„Rozwiodłam się i zrezygnowałam z wychowywania własnego dziecka. Mąż i synek byli tylko kulą u nogi"

Kobieta, która zostawiła męża i dziecko fot. Adobe Stock
„Gdybym nie zmieniła swego życia, byłabym znerwicowaną i zgorzkniałą kobietą. Na pewno nie byłabym wtedy lepsza dla mojego synka. Wcale nie uważam, że byłam, czy jestem złą matką. Po prostu inna nie umiem być i nie potrafię robić niczego wbrew sobie. Nie widzę nic złego w tym, że wybrałam pracę i karierę zawodową".
/ 20.09.2022 08:40
Kobieta, która zostawiła męża i dziecko fot. Adobe Stock

Znowu wykipiało mi mleko dla Patryka. Swąd spalenizny szybko rozchodził się po naszym jednopokojowym mieszkaniu. „A niech to szlag – powiedziałam sama do siebie – niedługo wróci Wojtek z pracy i będzie krzyczał, że jak zwykle przypaliłam mleko dla dziecka, a obiad jest nie doprawiony”.

Ciągle mnie krytykował, a ja miałam tego dość

„Cholera jasna, niech sam gotuje – zaklęłam – co on sobie w ogóle wyobraża, że jak wyszłam za niego, to już do końca życia nie wyjdę z kuchni?” – mówiłam ze złością, biegając ze ścierką, którą próbowałam rozgonić dym. Uchyliłam okno w kuchni, aby wywietrzyć mieszkanie i usiadłam, żeby odpocząć. Czułam, że mam coraz bardziej dość tego domowego kieratu.

Obowiązki żony i matki męczyły mnie niesamowicie, w ogóle byłam rozgoryczona małżeństwem. Samej trudno mi teraz uwierzyć, że jeszcze niedawno byłam bardzo w Wojtku zakochana i czułam, że dla niego mogłabym zrobić wszystko. Byłam przekonana, że małżeństwo nie przeszkodzi mi w pracy ani w realizacji moich marzeń o karierze fotografa.

Ślub wzięliśmy półtora roku wcześniej, wkrótce na świat przyszedł nasz synek Patryk. Nie planowałam tak szybko dziecka, to była zwykła wpadka. Złościłam się, że tak to wyszło, ale Wojtek tak bardzo się cieszył.

Gdybym wcześniej wiedziała, że prowadzenie domu i opieka nad niemowlęciem to taka ciężka harówka, to chyba nie zdecydowałabym się na to, by wyjść za mąż. Wprawdzie w wielu obowiązkach pomagała mi moja mama, ale miała czas tylko wieczorami, bo sama jeszcze pracowała.

Denerwował mnie nieustanny płacz synka 

Kiedy byłam w ciąży, planowałam, że nie wrócę do pracy po macierzyńskim, lecz wezmę urlop wychowawczy co najmniej na rok. Jednak już kilka tygodni po porodzie miałam powyżej uszu płaczu, dziecięcych kolek i zmieniania brudnych pieluch. Wiedziałam, że muszę szybko wrócić do mojej spokojnej i przewidywalnej pracy w muzeum, bo inaczej zwariuję. Ustaliłam z szefową, że na razie będę pracować na pół etatu – co drugi dzień. Miałam nadzieję, że dzięki temu pogodzę jakoś pracę z obowiązkami żony i matki. Podczas mojej nieobecności w domu, Patrykiem zajmowała się Ania, kuzynka męża. Mimo tego byłam ciągle niewyspana i przemęczona. Denerwował mnie nieustanny płacz synka i jego częste infekcje.

– Powinnaś go cieplej ubierać – pouczała mnie teściowa – nic dziwnego, że dziecko ciągle jest przeziębione, jak matka nie pamięta, aby je ubrać na spacer odpowiednio do pogody.

„Wstrętne babsko, bez przerwy ma do mnie pretensje i zastrzeżenia” – pomyślałam ze złością. W dodatku Wojtek mnie nie rozumiał, tylko nieustannie krytykował i porównywał ze swoją matką.

