Kiedy kupiliśmy z żoną kawałek ziemi pod miastem, początkowo chcieliśmy mieć tam działkę. I faktycznie, postawiliśmy mały drewniany domek, posadziliśmy trochę roślin i mieliśmy wspaniałe miejsce na grilla z przyjaciółmi. W ciągu trzech lat mały domek się rozbudował, powstał w zasadzie spory dom z kilkoma pokojami na piętrze i sporym salonem na dole.
Pomyśleliśmy, że fajnie byłoby się tam przenieść na stałe
Choć dojazdy do pracy zajmowałyby nam trochę więcej czasu, mielibyśmy ciszę i spokój. No i budziłby nas śpiew ptaków, a nie odgłos przejeżdżających tramwajów.
Odłożyliśmy trochę pieniędzy i wzięliśmy się za solidny remont. Poprzedni domek, choć przestronny, był jednak tylko domkiem na działce, nieocieplonym, bez podjazdu czy garażu.
Trzeba było na nowo urządzić kuchnię i łazienki, bo wcześniej zwieźliśmy tam po prostu stare niepotrzebne wyposażenie. A wiadomo, jak mieszkać to na nowym.
Kolejnej wiosny mogliśmy się już przeprowadzić do naszej chatki za miastem. Oczywiście urządziliśmy huczną imprezę, na której byli absolutnie wszyscy z naszego otoczenia: zarówno rodzice i teściowie, jak i przyjaciele. Zabawa była wspaniała i do samego rana. Żaden sąsiad się nie skarżył, bo nasz domek stoi nieco na uboczu, w oddaleniu od innych zabudowań.
Po imprezie wszyscy do nas dzwonili z podziękowaniami i pochwałami, że stworzyliśmy takie wyjątkowe miejsce. Najbardziej podobało się to rodzicom mojej żony.
– Fantastyczna lokalizacja! Tak blisko natury, a jednocześnie niedaleko miasta. No i ten kącik do grilla, rewelacja! – teściowa piała z zachwytu.
Tydzień później zadzwoniła do mojej żony z pytaniem, czy nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby wpadła z koleżankami i urządziła sobie grilla w naszym ogrodzie.
– Czemu nie? Kilka emerytek raczej nie będzie biegało z wrzaskiem ani odstawiało dzikich tańców.
Mama Olgi przyjechała w piątek wieczorem z trzema kumpelami.
– Słuchaj, ale gdzie my je położymy? Mamy tylko jedną kanapę w salonie i nasze łóżko. Przecież nie będą chyba spały w śpiworach na podłodze?
Chcąc nie chcąc to my wpakowaliśmy się w śpiwory, oddając kanapę i łóżko teściowej i jej psiapsiółom.
Następnego dnia były na nogach już od szóstej
Nie dały nam się nawet wyspać.
– A do sklepu daleko macie? Bo jakby co to pożyczę wasze auto i podjadę. Musimy zrobić zakupy na dzisiejszego grilla – zarządziła teściowa.
Nie miałem wyjścia i dałem jej kluczyki. Wpakowała się z koleżankami do mojego citroena i pojechały. Trzy godziny później wróciły.
– Dawidku, pomóż nam z tymi torbami. To do lodówki, a to w jakieś ciemne i chłodne miejsce. A to zanieś od razu koło grilla – dyrygowała mną.
Marzyłem, żeby ten weekend się skończył. Ale to był dopiero początek.
– Co tak siedzisz, markotny? Pomóż nam! – wykrzyknęła i popędziła do kuchni kroić warzywa.
– Dawid! Chodź nam pomóc! – usłyszałem pięć minut później jej głos z kuchni.
– A gdzie macie szpikulce do szaszłyków? O, to też nam się przyda – zrewidowała każdą szufladę i szafkę. Nie miałem sił oponować. Była jak nieposkromiony żywioł, który wtargnął do naszego spokojnego przytulnego domku.
Siedziały przy tym grillu chyba do trzeciej nad ranem. Ich głosy niosły się w ciszy, nie mogliśmy zmrużyć oka. Kiedy pojechały następnego dnia dziękowałem niebiosom, że ten weekend wreszcie minął.
Z czasem wizyty teściowej stały się jak regularne obowiązki. Zaczęła wpadać jakby to był jej własny dom. I najgorsze, że nie przychodziła sama, a Olga nie potrafiła jej odmówić.
Po kolejnym męczącym tygodniu pracy z niecierpliwością oczekiwaliśmy spokojnego, romantycznego wieczoru we dwoje. Oboje potrzebowaliśmy tej chwili wytchnienia, by naładować baterie i po prostu cieszyć się swoją obecnością.
Plan był prosty: kolacja przy świecach
Ulubiona muzyka, a później wspólne oglądanie filmu. W połowie kolacji rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
– Kto to może być? – spytałem, zerkając na Olgę.
Poszedłem otworzyć. W drzwiach stała teściowa z teściem.
– Wpadliśmy tylko na chwilkę – oznajmiła z niewzruszonym uśmiechem.
Zostali do soboty wieczorem. Oczywiście musieli zrobić grilla.
