„Sąsiadka znalazła sposób, jak oszczędzić na zakupach w spożywczaku. Nie wie, że za to można pójść siedzieć”

sąsiadki fot. iStock by Getty Images, Dougal Waters
„– Przecież oni non stop zdzierają z nas kasę na tych wszystkich akcjach i obniżkach. W telewizji gadają same kłamstwa i mydlą nam oczy. No to jak już miałam szansę, to sobie odbić, to tak zrobiłam – powiedziała”.
/ 02.07.2024 07:15
sąsiadki fot. iStock by Getty Images, Dougal Waters

Pani Halinka mieszka dwa piętra pod nami i znamy się już od ponad 20 lat. Dawniej nasze kontakty ograniczały się do typowej sąsiedzkiej uprzejmości. Wymiana pozdrowień, krótka pogawędka o pogodzie, pożyczenie szklanki cukru – ot, takie drobiazgi.

Nasza relacja zmieniła się jednak diametralnie jakieś dwa lata temu, gdy odszedł mój ukochany mąż. Nie spodziewałam się, że to właśnie Halinka okaże mi najwięcej wsparcia spośród wszystkich ludzi, którzy starali się mnie pocieszyć w tym bolesnym okresie. Być może dlatego, że sama od dłuższego czasu mierzyła się z losem wdowy.

Kiedyś okazała mi wsparcie

Wszystko zaczęło się w dniu pogrzebu męża. Skierowałam się do mieszkania, odesłałam dzieci do pokojów i rozsiadłam się na kanapie w salonie, rozmyślając nad tym, jak potoczy się moje życie. Nagle rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. Gdy je uchyliłam, ujrzałam ją na progu, dzierżącą w ręku flaszkę:

– Domowa nalewka? – zwróciłam uwagę na napis widoczny na naklejce.

– Przyszło mi do głowy, że chyba będziesz miała na to ochotę. Wiem, że głupio się przyznać, ale mnie na początku ten trunek bardzo podnosił na duchu.

– Sama nie wiem… – moja mina wyrażała niepewność, gdyż raczej stronię od procentów.

– Trudno… To może kiedy indziej – rzuciła i już miała iść do siebie.

– A może kawa? Chętnie bym się napiła. Wpadniesz? – nie dałam jej odejść.

– Jasne, z przyjemnością. Kawa również jest w porządku.

Przygotowałam więc kawę, wyciągnęłam herbatniki i spędziłyśmy wiele czasu na rozmowie o naszych doświadczeniach. Halinka dzieliła się swoimi lękami, oswojonymi już smutkami i obawami, a ja zdałam sobie sprawę, że nie jestem sama w tym świecie. Że ktoś podziela moje uczucia i mnie rozumie. Nasza pogawędka zapewne zakończyłaby się szybciej, gdybym w końcu nie uległa pokusie skosztowania wiśniowego trunku. Nalałyśmy do szklanek na degustację, a potem dolewałyśmy sobie jeszcze wielokrotnie. Halina miała słuszność – to przyniosło ulgę.

Miała swoją tajemnicę

Nieocenione było też wsparcie Haliny. Od tamtego pamiętnego dnia rozpoczęłyśmy więc regularne spotkania i posiedzenia na ławeczce przed naszym blokiem. Widywałyśmy się podczas zakupów, mszy w kościele, a także jeżdżąc do centrum miasta, by pozałatwiać jakieś urzędnicze sprawy. Po dwóch latach naszej przyjaźni miałam wrażenie, że znam ją jak własną kieszeń. Czułam, że doskonale się dogadujemy i mówimy tym samym językiem.

Halina miała pewną tajemnicę, o której nie miałam pojęcia, a która całkowicie odmieniła mój pogląd na jej osobę. Zanim ją poznałam, dwukrotnie widziałam, jak moja sąsiadka kłóci się z ekspedientkami w sklepach o to, że nie dostała reszty. Pierwszy taki przypadek miał miejsce w pobliskiej piekarni.

Wszystko widziałam i słyszałam

– Przepraszam bardzo, ale przecież wręczyłam pani 20 złotych! –  krzyczała przy kasie, podczas gdy ja czekałam razem z innymi w sporej kolejce.

Nie zdawała sobie sprawy, że bacznie obserwuję całe to zamieszanie.

– Dostałam od pani jedynie 10 złotych –  odparła ekspedientka.

– Może i jestem stara, ale wzrok mam nadal dobry i wiem, co robię. Przekazałam pani banknot dwudziestozłotowy. Sama pani go do kasy schowała.

