Choć z początku nie zdawałam sobie z tego sprawy, rodzice w ogóle się nie ucieszyli z moich narodzin. Wychowywali mnie chyba tylko dlatego, że tak wypadało. W końcu dziadkowie tak się cieszyli, że będą mieli wnuczkę. No i znajomi nieustannie gratulowali im pięknego dziecka.
Byłam rozczarowaniem gdy się urodziłam
Kiedy miałam kilka lat, nie przeszkadzało mi, że nikt nie czyta mi bajek na dobranoc, nie przytula, gdy jestem smutna i nie zabiera na żadne wycieczki. Dopiero gdy zaczęłam chodzić do podstawówki, po raz pierwszy zobaczyłam zoo w trakcie szkolnego wyjazdu, a mama koleżanki z klasy wzięła mnie kiedyś z nimi do parku linowego. Dopiero obserwując to, jak inni rodzice traktują moich rówieśników, zaczęłam się zastanawiać, czy coś jest ze mną nie tak.
– Czemu nigdy nie robimy nic razem? – zapytałam kiedyś, gdy siedzieliśmy przy kolacji.
– Jak nie robimy? – obruszyła się matka. – Przecież właśnie razem jemy.
– Nie o to mi chodzi – machnęłam niecierpliwie ręką. – Inni rodzice zabierają dzieci do zoo, do McDonalda, na place zabaw…
– To się wyprowadź do innych rodziców – burknął ojciec. – Wiecznie ci coś nie pasuje. Dostajesz wszystko, co chcesz, ciągle ci coś kupujemy. Mogłabyś okazać trochę wdzięczności, a nie wydziwiać. – Popatrzył na matkę – wszystkie siedmiolatki są takie?
– Skąd mam wiedzieć? – prychnęła. – Nie znam przecież żadnych.
Więcej się nie odezwałam. Nie poprawiłam nawet ojca, że mam osiem, a nie siedem lat.
Rodzice torpedowali wszystkie moje plany
Zawsze lubiłam piłkę nożną. W ogóle przepadałam ze sportem, ale ta dyscyplina jakoś szczególnie przypadła mi do gustu. Kiedy więc w klubie koło naszej szkoły zaczęli szukać chętnych nastolatek do żeńskiej drużyny piłkarskiej, chciałam się zgłosić. Myślałam, że rodzice poprą mój pomysł – w końcu koleżanki twierdziły, że u nich w domu zawsze wszyscy się cieszą, gdy same z siebie decydują się na dodatkowe zajęcia.
– Piłka nożna? – matka się skrzywiła, gdy wspomniałam o swoich planach. – Po co ci to? Zajęłabyś się czymś pożytecznym.
– Nie będzie chodzić na żadne treningi – stwierdził ojciec, zanim zdołałam powiedzieć cokolwiek więcej. – Wymyśla i wymyśla. Takie zabawy powinna zostawić chłopakom, bo tylko się ośmieszy.
Tak, ojciec uwielbiał mówić o mnie w trzeciej osobie – jakby mnie w ogóle nie było. Jakbym nie czuła się koszmarnie, słuchając jego kolejnych słów. Trochę sobie popłakałam, ale jakoś przebolałam te treningi. Zadowalałam się bieganiem, a mecze piłkarskie oglądałam regularnie w telewizji.
Potem dowiedziałam się jeszcze od rodziców, że nie mogę być lekarzem, zwłaszcza chirurgiem, bo to mężczyźni są zwykle sprawniejsi i lepiej wykonują wszelkie zabiegi. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie pójść w programowanie, bo komputery też mnie trochę interesowały, ale ojciec powiedział, że kobiety nie mają tak otwartego umysłu, by zajmować się takimi rzeczami.
– Nie odbieraj pracy komuś, kto będzie w niej rzeczywiście dobry – powiedział mi, kiedy stwierdziłam, że na informatyce mnie chwalą, a nawet zakwalifikowałam się do przedmiotowego konkursu. – Dziewczyna w IT to głupota.
Tym sposobem w wieku siedemnastu lat dalej nie wiedziałam, co zrobić ze swoim życiem i bałam się wpaść na jakikolwiek nowy pomysł odnośnie do studiów – byle tylko znów nie usłyszeć, że się do czegoś nie nadaję.
Wszystko robiłam nie tak
Nie tylko moje życiowe plany były w odczuciu rodziców beznadziejne. Któregoś wieczoru ojciec zaprosił dwóch kolegów i wspólnie mieli oglądać mecz naszej reprezentacji w piłce nożnej. Uznałam, że lepiej oglądać na dużym telewizorze w salonie, więc przysiadłam z boku i śledziłam wydarzenia na boisku wraz z nimi.
– A twoja córka to nie chce pomóc mamie? – odezwał się jeden z kolegów ojca.
– Zanudzi się tutaj – dodał drugi.
– Idź do kuchni – rzucił ojciec, nawet na mnie nie patrząc. – Przygotuj coś z mamą. Robi kolację.
– Wolę popatrzeć – stwierdziłam. Czując pytające spojrzenia jego kumpli, wzruszyłam ramionami. – Lubię piłkę.
Zaczęli się śmiać.
– To ci się córa udała! – rzucił któryś.
Ojciec był wyraźnie niezadowolony, chociaż nic już nie powiedział. Dopiero później, gdy jego koledzy poszli do domów, usłyszałam, jak kłóci się w kuchni z matką.
