Powinnam była zostawić Konrada już wiele lat temu, gdy tylko dowiedziałam się, że mimo zapewnień zdradza mnie na lewo i prawo. Nie zrobiłam tego. Nie dlatego, że mu wybaczyłam. Chciałam zadośćuczynienia za te wszystkie upokorzenia.
Bo dla kobiety nic nie jest bardziej poniżające, niż świadomość, że mąż woli spędzić noc w łóżku kochanki. Znosiłam więc jego skoki w bok, a teraz, gdy zmogła go choroba, udaję troskliwą, opiekuńczą żonę, choć w duchu życzę mu najgorszego.
Mówił, że to tylko przygoda
Mężczyźni potrafią dobrze maskować to, co mają za uszami, ale prędzej czy później prawda zawsze wypływa na wierzch. Konrada zdradził jeden nieostrożny ruch. Pewnego wieczora poszedł otworzyć drzwi dostawcy pizzy i zostawił na stole odblokowany telefon, z otwartym komunikatorem. Chciałam rozłożyć talerze i szklanki, więc przesunęłam jego aparat. Wtedy zerknęłam na ekran.
Wszedł do kuchni i z przerażenia upuścił pizzę na podłogę.
– Co ty wyprawiasz? Nie czytaj tego! – zawarczał.
– Konrad, co to ma znaczyć? Kim jest ta kobieta i dlaczego wymieniasz z nią takie wiadomości?
– Ona jest nikim, rozumiesz? Nikim.
– Chyba jednak nie jest nikim, skoro tak gorąco dziękuje ci za upojne chwile i mówi, że cię kocha. Draniu jeden! Jak mogłeś mi to zrobić? – rozpaczałam.
– Daj spokój, Jola. To tylko przygoda. Nic do niej nie czuję. Zresztą, chciałem to teraz zakończyć.
– Tylko przygoda? I to ma mnie niby pocieszyć? Nie wybaczę ci tego, rozumiesz? Nie wybaczę! – wykrzyczałam mu w twarz.
Narzuciłam na siebie kurtkę, pospiesznie założyłam buty i pobiegłam do siostry. Tej nocy nie wróciłam do domu. Miałam twarde postanowienie – zakończyć tę farsę i rozwieść się z nim.
Zdradzał mnie nieustannie
Nie mogłam zmrużyć oka. Leżałam tylko, cicho wylewałam łzy w poduszkę i rozmyślałam. Wróciłam do domu następnego dnia.
– To skończone? – zapytałam Konrada.
– Przysięgam na wszystkie świętości. To był błąd. Nie wiem, czy kiedykolwiek mi wybaczysz, ale jeżeli trzeba, będę przepraszał cię do końca życia. Tylko nie odchodź ode mnie – płakał.
– Nie rób mi tego nigdy więcej. Kolejnej zdrady nie zniosę.
– Nie zrobię. Przysięgam, że nie zrobię.
Nie było łatwo, ale jakoś przeszliśmy nad tym do porządku dziennego. Początkowo Konrad starał się wynagrodzić mi ten ohydny czyn, którego się dopuścił. Był czuły i troskliwy. Z czasem wszystko wróciło do normy, także kwestia jego wierności, o ile uganianie się za spódniczkami można nazwać normą.
Gdy dowiedziałam się o jego kolejnym romansie, znowu zagroziłam, że odejdę. On znowu zapewniał mnie, że się zmieni, że to była chwila słabości, a ja znowu mu wróciłam i wybaczyłam. To był mój błąd, który on wykorzystał.
Udawałam, że nie widzę
Z czasem przestał się w ogóle kryć. Niby nie mówił tego wprost, ale zawsze wiedziałam, kiedy idzie do kochanki. Podejrzewam, że gdybym zapytała go o to, nawet by nie zaprzeczył. Ale ja już o nic nie pytałam, tylko udawałam ślepą. Sama nie wiem dlaczego. Chyba po prostu bałam się życia rozwódki. Bałam się samotności, a on bezwzględnie wykorzystywał moją słabość.
