„Rodzina myślała, że na emeryturze to już tylko seriale i cmentarz. Po sześćdziesiątce odkryłam prawdziwe uroki życia”

emerytka fot. iStock by Getty Images, skynesher
„Nigdy nie marzyłam o tym, żeby być w podeszłym wieku! Wciąż mogę pochwalić się pełnym uzębieniem, zgrabną figurą, i ogromem witalności! Czy naprawdę muszę wyczekiwać, aż przyjdzie po mnie śmierć, jak wmawia mi cały świat?”.
/ 31.07.2024 20:30
emerytka fot. iStock by Getty Images, skynesher

Miałam dylemat, czy zrezygnować z pracy i zacząć pobierać emeryturę po skończeniu sześćdziesiątki. Dostałam propozycję przedłużenia zatrudnienia w szpitalu, a jako że nie przepadam za nicnierobieniem, skorzystałam z niej na następne dwa lata. Potem nie było już odwrotu – musiałam przestawić się na nowy, emerytalny styl funkcjonowania.

Miałam swoją rutynę

– Nie mogę zasnąć – poskarżyłam się mężowi, wyrywając go ze snu przez kręcenie się na łóżku o drugiej nad ranem.

Nawet podczas snu moje ciało pamiętało, że to czas na rutynowy obchód. Budziłam się jak w zegarku, żeby zajrzeć do pacjentów i upewnić się, że u nich wszystko gra. To już taki odruch – wstajesz i idziesz sprawdzić, czy na oddziale panuje spokój. Widać tyle lat pracy zrobiło swoje, mój zegar biologiczny jest zaprogramowany na te nocne wycieczki po salach.

O świcie było jeszcze trudniej. Zmiana personelu pielęgniarskiego odbywała się o godzinie szóstej, a ja zawsze meldowałam się w pokoju pielęgniarskim punktualnie o tej porze. Żeby to osiągnąć, wstawałam niezmiennie pięć po piątej. Po czterdziestu latach takiej rutyny nie potrafiłam obudzić się rano choćby minutę później. Dlatego też codziennie o piątej siedem siedziałam już w kuchni, sycząc ekspresem do kawy, tak jak robiłam to przez ostatnie czterdzieści lat.

– Kochanie, przecież jesteś już na emeryturze – mamrotał zaspany mąż. – Wreszcie możesz się porządnie wyspać, poleniuchować, a nie zrywać się z łóżka, jakbyś miała jakieś pilne sprawy do załatwienia.

Chyba padnę z nudów

Jurek od zawsze miał swoją firmę – do pracy przychodzi kiedy chce i nigdy nie znosił rutyny, która dla mnie była codziennością. Szczerze powiedziawszy, nigdy się nad tym nie zastanawiałam – po prostu robiłam swoje. Teraz widzę, że bez poukładanego planu na cały tydzień jestem totalnie zagubiona.

Nieustające ślęczenie przed telewizorem i oglądanie telenowel z Ameryki Łacińskiej – tak wyglądało moje życie w czasie leniwie płynących poranków. Nie potrafiłam oswoić się z myślą, że moje życie zostało pozbawione regularnych zajęć i obowiązków, a poza tym tęskniłam za odczuwaniem bycia przydatną.

Podczas pracy w szpitalu zawsze miałam zajęcie, nigdy się przed nim nie uchylałam. Uwielbiałam realizować określone zadania, a nie tak jak obecnie – mieć jedynie mgliste pojęcie o tym, na co ewentualnie najdzie mnie ochota danego dnia.

– W twoim wieku, mamo, powinnaś bardziej dbać o relaks – usłyszałam od swojej córki i dotarło do mnie, że przejście na emeryturę to tylko wierzchołek góry lodowej moich zmartwień.

Nigdy nie marzyłam o tym, żeby być w podeszłym wieku! Za chwilę będę mieć sześćdziesiąt trzy lata, ale przecież to fantastyczny moment w życiu! Wciąż mogę pochwalić się pełnym uzębieniem, zgrabną figurą, wyprostowanymi plecami i ogromem witalności! Czy naprawdę muszę rozkładać się na sofie i wyczekiwać, aż przyjdzie po mnie śmierć, jak wmawia mi cały świat?

