Można żyć z podniesioną głową i bez grosza przy duszy. Można też przyznać przed samą sobą, że godność nie zapewni wygodnego życia. Od dawna wiem, że Sebastian nie jest mi wierny. Najpierw cierpiałam, później byłam wściekła jak osa, aż wreszcie doszłam do jedynego słusznego wniosku – choćbym stanęła na głowie i odśpiewała od tyłu hymn Ekwadoru, i tak nie zmienię tego, czego zmienić nie mogę. Jest jak jest i pogodziłam się z tym. „Skoro chce, bym była ślepa, będzie musiał za to słono zapłacić” – postanowiłam.
Nasz cichy układ działał bardzo dobrze. On kładł łapy na naiwnych młódkach, ja trzymałam rękę na jego karcie kredytowej i nie wtrącałam się w jego romanse. Kiedy odciął mnie od pieniędzy, nasza nieformalna umowa przestała obowiązywać. Zobaczymy, czy dalej będzie miał ochotę na amory z kochankami, gdy odbiorę mu połowę majątku.
Mąż zdradza mnie od dawna
To trwa od wielu lat. Pierwszy raz przyłapałam go na zdradzie przed naszą drugą rocznicą. Dosłownie przyłapałam, bo gdy wróciłam do domu wcześniej, niż zapowiadałam, zastałam go w naszej sypialni, zabawiającego się z jakąś rudą flądrą. To był dla mnie ogromny cios, po którym ledwo się pozbierałam. Bo o ile dziś trzymają mnie przy nim tylko dwie rzeczy – przyzwyczajenie i pieniądze – to wtedy naprawdę go kochałam. Nie forsę, której mu nie brakowało. Nie perspektywę wygodnego, dostatniego życia, która malowała się przede mną. Jego. Moje uczucie było szczere.
Wybiegłam wtedy z domu i pojechałam do matki. Czułam się potwornie zraniona i byłam przekonana, że to koniec. Jak mogłabym żyć z mężczyzną, dla którego nie jestem tą jedyną? Sebastian przyjechał pół godziny później. Próbował jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Powtarzał bzdury w stylu: „to był błąd”, „zaćmiło mi umysł”, „to jednorazowa sprawa”, „kocham tylko ciebie”. A ja, naiwna, kupiłam to tłumaczenie i wróciłam z nim do domu.
Drań kłamał mi w żywe oczy
To nie było łatwe, ale jakoś zdołałam pozbierać się do kupy. Nie zapomniałam o zdradzie, ale uwierzyłam mężowi, gdy zapewniał mnie, że więcej nie popełni tego błędu. Ależ byłam naiwna! Nie minęło pół roku, a on przygruchał sobie kolejną dziunię. Tym razem nie złapałam go za rękę, ale to, co odkryłam, mówiło samo za siebie.
Sebastian to człowiek interesu. Jego głowę zaprzątają różne sprawy, więc nie jest dla mnie specjalnie zaskakujące, że bywa nieuważny. Przed wstawieniem prania zawsze przeglądam jego kieszenie. Gdybym tego nie robiła, nie raz wyprałabym kluczyki do samochodu, portfel, komórkę, a nawet pliki banknotów. Pewnego dnia znalazłam w spodniach męża coś, czego nie powinno tam być.
Wyciągnęłam z kieszeni kilka paragonów. Niby nic niezwykłego, ale coś mnie tknęło, żeby przyjrzeć się bliżej tym świstkom. Rachunek za hotel nie był niczym niezwykłym, tak samo jak paragon z restauracji. Ale kwitek za zakupy w butiku z damską bielizną dał mi do myślenia. Sebastian nigdy nie zrobił mi takiego prezentu. Było jasne, że nadal romansuje, tym bardziej, że data na rachunku za bieliźniane zakupy była zbieżna z datą pobytu w hotelu i obiadu w hotelowej restauracji. Tym razem nie było łez. Zawładnęła mną niepohamowana złość.
– Ty draniu jeden! – wrzasnęłam, rzucając mu w twarz zmiętymi w kulkę paragonami. On bez słowa rozwinął je, by sprawdzić, o co tyle krzyku.
– Mogę to wszystko wyjaśnić – stwierdził ze spokojem.
– No to słucham! Wyjaśniaj!
– Wiesz przecież, że miałem wtedy spotkanie z kontrahentem.
– I kontrahenta zabrałeś na zakupy do butiku z bielizną? Myślisz, że jestem głupia?
– To – powiedział, podnosząc paragon za zakupy – znalazło się w mojej kieszeni przypadkiem. Pewnie ktoś zostawił to na stoliku w restauracji, a ja omyłkowo zgarnąłem ten świstek razem z rachunkiem za obiad.
