„Otworzyłam uroczy hotel nad Bałtykiem, by spełnić marzenie życia. Goście szybko zamienili moje gniazdko w oborę”

Kobieta w hotelu fot. iStock by Getty Images, Svitlana Hulko
„Niektóre pokoje po ich wyjeździe wyglądały jak po przejściu huraganu – zniszczone meble, plamy na ścianach, połamane łóżka. – Jak oni mogli to zrobić? – pytałam siebie, zbierając śmieci z podłogi jednego z pokoi. – Włożyłam w ten hotel serce”.
/ 27.06.2024 14:30
Kobieta w hotelu fot. iStock by Getty Images, Svitlana Hulko

Ludzie patrzą na mnie, nie znając prawdy, i widzą właścicielkę urokliwego hoteliku nad Bałtykiem, która realizuje swoje marzenia. Myślą sobie: „Jaka ona musi być szczęśliwa!”. Ale jak jest naprawdę? To wiem tylko ja. W rzeczywistości każdego dnia robię dobrą minę do złej gry. Już powoli nie daję rady. W pewnym momencie stwierdziłam, że mam na to chyba za słabą psychikę. I jestem za dobra, za bardzo ufna w stosunku do innych ludzi. A ci już wielokrotnie zawiedli moje zaufanie.

Wszystko zaczęło się od wielkiego marzenia

Od kiedy pamiętam, zawsze marzyłam o tym, żeby prowadzić swój własny hotel. Moja rodzina nie była zamożna, ale odkładałam każdy grosz z różnych dorywczych prac, żeby pewnego dnia zrealizować swoje plany. Wszystko zaczęło się od wielkiego marzenia. W końcu, po wielu latach ciężkiej pracy, udało mi się zebrać wystarczająco dużo środków i z pomocą małego kredytu kupiłam stary, zaniedbany budynek nad morzem.

Na początku wszystko wydawało się jak z bajki. Ciężka praca przy remoncie, planowanie każdego szczegółu, wybieranie dekoracji – to wszystko było jak spełnienie marzeń. Mój hotelik, mimo że mały, był przytulny i miał swój niepowtarzalny klimat. Goście zaczęli przyjeżdżać coraz tłumniej, a ja byłam przekonana, że uda mi się stworzyć miejsce, które będzie dawało ludziom radość i odpoczynek.

Wtedy jeszcze wierzyłam, że łatwo się dorobię. Bo przecież nie miałam nigdy podobnych doświadczeń, zatem nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać.

Szybko przejrzałam na oczy

Niestety, rzeczywistość okazała się bardziej brutalna, niż mogłam się spodziewać. Goście, zamiast cieszyć się urokami mojego hotelu, zaczęli go traktować jak tani motel, gdzie można zrobić, co się chce, bez żadnych konsekwencji. Niektóre pokoje po ich wyjeździe wyglądały jak po przejściu huraganu – zniszczone meble, plamy na ścianach, połamane łóżka.

Jak oni mogli to zrobić? – pytałam siebie, zbierając porozrzucane śmieci z podłogi jednego z pokoi. – Włożyłam w ten hotel całe swoje serce.

Nie rozumiałam, jak ludzie mogą być tak bezmyślni i bezwzględni. Przecież robiłam, co mogłam! Każdego dnia starałam się, by wszystko było perfekcyjne, ale goście zdawali się tego nie doceniać. Byłam zmuszona nieustannie naprawiać szkody, co kosztowało mnie nie tylko pieniądze, ale i mnóstwo nerwów. Prawdziwe problemy dopiero miały się zacząć.

Najgorsze jednak przyszło później. Pewnego dnia odkryłam, że część moich gości nie tylko niszczyła pokoje, ale także zaczęła rozkradać wyposażenie. Ręczniki, lampki, nawet drobne dekoracje – wszystko znikało w tajemniczych okolicznościach. Zaczęłam czuć się bezradna. Mój hotel, który miał być miejscem marzeń, stawał się powoli moim koszmarem.

– Czy to możliwe, że ktoś ukradł wszystkie ręczniki? – zapytałam moja najlepsza przyjaciółka Kasia, która przyszła mnie wesprzeć.

– To nie do wiary – odpowiedziała Kasia, kręcąc głową. – Musisz zacząć bardziej kontrolować swoich gości. Może zainstaluj kamery?

– Ale przecież to miało być miejsce, gdzie ludzie czują się jak w domu, a nie jak w więzieniu – westchnęłam.

Z czasem zaczęłam tracić pieniądze. Naprawy i zakupy nowych rzeczy pochłaniały więcej, niż zarabiałam na wynajmie pokoi. Do tego dochodziły problemy z pracownikami, którzy także nie zawsze byli uczciwi. Niektórzy próbowali mnie oszukiwać, inni nie przychodzili do pracy bez uprzedzenia, zostawiając mnie samą z całym tym bałaganem.

Moje marzenie zamieniało się w koszmar

W pewnym momencie byłam już tak zdesperowana, że zaczęłam myśleć o sprzedaży hotelu. Moje marzenie zamieniało się w koszmar, z którego nie mogłam się obudzić. Każdego dnia walczyłam, by utrzymać się na powierzchni, ale czułam, że powoli tracę siły. Czy da się to dłużej ciągnąć w ten sposób? Coraz bardziej docierało do mnie, że chyba nie. Byłam bliska płaczu każdego dnia, gdy tylko otwierałam oczy.

