Nie czuję, żebym miała jakiekolwiek obowiązki wobec rodziców i wcale nie uważam się za podłą. Oni doskonale wiedzą, dlaczego ich los jest mi w zasadzie obojętny. Przez całe życie mieli mnie w nosie, ale gdy zwęszyli kasę, nagle przypomnieli sobie, że mają córkę. Na swoje nieszczęście nie wychowali idiotki. Nie dostaną ode mnie złamanego grosza, choćby prosili i błagali.
Matka wyrzuciła mnie z domu
– Jak to mam się wyprowadzić z domu? – zapytałam zdziwiona. – Czy ty żartujesz, mamo? Bo jeżeli tak, to wcale nie jest śmieszne.
– Marzenko, skończyłaś już szkołę, więc to już najwyższy czas, żebyś poszła na swoje. Przecież nie możemy utrzymywać cię przez całe życie.
– Przecież matura dopiero za dwa miesiące.
– Dlatego mówię ci to już teraz. Żebyś później nie była zaskoczona. Na razie możesz jeszcze z nami pomieszkać, ale po maturze będziesz musiała się wyprowadzić.
Wpatrywałam się w nią z niedowierzaniem. Nie to, że spodziewałam się po niej, że po dziewiętnastu latach zrozumie, że ma córkę. Ale żeby ot tak wyrzucić mnie z domu? Kiedy nie miałam jeszcze pracy ani dokąd pójść? Jaka matka tak postępuje?
– Oj, już przestań i nie patrz na mnie tym błagalnym wzrokiem. Zobaczysz, że wyjdzie ci to na dobre – powiedziała i zmierzwiła mi włosy.
– A co na to tata? – zapytałam, choć tak naprawdę znałam odpowiedź.
– Właściwie to nasza wspólna decyzja. Musisz zrozumieć, Marzenko, że naszym obowiązkiem jest nauczyć cię życia. A nie nauczysz się niczego, jeżeli przez cały czas będziemy trzymać cię w przytulnym gniazdku pod ciepłym skrzydełkiem.
Nie sprawdzili się jako rodzice
Ona chciała uczyć mnie życia. Śmiechu warte! Jedyne, czego mogłaby nauczyć mnie moja matka, to jak być społecznym pasożytem. Daję słowo, nie pamiętam, żeby przepracowała choćby jeden dzień. Kiedyś musiała mieć jakieś zatrudnienie, ale ja nie przypominam sobie tego.
Odkąd sięgam pamięcią, rodzice żyli z zasiłków i z tego, co udało im się wyżebrać od dziadków. Ojciec od czasu do czasu podejmował dorywcze prace, które nazywał fuchami. Nigdy jednak nie miał niczego na stałe. To nie tak, że nie poszczęściło im się w życiu. Oni po prostu lubili tak żyć. Podobało im się, że mogli wysypiać się do późnej godziny i kłaść się spać, kiedy im się chciało. Nie czuli na sobie żadnej presji, którą odczuwają normalni rodzice. Nie interesowało ich, czy mam zimowe buty i ciepłą kurtkę. Dopóki sami mieli pełne brzuchy, mieli w nosie, czy w lodówce znajdę coś do zjedzenia. Gdyby nie babcia, pewnie przymierałabym głodem. Właśnie tak wyglądało moje dzieciństwo.
Po śmierci babci sprzedali jej mieszkanie. Wtedy zaczęła się impreza na całego. Wcześniej bawili się, gdy ojciec przyniósł do domu jakieś pieniądze. Gdy wpadła im do kieszeni gruba gotówka, mogli imprezować codziennie. Raz nawet zostawili mnie na cztery dni samą w domu. Bez jedzenia i bez pieniędzy. Miałam wtedy czternaście lat. Dobrze, że sprzedawczyni w naszym osiedlowym sklepie zawsze dawała mi podstawowe produkty na zeszyt.
Obcy ludzie przejmowali się mną bardziej
Skoro było tak źle, to dlaczego nie chciałam się wyprowadzić? Chciałam, ale na swoich warunkach. Po liceum zamierzałam znaleźć pracę i przez rok odkładać pieniądze, żeby mieć za co wynająć mieszkanie i pójść na studia. Skoro jednak ta jędza zamierzała ot tak pozbyć się mnie ze swojego życia, moje plany wzięły w łeb.
Powiedziałam o wszystkim Markowi, mojemu chłopakowi, z którym spotykałam się od początku liceum.
