuliganienie… Uwierzy pani, że wczoraj stłukł mi kryształową pamiątkę, którą dostałam na pożegnanie od koleżanek z pracy? No tak, no tak – stopniowo zwalniała, uświadamiając sobie, że trochę za bardzo się zagalopowała w tych wynurzeniach. – Jest takie powiedzenie, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. A ja nie mam już siły na szarpanie się z nim. I to jeszcze we własnym domu!

Wyładowałam jej bagaże z samochodu

Odebrała telefon, a z mieszkania wyszła ta cała Lucyna. Sąsiadka wskazała podbródkiem na pakunki i burknęła „do kuchni”. Nie było to zbyt uprzejme, ale nie powinnam jej osądzać, skoro sama nie potrafiłam wytrzymać pod jednym dachem z własnym mężem. Teraz gdy przyjdzie odebrać Ninkę, proszę bardzo, zaparzę herbatę, poczęstuję ciasteczkiem, ale tylko dlatego, że mam pewność, iż już nigdy więcej nie natknę się na jego brudne skarpetki pod łóżkiem.

Dwa dni temu u sąsiadki odbyło się spotkanie towarzyskie. Pomyślałam sobie, że sprawy chyba wróciły do normy, bo znowu zaczęła organizować brydżowe wieczory tak jak dawniej, w każdy czwartek. Razem z Ninką właśnie kończyłyśmy jeść kolację, kiedy nagle usłyszałyśmy głośny hałas dochodzący zza ściany.

Chyba coś się zbiło – zauważyła moja pociecha. – Ten chłopak wspominał, że u jego babci w domu jest mnóstwo szklanych ozdób... Figurki, wazony i tym podobne.

 – Lubisz tego Kacpra? – zaciekawiłam się.

– Daj spokój, mamo – Ninka przewróciła oczami i popatrzyła na mnie z politowaniem. – Przecież to jeszcze dzieciak. Nawet do podstawówki nie chodzi.

Jakoś po 21 impreza u sąsiadów powoli dobiegła końca. Gdy za bramą zniknęło ostatnie auto, rozpętała się wielka awantura. Wrzaski, wycie dziecka, tupot nóg... Córka przybiegła z góry i przystanęła obok mnie, gapiąc się przez szybę.

– Przemoc w rodzinie – oznajmiła po chwili. – Pani psycholożka nam to tłumaczyła. Należy zaalarmować odpowiednie służby.

Nie przesadzajmy – odparłam bez entuzjazmu. – Pani Marta jest po sześćdziesiątce. Pokrzyczy trochę i pójdzie spać. Ty również marsz do łóżka – cmoknęłam córkę w czoło. – Inaczej rano nie wstaniesz do szkoły.

Ociągając się, zaczęła wchodzić po schodach, kiedy nagle z mieszkania obok dobiegło nas głośne trzaśnięcie frontowymi drzwiami. Natychmiast podbiegła do okna kuchni, z którego roztaczał się najlepszy widok i krzyknęła:

– Mamo, ona wyrzuciła Kacpra na dwór! Szkoda mi go! Stoi tam na schodkach.

Ta kobieta chyba oszalała

Na dworze jest najwyżej siedem stopni!

– Jego mama właśnie się pojawiła! – komentowała Nina z kuchni. – Mamo, ona nie pozwala im wejść do środka! Wyłączyła światło!

– Dajmy im jeszcze chwilę – powiedziałam, zajmując miejsce obok córeczki, przy oknie.

Ciężko było cokolwiek zobaczyć, bo sąsiadka faktycznie pogasiła światła w tej części budynku. Przemaszerowałam przez dom i zerknęłam z przeciwległej strony – u sąsiadki paliło się jedynie w pokoju, gdzie sypia. Niedługo potem i tam zrobiło się ciemno.

Powinnaś coś z tym zrobić – oznajmiła stanowczo Ninka. – Nie możesz pozostać obojętna.

Poczekałam jeszcze chwilę, po czym po cichu wymknęłam się na zewnątrz.

Może zadzwonić po policję? – szepnęłam do pani za ogrodzeniem.

– Ojej, nie trzeba! – wyglądała na wystraszoną. – Mój tata nas odbierze, ale dojedzie tutaj dopiero jutro z samego rana. Wieczorami już nie prowadzi, a to kawał drogi, prawie sto kilometrów.

– Wejdźcie do nas, bo jeszcze się przeziębicie na tym zimnie – podjęłam decyzję.

Unikam wtrącania się w prywatne sprawy innych, więc nie pytałam, co było przyczyną tej sytuacji. Ona również nie paliła się, by dzielić się ze mną szczegółami. Przygotowałam im posłanie w salonie, a z samego rana po kobietę i dzieciaki przyjechał starszy mężczyzna z Koszalina. Odebrał bagaże, po czym odjechali.

Dobrze postąpiłaś mamo – oznajmiła moja pociecha, szykując się do szkoły. – Kocham cię.

Tymczasem sąsiadka zwariowała. Jak mnie widzi, to w najlepszym wypadku spuszcza wzrok i udaje, że mnie nie zna. Czasem nawet drzwi przede mną zatrzaśnie. Chyba komuś się tu coś pomyliło i to ja powinnam być tą obrażoną, a nie ona. Ja tylko zrobiłam to, co należało – w końcu co by sobie moja córka pomyślała, gdybym pozwoliła im tam siedzieć pod drzwiami do bladego świtu?

Marlena, 35 lat

Czytaj także:
„Żona robiła obiady, a kochanka dogadzała mi w łóżku. Przez 2 lata prowadziłem życie idealne, aż się pomyliłem”
„Facet się na mnie obraził, bo nie chciałam luźnego związku. Myślał, że będę wyskakiwać z majtek na każdy jego telefon”
„Wakacje pod Giewontem zaprowadziły mnie na szczyt radości, a potem rozpaczy. Już nigdy nie zaufam żadnej kobiecie”

Redakcja poleca

REKLAMA