„Rozwiodłam się i przyjaciółki wzięły mnie w obroty. Chciałam świętego spokoju, a nie absztyfikantów na każdym rogu”

samotna kobieta fot. iStock, AlenaPaulus
„Kiedy było po wszystkim, wymęczona chciałam tylko pójść do domu i porządnie się wypłakać. Jednak towarzyszące mi przyjaciółki miały odmienne zdanie w tej kwestii”.
/ 02.09.2024 14:25
samotna kobieta fot. iStock, AlenaPaulus

Z sali sądowej wyszłam jako kobieta wolna. Moje małżeństwo zostało rozwiązane znacznie szybciej, niż doszło do jego zawarcia. Na sali sądowej nie spędziliśmy zbyt wiele czasu. Sędzia, wysłuchawszy zeznań, nie zaproponował nawet mediacji. Kiedy było po wszystkim, wymęczona chciałam tylko pójść do domu i porządnie się wypłakać. Jednak towarzyszące mi przyjaciółki miały odmienne zdanie w tej kwestii.

– Wypłakać się zawsze jeszcze zdążysz – powiedziała Baśka, wojowniczo potrząsając głową i bujną grzywką opadającą jej na oczy.

– Też ma kogo opłakiwać! – prychnęła Elka. – Zdrajcę i dziw****a! To on powinien płakać, że tak głupio cię stracił.

– Jedziemy do mnie – zawyrokowała Grażynka. – Trzeba opić twój nowy status. Przygotowałam obiad, no i coś w płynie na wsparcie duchowe.

Na hasło „obiad” zaburczało mi w brzuchu. Nie pamiętałam, kiedy jadłam coś normalnego. Przez ostatnie miesiące, zestresowana wizją rozwodu, byłam w stanie przełknąć tylko jogurty. Choć na początku nie byłam pewna, czy uda mi się zjeść zaserwowane przez gospodynię danie, to wsunęłam wszystko i od razu poczułam się znacznie lepiej. Musiało się to odbić na moim wyglądzie, bo zadowolona Grażynka stwierdziła:

– Wróciły ci kolorki. Poczekaj trochę, a będzie jeszcze piękniej. Zaraz wzniesiemy toast za twoje nowe, szczęśliwe życie i dopiero rozkwitniesz – mrugnęła do mnie znacząco.

Efekt? W stanie mocno wskazującym na spożycie zostałam odwieziona do domu, gdzie po raz pierwszy od dawna usnęłam od razu i spałam do rana. Idąc za ciosem, przyjaciółki nie pozwoliły mi na zbyt długie rozpamiętywanie porozwodowej traumy. Wyciągały mnie z domowych pieleszy, zabierały na wystawy, do kina, na zakupy. Byłam im wdzięczna, bo samotność w mieszkaniu, w którym przez dwadzieścia pięć lat żyłam z mężem, byłaby nie do zniesienia.

Z Elką i Baśką znałyśmy się jeszcze z czasów szkolnych. Grażynka przylgnęła do nas na studiach i od tego czasu trzymałyśmy się razem, we czwórkę. Dzieliłyśmy się radościami i smutkami, wspierałyśmy się wzajemnie i często spotykałyśmy. Po moim rozwodzie w pewnym sensie uratowały mi życie. Mimo obowiązków domowych i zawodowych zawsze znajdowały czas, aby do mnie wpaść i rozproszyć moje lęki.

Dziewczyny już miały plan, co zrobić z moją wolnością

Jednak bywają dni w roku, kiedy samotność, mimo przyjacielskich starań, doskwiera mocniej. Wigilia, sylwester, walentynki to dla singla trudne chwile i tu nawet najlepsze przyjaciółki niewiele pomogą. Musiałam się z nimi zmierzyć na własną rękę i ze zdziwieniem odkryłam, że daję radę.
Po jakimś roku od rozwodu stwierdziłam, że nie jest tak źle, jak się obawiałam. Przywykłam do jednoosobowych śniadań i kolacji, podczas których mogłam cieszyć się lekturą gazety albo książki, bez żadnego trucia nad głową. Doceniłam fakt, że jeśli tylko przyjdzie mi ochota, mogę przez cały wieczór słuchać ulubionej muzyki lub oglądać stare filmy z Meryl Streep. Nie musiałam gotować dwudaniowych obiadów i celebrować niedzielnych posiłków z teściami. I właśnie wtedy, gdy oswojona z nową sytuacją postanowiłam podzielić się swoimi przemyśleniami z przyjaciółkami, okazało się, że one widzą to zupełnie inaczej.