Łgał mi w żywe oczy. Abstrahując od niedorzeczności jego tłumaczenia, sama historyjka o spotkaniu służbowym była wyssana z palca. Gdyby tamto spotkanie miało charakter zawodowy, wziąłby fakturę, nie paragon. Sebastian jest drobiazgowy i pilnuje takich spraw. Ale on dalej szedł w zaparte.
Przestałam zwracać uwagę na skoki w bok
Powinnam była wtedy odejść od niego. Nie zrobiłam tego. Sama nie wiem, czy jeszcze wierzyłam, że może się zmienić. Chyba bardziej bałam się, co będzie ze mną, gdy odejdę. Nie pracowałam. Sebastian nalegał, bym zajmowała się domem, a ja przystałam na to. Gdybym nie zdołała udowodnić, że to on doprowadził do rozpadu małżeństwa, zostałabym z niczym. Trwałam więc przy nim, a on dał mi większą swobodę finansową niż kiedykolwiek wcześniej. Przestał rozliczać mnie z wydatków. Bez słowa spłacał limit na karcie kredytowej, a mi się to spodobało. Najwyraźniej myślał, że w ten sposób zamknie mi usta. Że przestanę wypominać mu zdrady. Muszę przyznać, że miał rację.
Gdy zorientował się, że jego strategia działa, przestał się kryć. Nigdy nie przyznał się do kolejnych skoków w bok, ale dla mnie było jasne, że to robi. Udawałam, że tego nie widzę. On miał swobodę, ja miałam kasy więcej, niż mogłam wydać. Przyzwyczaiłam się do tego i na co dzień nie myślałam o przykrych szczegółach. Nie zastanawiałam się, gdzie jest mój mąż, co robi i z kim. Tylko czasami, gdy od wielkiego dzwonu dobierał się do mnie, czułam odrazę. Do siebie. Pozwalałam, by dotykał mojego ciała dłońmi, którymi obłapiał inne babki. Zaciskałam jednak zęby, bo wiedziałam, że to uczucie szybko minie. Szybko, czyli po kolejnych zakupach.
Nagle zakręcił mi kranik
Lata mijały, a my trzymaliśmy się naszej niespisanej i niewypowiedzianej umowy. Niedawno stało się jednak coś nieoczekiwanego.
– Przykro mi, transakcja odrzucona – powiedziała kelnerka, gdy płaciłam za lunch.
– Najwyraźniej moja księgowa zapomniała wykonać przelew. Będę musiała poważnie z nią o tym porozmawiać – powiedziałam speszona. – Zapłacę gotówką.
Po powrocie do domu od razu zadzwoniłam do Sebastiana. Powiedziałam mu, co mnie spotkało, a on przyjął to bez wzruszenia.
– Jest kryzys na rynku. Muszę oszczędzać.
– I uznałeś, że zaczniesz od mojej karty?
– Generujesz duży koszt miesięczny. Nic ci się nie stanie, jak przez jakiś czas pożyjesz trochę skromniej – powiedział i zakończył połączenie.
Mój mężuś tego pożałuje
Mogłam go zapytać od razu, czy zamierza także oszczędzać na swoich ladacznicach, ale po co? Jest oczywiste, że tacy faceci jak on, dla których zdrada jest normą, nie zmieniają się ot tak. Skoro więc oszczędza na mnie, to tylko po to, żeby mieć pieniądze na zaspokajanie potrzeb swoich kochanek. Pogodziłam się z tym, że w jego życiu są inne kobiety, ale nie pozwolę sobie na to, by stawiał je przede mną. Skoro tak postąpił, nasza umowa przestała obowiązywać.
Postanowiłam wnieść formalny wniosek o rozwód. Nic mnie już przy nim nie trzyma. Tym razem się nie boję. Przeczuwałam, że taki dzień może nadejść i zabezpieczyłam się na tę okoliczność. Wynajęłam detektywa, który miał na oku mojego męża. W telefonie i komputerze trzymam dość dowodów zdrady, by sąd orzekł o jego winie. Puszczę drania w skarpetkach, co do tego nie mam wątpliwości. Pożałuje dnia, w którym wskoczył innej do łóżka.
Dagmara, 41 lat
Czytaj także:
„Mąż kontrolował każdą wydaną złotówkę, a matka zabraniała mi rozwodu i straszyła grzechem. Tak żyłam przez 10 lat”
„Weekendowy wyjazd w góry miał być romantyczną odskocznią. Mąż zaplanował jednak skok w bok z kochanką w pokoju obok”
„Szwagierka nie wie, że klepie biedę przeze mnie. Nie lubię jej, więc się postarałam, żeby nie dostała pracy”