– W tej chwili nie mam jak tego sprawdzić, ale jestem przekonana, że był to banknot dziesięciozłotowy. No i dlatego dostała pani resztę, czyli 4 złote i 20 groszy.

– Reszta się zgadza, ale nadal brakuje mi dziesięciu złotych.

– Jest mi bardzo przykro, ale mam pewność, że się pani myli.

– Słuchaj no, jak tak można w bambuko staruszkę robić? Wstyd!

– Niech mi pani takich rzeczy nie zarzuca.

– Ja niczego nie zarzucam. Po prostu chcę z powrotem swoje pieniądze, które mi się należą.

Po dłuższej chwili tych przepychanek słownych, Halina w końcu dała za wygraną. Zabrała drobne i opuściła sklep. Sprawiała wrażenie poirytowanej, ale przechodząc obok mnie, posłała mi delikatny uśmiech i dała znać, że poczeka na zewnątrz. Kiedy wyszłam ze sklepu, zobaczyłam ją stojącą przed piekarnią, już w lepszym nastroju. Zagadnęła mnie, jak gdyby nigdy nic. Postanowiłam więcej nie drążyć tematu pieniędzy, żeby znowu nie wywoływać niepotrzebnych emocji.

Było mi wstyd za nią

Kompletnie wyleciało mi to z głowy na dłuższy czas. Dopiero po jakichś dwóch albo trzech miesiącach znowu mi się o tym przypomniało, gdy Halinka po raz kolejny zaczęła pyskować do ekspedientki. Tym razem wybrałyśmy się na zakupy do galerii niedaleko rynku.

Gdy sąsiadka uiszczała należność za swój nowy płaszcza, twierdziła uparcie, że wręczyła kasjerce cztery banknoty o nominale 100 złotych. Jednak pracownica sklepu była przekonana, że otrzymała 350 złotych. Oszczędzę wam przytaczania całej treści tego sporu, który był znacznie bardziej zażarty niż ten, którego byłam niedawno świadkiem w pobliskiej piekarni. Poczułam, jak policzki zaczynają mnie palić ze wstydu i najchętniej opuściłabym to miejsce w podskokach, jednak poczucie solidarności względem sąsiadki nie pozwalało mi na taki krok.

Kłóciła się, ale do czasu

Halina przez dłuższy czas trwała przy swoim zdaniu. Zrezygnowała z tego, kiedy ekspedientka oznajmiła, że zawoła ochronę i przejrzy nagrania z kamer.

– Ani grosza od pani nie dostałam, możemy to w każdej chwili sprawdzić! – ekspedientka broniła się stanowczo, pełna przekonania o swojej niewinności.

– Dajmy temu spokój – prychnęła Halina. – Obejdzie się bez szopki, proszę zatrzymać tę gotówkę! – Halina zakończyła temat i opuściłyśmy sklep.

– Czemu nie chciałaś, żeby sprawdzili monitoring? Myślisz, że się pomyliłaś? – zagadnęłam.

– Najwyraźniej… – odpowiedziała z beztroskim uśmiechem na twarzy, zupełnie, jakby sytuacja wcale nie wyprowadziła jej z równowagi. – Być może… Prawdę mówiąc, sama nie jestem pewna – bez przejęcia ruszyła dalej, a ja podążyłam za nią.

Wyjawiła mi prawdę

Sposób, w jaki się zachowywała, wzbudził we mnie podejrzenia. Jak to możliwe, że z taką łatwością zrobiła awanturę o coś, co tak naprawdę opierało się jedynie na jej przeczuciach? Coś tu nie grało.

Moje przeczucia okazały się słuszne, gdyż jeszcze tego samego dnia Halinka wyjawia mi sekret tych „przypadkowych" przepychanek o drobne. Po powrocie z galerii handlowej do domu, trochę odsapnęłyśmy, a wieczorową porą umówiłyśmy się na babskie ploteczki przy kieliszku nalewki wiśniowej.

Alkohol najwyraźniej dodał jej odwagi, gdyż zdecydowała się na zwierzenie, które mną wstrząsnęło. Wszystko wzięło swój początek od naszych finansowych spraw. W jednym z marketów nie akceptowano płatności bezgotówkowych, więc Halina wyświadczyła mi przysługę, pożyczając dwadzieścia złotych. Kiedy zwróciłam jej należność, zrobiła zaskoczoną minę.

