„Rodzice traktują mnie jak niesforną nastolatkę, a mam 30 lat. Każą jeść domowe obiadki i wstawać bladym świtem”

matka i córka fot. iStock by Getty Images, JackF
„Kiedy siedziałam pogrążona w zadaniach kolejnego dnia, tata zaglądał do pokoju, zadając fundamentalne pytanie, czy dziś weźmiemy się za pracę w przydomowym warzywniku. Albo mama wchodziła akurat wtedy, kiedy miałam spotkanie online”.
/ 02.07.2024 13:15
matka i córka fot. iStock by Getty Images, JackF

W przeszłości miałam sporo związków, a ostatnio pożegnałam się z kolejnym partnerem w dość gwałtowny sposób. Związek z Arturem był wyjątkowo nieudany, choć zaczął się bajkowo. Od razu poczuliśmy do siebie miętę i dość szybko zaczęliśmy snuć wizje gromadki dzieci. Planowaliśmy, że będzie wspaniale aż do samego końca. Byłam przekonana co do swoich uczuć, zdecydowałam się więc na wynajem swojego mieszkania i zamieszkałam u niego.

Szybko przestało być miło

Artur okazał się zimny i apodyktyczny. Wyszło to po dwóch tygodniach wspólnego mieszkania. Wtykał nos we wszystko, co robiłam. Kiedy gotowałam obiad, stał nade mną i mówił, ile na przykład soli mam nasypać do garnka. Albo w którym miejscu w łazience mam odkładać suszarkę do włosów.

Nie wytrzymywałam tego, więc po miesiącu wspólnego życia postanowiła się wyprowadzić. Ale dokąd się udać? Moje gniazdko było aktualnie zajęte przez lokatorów, a przecież nie wyrzucę ich na ulicę.

Jedynym wyjściem okazał się powrót do rodzinnego gniazda, czyli pod skrzydła rodziców, kilka kilometrów za miastem. Niby mogłam poszukać nowego mieszkania do wynajęcia. Ale z kasą nie było za dobrze, a znalezienie czegoś od ręki graniczy z cudem.

Rodzice byli wniebowzięci. Mówili, że nie mogli się doczekać, że dom na mnie czekał, że będzie wspaniale. A trzeba przyznać, że domek mieli okazały.

Piętro było ich terenem, za to parter świecił pustkami, oczekując na moją obecność. Trzy przestronne pomieszczenia i kuchnia. Jak na singla to wręcz za dużo. Pierwszą wspólną kolację spędziliśmy w przemiłej atmosferze. Mama wyczarowała pyszności. Przekąski, kieliszeczek czegoś mocniejszego, pogaduchy o życiu.

Ale poranek okazał się trudny

– Przyniosłam ci śniadanko! Koniecznie musisz coś zjeść! – mama wkroczyła do mojej sypialni jakoś koło ósmej z rana. Akurat dzisiaj, gdy miałam wolne i planowałam wylegiwać się do późna.

Kawa – super, chętnie się napiję. Ale nic poza tym. Od czasu studiów nie toleruję porannych posiłków. Zdaję sobie sprawę, że to niezdrowe, ale nic na to nie poradzę. Przed dziesiątą nie dam rady niczego przełknąć, nawet najlepszej jajecznicy pod słońcem.

– W porządku, dzięki wielkie – wymamrotałam pod nosem, z trudem podnosząc się z wyrka.

– Ósma wybiła, pora wstać i zacząć nowy dzień! – zaświergotała wesoło i znikła z pola widzenia.

Wypiłam kawę, po czym wyszłam na dwór zapalić. I kolejna niespodzianka, tata. Rześki, ogarnięty i gotowy do pracy.

– Ty palisz papierosy!? – przywitał mnie zamiast klasycznego „cześć”.

– No przecież wiesz, tato, że…

Lepiej skończ z tym paskudztwem, bo to ci tylko zdrowie rujnuje! – rzucił i tyle go widziałam, bo wszedł do garażu.

Odetchnęłam z całej siły, odliczyłam w myślach do dziesięciu i ruszyłam urządzać sobie lokum. Sprzęty, które tam stały, może nie były całkiem do niczego, ale kompletnie nie w moich klimatach. Już wiedziałam, co wywalić, co przenieść w inne miejsce, a co trzeba dokupić. Wieczorem ogłosiłam rodzicom plan zmian. Spojrzeli na mnie jak na wariatkę, ale jakoś to przełknęli. Pomyślałam sobie, że może jakoś to będzie.

Kolejne poranki były podobne

Najpóźniej o ósmej zjawiała się mama z tacą pełną jedzenia, a chwilę później tata rzucał mi karcące spojrzenie, gdy tylko dostrzegł dymka. Piwo? Nie ma mowy. Zarywanie nocy? Zero szacunku do samej siebie.

Starałam się to pojąć. Mieszkali w tym miejscu od wielu lat. Dziadkowie wpadali do nich, kiedy im się żywnie podobało. Ja natomiast pragnęłam odrobiny spokoju. Tym bardziej, że pracowałam z domu i musiałam na to wygospodarować parę godzin każdego dnia.

Tymczasem kiedy siedziałam pogrążona w zadaniach kolejnego dnia, tata zaglądał do pokoju, zadając fundamentalne pytanie, czy dziś weźmiemy się za pracę w przydomowym warzywniku.
Albo mama wchodziła akurat wtedy, kiedy miałam spotkanie online.

– Przyniosłam ci zupę ogórkową! – stawiała talerz na stole i wychodziła, a ja czułam, jak moje policzki płoną, bo wszyscy obecni na spotkaniu to widzieli.

