Kiedy zobaczyłam, że zaproszenie na kopercie zostało wypisane „Ciocia Asia i wujek Maciek”, wpadłam w złość. Byłam pewna, że w środku znajduje się zaproszenie na ceremonię zaślubin mojej siostrzenicy... Do diaska, nawet przez chwilę moja rodzina nie pomyślała, że mogłabym pojawić się na uroczystości z kimś innym niż Maciek. Że istnieje opcja, by każde z nas pojawiło się na ślubie ze swoją drugą połówką!
– Kama i jej narzeczony wpadli z wizytą. Powiedzieli, że chcą, żebyśmy przyszli na ich wesele – brat przekazał mi tę nowinę. – Gdzieś im się spieszyło, więc nie chciałem ich zatrzymywać.
– To zrozumiałe. Poza tym nawet nie mamy nic do kawy – stwierdziłam.
Odkąd mojemu bratu Maćkowi udało się pozbyć paru zbędnych kilogramów, przestał kupować słodycze i ciasta. Ja z kolei nie mam w zwyczaju piec, a poza tym to głównie on rządzi w naszej kuchni. Sprawia mu to przyjemność, no i ma na to więcej czasu niż ja.
Dzielę z moim bratem nasz rodzinny dom
Oboje jesteśmy singlami. Mój brat co prawda doczekał się syna, ale ten rzadko odwiedza ojczyznę. Ja z kolei prawie zapomniałam o swoim epizodzie małżeńskim, który trwał ledwie pół roku... Rozeszliśmy się, gdy Krzysztof po raz pierwszy mnie zdradził. Potem jakoś tak się złożyło, że każdy kolejny adorator wydawał mi się jakiś podejrzany. Zakładałam, że w końcu oszuka mnie jak mój pierwszy lub popadnie w pijaństwo. No i tak wyszło, że wylądowałam na lodzie.
– No to kiedy ten ślub, w sierpniu, jak planowali? – zagadnęłam.
– Podobno gdzieś w ostatnich dniach sierpnia… Skusisz się na zupę z kalafiora?
– Zupę chętnie zjem, ale nie mam zamiaru pojawiać się ani na ślubie, ani tym bardziej na przyjęciu weselnym. Może na sam ślub jeszcze wypada się pofatygować, w końcu to córka Doroty. Ale wesele to za dużo jak dla mnie. Przekażę Dorocie, żeby nie rezerwowali dla mnie miejsca przy stole. Mniej wydadzą – burknęłam, wyciągając naczynia z kredensu.
– Daj już spokój, Aśka i przestań się obrażać. Przecież to nasza rodzina, najbliżsi. Musimy tam pójść. Co się stało, że tak się denerwujesz?
– Bo zarówno nasza siostra, jak i jej córka, nawet nie pomyślały, żeby dać nam dwa oddzielne zaproszenia! Irytuje mnie to, bo od razu zakładają, że nie mam z kim przyjść na wesele.
– Nie wspominałaś, że z kimś się spotykasz… – brat popatrzył na mnie podejrzliwie.
– Nie martw się, nikogo nie mam – pospiesznie uspokoiłam Maćka.
Nieszczęśnik obawia się samotności. Zapewne zakładał, że kiedyś wstąpię w związek małżeński i wyruszę w siną dal, opuszczę dom rodzinny. Nie zwykłam jednak dzielić się z nim swoimi przemyśleniami. Kobiecie u progu pięćdziesiątki brakuje śmiałości, by wikłać się w nowe relacje i zaczynać wszystko od początku. Takie były moje refleksje, choć gdzieś w głębi duszy czułam pretensje do losu, że mogę polegać tylko na jednym mężczyźnie, z którym mogę wybrać się do kina czy teatru – na moim własnym bracie.
Zakupy to moje lekarstwo na chandrę
Często zastanawiałam się, czemu Maciek wciąż jest singlem. Od kiedy Iwona porzuciła go dwadzieścia lat temu dla jakiegoś zamożnego palanta i dała dyla z ich synkiem Rafałem do Szwecji, wszelkie rozmowy o potencjalnej drugiej połówce ucichły. Ja również trzymałam język za zębami, nawet gdy wydawało mi się, że trafiłam na ciekawą osobę. Zazwyczaj prędko wychodziło szydło z worka i okazywało się, że to kolejny zawód miłosny i jedno wielkie niepowodzenie. Chyba oboje z bratem za bardzo się poparzyliśmy, by na nowo komuś uwierzyć. Ale Maciek na pewno podobał się kobietom. Bystry, atrakcyjny, z posadą, no i wiecznie wolny. Aż żal patrzeć, taki gość się marnuje…
– Dobra, pójdę tam z tobą, jak zawsze. Ale nie licz na to, że będę się jakoś specjalnie szykowała na tę imprezę – oznajmiłam. – Nie potrzebuję kolejnych ciuchów, co tylko miejsce w szafie zajmują, a do pracy i tak się nie nadają.
