Jak co roku przy okazji świątecznych przygotowań, wzięłam się za gotowanie dań, które moje dzieci wprost uwielbiają. Nie przejmowałam się tym, że ostatnio trochę inaczej układa się moje życie – tradycja to tradycja. Kupiłam niezbędne składnikami i zabrałam się do pracy w kuchni. Specjalnie dla mojej córeczki przygotowywałam jej ukochaną babkę z cytryną.
– Kręć tylko w jednym kierunku, bo inaczej wyjdzie zakalec – zwróciłam uwagę Jadzi, która na małym taborecie ugniatała ciasto drewnianą pałką w makutrze.
– Czemu nie zrobisz tego normalnie, w mikserze, z rozpuszczonym masłem? – jęknęła z pretensją.
– Bo to zmienia smak. Ma być dokładnie taki, jak dawniej.
– Nic już nie będzie takie jak kiedyś, kochana – mruknęła Jadzia przygnębionym głosem.
– Coś dawno nie wpadła do nas twoja Grażyna.
– Ma sporo na głowie. Ciężki okres przechodzi. Interes się trochę sypie.
Mieliśmy rodzinny biznes
Kiedy odszedł mój mąż, kontynuowałam prowadzenie naszej małej firmy. To był niewielki punkt z zabawkami i rzeczami biurowymi, zlokalizowany na dużym osiedlu. Dawaliśmy sobie radę bez większych problemów. Z czasem zdołałam pomóc dzieciom – kupiłam córce i synowi po kawalerce. Może nie były zbyt duże, ale pozwoliły im rozpocząć samodzielne życie. My z mężem na starcie nie dysponowaliśmy nawet taką opcją. Aż któregoś dnia Grażynka, moja córka, zasugerowała, że mogłabym już odpocząć i skorzystać z emerytury.
– Jesteś już na emeryturze, powinnaś wreszcie zwolnić tempo, mamusiu – objęła mnie czule.
– Sama nie dasz rady wszystkiego ogarnąć – odparłam.
– Przecież mam męża do pomocy.
Doskonale wiedziałam, że Darek od dawna nie może znaleźć zatrudnienia. Taka teraz rzeczywistość.
– No przecież dostajesz już emeryturę – powiedziała córka.
Oddałam interes córce
Właściwie niewiele mi już było trzeba. Miałam własny kąt, poza tym wiek już nie ten. To młodym się należało – musieli zarabiać i mieć za co żyć normalnie. Dlatego oddałam interes córce. Żeby wyrównać szanse, przekazałam działkę synowi. I tak już nie dawałam rady jej uprawiać.
Na emeryturze wcale mi się nie dłużyło. Zaglądałam często do sklepu, wspierając dzieci. Jak byli zajęci, zostawiali mi pod opieką wnuka. Radowało mnie to, że maluch Krzyś może się ze mną zżyć i przywiązać do babci. Mój syn Franek też czasami przyprowadzał swoją małą Kasię. Więc samotność mi nie doskwierała i nie żałowałam, że już nie pracuję. A że portfel był chudszy?
Całe życie poświęcałam się dla innych. Za młodu zdarzało się, że sama jadłam mniej, żeby moje dzieci miały co włożyć do buzi. Przez rok nie sprawiłam sobie nawet drobnostki – wszystko po to, aby Grażynka dostała odpowiednie buty ortopedyczne, a Franek mógł chodzić do specjalisty od wad wymowy. To normalne, że rodzice się poświęcają. Ale warto było – w zamian dostawałam od dzieci prawdziwą miłość. Nic nie dawało mi większej radości niż widok ich rozpromienionych twarzy.
Czekałam na te Święta
– W te Święta zbierze się cała rodzinka – rzuciłam do Jadźki, przejmując od niej makutrę i kończąc wyrabiać ciasto. – Przyjedzie córka z mężem, syn z żoną. No i wszystkie wnuczęta też będą. No i oczywiście moje prawnuczki.
– A ten najmniejszy ile skończył?
– Dopiero roczek. Cudny maluszek.
– Pokazywali ci jakieś zdjęcia? Chyba z pół roku go nie widziałaś.
– Jeszcze nie, ale jak się spotkamy, to obejrzę wszystko w albumie na ich komputerze. Poproszę, żeby mi wydrukować kilka zdjęć. Czemu się tak dziwnie patrzysz?
