„Mąż zasuwa przy garach i dziecku, a ja haruję na utrzymanie domu. Rodzina uważa, że niszczymy polskie tradycje”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Westend61
„Jakiś czasu temu mój mąż wrócił do pracy na etat, jednak swoje obowiązki wykonuje głównie zdalnie. Nadal więc spędza większość czasu w domu, opiekując się małą Irenką. Ma też czas na gotowanie przepysznych obiadów”.
/ 21.10.2024 22:00
kobieta fot. iStock by Getty Images, Westend61

Podział zajęć na męskie i kobiece? Wolne żarty! Zawsze uważałam, że obowiązki domowe nie mają płci i tego zamierzałam się trzymać w swoim życiu. Na szczęście w swoich poglądach nie byłam odosobniona. Nie przypuszczałam jednak, że znajdą się tacy, którzy będą mnie z tego powodu wytykać palcami i wyśmiewać to, co uważałam za normalne i oczywiste.

Rodzice mnie nie ograniczali

Wychowałam się w rodzinie, w której obowiązki dzielone były po równo, niezależnie od płci. Każdy robił to, co akurat było do zrobienia, albo to, co wychodziło mu najlepiej. Mój brat na przykład doskonale prasował: miał niebywałą wręcz cierpliwość i pewne ruchy, a na dodatek bardzo lubił to robić. Ja natomiast uwielbiałam drobne naprawy w domu – tata pokazał mi, jak wbić gwóźdź, przykręcić zawias czy wymienić uszczelkę.

Rodzice nauczyli nas tego, że możemy robić w życiu wszystko i interesować się tym, czym chcemy, niezależnie od płci. Mój brat był urodzonym humanistą i głównie w tym kierunku się kształcił od najmłodszych lat. Ja z kolei miałam zainteresowania techniczne, radziłam sobie świetnie z przedmiotami ścisłymi, moim konikiem było logiczne myślenie i szczegółowe planowanie, a do tego miałam skłonności przywódcze.

Dzięki temu, że rodzice nie tylko nas nie ograniczali ze względu na płeć, ale intensywnie wspierali w naszych działaniach, każde z nas obrało taką ścieżkę edukacji, która była zgodna z wrodzonymi predyspozycjami. W ten sposób mieliśmy duże szanse na to, że będziemy robić w życiu to, czym się interesujemy. Chodziło zarówno o spełnienie przez nas własnych marzeń, jak i znalezienie pracy, która da nam satysfakcję, również finansową.

Przez żołądek do serca

Studia wybrałam zgodne z moimi zainteresowaniami i bardzo mi się one podobały. Jednak im dalej w las, tym bardziej miałam poczucie, że to za mało. Dlatego też po jakimś czasie podjęłam równolegle kolejne studia, na innej uczelni. Miałam poczucie, że teraz moje wykształcenie będzie wystarczające do tego, by znaleźć pracę, o jakiej marzyłam. I tak też się stało, jeden z wykładowców polecił mnie w firmie znajomego, gdzie kończąc pierwszy kierunek zostałam zatrudniona najpierw na okres próbny, a później na stałe.

Pisząc swoją pierwszą pracę magisterską, musiałam nieco czasu spędzić w bibliotece uniwersyteckiej. Gdy pewnego dnia studiowałam w czytelni jedną z trudno dostępnych prac na interesujący mnie temat, ktoś nieśmiało dotknął mego ramienia.

– Przepraszam, coś ci wypadło – usłyszałam, a gdy podniosłam wzrok, napotkałam spojrzenie oczu tak zielonych, że czułam się jak zahipnotyzowana.

– Rzeczywiście, rozsypuję wokół siebie notatki – odpowiedziałam. – Dziękuję.

– Drobiazg. Widzę, że ostatnio jesteś tu częstym gościem.

– Moja magisterka jest tak wredna, że nie chce się sama napisać. Muszę coś zdziałać w tym kierunku.

– Skąd ja to znam? Moja też jakaś leniwa.

– Też ci powiedziała, że masz się gonić? – czułam, że mamy podobne poczucie humoru.

