Nigdy nie zamierzałam zostać matką. Jednak gdy razem z mężem zaliczyliśmy wpadkę, to stwierdziliśmy, że wychowamy to dziecko najlepiej, jak potrafimy. Jednak chyba nie do końca nam się udało, bo nasza córka okazała się krnąbrnym i niegrzecznym dzieciakiem. A do tego zachowuje się jak drobny złodziejaszek.
Nie chcieliśmy mieć dziecka
Kiedy Krzysiek mi się oświadczał, to od razu uprzedziłam go, że nie zamierzam zostać matką.
– Ja po prostu tego nie czuję – tłumaczyłam mu. – A bycie na siłę rodzicem może przynieść więcej złego niż dobrego – argumentowałam.
I chociaż wiedziałam, że najprawdopodobniej to będzie koniec mojego związku, to musiałam być szczera z człowiekiem, którego kochałam. Jednak mój przyszły mąż zaskoczył mnie.
– Doskonale cię rozumiem – usłyszałam. – Bo tak się składa, że ja też nie planuję zostać ojcem – powiedział Krzysiek. A ja nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Właśnie trafiłam w swoim życiu na człowieka, który myśli podobnie jak ja.
– A jak któreś z nas zmieni zdanie? – zapytałam jeszcze.
– To wtedy będziemy nad tym myśleć – usłyszałam w odpowiedzi.
I w pełni to zaakceptowałam. Na tamten moment wystarczyło mi, że razem z moim narzeczonym mamy podobne podejście do rodzicielstwa. I miałem nadzieję, że tak już pozostanie.
Kiedy na naszym ślubie ksiądz zaczął mówić o przyszłym potomstwie, to oboje zachowaliśmy kamienny wyraz twarzy. Podobnie było w sytuacjach, gdy nasi rodzice i znajomi pytali nas, kiedy zamierzamy powiększyć rodzinę.
– Nie myślimy o tym – odpowiadaliśmy zgodnie. I nie czuliśmy potrzeby tłumaczenia nikomu, dlaczego podjęliśmy właśnie taką decyzję.
Rodzina zaczęła się dopytywać
Bardzo dobrze czuliśmy się we własnym towarzystwie. A do szczęścia nie potrzebowaliśmy nikogo – nawet potomka.
– Ale dziecko jeszcze bardziej zbliżyłoby was do siebie – mówiła moja siostra, która sama już posiadała dwójkę maluchów i właśnie była w kolejnej ciąży. – To byłoby takie dopełnienie – argumentowała.
W takiej sytuacji ja tylko wzdychałam. Nie miałam już ani siły ani ochoty na tłumaczenie, że najzwyczajniej w świecie nie chcieliśmy dziecka.
– Pozwól, że sami będziemy podejmować decyzje – powiedziałam ze złością, gdy Michalina kolejny raz próbowała namówić mnie na zajście w ciążę. – Ja nie wtrącam się w twoje życie i nie życzę sobie, abyś ty wtrącała się w moje – dodałam jeszcze. Byłam już mocno zirytowana i oczywiście nie potrafiłam tego ukryć. A Michalina oczywiście poczuła się urażona.
– Jak chcesz – powiedziała tylko.
A potem wstała z kanapy i opuściła nasze mieszkanie nie odzywając się już ani słowem. "Przejdzie jej" – pomyślałam. I zabrałam się za oglądanie ulubionego serialu, na który nie miałabym czasu wychowując gromadkę maluchów.
Beztroskie życie zburzyła ciąża
Trochę to trwało, zanim rodzina zaakceptowała fakt, że nie zamierzamy powiększać rodziny. A my korzystaliśmy z wolności i cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Do czasu, bo los jak zwykle okazał się przewrotny.
– Jest pani w ciąży – usłyszałam od swojej lekarki, do której udałam się na rutynowe badania. – Nic pani nie zauważyła? – zapytała zaskoczona.
