Moim ogromnym marzeniem była podróż na drugi koniec świata. I kiedy wreszcie nadarzyła się okazja, aby wyjechać na Karaiby, to nie posiadałam się z radości. Jednak nawet w najgorszych snach nie przypuszczałam, że wymarzona wycieczka stanie się początkiem końca mojego małżeństwa. Już na etapie pakowania zrozumiałam, że zamiast podróży życia czeka mnie rozwód.
Wyprawa moich marzeń
Podróżowanie zawsze było moją wielką pasją, którą starałam się realizować bez względu na okoliczności. I chociaż wielokrotnie było mnie stać zaledwie na wyjazd do innego miasta w Polsce lub stosunkowo taniego miejsca w Europie, to i tak za każdym razem nie posiadałam się z radości, że mogę zobaczyć i zwiedzić coś nowego.
Na szczęście mój mąż podzielał moją pasję i już podczas okresu narzeczeństwa obiecaliśmy sobie, że jednym z naszych celów stanie się właśnie podróżowanie. Dlatego każde nadprogramowe pieniądze odkładaliśmy na specjalne konto, z którego potem finansowaliśmy nasze wyjazdy. I chociaż nie były to drogie i egzotyczne wycieczki, to i tak sprawiały nam wiele radości.
Oczywiście marzyliśmy o wyjazdach na drugi koniec świata, ale najzwyczajniej w świecie nie było nas na nie stać. Aż któregoś razu zorientowaliśmy się, że na naszym koncie oszczędnościowym zgromadziła się całkiem pokaźna sumka. A to wszystko dlatego, że w ciągu kilku ostatnich miesięcy oboje złapaliśmy dodatkowe zajęcia, które dosyć znacząco poprawiły nam domowy budżet.
– Czy widzisz to co ja? – zapytał mnie któregoś wieczoru mąż. Właśnie planowaliśmy nasze wydatki na kolejny miesiąc i okazało się, że po opłaceniu wszystkich rachunków i kredytów pozostała nam jeszcze spora ilość środków. A do tego było konto oszczędnościowe, które także prezentowało się całkiem nieźle.
– Widzę – odpowiedziałam. I zaraz potem dodałam. – Myślisz o tym samym co ja?
Przygotowania ruszyły pełną parą
Oboje z Krzyśkiem spojrzeliśmy na siebie i w tym samym momencie się uśmiechnęliśmy. Zgromadzone pieniądze były na tyle duże, ze spokojnie wystarczyłyby na jakąś fajną podróż. Podróż, na którą do tej pory nie było nas stać.
– Karaiby? – powiedzieliśmy niemal w tym samym czasie. Ten rejon świata od zawsze leżał w kręgu naszych zainteresowań i od zawsze był na szczycie naszych podróżniczych marzeń. Tylko do tej pory nie mogliśmy sobie pozwolić na taki wyjazd. Ale teraz to się zmieniło.
– Sprawdzaj wycieczki – powiedziałam mężowi. A sama już rozmarzyłam się o tym, jak będzie wyglądała podróż naszego życia. I nawet nie przyszło mi do głowy, że to właśnie ta wycieczka stanie się początkiem końca mojego małżeństwa.
Na szczęście udało nam się zarezerwować wycieczkę w pasującym nam terminie. A do tego skorzystaliśmy z dosyć dużej promocji, która pozwoliła nam na zaoszczędzenie sporej kwoty pieniędzy.
– Mieliśmy ogromne szczęście – podsumował mój mąż. A mi nie pozostało nic innego, jak się z nim zgodzić.
Niemal natychmiast po wpłaceniu zaliczki rozpoczęliśmy przygotowania do naszej wymarzonej podróży. Na szczęście oboje mogliśmy wziąć w tym terminie urlopy, a nasi pracodawcy nie tylko nie utrudniali nam wzięcia wolnego, ale także życzyli udanej wycieczki. Dlatego nie zwlekając ani minuty dłużej zabraliśmy się do przygotowań. A było co przygotowywać.
Przede wszystkim poddaliśmy się zalecanym szczepieniom, które miały nas uchronić przed niechcianymi chorobami. A do tego musieliśmy zrobić odpowiednie zakupy. Na tym wyjeździe zamierzaliśmy skorzystać z wszelkich możliwych atrakcji, a do wielu z nich potrzebne było odpowiednie wyposażenie.
– To będzie wycieczka marzeń – powiedziałam mężowi, kiedy wspólnie wybieraliśmy zestawy do nurkowania. A on tylko kiwnął głową. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że myślami jest zupełnie gdzie indziej niż wspólna wycieczka z żoną.
Odkryłam wielką tajemnicę mojego męża
Na kilka dni przed wylotem na Karaiby rozpoczęłam pakowanie. Wprawdzie Krzysiek przekonywał mnie, że mamy jeszcze sporo czasu, ale ja wolałam nie zostawiać tego na ostatnia chwilę.
