Mam 70 lat i nie jestem okazem zdrowia. Sam z siebie żartuję, że jestem w wieku poborowym, więc podróż zwana życiem może się w każdej chwili zakończyć. Moja rodzina tylko na to czeka – od dawna najchętniej widziałaby mnie w piachu. Dorobiłem się majątku, na który te zawistne hieny mają chrapkę.
Moje życie różami usłane nie było
Bardzo szybko zostałem mężem i ojcem, chociaż wcale tego nie chciałem. Ja i Alicja mieliśmy zaledwie po 20 lat, kiedy zaliczyliśmy wpadkę. W tamtych czasach nie było innej opcji niż ślub. W ten oto sposób zawarłem związek małżeński z kobietą, której nie kochałem. Lubiłem ją i podobała mi się, owszem, ale nic ponadto. Miałem jednak nadzieję, że uczucie przyjdzie z czasem. Pierwsze lata naszego małżeństwa były istną katastrofą.
Nieustannie się kłóciliśmy, bo każde z nas wolałoby się bawić, a nie harować i grzebać się w pieluchach. Niemniej w końcu jakoś się dotarliśmy. Być może sytuacja uspokoiła się dlatego, że postanowiłem skupić się głównie na pracy i pewne rzeczy odpuściłem. Funkcjonowaliśmy z Alicją pod jednym dachem bardziej jak współlokatorzy, a nie mąż i żona.
Dwa lata po narodzinach Krzysia doczekaliśmy się córki. Nie ukrywam, że Ania była moim oczkiem w głowie, chociaż miałem świadomość, że za mało czasu poświęcam dzieciom. Wolałem skoncentrować się na zarabianiu pieniędzy, co dość szybko przyniosło odpowiednie rezultaty. Nie mogliśmy narzekać na finanse i z każdym kolejnym rokiem wiodło nam się coraz lepiej pod względem materialnym. Wiedziałem, że moje dzieci pójdą dzięki na dobre studia i będą mieć udany start w dorosłość. Jak mi się teraz za to wszystko odwdzięczają? Czekają, aż wyzionę ducha, żeby zgarnąć to, czego się dorobiłem.
Nie byłem mężem idealnym
Wdałem się w romans, który przypieczętował rozpad naszego małżeństwa
Alicja robiła wszystko, aby wykazać się w roli żony. Oczywiście doceniałem jej starania i prędko przyzwyczaiłem się do tego, co wygodne. Jednakże nie byłem w stanie jej pokochać i ona o tym doskonale wiedziała. Dlatego też w którymś momencie przestała się starać i o mnie zabiegać.
Byliśmy razem chyba wyłącznie dlatego, że tego właśnie oczekiwało od nas otoczenie. Poza tym rozwód zakrawał w tamtym okresie niemalże o skandal, aczkolwiek nie ukrywam, że chodził mi po głowie – zwłaszcza że podczas jednego ze spotkań biznesowych poznałem Ewę. Momentalnie między nami zaiskrzyło – z Alicją nigdy tak nie było. Błyskawicznie nawiązaliśmy romans, o którym moja żona dowiedziała się przez przypadek. Wściekła się straszliwie.
– Długo to trwa? – dopytywała mocno podniesionym głosem.
Nie miałem pojęcia, co jej w ogóle powiedzieć. Wciskanie wymówek by i tak nie przeszło, bo przyłapała mnie i Ewę na gorącym uczynku. Moje milczenie rozjuszyło ją jeszcze bardziej i wywiązała się z tego karczemna awantura, podczas której padło mnóstwo gorzkich słów.
– Wszystko, co miałam, poświęciłam dla ciebie, a ty mi się tak odpłacasz? – miałem wyrzuty, że dotknęło ją to do żywego, ale nie mogłem nic poradzić na to, że zakochałem się po uszy w Ewie.
– Proszę, uspokój się i porozmawiajmy bez nerwów, na pewno dojdziemy do jakiegoś porozumienia – w końcu uznałem za stosowne się odezwać.
– Porozumienia? – Alicja patrzyła na mnie z niedowierzaniem. – Ty chyba do reszty oszalałeś.