– Niczego nie oczekuję. Ale nowe buty to na bank sobie sprawisz – parsknął z przekąsem. Zdawał sobie sprawę z mojego bzika na punkcie obuwia.
Oczywiście, że mnie rozgryzł od razu. Parę dni temu zauważyłam przepiękne buty na obcasie w kolorze granatu. Dostrzegłam je na witrynie raczej ekskluzywnego butiku, dlatego się pohamowałam i nawet nie przekroczyłam progu sklepu, żeby je przymierzyć.
„Cóż, skoro teraz nadarza się taka szansa, to chyba nie będę sobie żałować” – przeszło mi przez myśl.
Wkurzyłam się strasznie, bo nie było mojego rozmiaru.
– Produkcja tego modelu została zakończona, więc raczej nie będzie go w następnej partii towaru – odparła sprzedawczyni, kiedy z nadzieją w głosie zapytałam, czy istnieje jakaś nikła szansa, żebym jednak weszła w posiadanie tych butów i ewentualnie w jakim terminie mogłabym na to liczyć.
Sprzedawczyni okazała się na tyle miła, że skontaktowała się telefonicznie z inną filią sklepu, aby dowiedzieć się, czy może akurat u nich nie został jeden egzemplarz. W międzyczasie ja przeglądałam wystawione modele, ale żaden fason choćby w najmniejszym stopniu nie dorównywał tym cudnym szpilkom w kolorze granatowym.
– Przykro mi, ale jest tak, jak podejrzewałam. W tamtej placówce również nie posiadają pani rozmiaru, natomiast została mi ostatnia para w odcieniu różu… – zauważywszy grymas na mojej twarzy, ekspedientka natychmiast doprecyzowała: – To nie jest krzykliwy róż, tylko delikatny, pudrowy odcień – to mówiąc, poszła do pomieszczenia na tyłach. – Proszę spojrzeć, to teraz bardzo modny kolor, wyglądają naprawdę zjawiskowo. Niech pani je przymierzy.
Te buty naprawdę wyglądały pięknie. Mimo to przyszło mi do głowy pytanie, czy to nie szaleństwo płacić tyle za eleganckie obuwie, które włożę tylko na wyjątkowe okazje.
– Mamy też pasującą kolorystycznie torebkę, równie szykowną – sprzedawczyni wzięła z regału i pokazała mi przepiękną torebkę kopertową.
Cena od razu przykuła moją uwagę
„O rany, to kosztuje prawie 700 złotych razem z butami! Totalne wariactwo!”. Wprawdzie na rachunku bankowym miałam wystarczająco dużo kasy, by zafundować sobie taki prezent, ale zdrowy rozsądek sugerował, bym jednak odpuściła.
– Hmm, nie jestem pewna, czy ten odcień będzie mi pasował… – powiedziałam na głos, analizując sytuację.
– Proszę je brać i na nic się nie oglądać – usłyszałam znienacka za swoimi plecami niski męski głos. – Wyglądają perfekcyjnie, pasują pani jak ulał. Mając takie zgrabne nogi, kupiłbym je w mgnieniu oka! To znaczy… chodziło mi o to, że gdyby takie nogi spacerowały obok moich, nie zastanawiałbym się ani chwili nad zakupem tych szpilek dla ich posiadaczki… Oczywiście mam na myśli posiadaczkę tych nóg – dodał z satysfakcją w głosie.
„Jejku, co za stuknięty gość... Czy on ze mną flirtuje?”.
Wieczorne słońce oświetlało wnętrze sklepu przez szybę, a facet zasłaniał sobą światło. Jego twarz skrywał cień.
– Zgadzam się z tym panem. Te buty wspaniale leżą na pani stopach – wtórowała mu sprzedawczyni.
– Zgoda, biorę. Choć obawiam się, że ta barwa jest dla mnie nieco zbyt odważna – powiedziałam, grzebiąc w torebce w poszukiwaniu portmonetki.
– Ależ pani wprost emanuje odwagą – roześmiał się mężczyzna.
W tym momencie po raz pierwszy przyjrzałam się jego aparycji. Jeżeli mężczyznę koło pięćdziesiątki można określić jako „ciacho”, to on zdecydowanie zasługiwał na to miano.
To wspaniale, że masz towarzystwo na wesele
Uregulowałam należność i opuściłam sklep. Miałam wrażenie lekkiego zamroczenia. Pochwały usłyszane od tego faceta wprawiły mnie w doskonały nastrój. Zresztą sama zdawałam sobie sprawę, że pantofelki prezentują się uroczo, a kolor torebki jest identyczny. W domu czekała na mnie szara suknia, z którą oba zakupy będą świetnie współgrały. W myślach ujrzałam siebie w kompletnej kreacji.
