„Rodzina śmiała się, że jestem starą panną, a mi było wstyd. Musiałam kłamać, żeby w końcu dali mi spokój”

pewna siebie kobieta fot. Adobe Stock, deagreez
„– Mam was! – zawołała filuternie. – Teraz musicie mi powiedzieć, kiedy będzie ślub. Nie ma na co czekać, Justyna, młodsza nie będziesz. Spójrz na mnie, przed trzydziestką uwinęłam się z dwojgiem dzieci”.
/ 04.09.2024 14:00
pewna siebie kobieta fot. Adobe Stock, deagreez

Swoje trzydzieste szóste urodziny świętowałam nietypowo – wyłączyłam telefon i poszłam na spacer, całkiem sama. Po drodze kupiłam bajgla, pal diabli dietę, której i tak przestrzegałam okazjonalnie, coś mi się od życia należało. Powoli, żeby na dłużej starczyło, skubałam w zamyśleniu słodkawe ciasto. Byłam całkiem zadowoloną z siebie singielką, ale rodzina i niektóre koleżanki widziały to inaczej.

Byłam gorsza, bo sama

Pełne troski pytania, kiedy wreszcie poważnie pomyślę o przyszłości i znajdę odpowiedniego faceta, zbywałam wzruszeniem ramion, starając się nie przejmować tym, że moje własne osiągnięcia nie znajdowały uznania w oczach bliskich. Bez mężczyzny u boku byłam starą panną, godną pożałowania istotą, której nikt nie chciał.

Zgrzytnęłam zębami, postanawiając ograniczyć do minimum kontakty z rodziną, przyjaciółkami i każdym, kto jeszcze raz zechce spytać, kiedy wreszcie sobie kogoś znajdę.

Jakby nie liczyło się nic innego – prychnęłam ze złością.

Po drugiej stronie ulicy zobaczyłam miły lokal, postanowiłam kupić kawę na wynos, znaleźć jakąś odludną ławkę w parku i całkowicie odseparować się od istot ludzkich. A przynajmniej tych o niewłaściwych poglądach na mój stan cywilny. Plan wykonałam, ale zamiast rozkoszować się samotnością z wyboru, pogrążyłam się w niewesołych rozmyślaniach.

To był przypadek

Dzieciaka na rowerku zauważyłam, dopiero kiedy wyłożył się tuż przede mną prosto w kałużę, ochlapując mnie brudną wodą. Zerwałam się z ławki, przy okazji wylewając na siebie kawę.

– Jerzyk, wszystko w porządku? – ojciec ciamajda niepotrafiący upilnować syna nadjechał ze sporym opóźnieniem.

Dopiero na jego widok malec się rozryczał. Niefrasobliwy tatuś obejrzał go fachowo.

– No już, nic się nie stało – przytulił go na chwilę.

– Tak bym tego nie ujęła – wtrąciłam ze złością, pokazując brunatną plamę po kawie zdobiącą mój płaszcz.

Chłopiec przestał płakać i spojrzał z zainteresowaniem.

– Oblała się pani kawą – zauważył jego ojciec.

Chciałam odpalić, że to wina jego syna, ale ugryzłam się w język. Co dzieciak winien, że miałam dziś zły nastrój. Odludna ławka w parku, bajgiel zamiast tortu, co za idiotyzm. Decyzja o samotnym spędzeniu urodzin wydała mi się nagle bez sensu.

– Urodzinową kawą – sprecyzowałam, zbierając się, by odejść.

Najlepsze życzenia od nas obu – tatuś uśmiechnął się szeroko. – Przepraszamy, co złego, to nie my. Zapłacę za pralnię i kupię drugą kawę – zaproponował.

Zastanowiłam się i kiwnęłam głową.

– Spotkamy się jutro przy tej samej ławce? Dziś nie mam przy sobie gotówki.

– Ja też nie – zawtórował mu synek.

Musiałam się uśmiechnąć. Dzień już nie wydawał mi się taki zmarnowany.

– To umówione. Wsiadaj, młody, na rower, odwiozę cię do mamy, niech cię wysuszy. Małe pranie też by nie zaszkodziło, strasznie się wybrudziłeś.

Znów się spotkaliśmy

Odjechali, a ja byłam pewna, że więcej żadnego z nich nie spotkam. Do parku nazajutrz poszłam wyłącznie z ciekawości. Niefrasobliwy ojciec już czekał, tym razem bez syna. Poszedł ze mną do pralni, o kawie zapomniał, bo wróciliśmy do parku. Dobrze nam się rozmawiało, od dawna z nikim nie spędziłam tak miło czasu.

– A gdzie Jerzyk? Nie miał ochoty na spacer? – spytałam.

Hubert natychmiast udzielił bardzo wyczerpującej odpowiedzi.

– Młody został w domu, z mamą. Nie mieszkamy razem. Nie, nie rozwiedliśmy się z Kamilą, ślubu też nikt nam nie udzielał – ciągnął. – Wychowujemy razem syna i przyjaźnimy się. Zawsze będą częścią mojego życia.

Zrozumiałam, że mnie ostrzega, bym nie zrozumiała opacznie jego starań. Był sympatycznym znajomym, to wszystko.

– Nie szukam desperacko męża – zapewniłam go.

– A to szkoda, bo jesteś bardzo ładna – uśmiechnął się mile.

