Kiedy spojrzałam na Adama po raz pierwszy, nie poczułam żadnych motyli w brzuchu. Jednak z biegiem czasu, przez te wszystkie lata naszej znajomości, zrodziło się między nami coś wyjątkowego – uczucie dojrzałe i pełne wzajemnego zrozumienia. Stojąc przed ołtarzem, mieliśmy absolutną pewność, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Każdy kolejny dzień naszego małżeństwa tylko umacniał nas w tym przekonaniu.
Adam prowadził własną działalność, w związku z czym musiał podróżować służbowo, czasami nawet na dłużej niż kilka dni, ale ja nigdy nie czułam się samotna z tego powodu. Regularnie do mnie telefonował, nawet po parę razy dziennie, zapewniając o tym, jak bardzo za mną tęskni.
Mówił, że z niecierpliwością wyczekuje momentu, aż będzie mógł mnie ponownie przytulić. I faktycznie, noce po jego przyjazdach były pełne namiętności i czułości. Później nadchodził czas kolejnego pożegnania i powitania… Taki schemat towarzyszył nam przez 10 długich lat.
Mąż zginął w wypadku
Trzy miesiące temu doszło do strasznego wypadku. Adaś jechał z delegacji do domu. Gdy dzieliło go zaledwie sto kilometrów od celu, zadzwonił, informując, że za maksymalnie półtorej godziny powinien być w domu. Niestety, nie dojechał. Był już prawie w mieście, kiedy nagle w jego auto z impetem wjechała ciężarówka. Lekarz z karetki po przybyciu na miejsce zdarzenia nie mógł zrobić nic więcej poza stwierdzeniem śmierci Adama.
Do samego pogrzebu nie potrafiłam pogodzić się z tym, że mój mąż odszedł na zawsze. Ciągle łudziłam się, że to tylko straszny koszmar, z którego zaraz się obudzę. Liczyłam na to, że Adam zaraz przekroczy próg domu, mocno mnie przytuli, a potem zjemy razem kolację i jak za każdym razem, gdy wracał, będziemy się kochać aż do rana.
Dopiero kiedy stałam nad jego trumną, dotarła do mnie straszna prawda i poczułam, że nie mam siły. Bliscy i znajomi próbowali mnie pocieszać, mówiąc: "Dasz radę, musisz spróbować wrócić do normalności, pamiętaj, że możesz na nas liczyć". Jednak to tylko pogłębiało moją rozpacz i wywoływało gniew. Jak niby miałam wrócić do normalnego życia, skoro straciłam najwspanialszego i najbardziej kochanego faceta na całym świecie?
Ciotka zaczęła plotkować
Nie byłam też zadowolona, kiedy ciotka Helena pojawiła się u mnie zaledwie trzy dni po tym, jak odbył się pogrzeb. Ta baba zawsze lubiła wtykać swój nos tam, gdzie nie trzeba, we wszystkim doszukiwała się jakichś afer i lubiła plotkować. Było mi głupio po prostu zatrzasnąć jej drzwi przed nosem, chociaż nigdy jakoś specjalnie za nią nie przepadałam.
– Co tam słychać, skarbie? Doszłaś już trochę do siebie po tej okropnej historii? – usadowiła się wygodnie w pokoju gościnnym.
– Niestety, ciociu, jeszcze nie. Wciąż jestem kompletnie rozbita, smutna i wkurzona tym, co się wydarzyło. Nie mam teraz nastroju na pogaduchy. Jedyne o czym marzę, to pójść spać – próbowałam ją zbyć.
– No tak, kochana, jasne, nie chcę ci zawracać głowy. Już sobie idę. Tylko powiedz mi jeszcze, kim była ta pani ubrana na czarno, co tak strasznie szlochała nad grobem Adama?
– Ale która, ciociu? Mnóstwo kobiet było ubranych na czarno na pogrzebie... I wszystkie ryczały... – stwierdziłam.
Nie miałam ochoty ciągnąć tej rozmowy, ale ciotka była uparta i ewidentnie do czegoś zmierzała.