– A jak! Jacku, umiesz liczyć, licz na siebie! – zmienił głos, przedrzeźniając przemawiającą doń magisterkę, a ja roześmiałam się, za co natychmiast zostałam skarcona przez pilnującą porządku bibliotekarkę.

Wpadliśmy sobie w oko

Czytelnię opuściliśmy jakiś czas później razem. Jacek zaprosił mnie na lody, potem na kawę, jeszcze później do kina… Największe wrażenie jednak zrobił na mnie, gdy zaprosił mnie do siebie na kolację.

Jak on gotował! Krem z pomidorów z grzankami skradł moje serce, a tak pysznego cacio e pepe nie jadłam jeszcze nigdy wcześniej. Do tego aromatyczne, czerwone wino i świece na stole. Jacek zdecydowanie dotarł do mojego serca przez żołądek!

Pobraliśmy się kilka lat później. Ja byłam już pełnoprawną pracownicą w mojej firmie, Jacek też właśnie dostał etat w swojej branży. Nasze zarobki nieco się różniły, ale dość nietypowo: to ja zarabiałam więcej. Oczywiście nie było w tym dziwnego, miałam dużo szersze kompetencje, a firma, w której pracowałam, obracała znacznie większymi pieniędzmi.

Również obowiązkami domowymi dzieliliśmy się nietypowo. To Jacek częściej gotował, zapewne dlatego, że lubił i umiał to robić, ale też i dlatego, że niejednokrotnie wracał wcześniej z pracy niż ja. Owszem, mnie też zdarzało się czasem ugotować coś dla nas dwojga, jednak nie dało się zaprzeczyć faktom, a były one takie, że to Jacek był zdecydowanie lepszym kucharzem. Ja opłacałam rachunki, sprzątałam czy ogarniałam drobne domowe naprawy.

Podzieliliśmy się

Jacek czasem żartował, że to ja w naszym domu noszę spodnie. Nie do końca się z nim zgadzałam. Był troskliwym i opiekuńczym mężczyzną, czułam się przy nim bezpiecznie. A że nie biegłam do niego, gdy chciałam otworzyć słoik albo poluzował się zawias w kuchennej szafce? Że zarabiałam wciąż więcej od niego? No cóż, tak się nam życie poukładało, ale ja wciąż nie uważałam tego za coś niezwykłego.

Dwie kreski na teście ciążowym obydwoje powitaliśmy z wielką radością i ekscytacją. Wiedziałam, że dziecko wiele zmieni w naszym życiu. Ciąża to nie choroba, ale przychodzi taki moment, że wyklucza kobietę z aktywności zawodowej. Na szczęście w pracy miałam już wyrobioną markę i stabilną sytuację, tak że nawet czasowa nieobecność nie mogła źle wpłynąć na moją wciąż rozwijającą się karierę.

Niemniej po urodzeniu dziecka nie mogłam pozwolić sobie na przedłużający się w nieskończoność urlop. Byłam w ostatnim miesiącu ciąży, gdy Jacek zaczął tę rozmowę.

– Wiesz, rozmawiałem z szefem o mojej przyszłości.

– Mam się bać? – zapytałam.

– Nie. Tak sobie pomyślałem, że jak się mała urodzi, to mogłabyś wybrać macierzyński, a potem się zamienimy.

– Co masz na myśli mówiąc, że się zamienimy?

– No z pewnością nie nakarmię naszej córki piersią, ale mógłbym z nią zostać w domu. Rozmawiałem z szefem, akurat skończę duży projekt i przez jakiś czas nie będę im potrzebny.

Chciał mnie wyręczyć

– Chcesz zrezygnować z pracy?

– No nie, aż tak to nie. Przez jakiś czas siedziałbym na zleceniach. Pod twoją nieobecność opiekowałbym się małą najlepiej, jak będę umiał. A gdy będzie spała albo gdy wrócisz z pracy i będziesz mogła się nią zająć, siadałbym wtedy do swojej roboty.

– Myślisz, że to dobre rozwiązanie?