Kiedy wyjechali, Olga i ja byliśmy zbyt zmęczeni, by cokolwiek robić. Nasz weekend się rozmył w obsługiwaniu teściów.
– Dlaczego musi tak robić? Nasze weekendy przestały być nasze – powiedziała Olga.
– Musimy coś z tym zrobić – odparłem z determinacją.
Zaczęliśmy planować nasze weekendy poza domem. Sądziliśmy, że tak uda nam się uniknąć tych niespodziewanych i niechcianych wizyt.
W następny weekend pojechaliśmy do pobliskiego lasu, gdzie telefon nie łapie zasięgu, a jedynymi intruzami mogą być dzikie zwierzęta. W piątek wieczorem tuż przed wyjazdem, teściowa znów pojawiła się w naszych drzwiach.
– Dokąd wy tak spakowani? – jej ton wydawała się oskarżycielski.
– To tylko krótki wyjazd, odpoczynek od miasta – wyjaśniła Olga, starając się zachować spokój.
– Beze mnie? – teściowa wydawała się urażona. – Nie możecie mnie zostawić samej na weekend!
Olga przełknęła głośno ślinę.
– Mamo, potrzebujemy chwili dla siebie – odpowiedziała delikatnie.
– No dobrze, skoro już tak bardzo chcecie uciec od swojej rodziny…
Olga ścisnęła moją dłoń
Poczułem jak narasta we mnie frustracja. Wkurzała mnie ciągła obecnością jej matki i to uczucie, że musimy się tłumaczyć z pragnienia odrobiny prywatności.
Kiedy teściowa odjechała, rankiem następnego dnia wyruszyliśmy w naszą weekendową podróż. Ta ucieczka była dla nas bardzo ożywcza. Spacerując brzegiem jeziora, mogliśmy wreszcie porozmawiać bez pośpiechu, bez obawy, że nagle ktoś wtargnie do naszej przestrzeni.
Jednak nadeszła niedziela, a z nią czas powrotu do rzeczywistości. Postanowiliśmy wrócić nieco wcześniej, aby uniknąć ruchu na drogach i może jeszcze złapać kilka chwil spokoju we własnym domu.
Gdy wjeżdżaliśmy na podjazd, nasze serca zamarły. Muzyka, śmiechy, dźwięk rozmów… Te dźwięki dochodziły z naszego domu. Jak to możliwe?
Teściowa – królowa naszego ogrodu – stała, otoczona przez tłum obcych nam ludzi, z którymi urządzała pełne rozmachu grillowanie. Żaden z gości nie wyglądał na zakłopotanego faktem, że gospodarze domu są nieobecni.
Ola zamarła obok mnie.
– Jak mogła? – wyszeptała moja żona.
Jej matka przekroczyła każdą możliwą granicę.
Wymieniliśmy przelotne spojrzenia i ruszyliśmy w stronę naszego ogrodu, który zamienił się w wielką imprezownię. Teściowa, zauważając nas, na moment przerwała rozmowę i spojrzała na nas, jakby dopiero teraz do niej dotarło, że to nasz dom.
Nie wydawała się zmieszana
– Dawid, Olga! Wracacie tak wcześnie?
– Co się tu, do cholery, dzieje? – powiedziałem ostro, nie kryjąc emocji, które się we mnie kłębiły. Teściowa z uśmiechem odwróciła się do swoich gości.
– To moja córka i jej mąż, gospodarze tego domu – przedstawiła nas z lekkością, jakby to było najbardziej normalne na świecie.
– Mamo, jak mogłaś zorganizować tu imprezę bez naszej wiedzy i zgody? – głos Olgi drżał.
– Przecież wiedziałam, że was nie będzie. Dom stałby pusty. A nasi przyjaciele bardzo chcieli zobaczyć wasze nowe lokum – odpowiedziała, nie widząc w tym nic złego.
– Dom nie jest miejscem spotkań towarzyskich, które można organizować za naszymi plecami! – krzyknąłem.
Tym razem doszło do awantury. Posunąłem się nawet do tego, że wyprosiłem całe towarzystwo. Postawiliśmy sprawę jasno: nasz dom, nasze zasady. Atmosfera, która jeszcze chwilę temu była wesoła, stałą się napięta i nieprzyjemna.
Teściowa, choć z nieskrywanym niezadowoleniem, w końcu opuściła nasz dom. Od tamtej pory mamy wreszcie święty spokój. A kiedy ktoś do nas dzwoni czy może wpaść w weekend odpowiadamy, że akurat mamy wielki remont i grill jest nieczynny.
Dawid, 33 lata
Czytaj także:
„Los zabrał mi męża, a teściowa chce odebrać mi mieszkanie. Według niej, gdy owdowiałam, przestałam być rodziną”
„Sąsiadka knuła jak nas oskubać z kosztowności po teściowej. Grała miłą starowinkę, a zacierała ręce na spadek”
„Sąsiadka knuła jak nas oskubać z kosztowności po teściowej. Grała miłą starowinkę, a zacierała ręce na spadek”