Nigdy tam nie byłam

W pewien słoneczny dzień naszła mnie ochota na przejażdżkę rowerem, więc chwyciłam za kierownicę, by wreszcie skorzystać z okazji i pojeździć trochę po okolicy. Sezon letni trwał w najlepsze, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, ile rzeczy wcześniej mi umykało, gdy całymi dniami tylko szłam do roboty i z powrotem. Dopiero podczas tej wyprawy rzuciła mi się w oczy niewielkich rozmiarów tablica informująca o tym, że raptem kilometr dalej mieści się ośrodek o nazwie „Słoneczna Dolina”.

Kierując się ciekawością, skręciłam w boczną uliczkę. Kilka chwil później zatrzymałam się przed wspaniałą renesansową budowlą z żółtej cegły. Tablica umieszczona na płocie informowała, że trafiłam do Domu Seniora. Przyczepiłam rower do ogrodzenia i minęłam bramę, wkraczając na teren ośrodka.

Ta posiadłość to istny raj na ziemi! Pięknie utrzymany ogród z grządkami pełnymi warzyw, ślicznym stawem i mnóstwem ławek porozstawianych na trawniku. Moją uwagę przykuła grupka dziadków, którzy zasiedli do partyjki kart przy stoliku z drewna. Obok dwie sędziwe panie przechadzały się w żółwim tempie dookoła oczka wodnego, a zakochana para po osiemdziesiątce wyraźnie mizdrzyła się do siebie w zacisznej altance.

– Odwiedza pani kogoś? – spytała pulchna pielęgniarka ubrana w jasnoniebieski strój, stojąca przy wejściu. – Kogo pani szuka?

– Yyy, nie, ja tylko tak przechodzę… – zacięłam się zaskoczona. – Już sobie idę.

– Niech pani wejdzie do środka – zachęciła przyjaźnie. – Ciągle są u nas wolne miejsca. Myśli pani o tym, żeby przynieść tu kogoś z rodziny?

Musiała mnie wziąć za ewentualną klientkę. Zdałam sobie sprawę, że przez przypadek trafiłam do niepublicznego domu seniora i zdziwiło mnie nieco, że nie przypomina tych obiektów ze strasznych historii, którymi ludzie nawzajem się przerażają, powtarzając: „za nic w świecie nie ulokuję mamy w przytułku”.

Ten dom miał świetną lokalizację, panowała w nim miła i serdeczna atmosfera. Przeszło mi nawet przez myśl, że gdybym dożyła bardzo sędziwego wieku, to chętnie zamieszkałabym w podobnym ośrodku. Ale obecnie przyglądałam się temu wszystkiemu jedynie z perspektywy osoby odwiedzającej.

Miałam zamiar już się zmywać, ale mój pęcherz dawał o sobie znać, więc ostatecznie pchnęłam drzwi prowadzące do małego przedpokoju. Moim oczom ukazały się doniczki z zielonymi krzewami i parę wygodnie wyglądających krzeseł.

Nagle mnie olśniło

Właśnie zbierałam się w sobie, żeby wytłumaczyć, co tu robię, kiedy nagle otworzyły się drzwi i stanęła w nich jakaś babka w zbliżonym do mnie wieku.

– Będzie nam bardzo smutno, jak już od nas odejdziesz, Basiu – rzuciła do niej koleżanka, która mnie tu ściągnęła, dając jej buziaka w policzek.

– Oby udało wam się niedługo znaleźć kogoś, kto mnie zastąpi – odparła wspomniana Basia, schodząc po schodach.

– Może chciałaby pani zobaczyć naszą broszurę reklamową? – dotarło do mnie pytanie wypowiedziane przez kogoś, kto do mnie podszedł.

– Właściwie to jestem tu w innej kwestii, chodzi o zatrudnienie – zwróciłam się do rosłej kobiety o jasnych włosach, która miała na nosie okulary. – Doszły mnie słuchy, że macie wolny etat…

– Zgadza się, wakat pojawił się ledwie przed chwilą – uśmiechnęła się szeroko blondwłosa kobieta. – Już rozpoczęliśmy poszukiwania. Zależy nam na doświadczonej pielęgniarce. Zatrudnienie wyłącznie w trybie dziennym, od godziny szóstej do drugiej po południu. Czy byłaby pani skłonna rozważyć tę propozycję? – jej wzrok zdawał się przenikać mnie na wylot.

