Szykuję się do ślubu mojej mamy, choć najchętniej w ogóle bym na niego nie szła. Chcę jednak, żeby chociaż w tym jednym dniu była szczęśliwa, bo aż boję się myśleć, jak dalej potoczy się jej życie. A już miałam nadzieję, że małżeństwo z moim tatą czegoś ją nauczyło, że drugi raz nie popełni tego samego błędu…
Odkąd pamiętam wszyscy dziwili się, dlaczego tak ładna, wesoła i pełna energii dziewczyna wyszła za mruka i pesymistę. Mój ojciec nigdy się nie uśmiechał, wciąż okazywał swoje niezadowolenie. Uwielbiał krytykować i kontrolować mamę, zawsze był o nią piekielnie zazdrosny. Na mnie właściwie nie zwracał uwagi.
Kiedy odszedł kilka lat temu, miałam już swoją rodzinę, więc jego śmierć nie była dla mnie ciosem. Nie zburzyła mojego życia. Nie wywołała fali tęsknoty, bo nie było za kim tęsknić. Miałam wspaniałych dziadków i to oni zrekompensowali mi brak uczuć ze strony ojca. Szybko nauczyłam się tulić do jednego i drugiego dziadka, a tatę omijałam szerokim łukiem.
Z upływem czasu coraz bardziej go idealizowała
Jednak dla mamy nieoczekiwana śmierć ojca była ciosem. Zapadła się w sobie, jakby straciła całą radość życia. Całe dnie snuła się bez celu po mieszkaniu. Zapraszałam ją do siebie, wyciągałam na spacery, do kina, na spotkania z jej koleżankami, zawsze odmawiała. Mijały miesiące, a ona nie przestawała rozpaczać.
– Przeżyłam z nim połowę mojego dorosłego życia… – tłumaczyła mi.
Nie chciałam przypominać jej, jak naprawdę wyglądało to życie, w klatce zazdrości ojca, pod ciągłym dozorem.
– Tata na pewno by chciał, żebyś była radosna jak dawniej – przekonywałam, w głębi ducha wiedząc, że ojciec chętnie napawałby się jej smutkiem.
Mama rzeczywiście zaczęła powoli dochodzić do siebie. Znowu z oddaniem zajmowała się działką, zmieniła kolory w mieszkaniu i zaczęła się widywać z koleżankami. Czasami miewała jednak gorsze dni, mówiła o samotności i tęsknocie. Wycofywała się z życia, przestawała odbierać telefony i zaszywała się na cmentarzu.
– Twoja mama chyba przesadza z tą żałobą – irytowała się ciotka Jola, jej młodsza siostra. – Przecież wszyscy wiemy, jaki był Jurek, i jak zadręczał ją swoją zazdrością.
– Biedna Halina miała możliwość awansowania, a nawet wyjazdu razem z wami do stolicy, ale on się uparł, że stąd się nie ruszy – przypominała ciotka Helena. – Bał się po prostu! Nie chciał, żeby rozwinęła skrzydła i mu odfrunęła, chociaż ona nigdy by mu tego nie zrobiła.
Ciotki zawsze krytycznie podchodziły do mojego ojca i trudno było im się dziwić. Mama jednak nie widziała jego wad ani za życia, ani tym bardziej po śmierci. A im więcej czasu upływało od jego pogrzebu, tym bardziej go idealizowała.
Nie mogłam tego znieść, więc pchałam ją na siłę do ludzi. I przyznam szczerze, że to ja pierwsza wpadłam na pomysł wydania mamy ponownie za mąż. Tak długo wierciłam jej dziurę w brzuchu, że zaczęła się przekonywać do mojego pomysłu. Chciałam, żeby była szczęśliwa, by poznała kogoś komu może zaufać, kto wreszcie będzie ją rozpieszczał i doceniał, w przeciwieństwie do mojego ojca. Zaczęłam więc podsuwać mamie i jej koleżankom pomysły wyjazdów: do sanatoriów, na wczasy, na wycieczki. Fundowałam nawet mamie niektóre wyprawy, bo jak wiadomo, emerytom w naszym kraju się nie przelewa. Pragnęłam, żeby wreszcie zobaczyła trochę Polski i innych ludzi, a tym samym i mężczyzn…
Co to za koszmarny typ! Jak on nas traktuje?!
