Stałam przed lustrem i upinałam wysoko włosy. „Tak lubi Szymon. Mówi, że z tą fryzurą wyglądam bardzo kobieco” – przemknęło mi przez myśl. Z Szymonem nie spotykam się już od trzech lat, ale często zachowuję się tak, jakbyśmy nadal byli parą.
– To chore, żyjesz jakimś złudzeniem, oddajesz się mrzonkom – sprowadzały mnie na ziemię koleżanki, ale ja i tak wiedziałam swoje:
– Czy nie wydaje wam się, że są ludzie dla siebie stworzeni? A ja i Szymon taką właśnie parą byliśmy.
– Gdybyście byli dla siebie stworzeni, nie zostawiłby cię. No i gdzie teraz jest ten twój książę z bajki? – pytały.
Faktycznie, nawet nie wiedziałam, gdzie on teraz jest, a garstka naszych wspólnych znajomych też się rozpierzchła. Utrzymuję kontakt tylko z Basią, ale ona też od dawna nie miała wieści o Szymonie.
– Wyjechał z tą swoją ostatnią dziewczyną do Berlina, znalazł tam jakąś dobrą pracę – to były ostatnie informacje, jakie do mnie dotarły.
Zamiast radości czułam irytację
Czas mijał, a ja ciągle tęskniłam za Szymonem. Dawno wybaczyłam mu, że zostawił mnie dla innej. Byłam przekonana, że kiedyś wróci. Na pozór żyłam normalnie. Chodziłam do pracy, spotykałam się z przyjaciółmi. Ba, ostatnio omalże nie związałam się z Krzysztofem, który od ładnych paru miesięcy okazywał mi swoje względy.
Wybrałam się z nim parę razy do kina, na jakieś imieniny do znajomych, na kawę. Krzysztof był bardzo opiekuńczy, spokojny. Dobrze mi się z nim rozmawiało. Chyba naprawdę niewiele brakowało, żebym uległa jego czarowi. Na szczęście nie posunęłam się za daleko. A informacja, że Basia wychodzi za mąż, a na jej ślubie będzie też Szymon, sprawiła, że krew zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach. Bez żalu skreśliłam Krzysztofa.
– Mam kogoś, rozumiesz? Jestem po uszy zakochana i nie chcę cię okłamywać – powiedziałam na pożegnanie.
Nie wiem, skąd we mnie była ta determinacja, wiara, że zwykłe zaproszenie na ślub mogę traktować jak obietnicę odnowienia związku ze swoim dawnym kochankiem.
– Ty się dobrze czujesz? – spytała Aśka. – To, że przyjedzie, albo też nie przyjedzie na ślub Baśki, o niczym nie przesądza. Przyjedzie może z żoną i dzieckiem, może nawet na ciebie nie popatrzy! Dziewczyno, ile ty masz lat? – próbowała przemówić mi do rozsądku przyjaciółka.
Ale ja i tak wiedziałam swoje. Miałam pewność, że Szymon będzie chciał wszystko naprawić, że przyjedzie na ten ślub Basi tak naprawdę tylko dla mnie. Okazało się, że się nie myliłam.
– Anula, to ty? Nic się nie zmieniłaś! – chwycił mnie w objęcia jeszcze przed kościołem.
Zanim weszliśmy do świątyni, zdążył opowiedzieć mi wiele o sobie. Co zrobił, jakie dziewczyny podrywał, jakimi autami jeździ, i jakie pieniądze zarabia. No i tę informację dla mnie najważniejszą, że teraz jest sam. Byłam oszołomiona spotkaniem, nie potrafiłam ogarnąć tego, co się dzieje. Gdzieś jednak już wtedy pojawił się niesmak. Powoli ochłonęłam, stojąc obok niego podczas ślubu. Obserwowałam go kątem oka i z niedowierzaniem konstatowałam, że to nie jest ten mężczyzna, za którym tęskniłam przez te wszystkie lata.
Lekko nalana twarz zdradzała zamiłowanie do alkoholu, wyżelowane włosy i ubranie – krawat, kolor koszuli, błyszczący garnitur – udowadniały, że Szymon ma pieniądze i… zły gust. Podczas tej mszy narastało we mnie zniechęcenie i poirytowanie. Plątanina emocji trudna do nazwania.
Przede wszystkim czułam złość. Na kogo się złościłam? Na niego, że tak się zmienił, czy bardziej na siebie, że uległam jakiemuś czarowi. Ale i tak apogeum mojego zażenowania przyszło dopiero później, na przyjęciu weselnym.
