Ja tak dłużej nie mogę. Teściowa wtrąca się do wszystkiego, a memu mężowi to nie przeszkadza. Faktycznie, jest mi czego zazdrościć – prychnęłam ze złością, kiedy Hanka, moja przyjaciółka od serca, zaczyna opowiadać, jakie to ja mam wspaniałe życie.
Patrzyła na mnie ze zdumieniem i nadal próbowała mnie przekonywać, że w porównaniu z innymi to jestem szczęściarą.
– Czego ty właściwie chcesz? – pytała Hanka. – Masz pieniądze. Niczego ci nie brakuje. Mąż cię nie zdradza, tyra jak wół, żeby wam na wszystko starczało. Teściowa pilnuje dziecka i jest na każde zawołanie.
– I zagląda mi w garnki – wpadłam jej w słowa. – I sprawdza, jak sprzątam.
I włazi do naszej sypialni, kiedy chce, bez pukania. I ciągle mi powtarza, że taki skarb jak jej syn, powinnam nosić na rękach. Wystarczy?! – wyrzuciłam z siebie.
– Daj spokój. Jedziesz sobie do miasta, kupujesz, co tylko chcesz. Nikt ci nie wylicza pieniędzy. Masz, co zamarzysz.
– A właśnie, że nie mam. Marzyłam o studiach. Chciałam się zapisać do jakiejś szkoły, bo Krystian mi obiecywał, że jak urodzę i podchowam dziecko, nie będzie miał nic przeciwko. I co? Nie ma mowy. „Po co ci szkoła? – mówi. – Ucz się lepiej, jak dom prowadzić. Będzie więcej pożytku”. I tyle mam z tych jego obietnic.
– No, ja na twoim miejscu bym się nie upierała. I tak do pracy nie pójdziesz, bo nie musisz, to po co ci studia? A w takim wielkim domu jak wasz jest na pewno sporo roboty, więc się nie nudzisz.
A właśnie, że się nudzę. Strasznie. Co Hanka wie? Nie mieszka z nami, więc nie widzi, jak moja teściowa krąży koło mnie i ledwo się za coś wezmę, a już słyszę: „nie zamiataj tą szczotką”, „za grubo kroisz ziemniaki”, „nie dodawaj papryki do sałatki, bo Krystianek jej nie lubi”. Więc wszystko rzucam i nic nie robię. Godziny płyną, w uszach mam ciągły jazgot mamusi mojego męża, a dookoła siebie pustkę.
Nawet moje dziecko zawłaszczyła. Mały ma prawie 3 lata, a ciągle chodzi z pieluchą i smoczkiem, bo dobra babcia mu na wszystko pozwala. Jest rozpieszczony, rozrabia i nikogo nie słucha, ale ja nie mogę się nawet odezwać, bo zaraz słyszę:
– A ileż to ty dzieci wychowałaś, że jesteś taka mądra? Jak będziesz miała tyle lat, co ja, to może coś będziesz wiedziała o świecie. Na razie słuchaj i patrz.
Krystian wychodzi do warsztatu rano i wraca, kiedy ja już śpię. To znaczy udaję, że śpię, bo ostatnio nawet sen do mnie nie przychodzi. Przewracam się na łóżku, poprawiam poduszkę, otwieram okno, zamykam okno. On kładzie się koło mnie i natychmiast chrapie. Strasznie chrapie. Więc, często się tak męczę do świtu.
Wiem, że on ciężko pracuje, że jest dobry, spokojny, że mnie na swój sposób kocha. Ale mógłby mnie zauważyć, porozmawiać, wysłuchać, a nie tylko uprawiać ze mną seks trzy razy w tygodniu: w środę, sobotę, niedzielę, jak w zegarku. Doszło do tego, że już we wtorek wieczorem mam gęsią skórkę, kiedy sobie pomyślę, że znowu muszę udawać, jak mi jest dobrze. A ja już dawno nic nie czuję. Tylko strach i obrzydzenie.
Jak jedziemy do miasta, to on mi każe kupować drogie biustonosze i majtki, żebym miała na te dni, kiedy jest między nami zbliżenie. Mam się w to ubierać, a potem z siebie zdejmować, jak na mnie będzie patrzeć.
Na początku nawet było fajnie, ale kiedyś w trakcie weszła teściowa i przez następne dni było gadanie i wydziwianie, jakbym robiła coś naprawdę strasznego. Tak się wtedy wystraszyłam i zawstydziłam, że już nie mogę przestać myśleć, że zaraz otworzą się drzwi i ona wejdzie w tych swoich różowych wałkach i fioletowym szlafroku. Prosiłam Krystiana, żeby założył zamek albo pogadał z matką i zakazał jej włażenia do nas bez pukania, ale – gdzie tam.
– Będzie jej przykro – powiedział.