– A masz lepszy pomysł? Na zleceniach zarobię mniej więcej tyle samo, co teraz, może ciut mniej. Twoje zarobki są dla naszego budżetu domowego znacznie ważniejsze. Poza tym twoja kariera…

– Masz rację, z finansowego punktu widzenia to chyba lepiej, żebym nie siedziała w domu. Im szybciej wrócę do pracy, tym większe szanse na kolejny awans. Ale czy ty na pewno będziesz się z tym dobrze czuł?

– Julitko, gdyby miało być mi z tym źle, to przecież bym ci tego nie proponował, prawda?

Gdy przyszła na świat Irenka, spędziłam z nią w domu macierzyński i biegiem wróciłam do pracy. Czekały na mnie nowe wyzwania, nowe projekty – i nowe pieniądze do zarobienia. Jacek przeszedł na zlecenia, co w niewielkim stopniu jedynie zmieniło sytuację na naszym koncie bankowym. Zwłaszcza w momencie, gdy dostałam podwyżkę.

Był tatą doskonałym

Mąż zajmował się Irenką tak świetnie, że powinnam popaść w kompleksy. Przewijał, kąpał i usypiał dziecko z dużo większą cierpliwością niż ja. Gotował i przecierał jej zupki, które wcinała ze smakiem. Wychodził z nią na długie spacery, bez przerwy opowiadał o otaczającym świecie i śpiewał najpiękniejsze kołysanki, jakie kiedykolwiek słyszałam. A gdy mała smacznie spała, Jacek ogarniał sprawy domowe i siadał do swoich zleceń.

Jakiś czasu temu mój mąż wrócił do pracy na etat, jednak swoje obowiązki wykonuje głównie zdalnie. Nadal więc spędza większość czasu w domu, opiekując się małą Irenką. Ma też czas na gotowanie przepysznych obiadów. Zwłaszcza zupy krem wychodzą mu znakomicie. Zajadamy się nimi nie tylko my, ale i moi rodzice, gdy wpadną do nas w odwiedziny.

Dziś, gdy wróciłam z pracy, czekała na mnie niespodzianka. Od progu czułam smakowite zapachy, a w kuchni Jackowi towarzyszyła moja mama. Okazało się, że z okazji urodzin przygotowali rodzinny obiad, na który wpadli też rodzice Jacka oraz kilka osób z naszych rodzin. Było to bardzo miłe, w tak licznym gronie spotykaliśmy się rzadko, najczęściej przy okazji świąt.

Podśmiewali się z nas

– I mówisz, Jacku, że tak sobie siedzisz w domu i pichcisz, kiedy twoja żona zarabia na wasze utrzymanie? – zagaił wuj Jacka.

– Zapewniam cię, Szymonie – mój ojciec nie dał Jackowi dojść do głosu – że mój zięć nie siedzi sobie w domu tylko ciężko pracuje. Opiekuje się córką, gotuje obiady, a ponadto pracuje na pełen etat.

– Przecież to śmieszne! To chłop powinien chodzić do pracy, a baba siedzieć w domu. Tym młodym to się teraz wszystko pomieszało, prawda, Jadziu? – zwrócił się do swojej żony.

– Tak, kochanie – wydukała potulnie ciocia Jadzia.

– Nic nam się nie pomieszało, wuju – postanowiłam się odezwać. – Każde z nas pracuje, każde ma też swoje obowiązki. Smakuje ci zupka, prawda? Nikt nie gotuje lepiej od Jacka. Komu dokładkę?

Prawie wszyscy byli chętni. A wuj Szymon jakoś przestał się śmiać.

Julita, 37 lat

Czytaj także:
„Szefa zawodzę w pracy, a żonę w sypialni. W żadnym z tych miejsc nie potrafię stanąć na wysokości zadania”
„Liczyłam na wyjazd do SPA, a mąż zabrał mnie na grzyby. Z leśnych umizgów wróciłam z pamiątką i nie był to kleszcz”
„Na szkolnym zjeździe spotkałem swoją dawną miłość. Przez 25 lat nosiła w sobie tajemnicę, która zmieniła moje życie”

Redakcja poleca

REKLAMA