– Chłopa ci trza – Baśka znacząco popatrzyła na zwisające na kablach gniazdko.

– Racja – poparła ją Grażynka. – Pora, żebyś sobie kogoś znalazła.

Elka co prawda nic nie powiedziała, ale po jej minie widziałam, że całkowicie zgadza się z tą diagnozą.

– Niby jak to sobie wyobrażacie? – zdenerwowałam się. – Mam stać na rogu i pytać każdego faceta, czy przypadkiem nie zechciałby zawrzeć ze mną znajomości?

– E tam, są inne sposoby – Baśka nie widziała problemu.

– Spójrz na mnie – zażądałam, już porządnie zirytowana. – Po pięćdziesiątce, z nadwagą, cellulitem i zmarszczkami. Do tego nie jestem bogata. Wszyscy faceci o takiej marzą i śnią po nocach – ironizowałam, choć miałam ochotę się rozpłakać.

– Oj tam, oj tam… Cellulitu tak na pierwszy rzut oka nie widać – słabo weszła w polemikę Elka, ale zaraz się rozjaśniła:

– Zmarszczek zresztą prawie też nie, bo masz okrągłą buzię!

– A gdybyś zaczęła się ubierać jak ta kucharka z telewizji, to i nadwaga nie rzucałaby się w oczy – dobiła mnie Grażynka.

– Od tego zaczniemy – zdecydowała Baśka. – Dlatego zarządzam babskie zakupy i domowe spa.

– Super! – Elka klasnęła w dłonie. – Uwielbiam takie akcje.

– Nie ciesz się – ostudziła jej zapał Baśka. – Tym razem nic sobie nie kupujemy. Wyprawa jest pod hasłem „metamorfoza Magdy”. Wszystkie siły i środki angażujemy w poprawę jej wizerunku.

– Zapomnij – powiedziałam. – Po rozwodzie nie stać mnie na takie szaleństwa.

Baśka popatrzyła na mnie z politowaniem w oczach.

– Dlatego zakupy zrobimy w second handach, a dodatki i kosmetyki każda z nas wyszuka u siebie. Nie patrz tak na mnie! – oburzyła się, widząc mój zbaraniały wzrok. – W takich sklepach można wyszperać prawdziwe perełki w dobrym gatunku. A co do reszty, to wszystkie dostajemy nietrafione prezenty. Wiesz – tłumaczyła – apaszki, wisiorki, pomadki i tak dalej. Nie do twarzy nam w nich, wyrzucić żal, nosić się nie da… Każda z nas pozbiera te cuda i się zobaczy.

– Znakomity pomysł! – podchwyciła Grażynka. – Sama mam cały kuferek kosmetyków, których nie użyłam ani razu.

– A ja pełną szufladę nienoszonej biżuterii – pochwaliła się Elka. – Wiecie, że ostatnio gustuję tylko w srebrze…

– To jak zrobimy? Najpierw domowe spa czy zakupy? – zawsze dokładna Grażynka chciała ustalić plan.

– Najpierw spa. Musimy zacząć od tego, co mamy, żeby potem wiedzieć, co dokupić.

– No to mamy tydzień na zrobienie porządków w szafach – Baśka zatarła ręce.

– I w przyszły piątek stawiamy się u ciebie.

Kiedy wyszły, sama nie wiedziałam, co myśleć. Nie wierzyłam, że uda im się coś osiągnąć w kwestii poprawy mojego wizerunku, ale z drugiej strony byłam ciekawa zmian.

Mała przemiana dobrze mi zrobiła

Za tydzień musiałam przyznać im rację. Rzeczywiście nowy kolor włosów, odważniejsza barwa pomadki, delikatne cienie na powiekach sprawiły, że wyglądałam nieco lepiej. Wyprawa do sklepów z używaną odzieżą też przyniosła ciekawe łupy, które sprawiły, że z szarej, prawie niewidocznej, starzejącej się kobiety zmieniłam się w wyrazistą starzejącą się kobietę. Nigdy bym nie przypuszczała, że parę szmatek może tak poprawić sylwetkę. Długie szale, narzutki, kardigany ukryły zbędne kilogramy uparcie tkwiące w okolicach brzucha, a buty na obcasie dodały mi wzrostu.

– Czas na fazę drugą naszego planu – zapowiedziała enigmatycznie Baśka. – Zrobiłyście rozpoznanie?

– Ja mam dwóch! – wyrwała się z odpowiedzią Grażyna.

– Ja wprawdzie tylko jednego, ale za to rokującego – z błyskiem w oku oznajmiła Elka.