– Oczywiście! – poczułam narastające podekscytowanie.

Poczułam się potrzebna

Przypadło mi do gustu to miejsce, znajdujące się w pobliżu mojego mieszkania, z godzinami pracy wprost wymarzonymi. Zamiast gapić się na miłosne perypetie wszelkiej maści Alejandrów i Pedrów z ich wybrankami serca, mogłabym poczuć się potrzebna, a przy okazji dorobić trochę grosza. Nie zwlekając ani chwili, zjawiłam się na rozmowie z szefową ośrodka, podpisałam papiery i ustaliłam termin nadchodzącego szkolenia.

– Mamuś, naprawdę dziwię się, że wciąż masz ochotę pracować w twoim wieku – moja córka głośno westchnęła. – Mogłabyś przecież nic nie robić od rana do wieczora. Czyż to nie było twoim wielkim pragnieniem odkąd tylko pamiętam?

– Przede wszystkim… – zaczęłam, unosząc kciuk lewej dłoni i spoglądając jej prosto w oczy – w życiu nie śniłam o próżnowaniu. Wręcz odwrotnie, ono mnie wykańcza! Druga sprawa – wyprostowałam palec wskazujący – nadal będę pojawiać się w domu kilka chwil po godzinie drugiej po południu, więc zostanie mi całkiem sporo wolnego. No i po trzecie: co to w ogóle oznacza „w twoim wieku”? Ja nie planuję tak prędko się zestarzeć!

Rodzina to zaakceptowała

Całe szczęście rodzina błyskawicznie oswoiła się z faktem mojego powrotu do pracy, a ja z sympatią podchodziłam do nowych podopiecznych. Największą słabość poczułam do „karcianych wyjadaczy”, czyli czterech wiekowych mężczyzn, których dostrzegłam przy rozgrywce brydża już pierwszego dnia. Każdy z nich miał grubo ponad osiemdziesiąt lat i wszyscy bezceremonialnie próbowali mnie uwieść.

– Oj, gdybym był w kwiecie wieku, to pani małżonek musiałby mieć się na baczności – przekomarzał się pan Eustachy, emerytowany strażak, mrugając do mnie porozumiewawczo. – Od zawsze przepadałem za młodszymi panienkami!

– Ja już nie jestem panienką – parsknęłam śmiechem. – Domyśla się pan, ile lat mam na karku? Sześćdziesiąt trzy! – postanowiłam wyłożyć kawę na ławę.

– Toż to pani jeszcze smarkula! – Wybuchnął pan Józek. Zdawałam sobie sprawę, że dobił do dziewięćdziesiątki, ale umysł miał ostry jak brzytwa, a i odwiedzały go babki w podobnym wieku do mnie.

– Kiedy ja miałem tyle lat, to dopiero żeniłem się po raz trzeci! Przecież to była wczesna młodość! No i kochanki też mi się trafiały.

Był taki pełen energii, że spokojnie uwierzyłabym w ten jego wigor jakieś trzydzieści lat temu. A te dwie panie chyba nawet o sobie nie miały pojęcia.

Cała nasza piątka wybuchnęła śmiechem, a ja pomyślałam, że za jakieś dwadzieścia parę lat chciałabym być taka jak oni: tryskająca energią, otwarta na innych i z poczuciem humoru. I wydaje mi się, że, biorąc pod uwagę moje nastawienie do życia, mam całkiem spore szanse, żeby taka być. Ale na razie to jeszcze nie czas, żeby zacząć się starzeć!

Maria, 63 lata

Czytaj także:
„Traktowałam kumpla jak natręta. Dopiero gdy zostałam samotną matką doceniłam jego starania”
„Teściowa stroi się w moje ciuchy. Myśli, że pod nimi nie widać starego próchna i tylko robi z siebie pośmiewisko”
„Sądziłem, że gdy ja zarabiam na życie, żona baraszkuje z kochankiem. To, co wyprawiała, było o wiele gorsze”

Redakcja poleca

REKLAMA