Sympatyczny młody mężczyzna o nienagannych manierach, pełen życzliwości – to właśnie chłopak mojej córki, ideał przyszłej teściowej. Studiował razem z Matyldą, świetnie się ze sobą dogadywali i mieli wiele wspólnych tematów. Od jakiegoś czasu wiedziałam, że zamieszkali razem w niewielkim mieszkaniu, które dostali od jego rodziny.
Mąż chyba jako jedyny nie mógł pogodzić się z tym, że nasza córka żyje z ukochanym bez sakramentu małżeństwa, ale powoli zaczynał akceptować rzeczywistość. W końcu Matylda była już dorosłą kobietą i niewiele mieliśmy do powiedzenia w kwestii jej życiowych wyborów.
W dodatku znam z własnego doświadczenia parę przykładów par, które organizowały wystawne przyjęcia weselne, a potem po niedługim czasie walczyły w sądzie o podział majątku i opiekę nad dzieciakami przy rozwodzie.
– Jak dwoje ludzi się kocha i szanuje – tłumaczyłam ciągle mojemu mężowi – to ślub do niczego nie jest im potrzebny.
Jurek przyznawał mi rację, jednak przez to, że wychował się w katolickiej rodzinie, miał poczucie winy. Rafała darzył taką samą sympatią jak ja.
Nie byłam zadowolona
Takie niby spontaniczne odwiedziny przyszłych teściów, którzy planowali się u nas zatrzymać na parę dni, jadąc na urlop nad morze. Generalnie pomysł jak najbardziej na plus, ale pech chciał, że akurat wtedy mój mąż miał delegację w pracy i jak zwykle całą organizacją musiałam zająć się sama.
– Szkoda, że nie dałaś mi znać z wyprzedzeniem – narzekałam w rozmowie z Matyldą. – Tata bez problemu zmieniłby termin wyjazdu.
– Spokojnie, mamo – zaśmiała się córka. – Nie denerwuj się niepotrzebnie. Rafałowi rodzice do ostatniej chwili nie zdradzili, gdzie spędzą urlop, więc nie chciałam robić niepotrzebnego zamieszania. Będziemy się świetnie bawić, przekonasz się. Jego rodzice to naprawdę sympatyczni ludzie.
Nie miałam wątpliwości, ale jak tu nie odczuwać stresu przed takim spotkaniem? Każdy z nas chce przecież zrobić dobre wrażenie na jak na pierwszej randce. A ja zostałam sama z gospodarstwem na głowie i czułam zdenerwowanie związane z tym, co mogłam zaproponować gościom.
Wiedziałam, że są bogaci
Wszyscy wiedzieli, że rodzice Rafała są bogaci i na co dzień żyją w bardziej komfortowych warunkach niż wiejskie obejście na obrzeżach biednego regionu. Nie chodzi o to, żebym miała jakieś kompleksy, ale czułam się trochę nieswojo. Gdybym tylko miała więcej czasu, żeby się przygotować, wszystko prezentowałoby się znacznie lepiej!
– Mama, daj spokój – bez emocji skomentował moje polecenie piętnastoletni syn, kiedy zmuszałam go do sprzątania. – Wszystko lśni, a jak gościom coś nie podpasuje, to mogą się wynieść do zajazdu nad zalewem. Mają kasę.
– Dlaczego przy ojcu nigdy tak elokwentnie się nie wysławiasz? – bąknęłam pod nosem.
Dałam sobie spokój z bezpośrednim starciem i zabrałam się do pracy. Poza porządkami czekało mnie jeszcze trochę zajęć w kuchni, bo Matylda zachwalała mnie jako mistrzynię wypieków. Teoretycznie powinnam poczuć się mile połechtana taką pochwałą, ale z jakiegoś powodu ogarniało mnie tylko zmęczenie.
Byli jak z innego świata
Wczoraj po skończonej pracy położyłam się spać gdzieś koło godziny drugiej nad ranem, a już o szóstej z powrotem byłam na nogach. Gdy tylko przed dom zajechało wielkie wypasione auto z rowerami z tyłu, czułam się kompletnie wyzuta z sił i najchętniej położyłabym się z powrotem do wyrka, zamiast przyjmować w gości obcych mi przecież ludzi.
Wbrew moim obawom, rodzice Rafała okazali się naprawdę mili. Byli bardzo w porządku, choć dosyć bezpośredni, od razu zasugerowali, żebyśmy mówili sobie po imieniu, na co chętnie przystałam.