– Ty weź z nią coś zrób! – głos ojca był podniesiony.
– Niby co? – matka chyba była trochę zaskoczona.
– Przynosi mi wstyd – wycedził. – Na co mi córka, która zachowuje się jak facet? Nie dość, że syna się nie doczekałem, to jeszcze muszę się z nią wiecznie użerać!
I wtedy wszystko wreszcie stało się jasne – miałam być chłopcem! I czegokolwiek bym nie zrobiła, nie mogłam ich w pełni zadowolić. Nie miałam na to żadnego wpływu. Po prostu okazałam się zupełnie nieodpowiednim dzieckiem.
Prawie się obrazili, gdy wybrałam studia
Uznałam, że walka z tym, czego i tak nie zmienię, nie ma sensu. Wbrew przekonaniu rodziców, nie przygotowywałam się do studiów z psychologii, a zamierzałam się dostać na prawo. Nie interesowało mnie, co o tym sobie pomyślą. Kiedy postawiłam ich przed faktem dokonanym, oboje dostali szału. Ojciec wydzierał się, że poważni prawnicy to tylko mężczyźni, a matka załamywała ręce nad moją niefrasobliwością.
– Nie masz żadnych znajomości – utyskiwała. – Nikt ci w tym nie pomoże. A sama sobie nie poradzisz. Chyba że znajdziesz sobie bogatego męża.
Tak, to była ich kolejna obsesja. Miałam jak najszybciej szukać sobie męża, wpasować się w małżeństwo i urodzić dzieci.
– Muszę mieć wnuki – powtarzał ojciec. – Wreszcie będzie jakiś chłopak w tej rodzinie!
Przestałam się nimi zupełnie przejmować. Na studiach udało mi się odetchnąć. Po zajęciach natomiast zapisałam się na zajęcia z piłki nożnej. Prócz żeńskiego zespołu, równolegle zajęcia miał też męski. I właśnie w nim grał Norbert.
– Grałaś wcześniej? – zagadał do mnie kiedyś, gdy szłam już na tramwaj.
– Nie – przyznałam. – Nie miałam niestety okazji.
– Dobrze ci idzie.
Nie wierzyłam, że to powiedział. Pomyślałam nawet, że sobie ze mnie żartuje. Nim jednak zdążyłam zareagować, dodał:
– Ja też nie mam zbyt wielkich doświadczeń. Profesjonalnie trenuję boks, ale… przydaje się czasem jakaś odskocznia.
– Profesjonalnie? – podchwyciłam, a kiedy pokiwał głową, dodałam: – Na boksie się totalnie nie znam, ale… fajnie, że trenujesz.
Uśmiechnął się szeroko.
– Jak chcesz, możesz się poznać.
Cóż, chciałam. Wszystko było lepsze niż udawanie przed rodzicami kogoś, kim nie byłam.
Norbert mnie rozumiał
Parę razy odwiedziłam klub Norberta, patrzyłam, jak trenuje. Dalej uważałam boks za trochę zbyt brutalny, ale łapałam się na tym, że w sumie coś mi się w nim zaczyna podobać. Może Norbert? W każdym razie, dalej chodziliśmy grać w piłkę, a on coraz częściej wyciągał mnie na miasto. Byłam jednak zdziwiona, gdy któregoś dnia zaproponował, żebym przyszła do niego obejrzeć mecz.
– Nie wolisz obejrzeć go z kumplami? – spytałam lekko speszona. – No wiesz, taki męski wieczór i te sprawy.
Pokręcił głową.
– Skoro moja dziewczyna lubi piłkę, to czemu mam ją oglądać z kimkolwiek innym? – spytał z lekkim uśmiechem.
Zamrugałam.
– Dziewczyna?
– A nie chcesz być moją dziewczyną? – zapytał przekornie.
Wyszczerzyłam się od ucha do ucha.
– Pewnie, że chcę – przyznałam. – Jesteś zdecydowanie najfajniejszym facetem, jakiego znam!
Moje życie wreszcie nabrało kolorów. Tydzień temu Norbert się oświadczył, a ja powiedziałam „tak”. Moi rodzice poznali go raptem pół roku temu i zdecydowanie im się nie spodobał. Pewnie dlatego, że ojciec się z nim pożarł o moją wątpliwą kobiecość i zbyt męskie hobby. Cóż, Norbertowi chyba nie spodobały się insynuacje, że na siłę chcę być jak facet.
Z nauką radzę sobie dobrze, w piłkę też gram coraz lepiej. No i wspieram narzeczonego w jego sportowych zmaganiach. Nie łudzę się, że rodzice kiedykolwiek mnie zrozumieją. Wiem jednak, że będą się musieli postarać, jeśli rzeczywiście chcą bawić swoje wnuki – bo Norbert na pewno nie pozwoli ojcu więcej komentować moich życiowych wyborów.
Laura, 23 lata
Czytaj także:
„Odkryłam, że mąż zdradza mnie z młodą siksą. Muszę podejść do zemsty na chłodno, bo ma coś, na czym mi zależy”
„Planowałam z mężem wyprawę marzeń, a nie rozwód. Przed wyjazdem znalazłam kopertę, która nie pozostawiała złudzeń”
„Na widok szwagra płonęłam jak drewno w kominku. Wiedziałam, że grzeszę, ale nie mogłam nic z tym zrobić”