A że mnie jest przykro i wstyd, to go wcale nie obchodzi. Nie mówi jej też, że chcę prowadzić własną kuchnię, bo lubię gotować i wymyślać różne potrawy. Ale skąd?! Gdzieżby mi pozwoliła? W końcu mieszkamy w jej domu. Wprawdzie nasza połowa jest niby Krystiana, ale tylko – niby. Ona rządzi wszędzie. Więc jemy te kluchy z sosami i zawiesiste zupy, tłuste rosoły i kapuchę z zasmażką. Krystian ma coraz częściej zgagę, bo napycha się przed snem, a ja w ciągu półtora miesiąca przytyłam 2 kilogramy.
Jak tylko spróbuję zrobić coś po swojemu, od razu słyszę:
– Poczekaj, poczekaj, przy takim gospodarowaniu wszystko pójdzie na zatracenie. I po co człowiek tak harował i harował, kiedy nikt tego nie docenia. We własnym domu czuje się jak obcy. Musi patrzeć, jak ktoś trwoni majątek i czas przelewa jak wodę przez sito.
I tak w kółko. Zawsze bezosobowo, ale przecież wiadomo, że ten „ktoś”, to – ja!
Albo podnosi pokrywkę z garnka, w którym gotuję moją zupę. Próbuje. Krzywi się i stwierdza z przekąsem:
– No, na takim jedzeniu to wy daleko nie zajedziecie. Zamorzysz dziecko i męża. Ty sobie możesz tak jeść, bo nic nie robisz, ale dziecko rośnie, a Krystian tyra jak wół. I muszą jeść porządnie.
Mam prawo jazdy i lubię prowadzić auto. Namówiłam Krystiana, żeby kupił nowy samochód. Taki – dla mnie. Cieszyłam się jak dziecko. Niestety, i tę radość mi zepsuła.
– Nie wiem, synu, czy ty dobrze zrobiłeś? Gdzie jej dać kierownicę do ręki? I może jeszcze dziecko będzie chciała wozić? Po moim trupie. Dałam jej druty, żeby zrobiła sweterek dla małego, to powiedziała, że nie ma cierpliwości. A do jazdy będzie miała? Dobrze ci radzę, odbierz jej kluczyki, bo przeczuwam jakieś nieszczęście.
I znowu mój mąż, zamiast stanąć w mojej obronie i powiedzieć, że dobrze i bezpiecznie jeżdżę, że mogę brać nasze dziecko, dokąd tylko chcę, że jestem matką i nie zrobię mu krzywdy, jak zwykle położył uszy po sobie, machnął ręką i tyle go widziałam. Wieczorem próbował coś mętnie tłumaczyć, że z matką nie ma co wojować, bo szkoda nerwów, ale znowu myślał tylko o swoich nerwach. Moje były mu obojętne.
Więc, w tym niby moim aucie kury mogą znosić jajka, bo wcale nim nie jeżdżę. Raz czy dwa siadłam jako kierowca, ale ona stała na ganku i patrzyła, jak sobie poradzę. Ręce założyła na piersiach i świdrowała mnie oczami. Oczywiście, z nerwów trzęsły mi się ręce i kolana. Ruszyłam tak ostro, że o mało nie uderzyłam w ogrodzenie, a potem samochód mi zgasł i nie mogłam go zapalić, nie wiem dlaczego, bo przecież jest nowy i sprawny. Podejrzewam, że ta czarownica rzuciła jakiś urok.
Wiem, że opowiadam głupstwa, ale już sobie z tym wszystkim nie radzę. A wczoraj przeszła samą siebie.
Bez pytania weszła do naszego pokoju. Wykorzystała moment, kiedy pojechaliśmy do moich rodziców, i zabrała z regału wszystkie moje książki. Wyniosła je na strych, a na ich miejsce postawiła kryształowe wazony, koszyczki, figurki... Kiedy wróciliśmy stwierdziła:
– Zrobiłam u was porządek, bo te papierzyska tylko się kurzyły. Teraz macie elegancko i wreszcie jak u ludzi.
Nie wytrzymałam i była awantura. Ale pożytek z tego taki, że w domu grobowa cisza, nikt się do nikogo nie odzywa, tylko ona trzaska drzwiami i tłucze w kuchni garami. Krystian twierdzi, że mogłam nabrać wody w usta, że w końcu nic się nie stało, a mama chciała dobrze. Mówi jeszcze, że jakbym była mądra, to ona by mi jadła z ręki. Nie chce tylko wyjaśnić, co ma na myśli i na czym ta moja mądrość miałaby polegać?
Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@polki.pl.
Więcej listów do redakcji:„W wieku 16 lat oddałam córkę do adopcji. Teraz uratowałam życie wnuczce, która była ciężko chora”„Mój narzeczony pochodził z majętnej rodziny z koneksjami, a ja nie śmierdziałam groszem. To nie mogło się uda攄W wieku 45 lat zostanę po raz drugi mamą i po raz pierwszy babcią. Nie planowałam tego, ale tak w życiu bywa”