– Nie wiem, co mam teraz zrobić – płakałam. – Przecież ja nie mam dokąd pójść.
– Nie martw się. Nie pozwolę, żebyś wylądowała na ulicy.
– A co możesz zrobić? Nie masz mieszkania ani pracy.
– Porozmawiam z rodzicami. Oni na pewno coś wymyślą.
– Daj spokój – zaprotestowałam. – Przecież jestem dla nich obca.
– Nie jesteś obca. Jesteś moją dziewczyną. Przecież i tak mamy w planach wspólne życie.
– I myślisz, że oni zgodzą się, żebym tu zamieszkała?
Gdy zadawałam to pytanie, rozległo się pukanie do drzwi pokoju Marka. Chwilę później weszła Teresa, jego mama.
– Przepraszam was, ale niechcący usłyszałam, o czym rozmawiacie. Marzenko, to prawda? Twoi rodzice zażądali, żebyś się wyprowadziła?
Płacz ścisnął mi gardło, więc nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Pokiwałam tylko twierdząco głową, a ona objęła mnie i pogładziła po włosach.
– Nie płacz, dziecko. Nie pozwolę, żebyś skończyła w przytułku albo na ulicy. Przecież coś wymyślimy.
Wtedy rozpłakałam się jeszcze głośniej. Nie ze wstydu. Ze wzruszenia. W tych kilku słowach obca kobieta okazała mi więcej serca, niż moja matka przez całe życie.
Byłam im bardzo wdzięczna
Następnego dnia po szkole poszłam z Markiem do jego domu.
– Dobrze, że jesteście oboje. Chcemy z wami porozmawiać – zakomunikowała Teresa.
Usiedliśmy w salonie, gdzie czekała na nas ze swoim mężem Krzysztofem.
– Powiedzcie nam, dzieci, czy myślicie o sobie poważnie? – zapytał.
– Oczywiście, że tak – powiedział stanowczo Marek. – Jesteśmy ze sobą od czterech lat i kochamy się. Nie szczeniacką miłością, jak wam się wydaje, tylko prawdziwą.
– Marzenko, czy ty czujesz to samo? – zapytała mnie Teresa.
– Tak. Kocham Marka i nie wyobrażam sobie życia z nikim innym.
– Więc zacznijcie swoje życie już teraz – powiedziała z uśmiechem.
– Jak to? – zapytaliśmy jednym głosem.
– Dom jest duży. Miejsca nam nie zabraknie – stwierdził Krzysztof.
– Mamo, tato, czy wy mówicie, że Marzena może się do nas wprowadzić?
– Właśnie to powiedzieliśmy.
Padliśmy sobie w ramiona i zaczęliśmy krzyczeć ze szczęścia.
– Dziękuję państwu! Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie państwa pomoc. Obiecuję, że nie będę ciężarem. Znajdę pracę i będę dokładać się do jedzenia i rachunków.
– Daj spokój – machnęła ręką. – Wiesz przecież, że nam nie brakuje. Najważniejsze jest, żebyś poszła na studia. O resztę nie musisz się martwić.
– A ty, Marku – zwrócił się do niego ojciec – musisz już zacząć budować waszą przyszłość. Chciałbym, żebyś zaczął pracować w mojej firmie. Na razie dam ci coś niewymagającego, na jedną czwartą etatu, żebyś miał czas na naukę. Ale zapłacę godziwie.
– Oczywiście, tato. Nawet nie wiecie, jak się cieszymy.
Do mojego chłopaka wprowadziłam się od razu po maturze. Ojca nie było w domu, gdy wynosiliśmy moje rzeczy. Matka na do widzenia powiedziała mi tylko: „Wpadaj czasami”.
Po studiach wzięliśmy ślub
Marek łączył studia z pracą w firmie ojca, a on sowicie go wynagradzał, znacznie hojniej, niż powinien. Ale było go stać. Krzysztof jest właścicielem dużej firmy transportowej, obsługującej dostawy dla kilku marketów spożywczych. Ja studiowałam, a w wolnym czasie dorabiałam jako kelnerka, mimo protestów Teresy. Nie chciałam być niczyją utrzymanką. I tak już dużo dla mnie zrobili.
Po pierwszym roku Marek poprosił ojca, by zwiększył mu wymiar zatrudnienia do połowy etatu, a on chętnie to zrobił. Widać było, że jest dumny z syna. I miał ku temu powody. Marek to naprawdę odpowiedzialny facet.
