„Rodzina się mnie wyrzekła i wylądowałam na bruku. Dopiero po latach brat przyznał, że maczał w tym palce”

Pokłóceni brat i siostra fot. Getty Images, Prostock-Studio
„Piotrek siedział pochylony nad stołem. Blat zastawiony był różnymi bibelotami. Już z oddali dojrzałam moje dawne książki i parę starych zabawek. On przesuwał te drobiazgi i cicho mruczał do siebie, że należą do mnie i musi mi je zwrócić”.
/ 06.05.2024 19:30
Pokłóceni brat i siostra fot. Getty Images, Prostock-Studio

Już od samego poranka miałam przeczucie, że ten dzień nie będzie taki jak inne, że przyniesie ze sobą jakieś niecodzienne wydarzenia. Przebudziłam się z niejasnym przeczuciem, że wydarzy się coś nadzwyczajnego. Mimo prób trzeźwego myślenia, nie potrafiłam skoncentrować się na niczym konkretnym. Wzrok co chwilę uciekał mi w stronę komórki. A gdy ta w końcu zadzwoniła, o mały włos nie wylałam na siebie kawy.

– Cześć, z tej strony Halinka, żona twojego brata. Wiem, że w zasadzie się nie znamy, ale po prostu musiałam do ciebie zadzwonić. – po drugiej stronie słuchawki słychać było kobietę, która ewidentnie była czymś poruszona. – Piotruś, no wiesz, twój brat, coś dziwnego z nim się dzieje. Wybacz, że tak prosto z mostu, ale ja już tego nie wytrzymam i potrzebuję pomocy.

Trzymałam telefon przy uchu, ale głos uwiązł mi w gardle. Ogarnęło mnie totalne zdziwienie. Halina? Od czasu ślubu spotkałyśmy się zaledwie parę razy i byłyśmy sobie obce. Tak naprawdę nigdy nie prowadziłyśmy ze sobą prawdziwej rozmowy. Nie miałam pojęcia, że zapisała sobie mój numer.

– Dobrze, daj mi chwilę, a sama weź głęboki oddech, bo nic z tego nie rozumiem – w końcu udało mi się coś z siebie wykrztusić. – O co tu w ogóle chodzi?

– Wiesz, odkąd odeszła wasza mama, Piotr się zmienił – Halina powoli odzyskiwała spokój. – Stał się zamknięty w sobie. Potem wspominał, że musi wiele spraw naprawić. Sądziłam, że próbuje czymś się zająć, by zapomnieć o bólu. Wiesz, że w gospodarstwie nigdy nie brakuje roboty, ale on zaczął grzebać w starych papierach. Przez parę tygodni szperał na strychu, czegoś tam szukał. I powtarzał, że jest ci to dłużny. Dobrze, że teraz na polach roboty nie ma, bo już kompletnie wszystko by zdziczało – Halinka znów zalała się łzami. – I ciągle o tobie wspomina, że musi, że ci to winien. Dlatego wpadłam na pomysł, by zadzwonić, bo ja już tego dłużej nie zniosę. Przyjedź do nas. Może jak cię zobaczy, to mu to przejdzie?

Z okien autobusu, który kołysał się jednostajnie, widać było ponure, zimowe pejzaże. Obserwowałam krajobraz za szybą i mimowolnie zaczęłam wspominać rzeczy, które od lat wypierałam z pamięci... Kiedy ostatnio odwiedziłam rodzinne strony? To było na pogrzebie mamy. Wtedy nie zdecydowałam się przenocować, nie chciałam powracać myślami do przeszłości. Wspomnienia nie należały do najprzyjemniejszych. Może poza tymi z wczesnych lat dziecięcych. Tamten okres był w porządku, a potem było tylko gorzej.

Dawno temu, gdy nasz ojciec jeszcze żył, a ja i mój brat Piotrek byliśmy zwykłymi smarkaczami, on zawsze stał za mną murem. Wtedy ten mój braciak był całkiem w porządku. Żaden dzieciak z naszej wiochy nie śmiał mi dokuczać! Gdy tylko któryś próbował mi ubliżyć, Piotrek zaraz pokazywał mu, że z jego siostrzyczką lepiej nie zadzierać. Również w naszych czterech ścianach trzymaliśmy się razem. Mam w pamięci, jak raz chciałam iść nad wodę. Starsi nie chcieli mnie puścić, ale mój brat im obiecał, że się mną zajmie i tego pilnował. I nie tylko tego jednego razu.

