Z chwilą, gdy zamontowałam nowe lampy nad łazienkowym lustrem, moja twarz stała się widoczna jak na dłoni. Mogłam dokładnie zobaczyć nawet najmniejszy odstający włos czy niedoskonałości cery. Co gorsza, zauważyłam delikatne zmarszczki na twarzy, które nie chciały się wygładzić, mimo że obudziłam się po porządnie przespanej nocy. I chociaż wciąż prezentowałam się całkiem nieźle, to jednak nie dało się ukryć, że młodość powoli przemija...
Wciąż rozglądam się za tym jedynym
Nosiłam na głowie ciemne, poskręcane loki, które nie znały prostownicy. Moje tęczówki mieniły się między bordowym a zielonkawym odcieniem, w zależności od światła. Jeśli chodzi o pasje – fascynował mnie cały świat, a szczególnie jego mieszkańcy i ich historie. Z zawodu pomagałam chorym jako pielęgniarka. Ten krótki opis o sobie zamieściłam w różnych miejscach w sieci, gdzie single szukają drugiej połówki, a także zostawiłam go w agencji matrymonialnej. Wszystko po to, by znaleźć prawdziwą miłość.
Zbliżam się do czterdziestych urodzin, a wciąż nie ułożyłam sobie życia z nikim. Moje sprawy sercowe są w opłakanym stanie. Już od pewnego czasu noszę w sercu uczucie do kogoś, ale niestety, to miłość bez wzajemności i nie widzę szans na lepsze jutro. Codziennie rano, gdy przesiadam się z jednego autobusu do drugiego, jego auto staje na czerwonym świetle przy moim przystanku punktualnie o 6:27. Często spóźniam się do pracy, bo czekam, aż odjedzie.
Kiedy na niego patrzę, serce wali mi jak młotem – zawsze sprawdzam czy jedzie sam. Na szczęście nigdy nie widzę przy nim żadnej pasażerki. To wysportowany, przystojny mężczyzna o śniadej cerze, w okularach, a jego fryzura przypomina tę, którą miał Johnny Depp, grając w „Czekoladzie".
Zielone światło przerywa moje rozmyślania. Kilka moich przyjaciółek zna różne osoby, więc udało mi się zebrać parę informacji na jego temat. Tablice rejestracyjne potrafią zdradzić sporo szczegółów. Dowiedziałam się, jak się nazywa, że ma parę lat więcej niż ja i nie jest związany. Ale co z tego – nawet gdybym wiedziała wszystko, łącznie z tym jakie buty nosi czy jakie koszule kupuje, i tak nie miałoby to znaczenia.
Moje przyjaciółki żartują, że powinnam wpaść pod jego auto – tak już mają, większość z nich to wariatki i zawsze wymyślają niestworzone historie. Pozostałe dziewczyny doradzają mi, żebym fantazjowała o tym, jak mój wybranek trafia do szpitala akurat podczas mojej zmiany. Miałby tylko lekkie objawy, ale siedziałby tam przestraszony jak każdy, kto odwiedza lekarza. To byłaby moja chwila – mogłabym zostać jego bohaterką. Zanim doktor zdążyłby go zbadać, on już by się we mnie zakochał i nie wyobrażałby sobie dalszego życia bez mojej osoby.
Mój sen się spełnił?
Podobno takie wyobrażanie sobie rzeczy naprawdę działa – koleżanki mówią, że jak się czegoś bardzo chce i często o tym myśli, to zwykle się to spełnia. Problem w tym, że to „zwykle" ma spore znaczenie. W miejscu, gdzie pracuję jako pielęgniarka, jest przepiękny stary park. Dookoła szpitala rosną wiekowe drzewa, na których gnieździ się całe ptasie towarzystwo – od srok po gawrony. Ich wrzaski bywają tak donośne, że trudno się skupić.