– O czym wy mówicie? – zapytałam niespokojnie, pełna złych przeczuć.

– Jak to o czym? – zdziwiła się Baśka.

– O kandydatach.

– Kandydatach na co? – złe przeczucie zmieniło się w paraliżującą pewność, że zaraz zostanę przyszpilona.

– Na randki z tobą – wyjaśniła pogodnie Elka. – Każda z nas zrobiła przegląd znajomych wolnych mężczyzn, z którymi kolejno będziesz się umawiać.

Zrobiło mi się słabo. Absolutnie nie widziałam siebie w roli randkującej kobiety, ale wiedziałam, że przyjaciółki, po włożeniu takiego wysiłku w moja przemianę, nie odpuszczą łatwo. Boże, jak się z tego wymiksować? Gorączkowo szukałam jakiegoś pomysłu, który pozwoliłby mi nie brać udziału w tej farsie, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.

– Magda, nie kombinuj! – Grażynka od razu odgadła, o czym myślę. – Nawet nie próbuj torpedować naszych starań! Przecież to dla twojego dobra.

– Dziewczyny, ja nie potrafię – broniłam się słabo. – Ze wstydu się spalę…

– Z jakiego wstydu? Co jest wstydliwego w pójściu na randkę? – Elka autentycznie się zdumiała. 

– W samej kawie pewnie nic – odparłam stropiona, że muszę im tłumaczyć swoje opory – ale w tym, że jest ona z góry nastawiona na jakieś uwodzenie…

– Przecież do tego cię nie namawiamy – przekonywała łagodnie i cierpliwie Baśka. – Po prostu spotkasz się z kandydatem i sama zadecydujesz, czy facet ci się podoba na tyle, żeby umówić się na kolejną randkę.

Tak mnie omotały, że w następną sobotę poszłam na spotkanie z „rokującym” znajomym Elki.
Godzina z nim spędzona ciągnęła się jak flaki z olejem. Facet przez cały czas opowiadał o swojej zmarłej żonie i o tym, jak mu jej brakuje. Jednak z jego słów wynikało, że brak mu nie tyle żony, ile świadczonych przez nią usług. Sądząc po jego wyglądzie, istotnie sam sobie nie radził. Tłuste plamy na krawacie, brudne mankiety koszuli i wystrzępione nogawki spodni świadczyły o tym, że poszukiwał darmowej gospodyni.

Z trudem wytrzymałam godzinę lekcyjną, bo krócej siedzieć nie wypadało, a potem grzecznie podziękowałam za kawę, rzuciłam zdawkowe „zdzwonimy się” (świadoma, iż żadne z nas nie ma numeru drugiego) i z ulgą wyszłam. Ci podsuwani mi faceci byli kompletnie do niczego. Żądna relacji ze spotkania Elka zadzwoniła tego samego wieczoru i bardzo się zmartwiła, że nie będzie kontynuacji.

– Co ty powiesz? A taki porządny, poukładany… Wydawał się idealny dla ciebie…

– Okazało się, że nie do końca. Nie lubię, kiedy ktoś patrzy na mnie tylko pod kątem ewentualnych korzyści.

– No nic, za tydzień umówisz się z tym pierwszym od Grażynki – pocieszyła się szybko. – Może z nim zaiskrzy.

Nie zaiskrzyło. Na jego życzenie spotkaliśmy się w parku. Mimo że dzień był wietrzny i chłodny, ciągał mnie po pustych alejkach. Na moją prośbę, żebyśmy gdzieś wstąpili na herbatę albo kawę, tylko machnął ręką i dalej opowiadał o swoich ostatnich wakacjach.

– Tylko ja i natura – perorował. – Moja była żona nigdy nie umiała docenić uroków przyrody. A ja lubię spanie w namiocie, jedzenie własnoręcznie złowionych ryb, zbieranie grzybów, kąpiel w jeziorze. Czyż może być coś przyjemniejszego? – rozmarzył się.

– Ciepły prysznic w przytulnym hotelu i pyszna kolacja podana przez kelnera? – zasugerowałam, przerażona wizją takiego wypoczynku.

– Wszystkie jesteście takie same! – obruszył się. – Bez trzygwiazdkowego hotelu wakacje się dla was nie liczą.

Jego wzburzenie było na tyle silne, że szybko mnie pożegnał, zostawiając samą w parku, jakby dłuższe przebywanie w moim towarzystwie groziło zarażeniem się hulaszczym trybem życia.
Kiedy opowiedziałam o tym spotkaniu przyjaciółkom, wszystkie się zgodziły, że był to totalny niewypał.