– Wolę być gotowa wcześniej, niż potem robić wszystko w pośpiechu – tłumaczyłam swoją decyzję.
Dlatego już na tydzień przed wylotem wyciągnęłam walizki i zaczęłam przygotowywać rzeczy, które zamierzaliśmy zabrać ze sobą. A ponieważ zrobiłam to podczas nieobecności Krzysztofa, więc nie mógł on w porę zareagować na to, co się miało wydarzyć.
Otwierając walizkę męża nawet nie przypuszczałam, że za chwilę odkryję coś, co całkowicie zmieni moje życie. W środku znalazłam dużą kopertę. Początkowo chciałam ją odłożyć i nawet nie sprawdzać co jest w środku. Ale po kilku minutach zmieniłam zdanie. Sama nie wiem, może to była intuicja?
W środku znalazłam zdjęcia i zapisane kartki. Na tych pierwszych zobaczyłam swojego męża z obcą kobietą i jakimś dzieckiem. Na kartkach natomiast były jakieś wydruki, które na pierwszy rzut oka przypominały wyniki badań. A kiedy przyjrzałam się im bliżej, to odkryłam, że są to wyniki badań DNA. „Co to ma znaczyć?” – pomyślałam. I na tym etapie jeszcze nie wiedziałam, że to zmieni wszystko.
Jednak kiedy zaczęłam dokładniej przeglądać zawartość koperty, to prawda uderzyła we mnie z całą niszczycielską mocą. Z tego co zrozumiałam, to na zdjęciach znajdowała się kochanka mojego męża z ich wspólnym dzieckiem, a wyniki badań były potwierdzeniem, że chłopiec jest synem Krzysztofa. Natomiast zarówno wiek małego, jak i data zrobienia tych badań wskazywała na to, że mój mąż oszukiwał mnie prze kilka lat. I chociaż nie mogłam w to uwierzyć, to taka właśnie była prawda. A ja uświadomiłam sobie, że to koniec mojego małżeństwa.
Zamiast wyjazdu na Karaiby było rozstanie
Przez kilka kolejnych godzin próbowałam zrozumieć to, co się właśnie wydarzyło. Cały czas rozpamiętywałam nasze wspólne życie, aby przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek były jakieś znaki, które wskazywałyby na to, że mój mąż mnie oszukuje. I doszłam do wniosku, że były. Tylko ja nie zwracałam na nie uwagi. Być może dlatego, że podświadomie bałam się wniosków, które mogłabym wysnuć.
Gdy tylko Krzysiek wrócił do domu, to od razu postanowiłam z nim porozmawiać. Nie chciałam z tym zwlekać, bo to i tak nic by to nie zmieniło.
– Co to ma znaczyć? – zapytałam wręczając mu kopertę. A gdy Krzysiek zobaczył co mu wręczyłam, to od razu wszystko zrozumiał.
– Wszystko ci wytłumaczę – powiedział od razu. A potem zaczął mówić coś o chwili zapomnienia i konsekwencjach, które ponosił od kilku lat. – Ale to nic nie zmienia między nami. Jesteś jedyną kobietą, którą kocham – zapewniał mnie.
Jednak ja nie byłam w stanie mu uwierzyć. Doskonale wiedziałam, że nigdy mu nie wybaczę, a to co zrobił kilka lat temu będzie kładło się cieniem na całym naszym życiu. Dlatego postanowiłam się z nim rozstać. Nadal go kochałam, ale wiedziałam, że naszego małżeństwa nie da się już uratować.
– Rozwód? – usłyszałam zszokowany głos Krzysztofa, kiedy oznajmiłam mu, że wszystko między nami skończone. – Przecież to tylko jeden wyskok, który nic nie znaczy.
– Być może dla ciebie on nic nie znaczy. Dla mnie zmienia wszystko – odpowiedziałam spokojnie. A potem zakomunikowałam Krzysztofowi, że zdania nie zmienię.
– Ale ja cię kocham – powiedział jeszcze mój mąż. „Tylko co z tego?” – pomyślałam smutno.
Kilka dni później złożyłam pozew o rozwód. I chociaż Krzysztof próbował namówić mnie do zmiany decyzji, to ja wiedziałam, że tego nie zrobię. Z wycieczki oczywiście nic nie wyszło. I czasami żałuję, że w ogóle się na nią zdecydowaliśmy. Być może gdyby nie ona, to do dzisiaj nic bym nie wiedziała. A czasami lepiej nie wiedzieć.
Anna, 42 lata
Czytaj także:
„Wprowadziłam się do nowego mieszkania i zaczął się cyrk. Zastanawiam się, czy za ścianą nie mam przypadkiem zoo”
„Po śmierci ojca na jaw wyszła jego tajemnica. Okazało się, że swoją wypłatę musiał bardzo mocno dzielić”
„Przez jeden mały błąd niemal zrujnowałem swoje małżeństwo. Wstyd mi, że zachowałem się jak ostatni dureń”