– Jaki z ciebie mąż!? Powinieneś mi pomóc w kuchni i przy dziecku – mówiłam mu – nie dość, że wszystko muszę sama zrobić, to ty jeszcze przy lada okazji wszystkiego się czepiasz.

– Moja mama wychowała nas troje, pracowała w szkole, a mimo to w domu wszystko działało bez zarzutu, a ty ciągle o czymś zapominasz, nawet o zakupach i płaceniu rachunków – żalił się.

Wojtek ma dwie starsze siostry, ich ojciec zginął w wypadku, gdy byli całkiem młodzi. Przez długi czas Wojtuś żył wygodnie w otoczeniu kobiet, które przejęły wszystkie domowe prace. On nawet kanapki sam sobie nie zrobił. Przyzwyczaił się do tego, że kobiety były na każde jego zawołanie i był przekonany, że tak będzie przez całe życie. Nie powinnam się więc dziwić, że nie pomagał mi w kuchni i ciągle porównywał mnie ze swoją matką.

W rodzinnym domu nie miałam żadnych obowiązków

Musiałam przyznać, że teściowa była kobietą energiczną i dobrze zorganizowaną. Gotowała doskonale i w ogóle była przykładną panią domu, podobnie zresztą jak moja mama. Ja dopiero po ślubie zaczęłam poznawać sztukę kulinarną i szybko przekonałam się, że mistrzynią w kuchni nigdy nie będę. Jestem jedynaczką, oczkiem w głowie moich rodziców. W rodzinnym domu nie miałam właściwie żadnych obowiązków.

– Zostaw to córciu, ty się jeszcze zdążysz w życiu napracować – mówiła mama, kiedy chciałam coś ugotować albo posprzątać. Może dlatego, gdy sama zostałam żoną i matką, nie mogłam odnaleźć się w nowej roli? Stałam się zgorzkniała i stale narzekałam.

Wojtek, przed ślubem był bardzo romantyczny i zakochany, jako mąż, wydawał mi się już przyziemny i małostkowy. Pokazywałam więc wszystkim dookoła swoją skwaszoną minę, szybko zapomniałam, czym jest beztroski śmiech. Z sentymentem wspominałam czasy panieństwa, kiedy to jedynym moim zmartwieniem było, w co się ubrać i gdzie zabawić. Miałam wtedy dużo wolnego czasu, który poświęcałam mojej pasji, czyli wyjazdom w plener i fotografowaniu przyrody. Trochę także szkicowałam. Ja w ogóle mam duszę artysty, a nie jakiejś gospodyni domowej.

Sukcesy bardzo mnie uskrzydliły

Opublikowałam dwa albumy z fotografiami polskich parków krajobrazowych, a moje prace rysunkowe sprzedawałam w galerii. Te pierwsze sukcesy bardzo mnie uskrzydliły. Byłam przekonana, że otwiera się przede mną kariera zawodowa. Cieszyłam się, że mam ciekawe hobby, a w dodatku potrafię nawet na nim zarobić. Marzyłam, że moje fotografie podbijają światowe wystawy, a mój menedżer organizuje dla mnie wernisaże. Miałam tyle planów i marzeń. Nawiązałam współpracę z wydawnictwem przewodników turystycznych. Chciałam przygotować fotki do albumu o zabytkach w Polsce.

A tymczasem musiałam kołysać na ręku płaczące dziecko – czułam się bardzo sfrustrowana. Nie widziałam sensu w moich obowiązkach domowych, wydawały mi się tak nieznośnie przyziemne.

Nagle dzwonek do drzwi przerwał moje rozmyślania. To mój mąż Wojtek wrócił z pracy. Rozebrał się i poszedł pobawić się z Patrykiem.

– Hanka, czego to dziecko tak drży, przecież jemu jest zimno? – zapytał mnie z wyrzutem. – Jeśli wietrzysz mieszkanie, to mogłaś chociaż przykryć je kocykiem, ty chyba wcale nie myślisz, niedawno woziliśmy małego do lekarza – Wojtek zaczął na mnie krzyczeć.

Przez to moje smętne wspominanie zapomniałam o oknie. Zamknęłam je szybko i podałam obiad na stół.