Polubiłam ich

Flirtował niezobowiązująco, bardzo mi to odpowiadało. W takim duchu pociągnęłam rozmowę i tak jakoś wyszło, że umówiliśmy się w parku za dwa dni. Tym razem przyjechał z Jerzykiem, który okazał się bardzo miłym dzieckiem. Rozmawiał ze mną tak chętnie, że w pewnym momencie Hubert zaprotestował.

– Czuję się odrzucony, czy mogłabyś poświęcić trochę uwagi również mnie?

Przyjaciele Jerzyka są moimi przyjaciółmi – zaśmiałam się, a chłopiec przybił mi piątkę.

Obaj często bywali w parku, Hubert zawsze dzwonił i pytał, czy do nich dołączę. Rzucałam wtedy wszystko i biegłam, tłumacząc sobie, że muszę o nich dbać, bo nie mam zbyt wielu dobrych przyjaciół.

Zaproponował mi małą mistyfikację

Pewnego dnia pojawiłam się przy ławce w burzowym nastroju. Jerzyk spytał, co się stało, a Hubert go poparł.

– Masz taką minę jak wtedy, gdy spotkałem cię pierwszy raz i Jerzyk opryskał cię błotem. O czym myślisz?

– O rodzinnej imprezie, której niestety nie mogę opuścić. Rocznica małżeństwa wuja, będą tam wszyscy i każdy z osobna nie pożałuje mi uwag na temat mojego godnego pożałowania położenia. Powinnam mieć męża i basta, on wiedzą najlepiej.

– Narzeczony nie wystarczy? – spytał ciekawie. – Bo jakby co, to ja bym mógł się podszyć. Nie boję się ich, chyba mnie nie zjedzą.

– Mówisz poważnie? To byłaby gruba mistyfikacja.

– Co ci zależy? Damy im nauczkę, odczepią się od ciebie.

Pomyślałam, że czemu nie, wizja wprowadzonych w błąd krewniaków wydała mi się czarowna. Zgodziłam się i wprowadziłam Huberta na rodzinne salony.

Dobrze udawaliśmy

Zrobiła się mała sensacja, ale krewni zdołali zachować towarzyskie formy. Wszyscy, tylko nie Andżelika. Była najgorszą z kuzynek, uwielbiała dawać mi siebie za przykład. Nadciągnęła, jak tylko zobaczyła, że wymknęliśmy się do ogródka.

– Mam was! – zawołała filuternie. – Teraz musicie mi powiedzieć, kiedy ślub. Nie ma na co czekać, Justyna, młodsza nie będziesz. Spójrz na mnie, przed trzydziestką uwinęłam się z dwojgiem dzieci.

Spojrzałam wymownie na Huberta, a on na mnie. Andżelika mówiła i mówiła, a my nie odrywaliśmy od siebie oczu. Zastosowaliśmy taktykę uniku, żeby ją zniechęcić, ale po chwili zapomniałam o upiornej Andżelice. Hubert się pochylił, ja podniosłam głowę i… nic się nie wydarzyło, bo wtrąciła się kuzynka.

– Chyba wam nie przeszkadzam? – spytała urażonym tonem.

– Trochę – odparł powoli Hubert, nie dorywając ode mnie wzroku.

No to zostawię was, gołąbeczki – nie rezygnowała Andżelika, nie ruszając się na krok.

Wtedy Hubert mnie pocałował, a ja przestałam zwracać na nią uwagę.

– Wiem, że nikogo nie szukasz – zaczął się tłumaczyć, kiedy oderwaliśmy się od siebie.

– Kto tak powiedział? – mruknęłam.

– Wydawało mi się, że ty, ale musiałem się przesłyszeć – ucieszył się, przyciągając mnie do siebie.

Już nie musimy kłamać

Zrezygnowaliśmy ze spotkań w parku, chociaż chodzimy tam na spacery, Jerzyk szaleje na rowerze, a my po prostu jesteśmy razem. Zamieszkaliśmy pod jednym dachem, żeby się nie rozstawać, ale ślubu jak dotąd nie wzięliśmy, trochę z zaniedbania, a trochę z przekory. Od czasu do czasu Hubert wspomina, że tym razem mógłby się ożenić, więc kiedyś pewnie to się stanie. Nie bardzo nam na tym zależy.

Kochamy się, wszyscy troje, a to jest najważniejsze. Jerzyk ma u nas drugi dom, a mnie darzy dużą sympatią, co uważam za prawdziwy zaszczyt. Uwielbiam tego smarkacza, a on o tym doskonale wie i robi ze mną, co chce. Ostatnio zalazł mi za skórę, dziwnie upodabniając się do Andżeliki.

Różnica między nimi jest taka, że on nie domaga się od nas ślubu, tylko dzieci. Zażyczył sobie brata, najlepiej starszego, żeby mógł się z nim bawić. Hubert prowadzi z nim żartobliwe negocjacje w sprawie siostry, a ja zaczynam się przyzwyczajać do myśli, że nasza nieformalna rodzina się powiększy. Może nawet się pobierzemy?

Justyna, 36 lat

Czytaj także: „Przyjaciółka wściekła się, że spotykam się z jej byłym mężem. Skoro go wyrzuciła, to teraz moja kolej na uciechy”
„Sypiałem z przypadkowymi panienki, a później wyłączałem telefon. Po miesiącach zabawy dopadła mnie dotkliwa karma”
„Zięć ma długie włosy i gra na gitarze. Boję się, że zamiast o rodzinę, będzie dbał o kolegów”

Redakcja poleca

REKLAMA