Może powinnaś sprzedać ten hotel i zacząć coś nowego? – zapytała mnie mama podczas jednej z naszych rozmów telefonicznych. – Nie możesz ciągle tak się męczyć.

– Nie mogę się poddać, mamo. Włożyłam w to tyle pracy i pieniędzy. Muszę walczyć do końca – odpowiedziałam zdecydowanie.

Mimo mojej determinacji, każdy dzień przynosił nowe problemy. Goście wciąż niszczyli wyposażenie, a ja coraz bardziej popadałam w długi. Pewnego dnia przyszedł list od banku, informujący o zaległych płatnościach kredytu. Byłam przerażona.

– Musisz coś z tym zrobić, Ania – powiedziała Kasia, widząc moją minę po przeczytaniu listu. – Nie możesz pozwolić, żeby to cię zrujnowało.

Ale ja nie wiem, co robić – przyznałam z rozpaczą. – Może powinnam podnieść ceny? Ale... boję się, że wtedy nikt nie będzie chciał tu przyjeżdżać – miałam w sobie tyle wątpliwości, a w głowie tysiące myśli na minutę...

– Może warto spróbować przyciągnąć bardziej zamożnych klientów? – zasugerowała Kasia. – Zainwestuj w reklamę, zmień strategię. Jak to mówią, głupotą jest robić to samo i oczekiwać odmiennych efektów... Czy jakoś tak. No, w każdym razie, trzeba próbować innych rozwiązań, nie?

To była przełomowa decyzja

Po długich rozważaniach postanowiłam spróbować. Zainwestowałam resztki oszczędności w profesjonalną reklamę i przerobienie kilku pokoi na bardziej luksusowe. Podniosłam ceny. Wprowadziłam surowsze zasady dla gości i zaczęłam bardziej rygorystycznie kontrolować rezerwacje. Okazało się jednak, że była to przełomowa decyzja.

Na początku było trudno, ale powoli zaczęły pojawiać się pozytywne zmiany. Coraz więcej gości przyjeżdżało, aby cieszyć się urokami mojego hotelu, szanując jednocześnie miejsce i jego wyposażenie. Mimo to wciąż było daleko do idealnej sytuacji. Pewnego dnia zadzwonił telefon.

– Dzień dobry, pani Aniu. Czy to pani hotel? – zapytał męski głos po drugiej stronie.

– Tak, to ja. W czym mogę pomóc? – odpowiedziałam.

Chciałem podziękować za wspaniały pobyt. Byliśmy z żoną zachwyceni. Planujemy wrócić za kilka miesięcy – powiedział mężczyzna.

– Bardzo się cieszę! Proszę się nie krępować i rezerwować termin z wyprzedzeniem. Będzie mi miło gościć państwa ponownie – odparłam z uśmiechem.

Takie rozmowy dodawały mi skrzydeł. Wiedziałam, że nie mogę się poddać. Z czasem zaczęłam też częściej rozmawiać z innymi właścicielami hoteli w okolicy, dzieląc się doświadczeniami i radami.

– Jak sobie radzisz z niesfornymi gośćmi? – zapytałam raz podczas spotkania branżowego.

– Trzeba być stanowczym od samego początku – odpowiedział jeden z nich. – Ustal jasne zasady i nie bój się ich egzekwować. Goście muszą wiedzieć, że szanujesz swoje miejsce.

Okazało się, że, tak jak radziła mi Kasia, podnoszenie cen i zmiana strategii było jedyną możliwą opcją na uwolnienie się z tego kołowrotka.

Nie żałowałam swojej decyzji

Z każdym miesiącem było coraz lepiej. Uczyłam się na własnych błędach i starałam się poprawiać jakość usług. Mój hotel zaczął przynosić zyski, a ja mogłam w końcu odetchnąć. Mimo trudnych początków, nie żałowałam swojej decyzji. Hotel nad Bałtykiem był moim marzeniem, a ja walczyłam, żeby je urzeczywistnić.

– Wiesz, Aniu, mimo wszystko podziwiam cię za to, że się nie poddajesz – powiedziała Kasia podczas jednej z naszych rozmów. – Naprawdę jesteś niesamowitą babką, wiesz?

– Dzięki. Czasem czuję się jak w pułapce, ale nie zamierzam się poddawać, Jeśli wytrwam, to uda mi się spełnić moje marzenie i mój hotel stanie się miejscem, gdzie ludzie będą przyjeżdżać, by odpocząć i cieszyć się pięknem Bałtyku. Dla mnie to więcej niż biznes – to moja pasja i całe życie.

Anna, 36 lat

Czytaj także:
„Córka zazdrości koleżance życia. Nie wie, że za granicą uwiodła bogatego dziadka dla kasy i dostała bilet w jedną stronę”
„Żałuję, że nie wrobiłam męża w dziecko. Gdy on dorósł do bycia ojcem, dla mnie było już za późno na bycie matką”
„Szefowa mnie zwyzywała, bo dałam jej dzieciom parówki. Garmażerka nie jest godna jaśniepańskich podniebień”

Redakcja poleca

REKLAMA