Nie chciałam tego słuchać
– Owszem, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Byłam tam i również to widziałam. Znałam wszystkich żałobników, za to jej nie kojarzę. Serio nie dostrzegłaś jej obecności? Stanęła nieco z boku, nie trzymała się całej grupy. Wyglądała mniej więcej na twój rocznik, szczupłej budowy ciała, dość wysoka, włosy blond sięgające poza ramiona – zaczęła wymieniać jej cechy.
– Nie, ciociu, naprawdę jej nie zauważyłam! W odróżnieniu od ciebie byłam pogrążona w smutku i nie miałam najmniejszej ochoty, by przyglądać się otoczeniu – odparłam ze złością.
– Faktycznie, rozumiem twój niepokój... Sama nie mogę przestać o tym myśleć. Zaraz po pogrzebie podpytywałam o nią różnych ludzi, także członków rodziny Adama i jego współpracowników. Nikt nie wiedział, kim ona jest. Trochę dziwne, nie sądzisz? – drążyła temat.
W końcu zaczęło do mnie docierać, o co jej chodziło.
– W żadnym wypadku. Ale widzę, że ty jak zawsze węszysz za jakimiś tanimi skandalami. Chcesz zasugerować, że Adam miał kogoś na boku, zgadza się? No to mówię ci, że grubo się mylisz. Był najbardziej lojalnym i wspaniałym mężem pod słońcem. I nie dam ci rozpowszechniać na jego temat żadnych idiotycznych plotek – wykrzyczałam.
Nie wierzyłam jej
Zerknęła na mnie wystraszona.
– O czym ty w ogóle opowiadasz? Jaka znowu kochanka? O jakich plotkach mówisz? Kalanie pamięci? Chciałam tylko wiedzieć, co to za jedna – próbowała się usprawiedliwiać, ale od razu jej przerwałam.
– Nie potrafię zaspokoić twojej ciekawości, ponieważ nigdy jej nie widziałam. A teraz wybacz, ale naprawdę muszę się położyć – popatrzyłam znacząco w kierunku wyjścia.
– No jasne, skarbie, już idę. I nie miej mi za złe... – zapewniła.
– Jasne – burknęłam, zatrzaskując za nią drzwi.
Aż kipiałam ze złości. Nie potrafię uwierzyć, że ciotka Helena ośmieliła się insynuować zdradę Adama! Co za wścibska i wstrętna kobieta, która nie potrafi trzymać języka za zębami. Kiedy wieczorem wślizgiwałam się pod kołdrę, nawet przez chwilę nie dopuszczałam do siebie myśli, że w tych jej głupich wypowiedziach może kryć się nawet odrobina prawdy.
Prawnik mnie zaskoczył
Po tygodniu odebrałam telefon od prawnika Adama, zajmującego się sprawami jego firmy. Poprosił mnie, żebym czym prędzej pojawiła się w jego biurze.
– Domyślam się, że to ma związek z kwestiami dziedziczenia, prawda? – spytałam.
– No cóż, w dużym skrócie właśnie o to chodzi – odpowiedział.
– A czy dałoby radę to jeszcze trochę odwlec w czasie? Powiedzmy o jakiś miesiąc? Wciąż próbuję się pozbierać...
– Niestety, ale to niemożliwe. Tamta strona bardzo naciska.
– Tamta strona? Jaka znowu tamta strona? Przecież nie mieliśmy potomstwa, więc chyba tylko ja odziedziczyłam majątek, czyż nie?
– Nie, nie tylko pani. Jest jeszcze ktoś inny.
– Co takiego? Nie, to jakiś absurd! Kto to jest? – podniosłam głos, tracąc panowanie nad sobą.
– Bardzo mi przykro, ale takich spraw nie omawia się przez telefon. Adam przekazał mi nie tylko swój testament, lecz również zostawił dla pani osobisty list.
– List? Jaki znowu list? I kiedy to było?
– Około 3 lata temu.
– Więc czemu dopiero teraz się o tym dowiaduję?
– Ponieważ miałem go oddać pani tylko w razie jego śmierci. Nie znam dokładnie jego treści, ale sądzę, że znajdzie tam pani wyjaśnienie większości nurtujących panią pytań – odpowiedział.