Jakiś czas temu mama zaczęła się zmieniać. Rozkwitła, wypiękniała, promieniała dawną radością i wewnętrznym blaskiem. Zaczęła o siebie dbać, znów chodziła do kina, wyjeżdżała do teatru.
– Chyba kogoś ma – zwierzyłam się któregoś razu mężowi.
– Kamień spadł mi z serca, bo chodziłaś strasznie przybita – odpowiedział. – A teraz i teściowa szczęśliwa, i ja odzyskam żonę – naprawdę się ucieszył.
Miał rację, bo z pewnością odetchnęłam. Już nie mogłam się doczekać, kiedy poznam owego mężczyznę i jaki on będzie.
Wreszcie nastąpiła ta chwila. Mama zaprosiła nas w niedzielne popołudnie na kawę i ciasto. Przyjechaliśmy całą trójką.
Byłam podekscytowana. W końcu to ukochany mojej mamy, więc osoba, która i dla mnie stanie się ważna.
Kiedy przyszliśmy, jeszcze go nie było. Mama wytłumaczyła, że spóźni się z powodu korków, bo pochodził z miasta oddalonego od naszego o sto kilometrów. Pół godziny później już był.
Zdyszany przekroczył próg mieszkania, jakby do niego biegł, a nie jechał samochodem. Ucałował wylewnie dłonie mamy, po czym przedstawił się nam.
Trochę mnie zaskoczyło, że przyjechał bez kwiatów dla niej. Pamiętałam jeszcze, jak starał się o mnie Jarek, i niemal podczas każdego spotkania dawał mi jakiś bukiecik, bo wiedział, jak bardzo je lubię. Mama też uwielbiała kwiaty, zwłaszcza tulipany.
Nie wspomnę już, że ów pan nie miał nic dla mnie ani dla mojej małej córki. Jakoś to przełknęłam, myśląc, że to gafa spowodowana jego zaaferowaniem.
Tymczasem Zygmunt rozsiadł się w fotelu i zaczął nas przepytywać. Co robimy, ile lat mamy, jakie szkoły ukończyliśmy, czy zamierzamy posłać córkę do przedszkola społecznego, jak chcemy ją ukierunkować w życiu. A na każdą naszą odpowiedź, rzucał jakąś cierpką uwagę.
Po godzinie miałam go już serdecznie dosyć, ale mama była zachwycona. Jakby w ogóle nie słuchała tego, co mówi jej ukochany. Zresztą jej też nie rozpieszczał. Rzucał uwagi, w stylu, że „świata nie widziała, życia nie zna, a jego nie rozpieszczało, że dotąd funkcjonowała jak pączek w maśle”.
– Proszę tak nie mówić o mojej mamie – nie wytrzymałam, po którejś jego uwadze. – Jest dzielną kobietą, nie wiem, czy przeżyła więcej czy mniej niż pan, ale nie będziemy się licytować na doświadczenia.
Mama spojrzała na mnie zaskoczona.
– Czy ty nie rozumiesz, że on cię obraża? – zapytałam ją wprost.
– Ale o czym ty mówisz, dziecko? – kompletnie mnie nie rozumiała.
– O jego zachowaniu, to gbur!
– No moja droga, chyba przesadziłaś, powinnaś przeprosić pana Zygmunta – mama podniosła się z fotela.
Zupełnie, jakbym miała dziesięć lat, a nie była dorosłą kobietą, która aż nadto dobrze widzi, jak się sprawy mają.