Potem sprawy zaczęły się komplikować…

Wróciłam do rzeczywistości, gdy za szybą autobusu mignęły mi dobrze znane obrazy. Najpierw kościół i cmentarz, a tuż za nimi niewielkie wzniesienie. Wiedziałam, że zaraz po jego drugiej stronie rozciąga się las, a obok niego przystanek. Dom Karolaków, czyli tak naprawdę nasz rodzinny dom, to ten trzeci budynek po prawej stronie. Mimo to od dawna nie traktowałam go jak swojego miejsca na ziemi... Jeszcze zanim postawiłam stopę na gruncie, dostrzegłam sylwetkę mojej bratowej, która trzęsła się z zimna pod wiatą przystankową. Poczułam ciepło w sercu na myśl, że zechciała na mnie zaczekać.

– Wiesz co, wydaje mi się, że Piotruś chyba nie ma pojęcia o twojej wizycie – Halinka była wyraźnie zdenerwowana i nie owijała w bawełnę. – Starałam się mu to przekazać, ale szczerze mówiąc, ciężko mi ocenić, co do niego w ogóle trafia, co on tak naprawdę rozumie. No ale sama się przekonasz. Może tobie uda się coś wymyślić.

Przekroczyłyśmy próg mieszkania. Piotrek siedział pochylony nad stołem, a jego siwe włosy błyszczały w świetle lampy. Blat zastawiony był przeróżnymi bibelotami. Już z oddali dojrzałam moje dawne książki i parę starych zabawek. On tymczasem przesuwał te drobiazgi, obracał je w dłoniach i cicho mruczał do siebie, że należą do mnie i musi mi je zwrócić.

Halinka pomogła mi się rozebrać, a potem wstawiła wodę na herbatę.

– Słuchaj – wyszeptała ledwo słyszalnie. – Te rzeczy przytaszczył z poddasza. Dniami i nocami przegląda każdą sztukę, dzieli na kupki i sam do siebie mamrocze pod nosem. Ciągle powtarza, że koniecznie musi ci je przekazać. Kompletnie nie mam pojęcia, o co mu chodzi i skąd te graty.

Ostrożnie zbliżyłam się do stolika. Delikatnie musnęłam bark mojego brata ręką. Błyskawicznie wstał, rozpromieniony na mój widok. Powitał mnie czule. Zupełnie tak, jak gdyby czas się zatrzymał, jak gdybyśmy znów byli małymi brzdącami, spotykającymi się po wakacjach spędzonych osobno. Kiedy go ściskałam, dostrzegłam zaskoczenie i szczęście w spojrzeniu mojej szwagierki. Czy miała rację? Być może to zwyczajnie tęsknota, być może dobrze postąpiłam, przezwyciężając lęki i przyjeżdżając tutaj?

W trakcie kolacji mój brat sprawiał zupełnie zwyczajne wrażenie. Jednak w pewnej chwili utkwił we mnie dość osobliwe spojrzenie i z powagą w głosie oznajmił:

– To przeze mnie. Oddam ci wszystko, co twoje. Halina jeszcze o niczym nie ma pojęcia, ale ja jej to wyjaśnię. Damy sobie z tym jakoś radę, a tobie się to po prostu należy. Nie potrafię tak dłużej żyć. Nie jestem pewien, czy zdołasz mi wybaczyć, ale nie zamierzam już tego dłużej trzymać w sekrecie.

Za moimi plecami dało się słyszeć płacz. Halinka porwała się z krzesła i wybiegła z pomieszczenia. Piotruś w jednej chwili utracił całe swoje zadowolenie, całą zwyczajność. Przygarbiony podszedł do szafki i wyjął z niej niewielkie pudełeczko. Spojrzał mi głęboko w oczy i uchylił wieczko. Zajrzałam do środka i nagle zrozumiałam wszystko...

Wewnątrz spoczywały koraliki oraz bransoletka z bursztynu. Może i wartościowe, ale nade wszystko pamiątka rodzinna. Z wrażenia opadłam na krzesło.

– Skąd je masz? Jakim cudem? Czemu? To przecież przepadło!

Teraz już wiem, dlaczego to się stało...

Wspomnienia na nowo powróciły. W jakim wtedy byłam wieku? Miałam może osiemnaście lat? Tata już nie żył, a mama samotnie nas wychowywała. Oszczędzała na wszystkim, żeby Piotrek mógł się uczyć, a ja po maturze chciałam wyjechać do dużego miasta. I nagle w domu... zaczęły znikać pieniądze. Nie było tego dużo, raptem po parę złotych. Ale właśnie przez to mama chodziła taka wkurzona i smutna. Bo gdyby to był złodziej, to by zabrał wszystko za jednym zamachem. Podejrzewała, że to ja...

