Gdy powiedziałem rodzicom, jaką drogę zawodową chcę wybrać, ojciec złapał się za głowę, a matka prawie się rozpłakała. „Gdzie popełniliśmy błąd?” – pytali Bóg wie kogo. Dla nich mój wybór jest niedorzeczny. Bo przecież mężczyźnie nie przystoi taki „niemęski” zawód. Mieli na mnie zupełnie inny pomysł, ale ja wolałem sam zadecydować o swojej przyszłości. I dobrze na tym wyszedłem. Nie dość, że zarabiam kupę kasy, to wieczorami nie narzekam na samotność.
Spełniałem oczekiwania innych
Wychowałem się w inteligenckiej rodzinie. Mój ojciec jest prawnikiem. Prawnikiem był tez jego ojciec i ojciec jego ojca. Mama prowadzi kancelarię notarialną. Nikogo chyba nie zaskoczę, gdy powiem, że także ja miałem wstąpić do palestry. Nie miałem innego wyjścia. Szymon, mój starszy brat, nie rokował w tym temacie. Od zawsze interesowały go wyłącznie imprezy. Mówiąc wprost, miał predyspozycje, by zostać nie prawnikiem, a facetem który potrzebuje pomocy prawnika. To ja miałem być tym, który podtrzyma tradycję i uratuje honor rodziny.
Rodzice wysłali mnie do najlepszego liceum w mieście. Świadectwo maturalne wystawione przez prestiżową szkołę miało zapewnić mi przepustkę na studia prawnicze. Egzamin dojrzałości zdałem celująco i bez problemu dostałem się na uniwerek. Szło mi dobrze, nawet bardzo dobrze, jednak przez cały czas nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w moim życiu czegoś brakuje. Tym czymś była swoboda decydowania o sobie.
Byłem tchórzem
– Gratuluję, synu. Jeszcze rok nauki, aplikacja i będziesz mógł dołączyć do kancelarii – pochwalił mnie ojciec, gdy zaliczyłem czwarty rok studiów.
– Sam nie wiem, tato – powiedziałem, a on niemal udławił się herbatą.
– A co to niby ma znaczyć? – zdziwił się.
– Nie jestem pewien, czy prawo jest tym, czym chcę się w życiu zajmować.
– Na wszystkie świętości, a co innego miałbyś niby robić? – zaśmiał się, a ja nie potrafiłem zdobyć się na szczerość.
Patrzyłem tylko w podłogę i nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa.
– Jesteś jeszcze młody, synu – powiedział, widząc moje wahanie. – To naturalne, że targają tobą sprzeczne emocje, ale zaufaj mi. To minie – poklepał mnie po ramieniu i urwał rozmowę.
Zabrakło mi odwagi, żeby powiedzieć mu prawdę. Już na drugim roku zrozumiałem, że prawo to marzenie mojego ojca, nie moje. Marzenie, które on stara się za wszelką cenę mi narzucić, a które w ogóle mnie nie interesuje. Bo o ile przyswajałem wiedzę jak komputer dane, a nawet najbardziej skomplikowane niuanse prawne były dla mnie jasne jak słońce, to muszę przyznać, że to wszystko jest dla mnie nudne. Miałbym spędzić życie zajmując się czymś, czego nie lubię? Miałbym nosić granatowy lub czarny garnitur, a na sali sądowej występować w paskudnej todze? Na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze.
Szkoliłem się w tajemnicy
Już wtedy wiedziałem, że prawnikiem nie zostanę. Postanowiłem jednak dokończyć studia. Dobrze mieć alternatywę, ale nie zamierzałem przystępować do aplikacji. W tajemnicy przed wszystkimi zajmowałem się tym, co do dziś sprawia mi autentyczną radość – fryzjerstwem.
Niedorzeczne? Nie dla mnie. Od zawsze lepiej niż w męskim czuję się w damskim towarzystwie. Mam wyczucie stylu, interesują mnie najnowsze trendy, a włosy... można powiedzieć, że włosy to mój konik. Odkąd pamiętam, wystarczy mi jeden rzut oka na czyjąś czuprynę, by ocenić jej stan i stwierdzić, gdzie strzygący popełnił błąd. Już jako nastolatek wiedziałem, czym różni się pixie cut od edgy. Musiałem wreszcie spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że chcę zajmować się włosami, nie prawem.
