Podróż koleją z Katowic do stolicy nie zajmuje wiele czasu, jednak dla mnie ciągnęła się jakbym jechała przez całą Syberię. Na dodatek za każdym razem, gdy skład zwalniał albo szarpał, ogarniał mnie strach. Czułam się też strasznie przygnębiona i opuszczona, miałam ochotę się rozpłakać...
Do tej wycieczki do Warszawy szykowałam się już od dłuższego czasu. Planowaliśmy ją wspólnie z Adamem, moim przyszłym mężem. Nie mogłam się doczekać, żeby wreszcie zobaczyć wszystkie te miejsca – od Centrum Kopernika po szczyt PKiN, przejechać się metrem i odwiedzić Ogród Botaniczny.
Pewnie warszawiacy uśmiechnęliby się z politowaniem, słysząc o takich planach. Bo niby co w tym niezwykłego? Dla nich metro to codzienny środek transportu do pracy, a na taras widokowy Pałacu Kultury chodzili już jako dzieciaki podczas szkolnych wycieczek.
Planowałam podróż do Warszawy
Do stolicy pojechałam w poszukiwaniu przygód i nowych doświadczeń. Mieszkam w niewielkiej wiosce gdzieś pomiędzy Katowicami i Bielsko–Białą. U nas nie znajdziesz nawet miejsca typu klubokawiarnia, a jedynym połączeniem ze światem są cztery kursy PKS–u na dobę. Nawet przeprowadzka z przyjaciółką do wynajętego mieszkania w Mysłowicach nie zmieniła za bardzo mojej sytuacji.
Na co dzień wstaję jeszcze gdy jest ciemno, dojeżdżam do roboty w markecie i główkuję, jak przeżyć do wypłaty bez błagania rodziców o kasę. Morza to ja w ogóle nie widziałam na żywo, a w Krakowie udało mi się być tylko dwa razy – najpierw na szkolnej wycieczce, a później z Adamem, kiedy pojechał tam w delegację i mogłam się z nim zabrać. O Zakopanem mogłam tylko pomarzyć, nie wspominając już o urlopie w Chorwacji. Została mi więc Warszawa...
W ten piątkowy dzień wreszcie miało się ziścić to, o czym tak długo myślałam, jednak coś było nie tak... Planowałam podróż do Warszawy z Adamem, a kończyło się na samotnej wyprawie. Wypiął się na mnie. Weekend wcześniej, kiedy tyrałam na kasie, powiedział mi prosto z mostu, że między nami wszystko skończone. No i tyle go widziałam. Pojechał sobie do Ostrawy w Czechach z jakąś laską, którą wyszperał w sieci.
Kolejne szarpnięcie składu sprawiło, że poczułam suchość w ustach. Wyciągnęłam z mojego plecaka wiśniowy napój. Kiedy odkręciłam nakrętkę, przyszło mi na myśl, że gdzieś w bocznej przegródce powinna być ukryta słomka. Podczas gdy jedną dłonią trzymałam butelkę, drugą starałam się znaleźć plastikową rurkę do picia.
Niestety, wagon ponownie zaczął się trząść. Cholera jasna! Napój wyślizgnął się z mojego uścisku i wylądował dokładnie na eleganckich, starannie wyprasowanych, beżowych spodniach faceta, który siedział tuż obok mnie.
Był niezłym przystojniakiem
– Jejku, strasznie mi przykro – wydusiłam z siebie, nerwowo próbując usunąć chusteczką rozchlapaną czerwień z jego spodni.
– Daj spokój. Ten czerwony akcent idealnie się komponuje. Mój przyszły szef na pewno to doceni – odpowiedział facet z nutą humoru w głosie, patrząc na moje bezradne próby ratunku. Mimo wszystko nie wyczułam w jego tonie żadnej irytacji.
Miałam okazję dokładniej mu się przyjrzeć. Pewnie miał z parę lat więcej niż ja. W jego spojrzeniu widać było bystrość, a cała twarz promieniała optymizmem, mimo że jego rysy były dość ostre i wyraźnie męskie. Krótko i na temat – niezły z niego przystojniak.
– Przyszły szef? – powtórzyłam pytająco, czując nieprzyjemny dreszcz na plecach. – Czy to znaczy, że jedzie pan do jakiejś pracy?
– Właściwie to spieszę się na spotkanie w sprawie posady – odparł, próbując się uśmiechnąć. – Zaraz po przyjeździe muszę gnać na Mokotów, gdzie czeka mnie rozmowa o pracę. Zostało mi ledwie trzydzieści minut.