– Śmietana jest jakaś dziwna w zupie – marudził nad talerzem.

– To nie jedz, jak ci nie smakuje – krzyknęłam zalewając się łzami – ciesz się, że w ogóle coś ugotowałam, co ty sobie myślisz, że to łatwe gotować i jednocześnie zajmować się dzieckiem!?

Czułam, że nerwy mi puściły zupełnie

Zaczęłam wylewać przed mężem wszystkie żale i pretensje, które narastały we mnie od dawna.

– Najlepiej idź na obiadek do swojej mamusi – krzyczałam do męża – ja i tak nigdy jej nie dorównam, choćbym nie wiem jak się starała.

– Hanka o co ci właściwie chodzi? – spytał mąż – jesteś taka zrzędliwa, że ciężko z tobą wytrzymać – rozzłościł się – czego ty właściwie chcesz, nie potrafisz ugotować zupy i wściekasz się, gdy zwrócę ci uwagę.

– Powinieneś zjeść i podziękować, a nie czepiać się głupot – powiedziałam.

– Ja tego nie rozumiem, wszyscy ci pomagają, twoja matka i moja, Ania, a ty wręcz z niczym sobie nie radzisz – teraz to Wojtek krzyczał – miliony kobiet na świecie gotują i wychowują dzieci, wiele z nich na pewno chciałoby mieć takie życie jak twoje, ale ty tylko narzekasz, żeniłem się z roześmianą, energiczną dziewczyną, a mam żonę jędzę.

– Bo mam dość tego domowego kieratu – wrzasnęłam – marzę o tym, żeby mieć czas wypić w spokoju kawę i poczytać babskie gazety, pójść do fryzjera, kosmetyczki albo spotkać się z koleżanką na plotki, jest taka ładna zima, a ja nie mogę nigdzie wyjechać, bo jestem tu uziemiona i do końca życia już będę musiała tylko prać, sprzątać, gotować i pilnować dziecka i nigdy już nie wydam żadnego fotoalbumu, a mogłabym przecież zrobić karierę – żaliłam się płacząc.

– Jesteś niesprawiedliwa, skoro tak ci źle, to dlaczego chciałaś, abyśmy się pobrali – mówił z pretensją – może się spodziewałaś, że będziesz miała na stałe służącą w domu? Jesteśmy zwykłą rodziną i nic już nie będzie tak jak przed ślubem, nie jesteś jedyną kobietą, która pracuje i ma małe dziecko – tłumaczył – a zdjęcia będziesz robić latem, jak wyjedziemy na urlop.

Nasz synek Patryk przestraszony naszymi wrzaskami, rozpłakał się głośno. Wojtek wziął go na ręce i przytulił. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. To moja mama przyszła, żeby mi pomóc kąpać Patryka i naszykować obiad na jutro. Zauważyła chyba, że się kłóciliśmy, bo zapytała, czy coś się stało.

– A tak, stało się – powiedział Wojtek ze złością – stało się to, że mama wychowała córcię pod kloszem i nie nauczyła jej żadnej roboty, więc teraz córcia zachowuje się jak rozkapryszony bachor.

– Proszę was, nie kłóćcie się, bo to bez sensu – prosiła nas mama – jesteście młodym małżeństwem, od niedawna rodziną i dopiero uczycie się być razem, musicie być dla siebie bardziej wyrozumiali i pomagać sobie we wszystkim – spojrzała znacząco na Wojtka – przecież w tych czasach wszyscy małżonkowie dzielą się obowiązkami.

– Mama nic nie rozumie – odparł mąż – tu nie chodzi o żaden podział, co kto ma robić, bo od gotowania są kobiety, tylko o to, że Hanka z miłej uśmiechniętej i serdecznej dziewczyny zmieniła się w zgorzkniałą, zrzędliwą i kłótliwą jędzę.

– No wiesz, jak możesz tak mówić! – krzyknęłam oburzona. – Jestem przemęczona, nie mam chwili czasu dla siebie, a ty wymagasz, żebym skakała wokół ciebie z uśmiechem na ustach, jak kiedyś twoja mamusia. Nie myśl sobie, że jesteś pępkiem świata.