– Chorobliwy skąpiec to chyba jeszcze gorsze niż samotność – stwierdziła Baśka.

– Chyba?! Żartujesz sobie! – warknęłam. – To jest dużo, dużo gorsze. Na samą myśl, że w moim wieku miałabym się kapać w zimnym jeziorze i oprawiać ryby, dostaję dreszczy. A może przeziębiłam się od tego latania po parku? Żeby żadna z was więcej słowem o nim nie wspomniała!

– O nim więcej już nie napomknę, przysięgam – obiecała solennie Grażynka i uderzyła się dłonią w okolice serca. – Ale jest ten drugi…

– Jaki drugi? – spojrzałam na nią groźnie. – Co to znowu za facet? – spytałam.

– Ten ci się spodoba, obiecuję – zapewniała żarliwie przyjaciółka. – Fajny, z poczuciem humoru…

– I jest sam? To bardzo podejrzane.

– Tak wyszło, podobno liże rany po jakiejś wielkiej miłości.

Niestety, kolejna randka także okazała się pomyłką. Najwyraźniej nie odpowiadałam wizualnie polecanemu przez Grażynkę mężczyźnie, bo tylko raz taksująco zmierzył mnie wzrokiem, a potem bez przerwy gapił się w ekran smartfona. Po półgodzinie zgodnego milczenia nad szklankami coli rozstaliśmy się równie zgodnie, nawet nie udając, że spotkanie sprawiło nam przyjemność.

Na szczęście zasoby wolnych mężczyzn w kręgach znajomych moich przyjaciółek kurczyły się nieubłaganie. Jeszcze odbyłam dwie randki: jedną z owdowiałym szwagrem kuzyna Elki, drugą z pokutującym w starokawalerskim stanie znajomym Baśki – i odetchnęłam z ulgą. Koniec, powiedziałam do siebie, wznosząc kieliszek nalewki. W ten sposób chciałam uczcić zakończenie męczących i upokarzających dla mnie spotkań z nieznajomymi mężczyznami. Niestety, nie wzięłam pod uwagę determinacji moich przyjaciółek. Skoro postanowiły kogoś mi znaleźć, nie chciały teraz ustąpić.

– Słuchaj, założymy ci konto na portalu randkowym – oznajmiła Elka. – Nie masz się co wzdragać – zauważyła mój grymas. – Teraz wszyscy je mają.

– Nigdy się na to nie zgodzę – protestowałam. – Takiego wstydu nie zniosę.

– Przecież nie podajesz publicznie swoich danych. A zdjęcie wybierzemy takie tajemnicze – namawiała Baśka. – Zajmiemy się tym w przyszłym tygodniu.

– Tak, koniecznie – przytaknęła Elka.

– Trzeba cię tylko od nowa podszykować do fotografii. Zrobić włosy, makijaż. Poza tym musimy wybrać interesujące tło do zdjęcia. I jeszcze napisać taką notatkę, żeby uwydatniała wszystkie twoje zalety, ale też zaciekawiała.

– No to mamy o czym myśleć – podsumowała Grażynka. – Za dwa tygodnie spotykamy się we cztery i zakładamy Magdzie konto na portalu.

Nie mogłam się na to zgodzić. Musiałam szybko wymyślić coś, co zniechęci je do dalszego szukania mi faceta. Tylko co by to miało być? Wyjazd na drugi koniec Polski odpadał, śmiertelna choroba też…

– Mam! – aż zawołałam na głos, ucieszona, że znalazłam rozwiązanie.

Przecież ja wcale nie musiałam mieć żadnego konkretnego faceta. Wystarczy, że zasugeruję przyjaciółkom, iż w moim życiu ktoś się pojawił. Powinno zadziałać, jeśli raz na jakiś czas kupię sobie bukiet kwiatów, pudełko czekoladek i powiem, że to od niego. Mogę też wyjechać gdzieś samotnie na weekend, a potem długo ten wyjazd wspominać, marzycielsko mrużąc oczy i uśmiechając się znacząco.

Jak wymyśliłam, tak zrobiłam. Elka, Baśka i Grażyna, choć początkowo naciskały, bym zdradziła, kim jest tajemniczy wielbiciel, uszanowały moje milczenie pod hasłem: „wiecie, laski, nie chcę zapeszać”. No, przynajmniej przez jakiś czas szanowały, bo później coraz bardziej natarczywie domagały się okazania rzeczonego faceta i coraz bardziej podejrzliwie na mnie spoglądały. Już miałam im wyznać, że jednak nam nie wyszło i się rozstaliśmy, kiedy pomoc nadeszła z zupełnie nieoczekiwanej strony.