Każdy szczegół wprawiał ich w zachwyt, a moje domowe wyroby cukiernicze zyskały kolejnych fanów. Mimo że starałam się wmówić sobie, że mnie to nie rusza, poczułam satysfakcję. Tadeusz wraz z Olgą, gdyż tak się nazywają, chcieli zostawić młodych pod moją opieką i ruszyć w dalszą podróż jeszcze tego samego dnia.
Zaproponowałam im nocleg
– Nie ma takiej opcji – zaprotestowałam stanowczo. – Czeka na was przytulny pokoik na górze, a dzieci prześpią się w pokoju Piotrka.
Po pewnym wahaniu przyjęli moją propozycję, co nie było specjalnie zaskakujące, biorąc pod uwagę, że ojciec rodziny był wyraźnie zmęczony wielogodzinną jazdą samochodem. Następnego poranka Matylda zaproponowała wszystkim wycieczkę nad pobliskie jezioro, podczas gdy ja zostałam w domu, by zająć się przygotowaniem posiłku.
Nie miałam zbyt wiele czasu, by dotrzymywać towarzystwa naszym gościom, ale byłam przekonana, że córka doskonale poradzi sobie w roli gospodyni. Kiedy cała grupa wróciła z przechadzki, Matylda posadziła teściów przy stoliku w ogrodzie, gdzie rozłożyli jakąś grę planszową. Sądząc po donośnych salwach śmiechu, które dobiegały przez okno, świetnie się razem bawili.
Syn chwalił się cudzymi rzeczami
– Obiad już na stole, chodźcie! – zawołałam, gdy z piekarnika buchnął smakowity aromat zapiekanki. – Piotruś, Matylda, bierzcie talerze i widelce, nakryjcie do stołu, a ja sobie na momencik siądę i odpocznę.
– Piotrka nie ma – stwierdziła córka, zmierzając w stronę kuchni. – Pojechał na wioskę, by pochwalić się rowerem.
– Słucham? Tym swoim starym gratem ma zamiar błysnąć przed znajomymi? – zdziwiłam się, parskając śmiechem.
– Coś ty! – córka wydęła usta. – Ojciec Rafała pożyczył mu swój wypasiony sprzęt.
Przełknęłam ślinę i uniosłam brwi. Czyżbym czegoś nie zauważyła w otaczającym mnie świecie?
– Och, mamo! – westchnęła z niedowierzaniem Matylda. – Wiesz, sama rama pewnie jest warta więcej niż nasze auto. To chyba jakiś tytanowy stop, a cały rower kosztował więcej niż 10 tysięcy.
Byłam zła
Zatkało mnie i opadłam na krzesło, próbując to wszystko ogarnąć.
– Jak mogłaś pozwolić Piotrkowi na jakąkolwiek wycieczkę tym rowerem? Całkowicie zgłupiałaś? Przecież jakiś łobuz mu go ukradnie, kiedy tylko zostawi go przed sklepem na moment, a ja będę musiała za niego płacić!
– Jadziu! – zawołał donośnie Tadeusz, nie odrywając się od stołu. – Spokojnie, to tylko zwykły rower, nie ma co się tym tak denerwować.
Nigdy nie umiałam trzymać języka za zębami, jak mawiał mój brat, i tak było również tym razem. Wypaliłam, zanim zdążyłam się zastanowić i ugryźć w język.
– Tadek, dla ciebie to może być tylko rower, ale zastanów się, czy nastolatka będzie stać na to, żeby odkupić skradziony albo zniszczony sprzęt. Prawdę mówiąc, nawet ja nie mam na to kasy, wiesz? Nie wszyscy opływają w pieniądze.
Szybko wyjechali
Atmosfera stała się dość niezręczna, choć szybko przeprosiłam za to, co powiedziałam. Nasi nowi znajomi nawet nie ruszyli posiłku, tłumacząc się, że muszą już jechać. Zaczekali jedynie, aż Piotrek wróci, spakowali rower, który na całe szczęście nie został uszkodzony, pożegnali mnie dość oschle i wyjechali.
Później z pokorą wysłuchałam tego, co Piotrek miał mi do powiedzenia, oraz awantury, którą zrobiła mi Matylda. W tym momencie sama nie jestem pewna, czy postąpiłam słusznie, czy po prostu się wygłupiłam przed bogatymi swatami.
Jadwiga, 48 lat
Czytaj także:
„Na rajskie wakacje zamiast z mężem, pojechałam z teściową. Niech ten leń wreszcie nauczy się szacunku do kobiet”
„Córka ze mnie kpi, bo nie mam wykształcenia. Zapomniała, że odejmowałam sobie od ust, by ona mogła się uczyć”
„Opiekuję się chorym mężem, bo ma na koncie kupę pieniędzy. Liczę, że za chwilę to wszystko będzie moje”