„Rodzice tuż przed śmiercią zmienili testament. Wszystko przepisali na proboszcza, bo kościół powinien mieć nowy dach”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, Jochen Schönfeld
„Okazało się, że moi rodzice cały swój majątek przepisali na proboszcza. A nie było tego mało – mieli nie tylko dom, działkę za miastem i dobry samochód, ale też całkiem spore oszczędności, o których nie wiedziałam. I to wszystko miało trafić na konto kościoła”.
/ 30.07.2024 11:15
smutna kobieta fot. Adobe Stock, Jochen Schönfeld

Już od najmłodszych lat wiedziałam, że religia to podstawowa wartość w życiu każdego człowieka. Moi rodzice byli bardzo religijni, co miało wpływ na całe moje dzieciństwo.

Religia była w domu bardzo ważna

– Marta, ubieraj się. Musimy już wychodzić do kościoła – słyszałam każdego niedzielnego poranka. To był taki dzień w tygodniu, w którym chciałam się wyspać i po prostu odpocząć. Nie miałam szkoły ani żadnych zajęć dodatkowych, co dawało mi kilkadziesiąt godzin spokoju.

Jednak nic z tego. Rodzice budzili mnie z samego rana i przypominali o wizycie w pobliskim kościele. A potem kazali założyć wyjściową sukienkę, w której przez kolejne dwie godziny musiałam stać w budynku, w którym – w zależności od pory roku – było albo bardzo zimno albo bardzo gorąco. Ale moje protesty na nic się nie zdawały.

– Nie ma takiej opcji – mówiła mama, gdy próbowałam wymusić zostanie w domu. I nie miało znaczenia to, że źle się czułam lub po prostu nie miałam siły. Kościół był obowiązkowy – bez względu na okoliczności.

Jeszcze na samym początku próbowałam się buntować. Podobnie jak moi znajomi w niedzielę chciałam spać do południa lub oglądać telewizję w piżamie. Jednak moi rodzice na nic takiego nie pozwalali. Dlatego z czasem przestałam protestować. Wiedziałam, że jak odbębnię poranek w kościele, to potem będę miała względny spokój. I pewnie dlatego przyzwyczaiłam się do cotygodniowej tradycji.

Wiara rodziców zaczęła mnie przerażać

Kiedy poinformowałam rodziców, że wyjeżdżam na studia do innego miasta, to próbowali mnie od tego odwieść. Byli przekonani, że duże miasto to siedlisko szatana, a ich jedyna córeczka zejdzie w nim na złą drogę. I na nic zdały się moje argumenty o tym, że studia są moją szansą na lepsze życie. Ja po prostu nie chciałam zostać w swojej mieścinie, Chciałam czegoś więcej.

– Będę się za ciebie modlić – powiedziała mama, gdy spakowałam walizki i zapakowałam je do starego auta taty.

Do ostatniej chwili próbowała przekonać mnie do zmiany decyzji. 

W końcu odżyłam

Pozbawiona kontroli rodziców wreszcie odżyłam. I chociaż mama w każdej rozmowie telefonicznej przypominała mi o konieczności chodzenia do kościoła, to ja nie zamierzałam tego robić. Z jednej strony najzwyczajniej w świecie nie miałam na to ochoty, a niedzielny poranek wolałam wykorzystać na błogie lenistwo. Z drugiej –  miałam coraz bardziej krytyczny stosunek do tej instytucji.

Zupełnie inaczej niż moi rodzice, którzy z wiekiem stawali się coraz bardziej fanatyczni. Za każdym razem gdy przyjeżdżałam do rodzinnego domu, to byłam namawiana do wspólnych wizyt w kościele. A że otwarcie wyrażałam swój sprzeciw wobec tej instytucji, to zderzałam się z oburzeniem i niezadowoleniem.

– Jak możesz tak mówić? – słyszałam od mamy, która nie chciała słyszeć o niepochlebnych opiniach na temat kościoła i wszystkiego, co się wokół niego działo. – To bzdury wyssane z palca – przekonywała.

Podobnie było z ojcem. Wprawdzie we wcześniejszych latach sprawiał wrażenie zdecydowanie mniej religijnego od mamy, to z wiekiem zrobił się równie fanatyczny jak ona.

– Nie bluźnij! – oburzył się, gdy powiedziałam, że nie zamierzam brać udziału w tej cotygodniowej szopce. – Nie tak cię wychowywaliśmy.

Pewnie, że nie tak. Ale ja już byłam na tyle dorosła, że potrafiłam samodzielnie wyciągać wnioski. I nie podobało mi się to co widzę.

Oddawali pół emerytury na kościół

Do pewnego momentu nie przeszkadzało mi to, że rodzice są aż tak bardzo religijni. I chociaż nie uważałam za słuszne, aby niemal codziennie pojawiać się w kościelnych ławach, to jednak nie miałam zamiaru im tego zabraniać. Doszłam do wniosku, że być może właśnie tego potrzebują.

Wszystko zmieniło się w momencie, gdy dowiedziałam się, że moi rodzice niemal utrzymują pobliski kościół. Kiedy odwiedziłam ich pewnej niedzieli, to tata właśnie przygotowywał rachunki do zapłaty. Przez zupełny przypadek zobaczyłam jeden z druków.

– Co to jest? – zapytałam podnosząc jedną z wielu kartek.

W ręku trzymałam druk przelewu opiewający na prawie 1000 złotych. Odbiorcą był miejscowy proboszcz.