Mogliśmy się rozwieść jak cywilizowani ludzie, a zamiast tego atmosfera towarzysząca rozwodowi była straszna. Rodzina i wielu znajomych obarczyli mnie pełną odpowiedzialnością za całe zajście, kompletnie zapominając o tym, że ciężko pracowałem, aby żona i dzieci żyli na wysokim poziomie.
Doczekałem się łatki najgorszego łajdaka, który przez swą niewierność doprowadził do rozpadu własnej rodziny. Nie tylko Alicja nie chciała mnie znać, ale także córka i syn. Krzysztof powiedział wprost, że skrzywdziłem matkę i on mi tego nigdy nie wybaczy. Od Anny nie usłyszałem niczego – przestała się do mnie odzywać i nie reagowała na próby nawiązania kontaktu, co było dla mnie szczególnie bolesne.
Mam pieniądze, nie mam rodziny
Związek z Ewą nie przetrwał próby czasu i rozleciał się równie szybko, jak się zaczął. Po tym nie miałem już ochoty angażować się w coś poważnego. Miałem wiele przelotnych romansów, ale nie miały one żadnego znaczenia. Treścią swego życia uczyniłem pracę, dzięki czemu zgromadziłem majątek. Zapomniałem tylko o jednym – a mianowicie o tym, że wszystko ma swoją cenę.
Za pracowanie ponad siły zapłaciłem zdrowiem. Taki to trochę śmiech przez łzy, ale plusem dwóch zawałów, z których jakimś cudem się wykaraskałem, było przynajmniej to, że dzieci przestały traktować mnie niczym powietrze, chociaż w dalszym ciągu zachowywały dystans. Potwornie bolało to, że nie dostałem od Ani zaproszenia na jej ślub.
Fakt, że podupadłem na zdrowiu, nagle spowodował, że zaczęli odzywać się różni krewni, bliżsi i dalsi. Miałem pełną świadomość tego, że chodziło im tylko o jedno – o moje pieniądze. Spodziewali się, że szybko umrę, bo przecież dwa zawały to nie przelewki. Wcześniej psy na mnie wieszali, a teraz się przymilali. Nie zamierzałem dać im satysfakcji i znaleźć się w grobie tak szybko, jakby sobie tego życzyli.
Kiedy zbliżały się moje 70. urodziny, uznałem, że to najwyższa pora, aby sporządzić testament. Z krwawiącym sercem podjąłem decyzję o nieuwzględnianiu w nim nikogo z rodziny – włącznie z dziećmi. Z jakiej niby racji miałbym zostawiać pieniądze komuś, kto się mną nie interesował?
Zdziwią się po mojej śmierci
Naturalnie nikomu nie pisnąłem ani słówka o testamencie, bo zaraz rozpętałaby się burza. Swoją spadkobierczynią uczyniłem panią Iwonę – pielęgniarkę, która się mną zajmowała. Nie czułem się najlepiej i musiałem zatrudnić kogoś do opieki, bo przecież na własne dzieci nie miałem co liczyć.
Pani Iwona była kobietą o wielkim sercu i wykonywała swą pracę z ogromnym zaangażowaniem. Widać było, że autentycznie kocha to, czym się zajmuję, a to zawsze w ludziach ceniłem. Jej również o niczym nie powiedziałem – będzie miała niespodziankę, kiedy odejdę z tego świata.
Uważam, że w pełni zasługuje na znaczącą poprawę swojej sytuacji materialnej. Trochę pieniędzy przekazałem na cele charytatywne – ludzi, którzy ich potrzebują, naprawdę nie brakuje. Rodzinka dybiąca na moje życie świetnie sobie bez nich poradzi – i tak dzięki mnie nie mają ich mało.
Marian, 70 lat
Czytaj także:
„Przepisałam na syna dochodowy biznes, a on się na mnie wypiął. Powiedział, że ma większe ambicje, niż skręcanie rurek”
„Moje małżeństwo było mdłe jak cukinia w październiku, więc doprawiłam je po swojemu. Przystojny sąsiad coś o tym wie”
„Gdy zajmuję się córką, teściowa patrzy się na mnie spode łba. Skoro umiałem ją zrobić, to potrafię też się nią zająć”