Byłam ciekawa, kto jest spadkobiercą
Tamtego feralnego popołudnia moje samopoczucie było fatalne. Jednak po otrzymaniu tak niepokojącej informacji telefonicznej, bez chwili zwłoki ruszyłam prosto do adwokata. Podczas jazdy nieustannie głowiłam się nad tym, komu mój małżonek postanowił zapisać część naszych wspólnych dóbr.
Wcale nie kierowała mną chciwość. Po prostu zdziwiło mnie, że nigdy nawet nie zająknął się słowem, iż ma taki zamiar. Między nami nie było przecież żadnych sekretów. Kto zatem mógł być tym tajemniczym spadkobiercą? Jego bliscy, czyli matka i ojciec już od dawna nie żyli, a on był jedynakiem.
Pozostałym krewnym wiodło się doskonale i nie wymagali wsparcia. Być może zatem jakiemuś stowarzyszeniu niosącemu pomoc dzieciom lub czworonogom? Dopóki żył, z ochotą angażował się w rozmaite akcje charytatywne. Niewykluczone więc, że doszedł do wniosku, iż pewna fundacja wymaga solidniejszego zastrzyku gotówki? W tamtym momencie do mojej głowy nie napływały żadne inne pomysły.
Dowiedziałam się o kochance
Po 40 minutach dojechałam na miejsce. Prawnik gestem dłoni wskazał mi miejsce na fotelu, a ja wygodnie rozparłam się na nim. Dopiero wtedy przekazał mi zaklejoną kopertę. Sposób, w jaki nalegał, żebym usiadła, sugerował, że znajdują się w niej co najmniej zaskakujące informacje. Zniecierpliwiona, szybko rozdarłam kopertę, a ze środka wyciągnęłam kartkę z równo zapisanymi odręcznymi literami. Od razu rozpoznałam charakter pisma mojego męża. Natychmiast zagłębiłam się w lekturze.
"Najdroższa Beatko, od zawsze byłaś miłością mojego życia. Jednak jest jeszcze jedna osoba, która skradła moje serce. To moja córeczka, Natalia. Przyszła na świat kilka lat temu i od pierwszej chwili stała się dla mnie całym światem. Muszę ci się do czegoś przyznać – miałem romans z inną kobietą i owocem tej relacji jest właśnie Natalia. Regularnie je odwiedzałem i wspierałem finansowo, ale nie powiedziałem xi o tym, bo nie chciałem sprawić xi bólu ani ryzykować, że cię stracę. Matka mojej córki akceptowała rolę kochanki i nigdy nie domagała się, żebym odszedł od ciebie, ani nie naciskała na mnie w żaden sposób.
Proszę, nie kwestionuj mojej ostatniej woli Przekazałem połowę tego, co posiadam, mojej córce Natalii. Zależy mi, żeby miała godne warunki i łatwiejszy początek, kiedy mnie już nie będzie. To, co udało mi się zgromadzić, jest całkiem spore, więc spokojnie wystarczy dla was dwóch. Strasznie cię przepraszam i bardzo proszę, abyś mi wybaczyła. Kochający cię, Adam".
Byłam w szoku
Zupełnie mnie zatkało. Dobrze, że akurat siedziałam na krześle, bo pewnie runęłabym jak długa na dywan. Wpatrywałam się w zapisaną karteczkę, analizując jej treść po kilka razy i za każdym razem coraz wyraźniej uświadamiałam sobie, że przeczucia cioci Heli jednak się sprawdziły – ta obca wysoka blondyna nie była jedynie koleżanką.
Mój kochany małżonek Adam, któremu ślepo wierzyłam, romansował za moimi plecami! A do tego miał dziecko z inną! Co więcej, teraz jego kochanka żądała spadku dla swojego dziecka! Czyli w odróżnieniu ode mnie była wtajemniczona w zapisy testamentu? Poczułam narastającą furię. Nie tylko do męża, ale również do tej baby.
Nie zamierzałam się dzielić
– Czy kontaktował się pan z mamą Natalii? – zwróciłam się do prawnika.
– Owszem, odwiedziła mnie poprzedniego dnia. Narzekała na utratę zatrudnienia, brak środków na wychowanie córeczki i tym podobne…
– Nie obchodzi mnie, co się u niej wydarzyło. Niech pan będzie tak miły i przekaże jej, że planuję zakwestionować ostatnią wolę małżonka oraz zweryfikować, czy faktycznie jest biologicznym ojcem tej małej. Nam, mimo starań nie udało się mieć dziecka, a z nią tak po prostu mu poszczęściło? Ta kobieta to zapewne manipulantka!
