„Facet się na mnie obraził, bo nie chciałam luźnego związku. Myślał, że będę wyskakiwać z majtek na każdy jego telefon”

Sprzeczka w związku fot. iStock by Getty Images, JackF
„Zdałam sobie sprawę, że dla Andrzeja jestem tylko zabawką. Gdy kolejny raz nie odebrał mojego telefonu, a potem nie mógł zrozumieć, czemu jestem niezadowolona, uświadomiłam sobie, co różni wolny związek od normalnego. Nie chcę być z egoistą”.
/ 09.07.2024 22:00
Sprzeczka w związku fot. iStock by Getty Images, JackF

Nie mogłam oderwać oczu od pierścionka. Był przepiękny. Ale jeszcze bardziej urokliwe jest wspomnienie, które jest z nim związane. Twarz mojego wybranka rozświetlona uśmiechem i to proste pytanie, które przynosi tyle szczęścia: „Czy zgodzisz się zostać moją żoną?”. Kto by to przewidział?

Poznałam Andrzeja trzy lata temu, kiedy zaczęłam dodatkowe studia na uczelni. Był w mojej grupie i od samego początku wydawał mi się bardzo intrygujący. Wraz z kilkoma innymi studentami poszliśmy na integracyjne piwo do lokalnego baru. Godziny leciały, ludzie stopniowo się rozchodzili, aż w końcu zostaliśmy tylko ja i Andrzej.

Rozmawialiśmy o wszystkim

Przede wszystkim dyskutowaliśmy o polityce i naszym spojrzeniu na rzeczywistość. Jeśli chodzi o poglądy, staliśmy po dwóch różnych stronach barykady. On z dumą opowiadał o swoim zaangażowaniu w lewicowej organizacji młodzieżowej, a siebie określał mianem socjalisty. Ja zaś identyfikowałam się jako katoliczka, wierzyłam w potęgę tradycji i rodziny, i otwarcie przyznawałam, że popieram prawicę. Byliśmy różni pod każdym względem i to nasze różnice zdawały się nas do siebie przyciągać. Chyba byliśmy ich ciekawi, chcieliśmy je badać, zrozumieć i być może trochę... zredukować.

Na pierwszym roku studiów nic między nami nie zaszło. Po prostu spotykaliśmy się jako przyjaciele, zazwyczaj w towarzystwie innych studentów. Dopiero na drugim roku coś się zmieniło... Zaczął się między nami dziwny rodzaj gry, przekomarzania się, jakbyśmy się wstydzili nawet sami przed sobą, że chodzi nam o flirt.

– Jak się ma ojciec dyrektor? – często mi dokuczał.

Ja natomiast, śmiałam się, że „jest czerwony jak cegła”, identycznie jak w piosence Dżemu. Andrzej stopniowo przyklejał się do mnie, rzucał proste żarty, poruszał kwestie, które dla mnie były tematem tabu. Wydawało się, jakby nie rozważał nic innego, tylko... no wiecie. W końcu nawet raz to powiedział:

 – Słuchaj, chciałbym z tobą pójść do łóżka. To mogłoby być intrygujące...

No cóż, fakt, on mi się bardzo podobał, więc to nawet mi pochlebiało, ale... Nie do końca tak to sobie wyobrażałam. Dla mnie wszystko musiało następować w odpowiedniej kolejności. Najpierw flirtowanie, potem pocałunki, czułe słówka, później dogłębne poznawanie się, pieszczoty i dopiero na samym końcu seks. Oczywiście, najlepiej po zawarciu małżeństwa. A łóżko tylko dla samego aktu, bez jakiejkolwiek otoczki? Absolutnie nie!

– Twoje życie musi być okropnie nudne... – skwitował mnie Andrzej.

W końcu udało się mu mnie pocałować. Czy w tamtym momencie coś sobie wyobrażałam? Czy czegoś się spodziewałam? Nie jestem pewna. Po prostu tak się zdarzyło. W każdym razie Andrzej zasugerował, że moglibyśmy stworzyć... „związek na luzie”. Tak dokładnie to ujął. Nie do końca rozumiałam, co miał na myśli, bo dla mnie związek to związek. Jak może być na luzie czy ciasno? To nie ubranie...