– A ty byś chciała nic nie robić, tylko spać do ósmej rano, a po pracy biegać do kosmetyczki i solarium – odparł Wojtek. – Niestety dawne beztroskie czasy nigdy już nie wrócą, nie zapominaj, że jesteś teraz przede wszystkim żoną i matką – tłumaczył mi wyniośle.

– Ty wstrętny szowinisto – wrzasnęłam – uważasz że żona ma być twoją służącą, ja się dla ciebie nie liczę, tylko smaczny obiad i to, żebyś miał uprane gacie i skarpety – wybiegłam z płaczem do łazienki, trzaskając drzwiami.

Siedziałam na brzegu wanny szlochając

Po kłótni zawsze zamykałam się w łazience, bo tylko tam mogłam choć przez chwilę być sama. Słyszałam, jak mama żegna się z Wojtkiem i wraca do siebie.

– Nie przejmuj się, głowa do góry – powiedziała cicho do mojego męża – wszystko się jakoś ułoży.

– Boję się, że nic się jednak nie ułoży – odparł Wojtek. – Uważam, że nasza decyzja o ślubie i dziecku była zbyt pochopna, najwyraźniej Hanka nie dojrzała jeszcze do małżeństwa ani do macierzyństwa.

Zrobiło mi się przykro. Uważałam, że Wojtek niesprawiedliwie składa na mnie całą winę, a do siebie nie ma zastrzeżeń. Przez kilka następnych dni mama nie odwiedzała nas. Pewnie uznała, że najlepiej nie wtrącać się w nasze życie, ale czułam się bez niej taka zagubiona.

Kłóciliśmy się z Wojtkiem coraz częściej

Patryk przestraszony naszymi krzykami płakał w łóżeczku, a my obrzucaliśmy się obelgami. Któregoś dnia mąż po prostu spakował swoje rzeczy i oznajmił, że wyprowadza się do swojej matki.

– Mam dość kłótni, powinniśmy się rozstać przynajmniej na jakiś czas – stwierdził.

– Jasne, wolisz uciec od problemów do mamusi i zostawić mnie z tym wszystkim samą – oskarżałam go.

– Skoro jesteś ze mną taka nieszczęśliwa, to lepiej może ci będzie beze mnie – powiedział wychodząc.

Zamknęłam za nim drzwi i rozpłakałam się. „Co ja teraz zrobię! – rozpaczałam – zostałam sama, wszyscy odwrócili się ode mnie, nikt nie chce mnie zrozumieć ani mi pomóc, przecież sama z dzieckiem sobie nie poradzę” – myślałam gorączkowo.

Uśpiłam synka, lecz ja nie mogłam zasnąć

Nie wyobrażałam sobie dalszego życia. Rozmyślałam przez prawie całą noc i wymyśliłam, że zostawię Patryka na tydzień pod opieką rodziców, a sama wyjadę gdzieś w góry odpocząć i przemyśleć swoją sytuację. Miałam nadzieję, że wyjazd i odpoczynek pozwolą mi spojrzeć na całą sprawę z dystansu. „Mama na pewno zgodzi się wziąć parę dni urlopu i zaopiekować się swoim ukochanym wnuczkiem” – pomyślałam.

– Córciu, ja nie dostanę teraz urlopu, muszę skończyć bilans w firmie – odparła, gdy powiedziałam jej o moim pomyśle. – Poza tym uważam, że to niezbyt mądre zostawiać małe dziecko na tydzień czasu, lepiej zastanów się, jak chcesz dalej żyć, czy nie lepiej pogodzić się z mężem? – spytała.

Byłam zła i załamana. Czułam, jakby wszyscy zmówili się przeciwko mnie.

– Mamo, ja wcale nie chcę się z nim godzić, to małżeństwo było pomyłką – odparłam stanowczo. – Zrozum mnie, ja się duszę w tym związku, ja jestem artystką, nie jestem stworzona do życia w cieniu garów i pieluch – tłumaczyłam.