– To chyba pan Zygmunt się trochę zagalopował, krytykując moją żonę i teściową
– Jarek próbował zapanować nad sytuacją. – Może zacznijmy tę rozmowę jeszcze raz.
– Widzę, że nie potrafisz uspokoić swojej żony – rzucił cynicznie Zygmunt.
Tego już było za wiele
– Żona to nie przedmiot, proszę pana – odpowiedział mój mąż.
– Ale męża słuchać powinna…
– Proszę stąd wyjść! – zażądałam, ale wtedy odezwała się mama.
– To jest moje mieszkanie i nie Zygmunt powinien je opuścić, ale wy. Bardzo mi przykro, że nie potrafisz uszanować mojego wyboru – stwierdziła cierpko. – Rozumiem, że ojciec był ci bliski, ale chyba mam prawo do szczęścia.
Zaniemówiłam z wrażenia.
„Jeszcze niedawno sama ją przekonywałam, że powinnam poszukać sobie mężczyzny, a teraz nie daję jej prawa do szczęścia? I w ogóle, co ona bredzi, jaka bliskość z ojcem?!” – przez głowę przelatywały mi tysiąc myśli, ale nie powiedziałam słowa, bo Jarek już wypychał mnie za drzwi.
– Słyszałeś? Co tu jest grane? Co to za gość? – przez całą drogę do domu nie mogłam się powstrzymać. – Jakim tonem on się do niej zwraca, jak do służącej!
Szkoda tylko, że świadkiem tych scen musiała być moja córeczka, która nad życie kochała babcię…
Następnego dnia zadzwoniłam do mamy i wymusiłam na niej spotkanie. Powiedziałam, co przez te wszystkie lata czułam do ojca, i jak traktował nas obie, przyznałam, że boję się, iż historia się powtórzy. Mama jednak pozostała obojętna na te argumenty.
– Moje życie było wspaniałe, nie wiem, dlaczego żywisz żal do ojca i czemu zaatakowałaś pana Zygmunta. Nigdy nie byłam udręczoną kobietą – wyprostowała się dumnie. – Byłam szczęśliwa.
Wtedy zrozumiałam, że nie zmieni zdania, bo musiałaby poddać w wątpliwość całe swoje życie. Zniszczyć pomnik mężczyzny, dla którego poświęciła swoją wolność, talent i urodę. Dlatego teraz brnęła w podobny związek. I nic nie było w stanie jej odwieść od tego zamiaru.
Próbowałam namówić do rozmowy z mamą ciotki, ale i one pozostały bezradne. Jak kiedyś wobec mojego ojca.
– Niektórzy po prostu nie umieją być naprawdę szczęśliwi i trzeba im odpuścić – pocieszała mnie ciocia Helena. – Wiem, że serce ci się kraje, ale zrobiłaś wszystko, co mogłaś, a tego faceta nie zabijesz. Musisz więc pogodzić się z wyborem mamy.
W połowie czerwca odbędzie się ślub mamy z Zygmuntem. On zresztą już od dwóch miesięcy mieszka u niej, a ona dogadza mu jak jakiemuś królowi. Jestem bardzo przybita tą sytuacją, ale co mogę zrobić? To jej życie i jej wybór.
Czytaj także:
„Moja 18-letnia córka spotyka się z facetem przed 30-stką. Jestem przerażona. Co taki dorosły facet może robić ze smarkulą?”
„Mąż sprowadzał do domu tabuny ludzi i oczekiwał, że będę ich obsługiwać jak gosposia. Gdy odmawiałam, robił mi awanturę”
„Mój syn mnie okradał. Ten tłumok zrujnował biznes, na który pracowałem całe życie. Na starość nie mam co włożyć do garnka”
„Moja siostra terroryzuje całą rodzinę. Mąż się jej boi, a córka od niej ucieka. Chciałam im pomóc, ale zaczęła mi grozić”