Rozumiałam powód negatywnego nastawienia Jadzi. Jej syn praktycznie zmusił ją do zamieszkania w domu opieki. Zabrał jej mieszkanie, żeby uregulować swoje długi z hazardu. Od sześciu lat, odkąd tu mieszka, nawet raz do niej nie zajrzał. W moim przypadku jest inaczej – jestem tutaj dopiero rok, ale moi bliscy odwiedzają mnie raz na jakiś czas. Może robią to z wdzięczności, bo wszystko zmieniło się, kiedy moja 20-letnia wnusia dowiedziała się, że będzie mamą.
Chciałam pomóc wnuczce
– Co za idiotka! – denerwowała się synowa – zadurzenie odebrało jej rozum. W połowie studiów, facet bez roboty, nie mają własnego kąta. W dodatku dziecko w drodze. A jego rodzina siedzi gdzieś na końcu świata w górach. Co my teraz poczniemy? Wynajem odpada, za drogo. U nas też ciasno, dwa pokoje ledwo starczają, a Maciek wciąż się kształci. Dopiero jak za cztery lata ruszy na uczelnię, zwolni się miejsce.
Kasia milczała, wpatrzona w blat stołu, a jej barki lekko się trzęsły.
– Mam wolne trzy pokoje, mieszkam sama, mogą się do mnie przeprowadzić – zaproponowałam. – Nie będą musieli płacić za mieszkanie, odwdzięczą się drobnymi przysługami, a ja zyskam towarzystwo.
Trudno opisać entuzjazm, który wtedy zapanował. Zostałam wyściskana i wycałowana, a ja czułam się jakbym była pępkiem świata. Po ślubie nowożeńcy zamieszkali w moim dawnym pokoju. Sama przeniosłam się do mniejszej sypialni dla gości. Pokój stołowy służył nam wszystkim. W rok po tym, jak przyszła na świat moja prawnuczka, Kasia spodziewała się kolejnego dziecka. Znowu wybuchła kłótnia, ale tym razem Kasia stanowczo odmówiła stosowania środków antykoncepcyjnych, argumentując to względami religijnymi. To skutecznie uciszyło jej matkę. Pozostała jednak kwestia –jak pomieścić czteroosobową rodzinę w jednym pomieszczeniu?
– Znam Kaśkę i jestem pewien, że nie poprzestanie na dwójce –stwierdził Krzyś, chłopak Grażynki. – Ona od zawsze chciała mieć dużo dzieci. Więc babciu, lepiej przygotuj się na tłok. I spory hałas.
Byłam zmęczona
Przemyślałam sprawę dokładnie. Dzieci nie mogły mnie przygarnąć –ani syn, ani córka nie mieli warunków. A ja szczerze mówiąc, byłam już wykończona opieką nad maluchem, którego mi podrzucano z tekstem „przecież babcia siedzi w domu". Miałam tego serdecznie dosyć.
– W takim razie umieścimy cię w domu opieki, mamo – powiedziała córka.
Nie protestowałam, choć serce mnie trochę zabolało. Wybrałam piękne miejsce – budynek stoi na obrzeżach miasta, otoczony parkiem. Trwało to parę miesięcy zanim pojawiło się wolne miejsce. W tym czasie przekazałam mieszkanie wnuczce. Bo i tak nie planowałam do niego wracać.
Wszyscy się cieszyli, ściskali, było dużo radości. Przy moich przenosinach do domu opieki cała rodzina pomagała mi się pakować i organizować przeprowadzkę.
Sąsiadka była pesymistką
Sąsiadka Jadzia, z którą dzieliłam łazienkę, snuła pesymistyczne przepowiednie:
– Jak babcia zniknie z domu, to i z pamięci wyleci.
Ale przez następne sześć miesięcy moi bliscy pokazywali tej zrzędliwej kobiecie, że się myli. Odwiedzali mnie, a mój Krzyś przyjeżdżał jeszcze częściej.
– No tak – narzekała Jadzia – bo im się to opłaca. Moja emerytura to nawet nie połowa tego, co ty rozdajesz na podarunki i kieszonkowe. Łatwo być hojną, jak się ma pieniądze.
Jaka biedna kobieta, pomyślałam. Okropnie jest mieć krewnych, którzy interesują się tobą wyłącznie wtedy, gdy mogą coś od ciebie dostać.
Oddałam rodzinie wszystko
Chociaż przyznam szczerze – pomaganie innym sprawiało mi radość . Gdy ktoś potrzebował wsparcia, czułam się wartościowa. Także kiedy w zeszłym roku przy wigilijnym stole Krzyś opowiadał o swoich planach stworzenia biznesu w branży IT, bez wahania zaoferowałam mu moje zaskórniaki. Bo i tak po co mi te wszystkie pieniądze, skoro mieszkam w domu opieki?