– Trzeba było pomyśleć o tym, zanim założyłaś rodzinę, nie wolno ci zapomnieć, że jesteś matką – powiedziała.

– Owszem, mam dziecko, ale nie zamierzam zrezygnować z własnych marzeń i potrzeb – wzruszyłam ramionami.

Mama patrzyła na mnie, kręcąc głową

– Wojtek ma rację, ja cię po prostu źle wychowałam – westchnęła. – Ale co ty właściwie chcesz robić? – spytała.

Chcę się rozwieść i wrócić do pracy na cały etat, poza tym będę nadal fotografować i wydawać albumy, może jeszcze zapiszę się na warsztaty malarskie – mówiłam. – Patryka dam do żłobka, albo zatrudnię opiekunkę na całą dobę. Wojtek będzie płacił alimenty, więc mogę sobie na to pozwolić – nagle wszystko wydało mi się takie proste.

Uśmiechnęłam się. „Znowu zacznę żyć” – pomyślałam z radością.

Po rozwodzie Wojtek ze swoją matką często zabierali Patryka do siebie. Mały miał tam swój pokój, dużo zabawek i ubrań. Gdy był u mnie, zajmowała się nim głównie niania. Kochałam go mocno i nadal kocham, lecz co mogę poradzić na to, że nigdy nie miałam cierpliwości do dzieci? Kiedy wyjeżdżałam z domu, Patryk nocował u ojca. Zdarzało się to coraz częściej, gdyż moja pasja nie pozwalała mi długo siedzieć w domu.

Wojtek wkrótce związał się z Marleną, wzięli ślub i wyprowadzili się od matki. Umówiłam się wtedy z moim byłym mężem, że nasz syn zamieszka z nim i jego żoną. Często wyjeżdżałam, więc było to rozsądne rozwiązanie dla wszystkich.

Czy nie bałam się, że obca kobieta będzie wychowywać moje dziecko? Nie. Przecież i tak wszyscy znajomi i rodzina uważali mnie za złą matkę, choć ja wiedziałam swoje i nie przejmowałam się opiniami innych.

Nie zrzekłam się praw rodzicielskich przed sądem

Wojtek także nie zabiegał o to, aby sąd mi je odebrał. Wszystkie sprawy związane z dzieckiem załatwialiśmy polubownie. Wiem też, że ani Wojtek, ani Marlena nigdy nie oczerniali mnie przed Patrykiem, nie próbowali w żaden sposób zniechęcić go do mnie. Poświęcałam synkowi tyle czasu, ile mogłam. Z każdego wyjazdu przywoziłam mu prezenty, zabierałam go nieraz do siebie na kilka dni, kilka razy wyjeżdżaliśmy razem na wycieczki. Czułam wtedy, że kocham swoje dziecko jak nigdy nikogo nie kochałam.

Gdybym nie zmieniła swego życia, byłabym znerwicowaną i zgorzkniałą kobietą. Na pewno nie byłabym wtedy lepsza dla mojego synka. Wcale nie uważam, że byłam, czy jestem złą matką. Po prostu inna nie umiem być i nie potrafię robić niczego wbrew sobie. Nie widzę nic złego w tym, że wybrałam pracę i karierę zawodową. Wprawdzie nie osiągnęłam jeszcze wielkiego sukcesu, ale wszystko przede mną. Wiem także, że nie ponoszę całej winy za rozpad małżeństwa, bo Marlena także nazywa Wojtka maminsynkiem i narzeka, że cały dom na jej głowie, a on w niczym jej nie pomaga. Różnica jest tylko taka, że jej powołaniem było zawsze małżeństwo i rodzina, a ja się w tej roli nie sprawdziłam.

Czytaj także: „Teściowa to hetera, która ciągle mnie krytykuje i poucza. W uszach mam tylko jej ciągły jazgot”„Nasza miłość przetrwała życiowe burze, a pokonały ją drobne nieporozumienia. Mąż odszedł bez wyjaśnienia”„Mąż zdradził mnie z moją przyjaciółką, a ja postanowiłam, że już zawsze będę sama. Życie zdecydowało inaczej...”

Redakcja poleca

REKLAMA