– Jesteś słodka, mógłbym cię schrupać – Szymon przytulał mnie w tańcu i robił miny jak wygłodniały lew.
Kiedyś może by mnie to i śmieszyło. Kiedyś może nawet by to na mnie zadziałało. Teraz chyba oczekiwałam czegoś innego.
– Podryw na całego – rzuciła mi w przelocie Baśka obserwująca nas.
– Tak – odpowiedziałam z rezerwą.
„Rzeczywiście tak można to nazwać, tylko… – pomyślałam, gorzko uśmiechając się do Basi – …tylko, że ja już z nim przeszłam podryw na całego, teraz czekam na jakieś słowa wyjaśnień, przeprosiny, zapewnienia”. Tymczasem Szymon traktował mnie jak kolejną panienkę na swojej drodze. Tak jakby nie było jego zniknięcia przed trzema laty, jakby nie było moich łez. Wyginał się przede mną, wdzięczył, próbował całować.
Po prostu chciał się zabawić
– Ej, mała, co jest? – zaniepokoił się w końcu. – Już nie podoba ci się twój misiaczek? Zapomniałaś…?
– Misiaczkiem to ty byłeś kilka lat temu, teraz to raczej przypominasz niedźwiedzia – zareagowałam ostro na jego umizgi i nie czekając na koniec tańca, wróciłam do stołu.
– Nie nadążam za tobą. Te twoje fochy… O co chodzi? Kiedyś taka nie byłaś. Wystarczyło cię spuścić z oczu, a nabrałaś hardości! – żartował.
– Tak to nazywasz, spuścić z oczu? Chyba nie wiesz, co mówisz, zostawiłeś mnie bez słowa, porzuciłeś po prostu i… – głos mi się zaczął łamać.
– I co, uważasz, że teraz powinienem na kolanach cię przepraszać? Było, minęło, mała, świat idzie do przodu, myślałem, że to zrozumiałaś. Ty też nie byłaś bez winy – spojrzał na mnie tak jak kiedyś i założył mi kosmyk włosów za ucho. – Hej, Anula, nie było nam fajnie? Nie tęsknisz?
– Wyobraź sobie, że nie – odpowiedziałam zupełnie spokojnie.
Trudno mi teraz było uwierzyć, że jeszcze wczoraj za takie słowa Szymona poszłabym w ogień. Teraz cała moja miłość do niego gdzieś się ulotniła. Czy to możliwe tak w jednej sekundzie, tak natychmiast? Kurtuazyjne zostałam na przyjęciu weselnym jeszcze około godziny, ale potem wykręcając się bólem głowy, wyszłam.
– Odwiozę cię! – zadeklarował Szymon, ale mu podziękowałam.
– Poradzę sobie. Poza tym przecież piłeś. Masz zamiar usiąść za kierownicą? – zapytałam gniewnie.
– Och, cóż za niezłomne zasady, dwa drinki jeszcze nikomu nie zaszkodziły – wykręcał się mój były narzeczony.
W drodze do domu pomyślałam, że on też tak naprawdę nie miał ochoty na żadne powroty do naszego dawnego związku. Jest po prostu typem podrywacza i nie mógł odpuścić sobie okazji do kolejnego prężenia muskułów, popisywania się i robienia wrażenia na kobiecie. Tym razem to byłam ja, ale dla niego nie miało to żadnego znaczenia. Teraz wiem, że tak było zawsze, tylko ja tego nie chciałam widzieć.
W domu z kubkiem herbaty usiadłam w ulubionym fotelu. O dziwo, nie odczuwałam smutku, raczej ulgę. Zobaczyłam, że na domowym telefonie jest jakieś nagranie. Łagodny, mocny głos Krzysztofa oznajmiał:
– Pewnie dzwonię nie w porę… Przepraszam. Bardzo cię proszę o spotkanie. Szanuję twoją decyzję, ale daj mi jeszcze jedną szansę, Aniu.
Uśmiechnęłam się, sięgnęłam po telefon i wybrałam jego numer.
Iga, 28 lat
Czytaj także:
„Dzieci myślą, że na emeryturze będziemy biegać wokół wnuków. A ja mam już dość pieluch i też chcę mieć coś z życia”
„Siostra i jej leniwy mąż żyją na garnuszku naszej mamy. Chyba najwyższy czas, żeby wystawiła im rachunek”
„W wieku 60 lat chciałam znów poczuć motyle w brzuchu. Dzieci przeganiały wszystkich adoratorów, bo jestem za stara”