Zapisałem się na kurs u uznanego mistrza fryzjerstwa. Później odbywałem kolejne szkolenia, aż wreszcie otrzymałem propozycję stażu w renomowanym salonie. Właśnie wtedy utwierdziłem się w przekonaniu, że właśnie tym chcę się w życiu zajmować.
Rodzice nie zrozumieli mojej decyzji
– Jestem z ciebie dumny, synu – powiedział ojciec, gdy obroniłem pracę dyplomową. – Przed tobą wielka przyszłość.
– Jestem tego pewien, tato. Ale nie prawo jest moją przyszłością – zdobyłem się na odwagę, by wreszcie to wyznać.
– Znowu zaczynasz? Synu, o ile pamięć mnie nie myli, rok temu odbyliśmy podobną rozmowę. Ustaliliśmy wtedy, że...
– Nie, tato – przerwałem mu bezpardonowo. – My niczego nie ustalaliśmy. To ty sobie coś ubzdurałeś, nie bacząc na to, co myślę.
– Igorku, co ty chcesz nam powiedzieć? – zapytała mama.
– Że nie przystąpię do aplikacji, bo nie zamierzam zajmować się prawem. Chcę być stylistą fryzur.
– Fryzjerem? – zapytała z niedowierzaniem.
– Możesz to tak nazwać, jeżeli nie chcesz przyznać, że stylizacja włosów jest prawdziwą sztuką. Tak, mamo. Fryzjerem.
To była jedna z najtrudniejszych rozmów, jakie odbyłem w całym moim życiu. Powiedzieć, że rodzice byli mną rozczarowani, to jak nic nie powiedzieć. Zrobili z tego wielką dramę. Nie chodzi o to, że wydziedziczyli mnie lub zerwali ze mną kontakt. Nic takiego nie miało miejsca. Ale do końca życia nie zapomną, że ośmieliłem się postąpić wbrew ich woli, wybierając własną drogę.
Stałem się pośmiewiskiem
Nie tylko oni. Także mój brat i jego żona mają swoje zdanie na ten temat. Rodzice potrafią zachować pozory przyzwoitości, ale oni nie gryzą się w język i nie ważą słów.
– Jakie ploteczki dziś przynosisz ze swojego saloniku? – zapytał Szymon podczas jednego z rodzinnych spotkań, a matka spiorunowała go wzrokiem. – Oj, przepraszam, braciszku – uniósł ręce w teatralnym geście i wybuchł śmiechem, jakby właśnie opowiedział najzabawniejszy kawał świata.
– Daj mu spokój – zadrwiła Anka, moja bratowa.
Tak jest zawsze, gdy się spotykamy. W opinii najbliższych fryzjerstwo nie jest zajęciem godnym mężczyzny. Drwią ze mnie przy każdej okazji, ale ja mam to w nosie. Niech mówią, co chcą. Nie żyję po to, by spełniać czyjeś ambicje i oczekiwania, przeciwnie. Żyję dla siebie.
Klientki mnie uwielbiają
Dziś jestem jednym z najbardziej cenionych stylistów fryzur w mieście. Mam zapisy na pół roku do przodu. Klientki walą do mnie drzwiami i oknami, a na moje konto co miesiąc wpływa naprawdę solidna wypłata. Właściciele salonów niemal biją się o mnie, a ja mogę robić to, co kocham.
Jest jeszcze jeden bonus. Wspominałem już, że lubię damskie towarzystwo? Klientki uwielbiają mnie nie tylko za moje „magiczne ręce”, jak je określają. W odróżnieniu od większości mężczyzn, ja potrafię słuchać. Tak to właśnie jest z fryzjerami. Dobry fachowiec musi być nie tylko rzemieślnikiem, ale także słuchaczem. W końcu po to siada się na fryzjerskim fotelu – żeby zrobić sobie włosy i przy okazji wygadać się. Ja rozumiem kobiety i dzięki temu wieczorami nie narzekam na samotność. Czy zawód prawnika zapewniłby mi to wszystko? Mam przekonanie graniczące z pewnością, że nie.
Igor, 28 lat
Czytaj także: „Ledwo ziemia przykryła trumnę niedoszłej teściowej, a narzeczona rzuciła się na spadek. Nie znałem jej od tej strony”
„Mąż dotykał mnie tymi samymi dłońmi, co tabun innych kobiet. Nie przeszkadzało mi to, dopóki miałam jego kartę”
„Mam 40 lat i ciągle żyję jak cnotka. Co musi się stać, by ktoś skotłował moje łóżko i rozgrzał serce?”