– A nie wziął pan czegoś na przebranie? – spytałam, a mój głos lekko zadrżał.
– Niestety tak.
– To świetnie!
– Krótkie spodenki. Żółte z czerwonymi kropkami. Wątpię, żeby zrobiły dobre wrażenie na dyrektorze banku...
Po tych słowach na moment zrobiło się cicho, ale zaraz potem parsknęliśmy głośnym śmiechem. Od tej chwili gadaliśmy ze sobą tak swobodnie, jakbyśmy znali się od dawna. Nawet nie pamiętałam już o tym, że zwykle boję się jeździć pociągiem.
Co za dziwny przypadek
Zrobiło mi się trochę przykro, gdy Robert na Dworcu Centralnym tylko się ze mną szybko pożegnał i pobiegł złapać tramwaj. Nawet nie pomyślał, żeby wymienić się numerami albo wyskoczyć na kawkę do jednej z tych fajnych kawiarni przy Nowym Świecie.
Chociaż właściwie nie ma co się dziwić – przecież spieszył się na to spotkanie. Do tego ta plama, która wylądowała mu na garniturze, na pewno nie poprawiła mu humoru. I tak naprawdę... co ja właściwie o nim wiem? Może tak naprawdę ma rodzinę w Katowicach? Co prawda nie zauważyłam obrączki na jego ręce, ale to przecież niczego nie przesądza...
Po upływie dwóch dni, kiedy nadeszła niedziela, znów znalazłam się na Dworcu Centralnym. Miałam za sobą naprawdę wiele ciekawych przeżyć i czułam się wyjątkowo szczęśliwa, że udało mi się wszystko ogarnąć w tak dużym mieście. Rozpierała mnie radość. Nadszedł jednak moment powrotu.
– Jolka? – dobiegły mnie słowa wypowiedziane przez kogoś znajomego. – Nie mogę w to uwierzyć...
Nagle obracając się za siebie zobaczyłam Roberta. Co za dziwny przypadek! Wygląda na to, że spotykamy się na tej samej trasie do Katowic!
– I jak tam rozmowa? Udało się? – zapytałam od razu, bo nadal czułam się winna tej sytuacji.
– Niestety nie – odpowiedział. – Ale spokojnie, to nie miało związku z tą kawą... – pospieszył z wyjaśnieniem.
– W sumie może tak jest lepiej. Zobacz, ta Warszawa jest strasznie zakręcona. Każdy tu tylko biega i pędzi przed siebie, a ja nawet nie mam tu znajomych – oprócz starej ciotki, która przygarnęła mnie na noc.
– A może byś przyjeżdżał do domu na weekendy... – zasugerowałam.
– Niby dlaczego? I tak nie ma tam nikogo, kto by na mnie czekał – odpowiedział ze zniecierpliwieniem.
Podczas jazdy z powrotem dużo ze sobą rozmawialiśmy. Ale tym razem było mniej śmiechu, za to więcej zwierzeń. Robert niedawno się rozwiódł i przeprowadzka do Warszawy miała mu pomóc zapomnieć o życiowym zawodzie. Jednak nim dotarliśmy na miejsce, wymyślił coś lepszego...
– Jolu... Może... Poszłabyś ze mną do kina? Podasz mi swój email? – spytał, kiedy pociąg zbliżał się już do stacji.
– Jasne, z przyjemnością! – odpowiedziałam od razu.
Kiedy rano uruchomiłam komputer, zobaczyłam dwie wiadomości w skrzynce mailowej. Pierwszą wysłał Robert, pisząc: „Jesteś fantastyczną dziewczyną! Bardzo się cieszę na to kino.” Pod spodem czekała starsza wiadomość od Adama: „Przepraszam. Czy możesz mi wybaczyć?”.
Odpisałam Robertowi, że również nie mogę się doczekać naszego spotkania. Natomiast mail od Adama? Bez wahania wylądował w koszu na śmieci.
Jolanta, 24 lata
Czytaj także:
„Córka skończyła zagraniczne studia. Myślałam, że będzie kimś, a wylądowała w warzywniaku i podaje ludziom brukselkę”
„Otworzyłam własną firmę i odniosłam sukces. Ale zaraz zaczęły się problemy, bo komuś przeszkadzał mój pełny portfel”
„Córka uważa, że jestem głupia jak gęś, bo nie skończyłam studiów. Nie docenia, że harowałam, żeby ona była kimś”