Nigdy nie zapomnę spojrzenia mamy, gdy wróciłam do mieszkania z nowiutką koszulą. Nabyłam ją za pieniądze, które zarobiłam dorywczo, ale mama ani przez chwilę w to nie wierzyła. Brata nikt nie posądzał, bo akurat uczył się w placówce z internatem i wpadał do nas tylko na soboty i niedziele. Właśnie przed jednym z takich powrotów do domu rozpętała się straszna kłótnia. Był to upalny sierpniowy dzień, święto Matki Boskiej Zielnej. Mama jak co roku ubrała się odświętnie i chciała dopełnić stylizację koralami. Lecz szkatułka świeciła pustkami!

Nagle do pokoju wparował Piotrek. Na widok skrzynki zrobiło mu się słabo. Wtedy mama zaczęła na mnie wrzeszczeć. Darła się, że wychowała złodziejkę, że nie mam za grosz wstydu. Ryczałam, błagałam, próbowałam się tłumaczyć. Podbiegłam do brata, żeby stanął w mojej obronie. Ale on nawet nie raczył na mnie zerknąć i rzucił tylko: „No wiesz, jak mogłaś?”. W tym momencie wybiegłam z domu. Niedługo później spakowałam manatki i się wyniosłam. Przez kilka lat nie gadałam z matką. Ona zaś przepisała gospodarstwo na Piotrka. A on... Od tamtej pory zrobił się jakiś inny. Omijał mnie szerokim łukiem, zupełnie jakby miał do mnie pretensje.

Wpatrywałam się intensywnie w naszyjnik, który był źródłem całego tego zamieszania. Przedmiot, przez który niemal przestałam utrzymywać relacje z bliskimi. Nic z tego nie miało dla mnie sensu... Mój brat ostrożnie sięgnął do szkatułki i wyciągnął korale. Odwrócił wzrok ode mnie i odezwał się:

– Byłem taki naiwny. Niedoświadczony i nierozważny. Wpadłem wtedy w długi. Zrobiłem coś, czego nie powinienem i musiałem ponieść konsekwencje. Kasa była mi potrzebna jak powietrze. Zaniosłem do lombardu wszystko, co tylko mogłem. Byłem pewny, że mama i tak rzadko nosi te korale, więc zdążę je odzyskać przed sierpniem. No i faktycznie, zdążyłem. Przytargałem je z powrotem. Ale było już pozamiatane. Nawet ich z torby nie wyjmowałem.

– Spanikowałem – w końcu utkwił we mnie wzrok. – Kiedy później wyjechałaś, mama wciąż mówiła, że już tylko na mnie może liczyć, nie rozczarowałem jej. Jak miałbym wyjawić prawdę? Strach mnie sparaliżował. Halina była już wtedy w ciąży, nie mieliśmy własnego kąta, mogliśmy zostać jedynie u matki. A ona potraktowała Halinę jak własną córkę, przepisała na nas cały majątek, opiekowała się nami i dzieciakami. A przecież to powinno być też twoje. To ja powinienem się wynieść. I nie potrafię dłużej z tym ciężarem. Przepraszam!

Łzy spływały po policzkach Haliny, która wszystkiemu się przysłuchiwała i nie kryła już swojego wzruszenia. Ja natomiast stałam bez ruchu, wpatrując się w przepiękny sznur korali z bursztynu. Myśli kłębiły mi się w głowie, próbowałam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dam radę puścić w niepamięć dawne urazy. Tylko kogo powinnam rozgrzeszyć? Matkę, która nie dała wiary moim słowom? A może brata, który w tchórzowski sposób poświęcił mnie, godząc się na to, by jego własną siostrę potraktowano jak pospolitą złodziejkę i wyrzucono z domu? Czy raczej winnam wybaczyć samej sobie, że przez tak długi czas pielęgnowałam w sercu urazę, nawet nie próbując niczego wyjaśnić? Nie miałam pojęcia, czy znajdę w sobie dość siły, by mu przebaczyć. I kompletnie nie wiedziałam, jaki powinien być mój następny krok...

Jadwiga, 48 lat

Czytaj także:
„Mój mąż całkiem zdurniał na starość. Chodzi po klubach, ugania się za spódniczkami i próbuje podrywać moje koleżanki”
„Wyszłam za mąż z chęci odwetu na byłym. Lepiej być po rozwodzie, niż zostać starą panną, której nikt nie chciał”
„Bliscy sądzą, że zarabiam fortunę w metropolii. Mam kasę, bo jestem miła dla pewnego pana po 50-tce”

Redakcja poleca

REKLAMA