Nigdy nie dzieliłem zajęć na kobiece i męskie. Byłem przekonany, że w dzisiejszych czasach taki podział to totalny anachronizm. Tak mi się jednak wydawało tylko do czasu, aż poznałem bliżej moją teściową.
Pomagałem mojej mamie
Miałem czwórkę młodszego rodzeństwa. Najmłodszy brat urodził się, gdy miałem 14 lat, a moja mama akurat będąc na macierzyńskim złamała rękę, toteż pomagałem jej w opiece nad niemowlakiem. Przewijałem go, myłem, podawałem do karmienia, a później także przygotowywałem kaszki i przecierałem zupki. Pomagałem też w innych domowych czynnościach, takich jak gotowanie, sprzątanie, pranie czy prasowanie.
Towarzyszyłem mojej mamie podczas zakupów i spacerów. Na szczęście nie miałem problemów z nauką, więc spokojnie godziłem moje braterskie obowiązki z obowiązkami szkolnymi. Nie widziałem w tym nic niezwykłego, zresztą nie byłem jedynym w mojej klasie, który opiekował się młodszym rodzeństwem. Moja mama patrzyła na moje poczynania z dumą i śmiała się, że będę dobrym materiałem na męża.
Nie myślałem o sobie w tych kategoriach, ale owszem, nie wykluczałem założenia w przyszłości rodziny i posiadania dzieci. Wiedziałem „z czym to się je” i bynajmniej mnie to nie przerażało. Było dla mnie całkiem naturalne, że dorośli ludzie się rozmnażają, opiekują się swoim potomstwem i wywiązują się ze swoich obowiązków domowych. Mój tata zapewne też wywiązywałby się z nich regularnie, gdyby nie fakt, że z racji swojej pracy zawodowej w domu bywał praktycznie gościem.
Poznałem ją przypadkiem
Lilkę poznałem na studiach. Wyjechałem studiować do większego miasta i zamieszkałem w akademiku. Nie ciągnęło mnie za bardzo do imprezowego życia, ale od czasu do czasu brałem udział w jakimś większym studenckim spędzie. Na jednej z takich imprez właśnie pojawiła się Lilka, studentka zupełnie innego kierunku. Świetnie nam się rozmawiało, z miejsca przypadliśmy sobie do gustu.
Okazało się, że mamy podobne zainteresowania oraz dość zbliżone plany na przyszłość – choć oczywiście każde z nas specjalizowało się w czym innym.
– Zaproponowano mi staż w firmie, w której chciałabym pracować na stałe – opowiadała z wypiekami na twarzy.
– A mają miejsce, żeby cię potem zatrudnić?
– Podobno tak. Jeśli się sprawdzę, to są chętni na dalszą współpracę.
– Ja właśnie zakończyłem taki staż i podpisałem umowę. Na razie tylko na pół etatu, ale na ostatnim roku studiów mam już mieć umowę na pełen etat.
– Wow, to się nazywa dobry start w dorosłość!
– Nie będę udawał, że mnie to nie cieszy. Zdaję sobie sprawę, jak wygląda rynek pracy.
– Najwyraźniej możemy się nazwać szczęściarzami.
Mogliśmy. I ze względu na swoją przyszłość zawodową, i z uwagi na fakt, że poznaliśmy się właśnie na tej imprezie. Od tego momentu staliśmy się praktycznie nierozłączni. Wiedzieliśmy, że chcemy spędzić ze sobą resztę życia. Lilka była jedynaczką, nad czym bardzo ubolewała, marzyła więc o założeniu większej rodziny. Ja też nie miałem nic przeciwko posiadaniu dwójki lub trójki dzieci.
Założyłem własną rodzinę
Oświadczyłem się jeszcze w czasie studiów, ale ze ślubem musieliśmy nieco poczekać. Rodzice Lilki chcieli, by wesele odbyło się w jednym z najpopularniejszych domów weselnych. Wolne terminy były bardzo odległe, stąd też od zaręczyn do zaślubin minęło sporo czasu. Nie przeszkadzało nam to jednak w niczym, wiedzieliśmy, że „co się odwlecze, to nie uciecze”, zresztą w żaden sposób nie wpływało to na nasze uczucia.
Zanim wypowiedzieliśmy sakramentalne „tak” mieszkałem w wynajętej kawalerce. Nie musieliśmy jednak myśleć o zakupie mieszkania i braniu kredytu na ten cel. Jako małżeństwo mieliśmy zamieszkać z rodzicami Lilki. Mieli piętrowy dom, w którym zajmowali parter. Piętro posiadało oddzielne wejście i miało stać się naszym własnym gniazdkiem.
Nie obawiałem się wspólnego mieszkania z teściami. Podczas odwiedzin u Lilki wywierali na mnie bardzo korzystne wrażenie, zresztą moja przyszła żona zawsze dobrze o nich mówiła. Poza tym nie sądziłem, by mogło dochodzić do jakichś tarć między nami, wszak mieliśmy prowadzić oddzielne gospodarstwa domowe, niezależnie od siebie. Byłem przekonany, że będzie dobrze.
Teściowa miała inne poglądy
Wkrótce przekonałem się, że nie doceniałem rangi przeciwnika, że tak to ujmę. O ile z teściem natychmiast załapałem świetny kontakt, o tyle dość szybko zacząłem odczuwać, że teściowa odnosi się do mnie z ogromną rezerwą. Najwyraźniej „coś do mnie miała”, tylko nie wiedziałem co. Pewnego dnia jednak przypadkiem usłyszałem rozmowę Lilki z jej matką i trochę mi się rozjaśniło.
