„Jestem samotną matką i żyję jak chomik w kołowrotku. Zamiast wpajać córce zasady, przelewałam na nią własne ambicje”

smutna kobieta fot. Getty Images, Corinna Kern
„Przeżywałam koszmar macierzyństwa w samotności, bo moje koleżanki nie doświadczyły żadnej wpadki. Rezygnowałam z wielu przyjemności, byle tylko wykarmić malucha. Nie skarżyłam się rodzicom, bo według nich zawsze dobrze radziłam sobie sama”.
/ 28.10.2024 07:15
smutna kobieta fot. Getty Images, Corinna Kern

Wychowywałam się sama z moimi braćmi. Rodzice wracali z pracy o późnej porze, a my samodzielnie odgrzewaliśmy sobie posiłek. Później szybkie pytanie o szkołę i włączony telewizor z wiadomościami.

Gdyby ktoś w młodości postanowił rozwinąć moje zdolności plastyczne, być może udałabym się na ASP i robiła karierę jako artystka. Do dzisiaj podzielam takie pasje, ale na studia zaoczne niestety mnie nie stać.

Córka nie była planowana

Dzisiaj jestem samotną matką, która wychowuje prześliczną Kornelię. Moja córka nie była planowana, a gdy test ciążowy okazał się pozytywny, nawet nie wiedziałam, gdzie szukać jej ojca. Byłam pewna, że starczy nam na podstawowe wydatki, chociaż chwilami ledwo wiązałam koniec z końcem. 

Przeżywałam koszmar macierzyństwa w samotności, bo moje koleżanki nie doświadczyły żadnej wpadki. Rezygnowałam z wielu przyjemności, byle tylko wykarmić malucha. Nie skarżyłam się rodzicom, bo według nich zawsze dobrze radziłam sobie sama. Pchałam więc wózek do żłobka prosząc, aby mała nie przyniosła do domu żadnych zarazków, bo wtedy musiałabym pędzić do apteki po lekarstwa.

Wspominam też mnóstwo uroczych chwil z Kornelią, kiedy przytulała się do mnie albo podarowała mi pierwszą laurkę na dzień mamy i przez długi czas wisiała na lodówce. Później zapisałam córkę na lekcje pływania, które pokochała, a ja z dumą obserwowałam ją z trybun. Brakowało mi jednak tatusia u boku.

W przeciwieństwie do własnego dzieciństwa postawiłam sobie za cel, aby wspierać Kornelkę w jej zainteresowaniach. Uważnie słuchałam i starałam się być mamą na medal, ale w pojedynkę było to trudne.

Rodzice z kasą mieli łatwiej, wystarczyło wysłać dziecko na płatne zajęcia językowe czy taneczne i problem z głowy. Ja musiałam stanąć na rzęsach, aby znaleźć bezpłatny program domu kultury, szkoły lub finansowany przez miasto. A córka ewidentnie przejawiała zdolności sportowe i akrobatyczne. 

Miałam już dosyć

Każdego dnia starałam się wyrobić, aby odebrać ją ze szkoły i odwieźć na zajęcia dodatkowe. Najpierw był basen, później sztuki walki, a na koniec balet. Zastanawiałam się, czy to nie za wiele na raz. A ja przecież musiałam jeszcze zrobić zakupy i ugotować nam coś na kolację. 

Zdolna Kornelia dostała się na stypendium dla najmłodszych z gimnastyki artystycznej i ilość treningów tylko zwiększyła się z czasem, bo trzeba było przygotować się do występów na żywo. Byłam dumna, ale strasznie zmęczona z pojedynkę i szczerze mówiąc zaczynałam powoli mieć tego dosyć. 

Biegałam od placówki do pracy i z powrotem, ja byłam wykończona, a córka szczęśliwa. Jej błysk w oku i uśmiech wynagradzały mi te wszystkie trudne chwile. Wieczorem słodko zasypiała w łóżeczku, a mnie czekała jeszcze kupa rzeczy do przygotowania na kolejny dzień. A obowiązki domowe? Nie zrobiły się same.

Byłam tak wykończona, że nawet nie pamiętałam treści książki, którą czytałam przed snem, aby zrobić cokolwiek dla siebie. W końcu zainterweniowała moja przyjaciółka.

– Sylwia, przecież długo tak nie pociągniesz... To nie maraton. A gdyby tak chociaż jeden dzień spędzić na spokojnie w domu? – przekonywała mnie.

Miała rację, ale ja tak bardzo chciałam uszczęśliwić moją dziewczynkę, że zapomniałam o sobie. Nie chciałam, żeby zaprzepaściła swój potencjał, tak jak ja kiedyś w swoim domu. 

– Przecież niektóre dzieci nie chodzą na żadne warsztaty. Mają wystarczająco nauki w szkole – nie dawała za wygraną, ale ja pragnęłam zostać matką roku.

Kornelia zwichnęła rękę

Pech chciał, że córka przy tak licznych aktywność zrobiła sobie krzywdę i zwichnęła rękę. Od razu musiałam pójść na zwolnienie, co nie spodobało się mojemu przełożonemu, ale siła wyższa. Los widocznie chciał, abyśmy zwolniły tempo życia. Wtedy dopiero znalazłam czas, aby szczerze z nią porozmawiać.

To był wspaniały czas grania w szachy, oglądania bajek i wylegiwania się w łóżku. Dopiero zauważyłam, jak wiele straciłam nieustannie będąc w biegu. Czytanie książek stało się dla mnie nowym luksusem. Nie chciałam już wracać do poprzedniego trybu i zastanawiałam się, co mogę zrobić inaczej.

– Mamo... – zaczęła nieśmiało córeczka. – Ja chyba nie chcę już dłużej chodzić na gimnastykę. 

– Ale Kornelia, przecież kochasz treningi. Co się stało? – zaskoczyła mnie.

– Wiesz... wolałabym wcześniej wrócić do domu, porysować coś i porozmawiać z tobą.

Te słowa poruszyły mnie do głębi. Czy przez cały ten czas przelewałam własne, niespełnione ambicje na córkę? Po tej rozmowie zmieniłyśmy intensywność lekcji, ponieważ jej rozwój nadal był dla mnie ważny.

Kochałam jednak te cenne chwile, gdy po prostu leżałyśmy wtulone na kanapie. Pomyślałam też o jakimś zwierzaku dla Kornelii, aby pielęgnować w niej wrażliwość i stworzyć domową atmosferę. 

Każdy ma prawo do chwili pauzy, a ja w biegu zapomniałam o jej najważniejszych potrzebach. Było mi głupio, że mogłam być aż tak nieuważna przez ten cały czas, ale cieszyłam się, że córka miała odwagę szczerze ze mną porozmawiać. Od tej pory wszystko się zmieniło i zbliżyłyśmy się do siebie jeszcze bardziej.

Sylwia, 43 lata

Czytaj także:
„Mąż zasuwa przy garach i dziecku, a ja haruję na utrzymanie domu. Rodzina uważa, że niszczymy polskie tradycje”
„Wpadłam na pomysł, jak uratować związek brata. Przeze mnie bratanek wychowa się bez ojca”
„Koledzy mnie wyśmiewają, bo żona pracuje, a ja zmieniam pieluchy dziecku. Nie wstydzę się, że jestem tatusiem na etat”

Redakcja poleca

REKLAMA