– Jasne, że może pani to zrobić, pani Beatko, tylko…
– Tylko co? Myśli pan, że to będzie skomplikowane? I że zajmie to strasznie dużo czasu? A niech nawet trwa i trwa! Ja mam, z czego się utrzymać. W odróżnieniu od tej spryciary ja zarabiam na siebie! Pan się tym zajmie, czy mam poszukać jakiejś innej prawniczej firmy? – postanowiłam zaryzykować.
– Oczywiście, że ja się tym zajmę, bez żadnych wątpliwości.
– No to świetnie, w takim razie liczę na pana i czekam na efekty!
Czułam nie tylko złość
Kolejne doby mijały mi tak samo. Kręciłam się po mieszkaniu, szlochając i wyzywając męża, tę jego lafiryndę i nawet to Bogu ducha winne dziecko. Jednak z upływem czasu złość powoli się ze mnie ulatniała. W jej miejsce zaczęły napływać radosne wspomnienia i poczucie winy. Przypomniały mi się te wszystkie wspaniałe momenty, które dane było mi przeżyć u boku ukochanego.
Wracały do mnie wspomnienia o tym, jak o mnie zabiegał, jak mnie tulił w ramionach i obdarzał ciepłym uśmiechem. Zdarzało mi się również coraz częściej myśleć, że w sumie wcale nie chcę przeciwstawiać się jego ostatniemu życzeniu. Bo czy ta biedna, maleńka córeczka była czemukolwiek winna? Absolutnie nie! Przecież nie ponosi odpowiedzialności za to, że przyszła na ten świat. Czy naprawdę miałaby teraz żyć w biedzie tylko dlatego, że pragnęłam rewanżu na jej mamie?
Uszanowałam ostatnią wolę męża
Ona wcale nie ukradła mojego małżonka, ponoć nawet nie miała takich intencji. Można by zatem powiedzieć, że postąpiła słusznie… Po dwutygodniowej emocjonalnej karuzeli, dobro odniosło triumf. Sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer do prawnika.
– Czy zdążył już pan dostarczyć do sądu te dokumenty, o których była mowa podczas naszej ostatniej rozmowy? – przeszłam od razu do rzeczy.
– Tak, już to zrobiłem. Wszystko tak, jak pani chciała – padła odpowiedź.
– No to proszę jak najszybciej je stamtąd zabrać i zająć się podziałem naszego dobytku. Uszanuję to, czego chciał mąż, bez żadnego ale. I niech pan się z tym spieszy, bo mogę się jeszcze rozmyślić!
Okazałam serce
W sercu rozlało się przyjemne ciepło, identyczne jak wtedy, gdy mój Adam był tuż obok. Może to jakaś wiadomość od niego? Kto to wie... Cała ta historia z podziałem spadku się przedłuża. Właśnie specjaliści szacują wartość wszystkiego, co zostawił. Pewnie trochę to potrwa, bo sytuacja jest mocno skomplikowana. Ale żeby Natalka nie chodziła głodna, zdecydowałam się przelać jej mamie dziesięć tysięcy z mojego konta.
Podobno wzruszyła się do łez. Poleciła adwokatowi, żeby spytał mnie, czy nie mam ochoty zobaczyć córki Adama. Ponoć to jego wierna kopia. Odmówiłam, bo na razie chyba nie dam rady. Ból powoli mija, ale wciąż jest bardzo dotkliwy. Być może kiedyś w przyszłości...
Beata, 42 lata
Czytaj także: „Znalazłem na ulicy kupon z totolotka. Ktoś miał ogromnego pecha, a ja zyskałem kupę kasy przez przypadek”
„Zakochałam się, ale po paru miesiącach okazało się, że mój facet ma żonę. Wyznał, że do szczęścia potrzebuje nas obu”
„Mąż był tyranem i sknerą. Kiedy umarł, wreszcie poczułam ulgę. Nie spodziewałam się jednak, że czeka mnie nowa miłość”