Obluzowane gniazdko spowodowało spięcie i nagle pogrążyłam się w ciemnościach. Spanikowana rzuciłam się na korytarz i zadzwoniłam do pierwszych z brzegu drzwi. Wiedziałam, że mieszka tam teraz jakiś facet, który niedawno się wprowadził. Widywałam go czasem przy windzie i sprawiał przyjemne wrażenie. Być może on swą męską ręką przywróci mi prąd?

Miałam genialny pomysł. Będziemy udawać parę!

Nie zawiodłam się. Pan Andrzej szybko uporał się z awarią, wciskając odpowiednie korki. W podzięce zaproponowałam kawałek szarlotki i kawę. Nie odmówił. Przy cieście zapytał, jak doszło do spięcia, więc pokazałam mu gniazdko. Uznał, że wiszący kontakt wymaga natychmiastowej naprawy. Kiedy poszedł po odpowiedni śrubokręt, nagle mnie olśniło.
Oto facet, którego mogłabym pokazać Elce, Grażynce i Baśce! Pytanie, czy się zgodzi na taką mistyfikację. Jednak kto nie ryzykuje, szampana nie pije. Postanowiłam spróbować. Andrzej wyglądał na pomocnego gościa i na tyle elastycznego, że mógł trochę poudawać.

– A wiesz, że to niegłupie – stwierdził ucieszony, gdy wyłuszczyłam mu swój pomysł i przyczyny, dla których proszę go o tak niecodzienną przysługę. – Mnie też wszyscy suszą głowę, żebym sobie kogoś znalazł. Nie przyjmują do wiadomości, że nie czuję takiej potrzeby. Przyzwyczaiłem się do samotności – tłumaczył się.

– To tak jak ja – wyznałam. – Zresztą gdybyś wiedział, jakich mężczyzn mi podsuwały… Strach się bać! – zaśmiałam się na wspomnienie tamtych randek.

– Na pewno nie gorszych niż swatane mi kobiety. Czułem się po tych spotkaniach żałośnie, jak ktoś wybrakowany, kto powinien brać, co się nawinie – też śmiechem złagodził gorzki wydźwięk swoich słów.

– To co, umowa stoi?  – zapytałam, nalewając do kieliszków nalewkę.

– Stoi! – stuknął się ze mną kieliszkiem, pieczętując ważność paktu. – Najpierw ja idę z tobą do teatru, żeby obejrzały mnie twoje przyjaciółki, potem ty ze mną na grilla do kumpla.

Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Andrzej zyskał aprobatę moich kumpelek, ja spodobałam się jego kolegom. Układ działa bez pudła. Od czasu do czasu pokazujemy się gdzieś z Andrzejem razem. Idziemy do kina, kawiarni lub na spacer. To powstrzymuje zapędy naszych bliskich do ustawiania nam życia.

My sami również czujemy się swobodnie w swoim towarzystwie. Dużo rozmawiamy, mamy podobne zainteresowania. Lubimy wyświadczać sobie przysługi. Andrzej dokonuje u mnie w mieszkaniu drobnych napraw, ja zapraszam go na domowe obiady czy ciasto własnej roboty.
Nie ma między nami chemii, jak to się teraz mówi o pociągu seksualnym, ale są sympatia, zaufanie, przyjaźń. I to nam obojgu w zupełności wystarcza.

Tylko Baśka, Elka i Grażynka są jakby nie do końca usatysfakcjonowane. Ciągle wierzą, że pełne namiętności uniesienia staną się jeszcze kiedyś moim udziałem. Marzy im się, że będę szczęśliwą, roznamiętnioną „panną młodą”, rzucającą bukietem w  stronę wystrojonych druhen. Nie rozumieją, kiedy próbuję im wytłumaczyć, że ich marzenia nie pokrywają się z moimi. Mnie jest dobrze tak, jak jest.

Magdalena, 55 lat

Czytaj także:
„Córka rozmnaża się na potęgę, choć nie ogarnia swojego życia. Jest święcie przekonana, że mam obowiązek jej pomagać”
„Po 3 latach od ślubu mąż traktował mnie jak stare kapcie i ignorował nawet w sypialni. Ale poznałam jego brudny sekret”
„Podrzuciłam syna teściowej i wyjechałam na wakacje. Po powrocie czekał na mnie rachunek za wikt i opierunek”

Redakcja poleca

REKLAMA