– Jak to co? – oburzyła się mama. – To darowizna na nasz kościół –  powiedziała.

– Tyle pieniędzy? – zdziwiłam się.

Wprawdzie rodzice mieli oszczędności i dosyć wysokie emerytury, ale przekazywanie takich sum kościołowi było jednak sporą przesadą.

– No tak – do rozmowy włączył się tata. – Proboszcz poprosił nas o wsparcie, a my się zgodziliśmy.

Spojrzałam na nich z niedowierzaniem. Zawsze wiedziałam, że rodzice są aż nadto religijni, ale nigdy nie spodziewałam się, że będą przekazywać kościołowi aż takie sumy. Tym bardziej, że ostatnio skarżyli się, że życie jest coraz droższe. Nie wiedziałam co powiedzieć. Pozostawało mieć nadzieję, że to jednorazowy datek.

Ksiądz mydlił mi oczy

Kilka miesięcy później odkryłam, że rodzice kolejny raz przekazali spore pieniądze na konto proboszcza. Tym razem było to ponad dziesięć tysięcy złotych, co wiązało się ze sporym uszczupleniem ich oszczędności. Postanowiłam interweniować.

– Dlaczego proboszcz wyłudza pieniądze od moich rodziców? –  zapytałam wprost księdza, który dowodził miejscowym kościołem.

Byłam zła, bo kolejny raz odkryłam, że rodzice bardzo hojnie wspierają miejscową społeczność religijną.

– Drogie dziecko, to nie tak –  usłyszałam spokojny głos proboszcza. –  Twoi rodzice są bardzo zaangażowani w życie parafialne. I sami postanowili wspomóc remont naszego kościoła –  dodał.

Mówiąc to delikatnie się uśmiechał. Ale ja wyczułam w nim fałsz. Tak naprawdę to nic mi się w nim nie podobało. Nie ufałam mu.

– Czyżby? – zapytałam złośliwie. Ale nie mogłam zrobić nic innego.

Liczyłam, że rodzice w końcu się opamiętają.

Nie dostanę ani grosza

Kilka miesięcy po tej rozmowie dowiedziałam się o śmierci rodziców w wypadku. Długo trwało zanim pozbierałam się po tej stracie. Jednak w końcu musiałam wziąć się w garść i uporządkować sprawy po rodzicach. Skontaktowałam się z prawnikiem, u którego rodzice zostawili swój testament. Tak szczerze powiedziawszy myślałam, że to będzie jedynie formalność. Byłam jedynaczką, więc zarówno dom, jak i wszystkie oszczędności powinny przejść na mnie. Nic z tego.

Kiedy weszłam do gabinetu prawnika, to napotkałam jego poważne spojrzenie. Nie wiem dlaczego, ale już wtedy poczułam, że coś jest nie tak.

– Możemy zaczynać? – zapytał.

Przytaknęłam. Wtedy jeszcze nie przypuszczałam, że to popołudnie zmieni wszystko.

Prawnik zaczął odczytywać testament rodziców. A ja z każdym jego słowem byłam coraz bardziej zdumiona. Okazało się, że moi rodzice cały swój majątek przepisali na proboszcza. A nie było tego mało –  rodzice mieli nie tylko spory dom, działkę za miastem i dobry samochód, ale też całkiem spore oszczędności, o których nie wiedziałam. I to wszystko miało trafić na konto kościoła.

– Pan żartuje? – zapytałam.

Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że to nie on jest temu winien, ale mój pierwszy atak złości trafił właśnie na niego.

– Przykro mi – powiedział cicho.

Byłam wściekła

Pewnie, jemu było przykro. A mnie ogarnęła wściekłość. Bez słowa opuściłam gabinet i udałam się w stronę plebani.

Jest ksiądz z siebie zadowolony? – zapytałam proboszcza, który otworzył mi drzwi.

On tylko popatrzył na mnie z uśmiechem.

– Tak była wola twoich rodziców – odpowiedział. – Kościół potrzebuje nowego dachu, a pani Ewa i pan Janek postanowili go ufundować.

Co ciekawe, wcale nie był zdzwiony tym, co powiedziałam. Tak jakby doskonale wiedział o zapisach w testamencie moich rodziców.

Nie chciałam się z nim kłócić. Odeszłam bez słowa i wróciłam do notariusza. Dowiedziałam się, że testament jest nie do podważenia.

–  Jedyne co może pani zrobić, to wystąpienie o zachowek –  poinformował mnie.

I tak zrobiłam. Sąd przyznał mi rację, ale odzyskane pieniądze były tylko niewielkim procentem majątku rodziców. Cała reszta poszła na kościół. I chociaż racjonalna część mojej duszy podpowiada mi, że rodzice mieli prawo zrobić z pieniędzy to co im się podobało, to jednak cały czas nie mogę pogodzić się z ich decyzję.

Marta, 30 lat

Czytaj także: „Dla męża zawsze jestem tą drugą. Traktuje zdanie swojej matki jak święte, a ona nim manipuluje”
„Kadrowa w pracy omyłkowo wysłała do mnie poufne dane. Przez swoją ciekawość narobiłam przyjaciółce niezłego bigosu”
„Lata temu odbiłam kumpeli faceta. Zniknęła na 10 lat, odstawiła się jak amerykańska gwiazda i wróciła, by się zemścić”

 

Redakcja poleca

REKLAMA