Tuż przy głównym budynku mieści się duża apteka, która słynie z bogatego asortymentu. Ściągają do niej klienci z najdalszych zakątków miasta. I właśnie tam natknęłam się na niego – najpierw dostrzegłam jego auto na parkingu, a później minął mnie w pośpiechu, kompletnie nie zauważając kobiety w ciemnym płaszczu. Akurat szłam do apteki z receptami, które kazała zrealizować oddziałowa...
Kiedy był już bardzo blisko mnie, poślizgnął się na jasnej plamie pozostawionej przez gołębie na trotuarze (te ptaki potrafią wszystko zanieczyszczać). Zaczął wymachiwać ramionami, próbując złapać równowagę, ale bezskutecznie – gruchnął jak długi tuż pod moimi nogami. Najpierw dobiegło mnie siarczyste przekleństwo, a zaraz potem charakterystyczny odgłos łamiącej się kości...
Przeszło mi przez myśl, że to chyba moje przeczucie się sprawdza, bo facet leżał, pojękując z bólu i wyraźnie wymagał pomocy. Od razu chwyciłam za telefon i powiadomiłam koleżanki z ortopedii, by podstawiły wózek. Nie zwlekały z reakcją, więc wkrótce transportowałam swojego rannego księcia do windy, dzwoniąc jeszcze raz z prośbą o natychmiastowe przyjęcie. Przez cały ten czas starałam się go uspokoić.
– Proszę się nie martwić, wszystko będzie dobrze, zajmują się panem najlepsi specjaliści... – mówiłam delikatnym głosem, próbując go uspokoić.
On jednak tylko stękał i patrzył na mnie niezbyt przyjaźnie. Podejrzewałam, że znajduje się w stanie szoku. Mimo jego reakcji cały czas się uśmiechałam, obserwując jak personel medyczny prowadzi badania i na końcu wykonuje opatrunek gipsowy.
Oddział próbował się ze mną skontaktować dwukrotnie, ale nie było opcji, żebym zostawiła swojego pacjenta w takim zamieszaniu. To nastawienie towarzyszyło mi, gdy później przekroczyłam próg kafejki... Miałam świadomość, że muszę poczekać na przyjazd jego znajomego, który zabierze go do mieszkania. Wszystko ogarnęłam – od miejsca parkingowego na terenie szpitala po dokumenty potwierdzające złamanie i wykonane zabiegi. Naprawdę się przyłożyłam! A on potraktował to jako coś oczywistego, jakby to była moja powinność. Pod koniec spytał o moje nazwisko i sposób kontaktu. „No nareszcie!" – przemknęło mi przez myśl.
Nareszcie nadszedł ten moment
Nastały dni pełne wyczekiwania. Za każdym razem, gdy w pomieszczeniu dyżurnym rozbrzmiewał dźwięk telefonu, moje serce podskakiwało z nadziei. Koleżanki doskonale wiedziały, że mogą na mnie liczyć w każdej sytuacji – nawet gdybym była na końcu świata. Budziłam się jeszcze przed świtem i rozpoczynałam swoją codzienną rutynę. Ani brak snu, ani pusty żołądek nie były w stanie mnie powstrzymać. Napędzało mnie przekonanie, że właśnie tego dnia ziści się mój wymarzony romans.
Na dźwięk jego telefonu z propozycją zobaczenia się w modnej kafejce, poczułam jak wali mi serce. Z trudem wydusiłam z siebie:
– Tak, pewnie, będę na miejscu.
Nie posiadałam się ze szczęścia. Jedna koleżanka wykonała mi make-up, od drugiej wzięłam koszulkę, a trzecia użyczyła mi damskiej torebki. Wystrojona i pełna nadziei na prawdziwą miłość, przekroczyłam próg kawiarni. Jego jeszcze nie było, chociaż specjalnie się spóźniłam, jak radziły dziewczyny. Za to przy jednym ze stolików dostrzegłam znajomego, który pomagał mu wrócić do domu po hospitalizacji. Zobaczywszy mnie, uniósł się lekko i machnął dłonią, zapraszając do środka.