– A to za co? – spytała ze zdziwieniem.

– No jak to? Oddaję ci kasę, którą mi pożyczyłaś w sklepie. Nie przypominasz sobie?

–  Rany, masz rację! Wybacz, ale coraz bardziej zauważam u siebie problemy z pamięcią. Szczególnie jeśli mówimy o cyfrach. Wstyd się do tego przyznawać, ale czasem jak stoję przed kasjerką, to otwieram portfel i proszę ją, żeby sama wzięła należność.

To nie pamięć, tylko oczy – zażartowałam. – Ale ja też mam coraz większy problem, żeby ogarnąć te wszystkie rachunki. Ty też dzisiaj miałaś problem, prawda? Dobrze pamiętam?

– Poniekąd tak, a poniekąd nie... – moja sąsiadka po raz kolejny uśmiechnęła się z nutką przekory.

– Nie rozumiem...

Byłam w szoku

– Momencik, zaraz ci to wyjaśnię. Ale najpierw łyknijmy sobie po kieliszeczku – uzupełniła nasze szklanki i spory łyk zniknął w jej ustach, jak gdyby szukała w nim odwagi przed zwierzeniami. – Dzisiaj przy kasie byłam pewna, że dałam tej kobiecie 350 złotych. Gdyby sprawdzili monitoring okazałoby się, że to ona ma rację, dlatego odpuściłam.

Jej uśmiech wciąż był taki sam, skierowany prosto na mnie. Zajmowałam miejsce po przeciwnej stronie stołu, kompletnie skołowana. Halina chyba zauważyła moje totalne osłupienie, bo łyknęła kolejny malutki łyczek ze szklaneczki, a potem rozwikłała całą zagadkę:

– Wiesz co, Krysiu, kiedyś faktycznie zdarzyło mi się, że w pewnym sklepie pomyliłam banknoty i tak zacięcie o to walczyłam, że aż kierowniczka musiała interweniować, żeby sytuację uspokoić. Chodziło chyba o dwie dychy. Ewentualnie trzy. Na pewno nie więcej! W sklepie było od groma klientów, więc szefowa bez zbędnych dyskusji oddała mi forsę. Pewnie nie chciała narażać się na negatywny PR. Ale jak dotarłam do domu i policzyłam kasę, wtedy wpadłam na to, że kasjerka się machnęła. Wyszło, że mam trochę więcej w portfelu, niż powinnam!

Robiła to specjalnie

– I poszłą zwrócić tę nadwyżkę?

– No co ty! Przecież oni non stop zdzierają z nas kasę na tych wszystkich prowizjach, akcjach i obniżkach. W telewizji gadają same kłamstwa i mydlą nam oczy. No to jak już miałam szansę, to sobie odbić, to tak zrobiłam. Zachowałam kasę dla siebie i postanowiłam, że od tej pory będę tak robić, kiedy tylko się da.

– Moment, to znaczy, że specjalnie wszczynasz kłótnie? Dla zabawy? 

Nie kryłam zdziwienia.

– No jasne! – potwierdziła, wyraźnie z siebie zadowolona.

– I jak, przynosi to jakieś efekty?

Halina parsknęła śmiechem.

– Prawdę mówiąc, to sporadycznie… Ale co mi szkodzi zaryzykować? W końcu nic mnie to nie kosztuje!

Zrobiło mi się niezręcznie i zamilkłam, nie dopytując o nic więcej. Gdybym powiedziała Halinie wtedy, co o tym myślę, na bank zrujnowałoby to nasze stosunki. Od tamtej pory mam się jednak na baczności, gdy chodzi o kontakty z moją sąsiadką.

To, że z premedytacją wciska ludziom kit, mocno mnie do niej zraziło... Kto wie, czy ona to wyczuwa? Tak czy inaczej, widujemy się teraz o wiele rzadziej. Muszę mieć zaufanie do osób, z którymi się spotykam, a ona chyba na nie nie zapracowała.

Krystyna, 66 lat

Czytaj także: „Żona szasta moją kasą, ale mnie nie szanuje. Zapomniała, kto ją wyciągnął z biedy i płaci za wszystkie fanaberie”
„Mąż bawił się w Casanovę, więc dałam mu pole do popisu. Ciekawe, czy któraś poleci na bezdomnego z pustym portfelem”
„Wygrałam w totolotka i moje życie zmieniło się w piekło. Rodzina traktuje mnie jak chodzący bankomat”

Redakcja poleca

REKLAMA