– Co z niego za facet? – pytała podniesionym tonem moja teściowa. – Ty jeździsz po Polsce, żeby zarabiać na wasze utrzymanie, a on sobie siedzi w domu?
– Mamo, taką mam pracę, że muszę czasem wyjeżdżać. Grzesiek nie „siedzi sobie w domu”, tylko normalnie chodzi do pracy, a bywa że pracę przynosi do domu. Zarabia na nasze utrzymanie tak samo, jak ja.
– Mężczyzna powinien zarabiać tyle, by utrzymać siebie i swoją żonę!
– Mamo, czasy się zmieniły. Teraz normą jest, że w małżeństwie pracują i zarabiają obie strony.
– I normalne jest, że żony wyjeżdżają, a ich mężami muszą zajmować się teściowe?
– Mamo, nikim nie musisz się zajmować. Zapewniam cię, że Grzesiek jest dużym chłopcem i potrafi się sobą zająć sam.
– A obiady? A pranie?
– Grzesiek świetnie gotuje, jeśli chcesz, to cię zaprosi. A w praniu i prasowaniu nie ma sobie równych.
Moja teściowa coś jeszcze marudziła pod nosem o zniewieścieniu dzisiejszych mężczyzn, ale już nie słuchałem. Nawet zrobiło mi się trochę żal tej kobiety, że miała tak wąskie horyzonty...
Zostaliśmy rodzicami
Wkrótce Lilka zaszła w ciążę. Nie ukrywam, że intensywnie staraliśmy się o dziecko już od pewnego czasu, więc wiadomość o tym, że odnieśliśmy sukces, bardzo mnie ucieszyła. Lila czuła się bardzo dobrze i wręcz promieniała. W pracy poprosiła o to, by w delegacje jeździł kto inny. Nie chciała iść na zwolnienie, bo uważała, że ciąża to nie choroba, ale by móc jak najdłużej pracować, musiała się jednak trochę oszczędzać.
Gdy na świat przyszła Hania, nie posiadałem się z radości. Byłem dumnym tatą i bardzo chętnie od początku robiłem przy małej wszystko to, co przy niemowlaku trzeba zrobić. Pierwszego wieczora kąpałem córeczkę, gdy usłyszałem jak teściowa wchodzi na nasze piętro.
– Lileczko, czas na pierwszą kąpiel małej. Gdzie Hania?
– Grzesiek ją kąpie.
– Jezu Chryste! Przecież on dziecko utopi!
– Mamo, przestań! – słyszałem w głosie mojej żony wyraźną irytację. – Grzesiek wie, co robi.
– A ty? Czemu cię tam nie ma? Co z ciebie za matka?
– Zaraz do nich idę. Nie mam jeszcze tyle siły, by sama dziecko wykąpać.
– Przecież bym pomogła...
– Mamo, dziecko ma dwoje rodziców. Ale jeśli będziemy potrzebowali twojej pomocy, to na pewno ci o tym powiemy.
Gdy moja żona po macierzyńskim wróciła do pracy, głównie to ja zajmowałem się małą w domu. W pracy zgodzili się, bym swoje obowiązki wykonywał zdalnie, w domu. Pracowałem gdy Hania spała oraz wieczorami, gdy do domu wracała Lilka. Jednak pod nieobecność żony teściowa wpadała do nas na górę kilka razy dziennie pod byle pretekstem. Wiedziałem, że nie dowierza, iż jestem w stanie zająć się niemowlakiem.
Pojawiły się komplikacje
Niebawem Lilka po raz kolejny zaszła w ciążę. Tym razem jednak po kilku miesiącach pojawiło się niebezpieczeństwo, że tej ciąży nie donosi. Musiała położyć się na jakiś czas do szpitala. Zostałem sam z Hanią w domu. Nie minęła godzina, gdy pojawiła się u nas teściowa.
– Grzesiu, może zabiorę Hanię do nas, na dół?
– Dziękuję, mamo, nie ma takiej potrzeby. Damy sobie sami radę.
– Ale jak ty sobie poradzisz? Przecież dziecko trzeba nakarmić, ubrać...
– Mamo, ja wiem, że uważasz, że mężczyźni mają dwie lewe ręce. Ale proszę, uwierz: wiem, jak się robi dzieci i wiem, jak się nimi zajmować. Potrafię Hanię nakarmić, ubrać i się nią zaopiekować. A jeśli będę potrzebował twojej pomocy, to na pewno cię o nią poproszę.
Chyba nie udało mi się jej do końca przekonać. Ale nie miała wyjścia, musiała pozwolić mi robić swoje. W końcu byłem ojcem i potrafiłem zadbać o najcenniejszą istotę w moim życiu: własną córkę.
Grzegorz, 33 lat
Czytaj także:
„Romans z sąsiadem to spełnienie marzeń. Skosi mi trawnik, odkurzy w domu, a w sypialni pokaże pazury”
„Córka znajdowała 100 powodów, żeby nie iść do szkoły. Czułam, że coś się za tym kryje i miałam rację”
„Jestem bogata, więc pomagałam biednym sąsiadom. Zamiast to docenić, prosili, by ich nie upokarzać”