Gdy byliśmy na trzecim roku, poprosił mnie rękę, a ja przyjęłam pierścionek. Byłam szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Pobraliśmy się dwa lata później, po obronie dyplomu. Zamierzaliśmy wziąć kredyt na mieszkanie, ale moi teściowie nie pozwolili nam na to. „To prezent ślubny od nas” – powiedzieli i wręczyli nam klucze do trzypokojowego mieszkania.
Matka przypomniała sobie, że ma córkę
Mimo że z domu wyprowadzałam się w gniewie, i tak zaprosiłam rodziców na nasz ślub. Naprawdę liczyłam, że przyjdą. Chyba nikogo nie zaskoczę, gdy powiem, że kolejny raz mnie rozczarowali. Potem całkowicie zerwałam z nimi kontakt. Oni jednak nie pozwolili mi o sobie zapomnieć.
To było poniedziałkowe popołudnie. Wracałam z pracy, gdy spostrzegłam, że pod blokiem, w którym mieszkam z mężem, czeka na mnie moja matka.
– Jest moja córeczka! Prawdziwa kobieta sukcesu! – zawołała i ruszyła w moją stronę z otwartymi ramionami.
– Co tu robisz? I właściwie skąd wiesz, gdzie mieszkam?
– Och, dowiedziałam się od twoich koleżanek. No i wpadłam, żeby poznać twojego męża.
– Miałaś okazję, żeby go poznać na naszym weselu. Ale nie przyszłaś.
– Nie miej mi tego za złe. Z ojcem mieliśmy wtedy inne plany.
– Wy zawsze mieliście inne plany, mamo. I nigdy mnie w nich nie uwzględnialiście – rzuciłam i weszłam do klatki. Matka wbiegła za mną.
– Marzenko, zaczekaj. Chyba zaprosisz mnie na górę?
Miałam przeczucie, że lepiej będzie, jak poślę ją do wszystkich diabłów, ale nie zrobiłam tego.
– Marek wróci dziś późno, więc raczej go nie poznasz, jeżeli o to ci chodzi.
– Ale chyba możemy porozmawiać? Jak kobieta z kobietą.
Poprosiłam, żeby weszła. Nie musiałam długo czekać, by poznać powód jej wizyty.
– No, no! Żyjesz jak królowa – stwierdziła, rozglądając się po mieszkaniu.
– Dostaliśmy to mieszkanie w prezencie od rodziców Marka – powiedziałam chłodno.
– No proszę! Nie brakuje ci.
– O co ci chodzi, mamo?
– Bo widzisz, nam brakuje i to bardzo. Skoro ty masz dużo, to może mogłabyś się podzielić ze staruszkami?
– Podzielić? A nie pożyczyć?
– Po całym naszym trudzie mogłabyś się nam odwdzięczyć, ale skoro upierasz się przy pożyczce, to niech ci będzie. Ale wolałabym, żebyś po prostu nas wspomogła.
– Żartujesz, prawda? Ani ci nie dam pieniędzy, ani nie pożyczę.
– Ale Marzenko, zrozum. Chcą wyrzucić nas z mieszkania. Jeżeli nie uregulujemy należności, eksmitują nas. Chyba nie pozwolisz, żeby twoja matka trafiła do jakiejś socjalnej rudery.
– To twoje zmartwienia, mamo. Nie moje.
– Jak możesz? Przecież dałam ci wszystko!
Nie chciałam nawet poruszać tego tematu. Szkoda było moich nerwów.
– Przyszłaś tylko po pieniądze? Bo jeżeli tak, to możesz już wyjść.
– Marzenko, proszę. To tylko kilka tysięcy, góra dziesięć. Naprawdę chcą nas wyrzucić. Gdzie się podziejemy?
– Nie wiem. Ale na pewno wyjdzie wam to na dobre – powiedziałam jej to samo, co ona powiedziała mi, gdy siedem lat wcześniej wyrzucała mnie z domu.
Marzena, 26 lat
Czytaj także:
„Testament męża mnie zaskoczył. Połowę majątku oddał kochance z dzieckiem, o których przez 10 lat zapomniał wspomnieć”
„Nasza nieodpowiedzialna córka zostałam matką w wieku 18 lat. Podrzucała mi wnuka i leciała balować na mieście”
„Byłam naiwna wierząc, że nasza miłość wszystko wytrzyma. Gdy zdradziłam Pawłowi mój sekret, wyzwał mnie od najgorszych”