Kolejne miesiące w naszym domu mijały pod znakiem niekończących się kłótni. Wszystko rozkręcało się od z pozoru błahej kwestii – „kim była ta kobieta (mężczyzna), z którą cię widziałam (widziałem)”. To był niczym kamyczek, który staczając się po zboczu, wywoływał gigantyczną lawinę.
Pretensje, wrzaski, sformułowania typu „gardzę tobą”, „jesteś wstrętna”, „rozwód”, „rzucę cię” latały w powietrzu. Byłam zszokowana, jak to realne, bo równie regularnie, kiedy emocje opadały, docierało do mnie „uwielbiam cię”, „tylko ty się dla mnie liczysz”... Czułości, pocałunki, przytulanie podczas oglądania filmu – a nagle chwilę później gromy rażące prosto w samo serce.
Gdy byłam młodsza, nie wiedziałam, że moich rodziców łączyło bardzo silne uczucie. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero po długim czasie. Niestety, obydwoje zmagali się z pewnym dość poważnym problemem – byli o siebie chorobliwie zazdrośni. Zwykle dotyka to tylko jedną stronę w relacji, a mimo to stanowi nie lada wyzwanie.
Z tym to dopiero była jazda bez trzymanki. Raz jednemu, raz drugiemu, ciągle coś nie pasowało i zaraz jakieś urojenia przychodziły im do głów. No i wtedy się zaczynało, zazdrość aż kipiała. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby zgadnąć, jaki mógł być finał tej całej wybuchowej sytuacji.
Byliśmy w samym sercu huraganu
To my byliśmy celem rykoszetów tych lawin i błyskawic. Adaś zaczął się moczyć i jąkać, a ja miałam kłopoty w szkole i stałam się nerwowa. Nie ma wątpliwości, że rodzice nas kochali i troszczyli się o nas. Wozili nas do psychologów i dopóki dawali radę, próbowali nad sobą zapanować. Ale zazdrość nie oszczędza niewinnych. W końcu ich tama pękała i złe emocje po raz kolejny zalewały nasz dom.
Po wielu latach małżeństwa moi rodzice zdecydowali się na rozwód. Tata wraz z moim bratem zamieszkali u babci. W każdą niedzielę Adam przychodził do nas zjeść obiad, a ja w tygodniu wpadałam do babci i niecierpliwie wyczekiwałam przyjścia taty z pracy, żeby pomógł mi z zadaniami z matmy.
Pierwsze dni bez taty w domu były naprawdę dziwne. Nigdy wcześniej nie było u nas tak cicho. Na początku mama tryskała radością.
– Nareszcie jesteśmy wolne od tego faceta – mówiła radośnie. – Koniec z jego głupimi podejrzeniami, które psuły nam życie.
Postanowiłam nie wspominać mamie o tym, że to ona była powodem dwóch ostatnich kłótni. Rzekomo widziała, jak tata spacerował po ulicy, a pewna babka położyła mu rękę na ramieniu. Ojciec utrzymywał, że gdy zbliżał się do pasów, ta obca kobitka nagle zrobiła się blada, złapała go za rękę i poprosiła, aby zaprowadził ją do budynku znajdującego się na przeciwległej stronie jezdni.
Matka, która przez szybę w autobusie niechcący dostrzegła to zdarzenie, nie miała wątpliwości, że mąż ma romans. Sądziła, że ta od razu zaciągnęła go do sypialni. Kłótnia była okropna, rodzice wrzeszczeli na siebie, kompletnie ignorując to, że w domu są ich dzieci. Tragedia polegała na tym, że mama w ogóle nie chciała słuchać tego, co ojciec próbował jej wytłumaczyć.
Nie chciała słuchać żadnych argumentów, bo owładnęły nią zawiść i nagła wrogość wobec faceta, który według niej okłamywał ją i poniżał, co podpowiadała jej chora zazdrość. Tata darł się w niebogłosy, twierdząc, że powinna się leczyć, bo jest chora i najwyższa pora zrobić z tym porządek.
Prawda jest taka, że to było jak przysłowiowe przyganianie kocioł garnkowi – kiedy jemu się coś ubzdurało, wpadał w taką furię zazdrości, że nawet Otello mógłby brać u niego korepetycje. W każdym razie papiery rozwodowe poszły do sądu, mimo że, jak już mówiłam, moi rodzice byli w sobie szaleńczo zakochani...
Po upływie paru tygodni entuzjazm mamy zmalał. Negatywne uczucia, niepodsycane kolejnymi mrzonkami, pękły niczym bańka. Zaczęła odczuwać tęsknotę. Pewnego dnia w odwiedziny przyszła babcia. Mama darzyła teściową ogromną sympatią i z wzajemnością. Babcia z przykrością przyglądała się temu, co się dzieje pomiędzy jej synem a synową. Kiedyś wyznała mi:
– Mieli ogromne szczęście, że na siebie trafili, ale też wielkiego pecha. Ta choroba, która ich niszczy, przypomina raka trawiącego zdrowe komórki. Nie miej do nich pretensji, są wobec tego bezsilni. Jednak dla was najkorzystniej by było, gdyby mieszkali osobno.
Źle razem i źle osobno. Jak żyć?
Kiedy tamtego dnia babcia przyszła, z ust mamy padły słowa pełne skruchy, że obwiniła ojca o niewierność, nie mając na to najmniejszych dowodów. Ich rozmowa toczyła się w kuchni, za zamkniętymi drzwiami, lecz ja odkryłam idealne miejsce w łazience, skąd mogłam doskonale wszystko podsłuchać.
– Zachowałam się okropnie – szlochała mama. – Najpierw gadam, a potem zastanawiam się nad tym, co powiedziałam. Przecież Grześ to taki porządny facet. Gdyby nie on, Karina już wieki temu oblałaby matmę.