Sama nie wiem, ile było tych kobiet. Podejrzewam, że sporo. Konrad to przystojny facet, w dodatku ma portfel wypchany pieniędzmi. Wystarczy, że pstryknie palcami, a lafiryndy same zrzucają przed nim majtki.
Nie potrafiłam mu współczuć
Trwałam w tym chorym układzie przez kilka lat, aż w końcu zakończył wszystkie swoje romanse. Nie dlatego, że zrozumiał swój błąd. Można powiedzieć, że zadecydował za niego los.
Zaczęło się od silnych bólów brzucha. Konrad początkowo ignorował ten objaw. Wmawiał sobie, że to na pewno niestrawność. W końcu musiał iść do lekarza.
Wykonał wszystkie zlecone badania. Diagnoza nie napawała nadzieją.
– Zaawansowany rak trzustki – powiedział lekarz.
– Ale chyba są jakieś metody leczenia? – dopytywałam. – Przecież medycyna idzie do przodu i nowotwór nie musi być wyrokiem.
– Na pewno – pocieszał mnie Konrad. – Pan doktor na pewno zleci operację i wrócę do zdrowia.
– Przykro mi, że muszę przekazać złe wieści, ale choroba jest na tyle zaawansowana, że możemy podjąć już tylko leczenie paliatywne.
Po wyjściu z gabinetu, Konrad usiadł na ławce i rozpłakał się. Przytulałam go i pocieszałam, ale to nie było szczere. Nie potrafiłam mu współczuć. Nie łatwo się do tego przyznać, ale przeszło mi nawet przez myśl, że to kara za wszystko, co mi zrobił. Za te wszystkie upokorzenia. Postanowiłam jednak, że dalej będę przy nim trwać.
Coś mi się należy za te upokorzenia
Powiedziałam o wszystkim siostrze.
– Powinnaś go teraz zostawić. Niech kochanki latają koło niego i się nim opiekują. Może wtedy do niego dotrze, co tak naprawdę ci zrobił.
– Nie mogę, Ala. Po prostu nie mogę.
Mówiłam prawdę. Nie mogłam go ot tak zostawić. Nie dlatego, że przed ołtarzem ślubowałam, że nie opuszczę go aż do śmierci. Będę zupełnie szczera, nie poczuwałam się do jakiegokolwiek obowiązku, skoro on ot tak wytarł sobie buty w przysięgę wierności, którą mi złożył. Po prostu, uważam, że coś mi się należy za lata poniżeń i upokorzeń.
Należy mi się spadek po nim. Gdyby nie miał kasy, pewnie nie wahałabym się przed zadaniem dotkliwego ciosu, zostawiając go w chorobie. Ale duma i chęć zemsty nie może wziąć góry nad rozsądkiem. Gdybym teraz wzięła nogi za pas, pewnie zapisałby wszystko swojej lafiryndzie, a ja dostałabym tylko to, co przysługuje mi prawnie. Nie ma mowy. Biorę wszystko. Niech to będzie moje zadośćuczynienie.
Opiekuję się mężem i udaję przejętą żonę, choć wewnątrz nie czuję niczego. Ani żalu, ani obawy przed tym, co nieuniknione, ale nie daję po sobie niczego poznać. Chociaż tyle mogę dla niego zrobić – mogę udawać.
Jola, 42 lata
Czytaj także: „Nie zamierzam żyć z teściową w trójkącie. Kazałam narzeczonemu wybrać: albo ona i jej rządy, albo ja”
„Kochanka męża jest dla mnie jak rodzina. Kiedyś byłyśmy wrogami, a teraz możemy liczyć tylko na siebie”
„Dziadek wmawiał mi, że zdrada to nie powód do rozwodu. Wtedy wyznałem mu, co naprawdę zrobiłem żonie”