Odłożyłam na czarną godzinę sumę, która wydawała mi się wystarczająca na resztę dni. Niestety, po czterech tygodniach moi bliscy znów stanęli pod ścianą i nie mieli za co związać końca z końcem. Wyciągnęłam więc ostatnie oszczędności. W sumie nie martwiłam się – przecież dostawałam co miesiąc świadczenia emerytalne, miałam własny dach nad głową i zapewnioną pomoc. Czego więcej może chcieć starsza pani w moim wieku? Najważniejsze to mieć przy sobie najbliższych.
Byłam gotowa na Święta
– Coś mi tu nie gra, Tereska – szepnęła Jadzia, kiedy wkładałam do koszyka domowe ciasto dla Grażyny. – Jakby coś poszło nie tak, pamiętaj, że zawsze możesz do nas wrócić. My cię tutaj wszyscy szanujemy. Przecież możesz z nami spędzić święta.
– Dziękuję ci za troskę – pocałowałam jej pomarszczoną twarz. – Ale naprawdę nie ma powodu do obaw, zobaczysz. Życzę wam udanej zabawy. Oni się zmienili, na pewno się opamiętają!
Nasz portier pomógł załadować wypełniony po brzegi kosz z wiktuałami do taksówki. Co prawda lata już dawały mi się we znaki, ale najważniejsze to mieć radość w sercu. Dotarłam pod mieszkanie Grażynki krótko przed dziewiątą. Z doświadczenia wiedziałam, że przygotowania do Świąt i tak nie ruszą przed dziesiątą, tak było od zawsze.
Tego się nie spodziewałam
– Mama przyjechała! – przywitała mnie córka w progu. – Przyniosłaś ciasto? Super, tradycji stanie się zadość!
Przyjęła koszyk z potrawami z moich rąk.
– W kuchni masz wszystko, co potrzeba. Możesz zacząć gotować – powiedziała jeszcze.
– Ale jak to? – spytałam.
– No chcemy mieć rodzinne Święta, a tylko ty potrafisz dobrze przyrządzić potrawy wigilijne.
Byłam zaskoczona, ale założyłam fartuch i zabrałam się do pracy. Nikt nawet nie spytał, czy mi pomóc.
Było mi przykro
Do szóstej wieczorem pojawili się wszyscy goście. Później wszystko toczyło się utartym rytmem – łamanie się opłatkiem, składanie życzeń, ucztowanie, pogawędki i wesołe żarty. Niby normalnie, a jednak zupełnie nie tak jak zwykle. Czułam się jak duch. Jakbym już nie istniała wśród żywych. Zero kontaktu ze strony innych. Nikt nawet się do mnie nie uśmiechnął. Jedynie mała Inga, która ma dwa latka, podarowała mi pluszaka –świętego mikołaja. Kiedy wybiła 22, poprosiłam swojego syna o podwózkę, bo chciałam wracać do domu opieki.
– Tak szybko? – zapytał zaskoczony. – Coś mamie dolega?
Od razu sięgnął po telefon.
– Może byś mnie podrzucił? Szkoda kasy na taxi –szepnęłam.
– Chcesz żebym zostawił wszystkich na godzinę? W taki dzień? Daj spokój, mamo. No dobra, pokryję koszty taksówki. Słuchajcie! –krzyknął – babcia się już zbiera!
Do rodziny szybko dotarło, że już wychodzę. Pomachali mi na pożegnanie i wrócili do swoich spraw. Łzy polały mi się dopiero w taxi. Po dotarciu do ośrodka poszłam prosto do pokoju. Tam Jadzia z wysiłkiem wstała i przytuliła mnie mocno.
– Teresko, przestań płakać. Tak to już jest w życiu. Liczysz się tylko wtedy, gdy możesz coś dać innym. A jak nie...
– To nie tak – powiedziałam przez łzy. – Oni na pewno... kiedyś sobie o mnie przypomną, zaczną tęsknić.
Naprawdę w to wierzę.
Teresa, 75 lat
Czytaj także: „Dostałam od babci suszone grzyby na Święta. Pomiędzy borowikami znalazłam bardzo cenną niespodziankę”
„Wróciłem na Święta z zagranicy. Chciałem zrobić żonie niespodziankę, ale zamiast niej pocałowałem klamkę”
„W Wigilię podzieliłem się kromką chleba z bezdomnym. Pierwszy raz nie czułem się samotny w Święta”