– On również uważa, że niepotrzebnie tak zareagował.
– Jak myślisz, mamo, moglibyśmy dać sobie jeszcze jedną szansę? – dopytywała mama.
– Grześ chciał, żebym do ciebie wpadła i zapytała, czy miałabyś coś przeciwko temu, gdyby przyjechał do was w niedzielę. On też za wami tęskni – westchnęła cicho babcia.
Niedziela była dniem, na który mama czekała z utęsknieniem. Specjalnie dla taty przyrządziła jego ulubione danie, a od porannych godzin stroiła się jak gwiazda. Chyba całą wieczność spędziłam z nią w pokoju, przymierzając i oceniając rozmaite kreacje. Jej podekscytowanie i radość były tak zaraźliwe, że i ja się nimi przejęłam. To była naprawdę wspaniała niedziela.
Gdy wybiła piętnasta, rozległ się dźwięk dzwonka. Mama z nerwów obgryzała paznokcie.
– Skarbie, otwórz drzwi. Za chwileczkę do was dołączę.
Gdy otworzyłam drzwi, moim oczom ukazał się ogromny bukiet czerwonych róż. Próbowałam coś powiedzieć, ale mama szybko odzyskała panowanie nad sobą, podbiegła do wejścia, odsuwając mnie i kwiaty na bok, po czym wpadła tacie w ramiona. On upuścił bukiet na podłogę, przytulił ją mocno i zaczęli namiętnie się całować, zupełnie jakby poza nimi nie było nikogo innego.
Adaś spojrzał na mnie znacząco i zrobił taką minę, jakby zbierało mu się na wymioty. W pełni go rozumiałam. Rodzice wgramolili się do przedpokoju, a następnie tata wziął mamę w ramiona i zaniósł na górę prosto do ich sypialni.
Zatrzasnęłam za nimi drzwi. Zakręciłam gaz pod rondelkiem z zupą, napełniłam miskę chipsami i razem z bratem poszliśmy oglądać telewizję. Dobrze pamiętam, że obiad zjedliśmy dopiero wieczorem. Było cudownie – rodzice byli dla nas mili, czuli i poświęcali nam całą swoją uwagę.
Wtedy było nam wspaniale
Ta sielanka trwała jakieś dwa, może trzy miesiące. Aż któregoś dnia tata zapytał mamę, kto był tym gościem, który podrzucił ją autem pod dom. Mama odparła mu na to, że przecież wróciła do domu taksówką.
– Chyba nie jestem ślepy. Ja się pytam, kim był ten facet za kółkiem.
Tamto zajście zapoczątkowało nowy konflikt między nimi. Wkrótce przyszła kolej na atak ze strony matki, która oznajmiła, że widziała na własne oczy, jak tata obściskiwał się z jakąś gówniarą w sklepie.
– Już ci się zachciewa smarkatych panienek? – wybuchła płaczem mama.
– Mogłaś podejść i zobaczyć z bliska, że to nie byłem ja. Idź do okulisty!
– Nie mam zamiaru podchodzić, żeby odciągać cię od jakiejś zdziry. Mam swoją godność.
– Jesteś po prostu głupia, i tyle.
Potem było coraz gorzej
Rok po tym zdarzeniu ojciec wylądował za kratkami, bo uderzył mamę. Stracił panowanie nad sobą, kiedy w trakcie następnej awantury, przyznała mu rację – faktycznie, z przyjemnością mogłaby usiąść na kolanach pierwszemu napotkanemu mężczyźnie.
Nastąpiło kolejne zerwanie związku. Podobnie jak za pierwszym razem, przez początkowe dni mama była radosna i rozpromieniona. Jednak z biegiem czasu jej humor ulegał stopniowemu pogorszeniu, aż pewnego wieczoru dobiegł mnie zza ściany stłumiony szloch.
Po raz kolejny zjawiła się babcia, przysłana przez tęskniącego i kajającego się syna, a mama po raz kolejny przyznawała, że nie powinna była źle traktować swojego męża, za którego bez wahania oddałaby nie tylko jedną, ale obie ręce.
Razem z bratem opuściliśmy rodzinne gniazdo w ekspresowym tempie. Zanim to nastąpiło, spędziliśmy wiele dni pod dachem naszej babci, kiedy rodzice pogrążali się w odmętach swojej chorej relacji. Z moich obliczeń wynika, że 12 razy podjęli decyzję o rozstaniu. Wspólne życie było dla nich niemożliwe, ale osobno też nie potrafili funkcjonować. Te ciągłe wahania nastrojów – od gorącego uczucia po skrajną nienawiść – po prostu wykańczały. Kiedy mama skończyła sześćdziesiąt lat, pożegnali się na zawsze. To było zbyt wiele dla jej słabego serca. Ojciec odszedł zaledwie cztery tygodnie później. Spoczęli razem pod wspólnym nagrobkiem zdobionym przepiękną marmurową tablicą.
Pewnego dnia wybrałam się z moją córką odwiedzić ich grób i zapalić znicz. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, gdy dostrzegłam, że kamienna płyta pękła idealnie na pół. Przyszło mi do głowy, że nawet tam, po tamtej stronie, zazdrość wciąż im nie daje spokoju. Cóż, łączyło ich uczucie tak potężne, że nawet śmierć nie zdołała go pokonać.
Karina, 30 lat
Czytaj także:
„Mój szef to kawał drania. Ale podczas firmowej imprezy spadła mu maska chojraka”
„Znalazłem idealną kobietę i czekaliśmy na dziecko. Jednak los ze mnie zakpił i teraz zamiast wózka, wybieram trumnę”
„W łóżku miałem Królową Śniegu. Przy niej nawet biegun północy grzał jak słońce w lipcu”