Niebawem miałam się tego dowiedzieć

Dla mnie było jasne, że kiedy zadeklarowaliśmy związek, każdy z nas zyskuje pewne prawa i obowiązki. Na przykład teraz dzwonimy do siebie częściej niż wcześniej, umawiamy się, gdy tylko mamy możliwość, jeśli spotykamy innych ludzi, zawsze pytamy, czy nasz partner chce nam towarzyszyć. Poza tym informujemy się nawzajem, gdzie jesteśmy i co robimy. Jednak szybko okazało się, że Andrzej nie do końca tak to rozumie.

Zdałam sobie sprawę, że dla Andrzeja jestem tylko zabawką. Gdy kolejny raz nie odebrał mojego telefonu, a potem nie mógł zrozumieć, czemu jestem niezadowolona, uświadomiłam sobie, co różni wolny związek od normalnego. W pierwszym przypadku myślisz tylko o sobie. Masz prawa, ale już nie obowiązki.

Jak to powiedział Andrzej, „mój umysł był zamknięty w ciasnym świecie konwenansów” i „nie pozwalałam sobie na myśl, że można żyć inaczej”. To prawda. Nie dopuszczałam takiej myśli i nie planowałam tego zmienić. A pan wolny duch zaczął mnie irytować.

Granica została przekroczona dwa lata temu w walentynki. Miałam nadzieję, że tego dnia spędzimy czas razem.

 – Nie zamierzam brać udziału w tym cyrku – roześmiał się Andrzej. – Walentynki to wytwór amerykańskiego imperializmu!

Nie zależało mi na żadnym imperializmie. Chciałam jedynie miło spędzić czas z osobą, którą obdarzałam uczuciem. Nie wymagałam wiele. W końcu doszliśmy do porozumienia. Zdecydowaliśmy, że pójdziemy na imprezę, którą tego dnia szykowała nasza koleżanka ze studiów.

Pomyślałam, że może nie jest tak źle. W dniu przyjęcia Andrzej wysłał mi wiadomość: „Zabalowałam wczoraj, teraz odsypiam. Spotkamy się u Mańki”. Cierpliwie na niego czekałam na miejscu, aż w końcu Mania podeszła i oznajmiła:

Andrzej się nie pojawi. Zadzwonił do mnie i powiedział, że przesadził z alkoholem i cały dzień spędzi nad muszlą klozetową.

Szkoda, że do mnie nie zadzwonił. Muszę przyznać, dość zaskakujące było zestawienie moich romantycznych marzeń z realnym światem. Jakie miałam wyjście? Zdecydowałam się na dobrą zabawę. Właśnie tamtej nocy spotkałam Krzyśka. Przez kilka godzin rozmawialiśmy i miałam wrażenie, jakbyśmy byli znajomymi od dawna. Zaczynałam coś mówić, a on... kończył moje zdania, jakby wiedział, co mam na myśli.

Okazało się, że mamy te same ulubione filmy, słuchamy podobnej muzyki, a nasze poglądy na wiele tematów są zbliżone. Było aż dziwne wreszcie rozmawiać z facetem, który nie tylko rozumie, ale wręcz popiera moje stanowisko, zamiast ciągle je krytykować.

Rok później w walentynki Krzysztof mi się oświadczył. Widocznie ignorował zagrożenie, jakie niesie amerykański imperializm. Nie obchodziło go też, że jest mało oryginalny i „nudny”, bo zdecydował się na to w restauracji, przy dźwiękach skrzypiec i obowiązkowo na kolanach. Dziękuję Bogu, że tamtej nocy Andrzej nie pojawił się na przyjęciu. W przeciwnym razie prawdopodobnie nie spotkałabym swojego przyszłego męża.

Barbara, 24 lata

Czytaj także:
„Sprzątając garaż odkryłam, że mąż ma kochankę i dziecko. Warto było czekać na odpowiedni moment, by wyrównać rachunki”
„Marzyłam o potomstwie, ale moja matka kazała mi najpierw nacieszyć się życiem. Bawiłam się, a zegar biologiczny tykał”
„Myślałem, że to miłość na całe życie, ale ta manipulantka zrobiła ze mnie zabawkę. Zemsta była słodka”

Redakcja poleca

REKLAMA