Zbliżał się kolejny długi weekend. Miałam nadzieję, że tym razem w końcu gdzieś wyjedziemy. Miałam już dość spędzania każdego wolnego dnia na działce mojego teścia, którego nie znosiłam, z wzajemnością zresztą. Ten człowiek wyjątkowo działał mi na nerwy. Choć od dawna był na emeryturze, nadal zachowywał się jak pan dyrektor, którym był przez całe swoje zawodowe życie. Uwielbiał wydawać polecenia, dyrygować i planować innym zajęcia. Mój mąż wchodził w to jak w masło, ja nie miałam ochoty. Zaszywałam się na tyłach domu z leżakiem i książką. Czy to się komuś podobało czy nie, izolowałam się.
Najbardziej lubiłam, kiedy zapadał zmrok
Siadałam wtedy przy ognisku i gapiłam się w ogień. Byłam sama, nie licząc Wacka, który spał na hamaku, umęczony całodniowym żłopaniem piwska. To były nieliczne chwile, kiedy czułam się tam dobrze. Tym razem nawet to zostało mi odebrane, bo mój cudowny mąż, nie pytając mnie o zdanie, zaprosił na długi weekend swoje dwie ulubione koleżanki z pracy z mężami. Wyjątkowo nudne towarzystwo. No cóż. Nie dla Wacława.
On uwielbiał gości. Wszelakich. Byleby było się z kim napić piwa albo czegoś mocniejszego. Dla Wacka to ja byłam nudna, bo nie tykałam alkoholu, nie znosiłam spędów. Byłam jednak niezbędna do szykowania jedzenia, ścielenia łóżek dla gości i zmywania po nich. Właściwie tylko do tego. Z zabawianiem towarzystwa świetnie radził sobie sam. Kiedy dotarło do mnie, że te parę dni mam spędzić z ludźmi, których nie lubię, robiąc dobrą minę do złej gry, że na pewno nie odpocznę, bo przecież trzeba przygotować furę żarcia, a potem to im podać, zagotowałam się.
– Nie jadę na działkę, zostaję w domu – powiedziałam powoli i dobitnie.
– Zwariowałaś? Będziemy mieli gości! – wydarł się na mnie Wacek.
– O, przepraszam. To ty będziesz miał gości. I nie wrzeszcz na mnie.
– Co ja powiem ludziom, że niby dlaczego cię nie ma?
– Na pewno coś wymyślisz. Jesteś dobry w te klocki… – mruknęłam.
– Bez łaski, nie mam zamiaru cię prosić! I tak znowu zachowywałabyś się jak dama! Sadzisz się na nie wiadomo kogo. Moi znajomi ci się nie podobają?
– Nie, nie podobają mi się. Zastrzelisz mnie z tego powodu?
– Mam cię dosyć! – wrzasnął na to Wacław i huknął drzwiami tak, że tynk posypał się z futryny.
Po pięciu minutach doznałam olśnienia
Mam sześć dni, żeby podjąć decyzję. Dotarło do mnie, że ten majowy weekend może być przełomowym momentem w moim życiu.
„Już czas – pomyślałam. – Najwyższy. Nie warto w tym trwać”.
Podeszłam do szafy i zaczęłam się pakować. Ręce mi drżały. Powoli otworzyłam walizkę. Osiem lat przewinęło mi się przed oczami. Dotarło do mnie, że były mdłe, że wyrosłam z tego związku. Dusiłam się w nim. Od dawna nic nas nie łączyło. Mieliśmy innych znajomych, chodziliśmy do kina na różne filmy, wolny czas chcieliśmy spędzać w odmienny sposób. Dobrze, że nie mamy dzieci. Łatwiej będzie się z tym wszystkim uporać. Tak jak podejrzewałam, Wacek przyjął moją decyzję spokojnie. Powiedział mi, że go ograniczam, że on chce jeszcze pożyć, zabawić się, a ja zachowuję się jak emerytka. Że nasze małżeństwo to totalna klapa i od początku do siebie nie pasowaliśmy. Cud, że mając tak różne charaktery, wytrzymaliśmy ze sobą tyle lat. Uspokoiło mnie to, głupia, martwiłam się, że będzie cierpiał, że robię mu straszną krzywdę, odchodząc…
Zupełnie go nie znałam i nie potrafię sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek go kochałam. Sąd wyznaczył rozprawę rozwodową za trzy miesiące. Pewnie wtedy ostatni raz zobaczę Wacława. Nie planujemy zostać przyjaciółmi.
Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”