– Przepraszam bardzo, ale zostawiła pani swoje karty płatnicze w sklepie! – dobiegł mnie czyjś głos.
W progu sklepu ujrzałam sprzedawczynię, a w stronę moją podążał energicznym krokiem przystojny mężczyzna.
– Tak prędko pani opuściła sklep, obawiałem się, że nie zdołam panią dogonić. Ale to chyba… – wręczył mi zgubę – …zrządzenie losu. Chyba że umyślnie pani ją tam porzuciła? – rzucił figlarnie, posyłając mi uśmiech.
– Sądziłam, że jest pan dżentelmenem, ale najwyraźniej pomyliłam szarmanckość z zuchwalstwem – wrzuciłam kartę do torebki i chciałam oddalić się z miejsca tego niespodziewanego zdarzenia.
– Niech pani nie ucieka, bardzo panią proszę! Pamięta pani, jak jakieś trzy miesiące temu kupiła pani w tym butiku bordowe kozaki na obcasie? Była końcówka sezonu i wielka wyprzedaż, prawda? – przytaknęłam. – Już wtedy miałem ochotę podejść do pani i zagadać, ale zwyczajnie zabrakło mi odwagi. Obawiałem się, że uzna mnie pani za jakiegoś nachalnego typa… Na co dzień pracuję w banku po sąsiedzku i… Gdy dziś zobaczyłem panią w tych szpilkach, po prostu musiałem zareagować. Mam nadzieję, że mi pani wybaczy. Zdaję sobie sprawę, że może to wyglądać jak kiepski podryw, ale… taki właśnie był mój zamiar. Jest pani niesamowicie atrakcyjna! – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
Zgodzę się na to spotkanie
Wybraliśmy się razem do cukierni, która mieściła się niedaleko sklepu z butami. Chcieliśmy napić się gorącej czekolady. Teraz, z perspektywy czasu, nie potrafię stwierdzić, kiedy dokładnie Andrzej mnie oczarował. Na pewno nie było to podczas naszego pierwszego spotkania. Wtedy miałam wrażenie, że jest trochę nieokrzesany, jednak dałam się skusić na kolejną randkę.
Aż do końca wakacji, przez całe dwa letnie miesiące, spotykaliśmy się w knajpkach, restauracjach i chadzaliśmy na długie spacery do parku. Nic mu nie obiecywałam, mimo że z każdym dniem coraz bardziej mi się podobał. Jakiś tydzień przed ślubem mojej siostrzenicy brat poprosił mnie, żebym od razu po pracy wróciła do domu. Wydawał się jakiś speszony, trochę bezradny… Zupełnie nie taki jak zazwyczaj.
– Asiu, to Zosia, moja nowa dziewczyna. Jesteśmy razem od paru miesięcy i wiesz co? Mam do ciebie sprawę. Chciałbym, żeby Zosia została moją osobą towarzyszącą na ślubie córki Doroty. Gadałem już z siostrą i mówi, że da się zorganizować dodatkowe krzesło. Nie martw się, oczywiście będę się tobą opiekował przez całą imprezę. Nigdzie się beze mnie nie ruszysz… – oświadczył z przejęciem w głosie.
– Braciszku, strasznie jestem szczęśliwa – objęłam Macieja. – Serio, bardzo się cieszę i jestem podekscytowana, że nie musisz iść tam sam. Wiesz, bo ja od jakiegoś czasu głowiłam się, jak ci powiedzieć, że również nie planuję być singielką na tej imprezie weselnej…
Wyrazu twarzy Maćka z tamtej chwili nie wyrzucę z pamięci do końca życia. Od czasu tamtych zdarzeń minął rok. Zosia i mój brat pobrali się w kwietniu. Już po raz drugi paradowałam na ślubie w obuwiu w odcieniu różu. Andrzej twierdzi, że do trzech razy sztuka. Wprawdzie data jeszcze nie jest znana, ale oszczędzam szpilki właśnie na „tę” okoliczność. Póki co, z zadowoleniem spoglądam na uroczy pierścionek, który noszę i czuję, że dobrze mi z nim, a Andrzej to naprawdę wspaniały mężczyzna.
Joanna, 49 lat
Czytaj także:
„Niespodziewanie uśmiechnął się do mnie los i przygotował niespodziankę. Ta jedna rzecz odmieniła moje życie”
„Musiałem się nakombinować, by się z nią umówić, ale było warto. Moją uwagę przyciągnęła tajemnicą wypisaną na twarzy”
„Mój 23-letni synuś ciągle się gdzieś wałęsa, a ja załamuję ręce. Przecież to jeszcze dziecko, coś może mu się stać”