– Zastępuje pan kogoś? – zapytałem żartem, ale facet pozostał niewzruszony. Powiedział, że pracuje jako adwokat i jego klient nie musi być obecny na spotkaniu, zwłaszcza że ma problemy z chodzeniem.
– Planujemy pozwać szpital o odszkodowanie – przekazał mi chłodnym głosem. – Ponieważ była pani naocznym świadkiem tego zdarzenia, liczymy na pani zeznania w sądzie. Zamurowało mnie.
– Nie rozumiem, dlaczego obwiniacie szpital za ten wypadek? – spytałem zaskoczony.
– To proste – odparł. – To oni powinni dbać o porządek przed budynkiem. Na chodniku zalegały śmieci i było strasznie śliskie, więc stanowiło to realne niebezpieczeństwo. Widziałem to na własne oczy, a poza tym mamy świadków, którzy tam byli i mogą to potwierdzić. Nikt do tej pory nie posprzątał tego bałaganu.
Tylko do tego mnie potrzebował?
Nie mogłam nie zgodzić się z jego argumentami. Wszystko wydarzyło się dokładnie tak, jak to przedstawił, jednak kto byłby w stanie zapanować nad stadem ptaków albo nauczyć je, żeby nie brudziły chodników? Trzeba by zatrudnić ludzi do non stop czyszczenia tego terenu!
– Po co wam akurat moje zeznania, skoro zebraliście już tyle innych? – starałam się wykręcić od sprawy.
– No przecież była pani przy tym wszystkim! To pani zajęła się poszkodowanym, zadzwoniła po pomoc i czuwała nad nim do końca. Jesteśmy za to ogromnie zobowiązani. Oczywiście wspomnimy o pani bohaterskiej postawie w dokumentach sądowych, więc niech się pani nie obawia.
– To znaczy, że mam zaszkodzić szpitalowi? – zapytałam z niepokojem. – Naprawdę każecie mi występować przeciwko własnemu miejscu pracy?
– Nie ma innej możliwości. Tu chodzi o ustalenie faktów. Przez to zaniedbanie mój klient poniósł ogromne szkody – nie tylko stracił pieniądze, ale też ucierpiał psychicznie. Należy mu się zadośćuczynienie.
– A co ze mną? Błagam, zostawcie mnie poza tym wszystkim.
– Bardzo nam przykro, ale nie da się tego zrobić. Musimy działać według przepisów i zasad. Nie pozostawiamy pani wyboru...
Jak zareaguje moje szefostwo, gdy dowiedzą się, że występuję jako świadek przeciwko nim? Jest szansa, że wylecę z roboty! A nawet jeśli nie zwolnią mnie od razu, mogą zacząć tak uprzykrzać mi życie, że w końcu sama się zwolnię.
Nie da się ukryć, że mają w tym wszystkim rację. Ten bałagan pod szpitalem naprawdę stwarzał ryzyko dla wszystkich przechodzących tamtędy ludzi. To prawda, że akurat on miał tego pecha, ale równie dobrze mogło się to skończyć wypadkiem dziecka, ciężarnej albo staruszka. Ktoś powinien dopilnować tam porządku, bo jak nie, to będzie musiał ponieść odpowiedzialność za to niedopatrzenie. Tylko czemu ja jestem teraz na świeczniku? Może źle to wszystko interpretuję? A może to po prostu nie jest mój szczęśliwy dzień?
Iwona, 40 lat
Czytaj także:
„Poznałam sekret ojca wymieniając mu pampersy. Nie wierzyłam, że coś takiego można ukrywać tyle lat”
„Kilka lat zbierałam kasę na narty w Austrii. Jadłam tam tylko parówki, ale na stoku upolowałam niezłe ciacho”
„Zabrałam dzieci na ferie, ale to ja się najlepiej bawiłam. Razem z instruktorem szusowałam przede wszystkim w łóżku”