– Słuchaj mamuś, jakbym miała ochotę coś zjeść, to bym ci powiedziała – starałam jej się to wytłumaczyć, ale bez skutku.

Już dawno wyrosłam z pieluch!

Rozumiem, że kierują się dobrymi intencjami. Ale jestem dorosła!

No i jak to rozegrać? Pogadać? Przełknąć jakoś? Olać sprawę? Dojść do wniosku, że inni muszą się teraz mierzyć z większymi problemami? Teoretycznie racja. Ale zbyt mocno przywykłam do samotności.
Pewnej niedzieli popijałyśmy kawę przed domem.

– Mamo, mam problem – zagaiłam.

– O rany, co się stało?! Jesteś chora? Zwolnili cię z pracy?! – zawołała.

– Nie, nie ma co panikować.

– No to o co chodzi?!

Wiesz, chodzi mi o was – ostrożnie zaczęłam temat.

– Co masz na myśli?

– Te wszystkie niespodziewane wizyty, przynoszenie jedzenia. Od samego początku mieliśmy ustalone, że dół mieszkania jest mój, a góra wasza. Potrzebuję po prostu poczuć się tutaj jak u siebie…

– Przecież to wszystko z myślą o tobie! – widać było, że kompletnie ją to zaskoczyło.

– Jasne, rozumiem, ale skoro to niby dla mnie, to chciałabym poczuć się tu swobodnie… Musisz wiedzieć, że nie przywykłam do ciągłego przebywania w towarzystwie innych. Czasem po prostu potrzebuję chwili dla siebie, wyciszenia. Lubię jeść wtedy, kiedy najdzie mnie głód. Nie gniewaj się na mnie za szczerość. No i te nieustanne wizyty…

– Ale my po prostu chcieliśmy…

– Rozumiem, że macie dobre intencje. Pomyśl jednak, gdybym ja tak do was ciągle wpadała? Albo jakbym zaczęłabym się tu spotykać z jakimś chłopakiem. Wtedy też byście tak przychodzili o każdej porze?

– Dobrze, w takim razie damy ci już spokój!

Rozmowa zmieniła się w awanturę

Było mi wstyd, a pod wieczór dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Doszłam jednak do wniosku, że muszę obstawać przy swoim. I tak zrobiłam. Przez dwie doby. Skrzywiona buzia mojej mamy zdradzała wszystko, a ojciec z kolei strzelił focha. Stwierdziłam, że pora zakopać topór wojenny.

Wygrzebałam z zamrażalnika, co tylko się dało. Dla niego przygotowałam jego ulubioną zupę z grzybami, a dla mamy zapiekankę z makaronu ze szpinakiem.

Wysłałam im wiadomość: „Zapraszam Was na parter”. Po piętnastu minutach przyszli do mnie, trochę wystraszeni i kompletnie zaskoczeni. Ich oczom ukazał się zastawiony stół pełen gorących dań, a obok stały już napełnione lampki wina.

– Zaraz, chwileczkę… – powiedziała mama, na moment tracąc dech w piersiach.

– Bez dyskusji, siadamy, nakładamy i słuchamy uważnie, bo nie powtórzę drugi raz – odparłam z uśmiechem na ustach. – Jesteście dla mnie najważniejsi na całym świecie – dodałam, gdy zaczęli już zajadać. – Musicie jednak zrozumieć, że podobnie jak wy od wielu lat macie swoje nawyki, tak samo jest ze mną. Jeśli chcemy wspólnie funkcjonować, choćby przez pewien okres, musimy ustalić zasady, aby uniknąć konfliktów i miło spędzić czas. Damy radę?

Postanowiliśmy dać sobie szansę

Przytaknęli, a potem w miłej atmosferze doszliśmy do porozumienia. Teraz mogę spać do woli, bo pracuję do późna. Nie jem śniadań, porządki robię sama, obiady też gotuję sobie sama. Kiedy potrzebuję ciszy i spokoju, to drzwi są zamknięte. Rzucę palenie, ale dopiero wtedy, kiedy sama tak zadecyduję.

Minęły już dwa tygodnie od tego wieczoru, kiedy razem jedliśmy kolację i póki co wszyscy są cali i zdrowi. Co więcej, mamusia z całych sił opiera się pokusie gotowania zupek. A nawet zdarza jej się poprosić o przygotowanie tego pysznego makaronu z zielonym sosem! Czasami wpada do pokoju znienacka, udając, że nie dostrzega wielkiej kartki na drzwiach z napisem „Proszę pukać!”. Za każdym razem wtedy mówi: „Ojej, wyleciało mi z głowy, puk puk!”. Wtedy po prostu się z tego śmiejemy, bo co nam zostało?

Kiedy tata ma jakąś sprawę, to dzwoni. Co więcej, pomógł mi składać nowe meble i wyrzucać te, które mi nie pasują. Wspólnie grzebiemy w ogródku, coś przesadzimy, coś naprawimy. Przy okazji bierzemy się za remont piwnicy. I szczerze mówiąc, jest wtedy bardzo przyjemnie.

Nareszcie czuję się trochę jak u siebie. W końcu to dom moich bliskich, a oni są dla mnie wszystkim. Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.

Agnieszka, 29 lat

Czytaj także:
„Gdy córka dostała pracę marzeń sądziliśmy, że wygrała los na loterii. Zapomniała dodać, że to na drugim końcu świata”
„Siostra zrobiła ze mnie opiekunkę na pełny etat. Zmieniam jej dzieciakom pieluchy, a ona lata do kosmetyczki”
„Otworzyłam uroczy hotel nad Bałtykiem, by spełnić marzenie życia. Goście szybko zamienili moje gniazdko w oborę”

Redakcja poleca

REKLAMA