A ja zaczęłam sobie przypominać ostatnie wydarzenia. Owszem, czułam się zmęczona, coraz częściej dopadały mnie rewolucje żołądkowe i dosyć mocno spóźniał mi się okres, ale wszystko to zrzucałam to na pracę i związany z nią stres.
– Ale przecież się zabezpieczamy – powiedziałam, jak gdyby to tłumaczyło wszystko.
– To nie zawsze daje stuprocentową gwarancję – przypomniała mi lekarka.
I tak naprawdę wcale nie musiała tego robić, bo przecież doskonale o tym wiedziałam. Ale zupełnie nie wiedziałam, co mam zrobić w takiej sytuacji. I jak mam powiedzieć o tym Krzyśkowi.
Podjęliśmy decyzję
Kiedy powiedziałam Krzyśkowi o ciąży, to mój mąż znowu mnie zaskoczył.
– Jakoś sobie z tym poradzimy – powiedział.
A ja od razu pomyślałam, że na myśli radykalne rozwiązanie problemu. I nie chciałam się na to zgodzić.
– Nigdy w życiu – powiedziałam, a do moich oczu napłynęły łzy.
– Wychowamy to dziecko – powiedział Krzysiek. – Chyba nie myślałaś, że..? – nie dokończył zdania.
A potem mocno mnie przytulił i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Oczywiście mu uwierzyłam, bo mój mąż nigdy nie kłamał.
Nasze życie się zmieniło
Decyzja o urodzeniu dziecka zmieniła nasze życie o sto osiemdziesiąt stopni. Najpierw niezbyt dobrze znosiłam ciążę, która okazała się drogą przez mękę. Potem nie byliśmy w stanie przyzwyczaić się do wiecznie płaczącego niemowlaka.
– Czy ona musi tak ciągle płakać? – pytałam zrozpaczona. Miałam już serdecznie dosyć tego wszystkiego i w takiej chwili jedyne co czułam, to złość i zmęczenie. O miłości macierzyńskiej nie było nawet mowy.
Ale i ona przyszła z czasem. Po kilku miesiącach Ania skradła nasze serca i sprawiła, że w końcu zaczęliśmy się cieszyć, że jesteśmy rodzicami. I to właśnie wtedy obiecaliśmy sobie, że wychowany to dziecko najlepiej jak umiemy. Niestety okazało się, że chęci nie zawsze idą w parze z rzeczywistością.
Rozpieściliśmy córkę
Teraz sobie myślę, że być może to my popełniliśmy błąd wychowawczy. Już na samym początku założyliśmy, że wychowamy Anię w miłości i poczuciu bezpieczeństwa. Ale jednocześnie strasznie ją rozpieściliśmy. Nasza córka już od samego początku dostawała wszystko, na co miała ochotę, a my nie potrafiliśmy jej odmówić.
– Ale ja to chcę – krzyczała i tupała nogą, gdy próbowaliśmy jej czegokolwiek odmówić.
A ponieważ nie chcieliśmy przeciągać takich scen, to zazwyczaj jej ulegaliśmy. A nasza córka uśmiechała się z triumfem i w myślach pewnie już obmyślała kolejną taką akcję.
Nie wiedzieliśmy jak to zmienić. Wprawdzie zarówno nasi rodzice, jaki moja siostra dawali nam mnóstwo rad, ale żadna z nich nie działała.
– Wyrośnie z tego – powiedziałam w końcu do męża, który też był już wyraźnie zmęczony zachowaniem naszej córki.
Jednak tak naprawdę sama do końca w to nie wierzyłam. I niestety miałam rację.
Wprowadziliśmy zasady
Ania z każdym kolejnym rokiem stawała się coraz bardziej rozwydrzona, niegrzeczna i roszczeniowa. A ja coraz bardziej odnosiłam wrażenie, że wychowaliśmy egoistkę. I chociaż nie chciałam się do tego przyznać, to w głównej mierze była to nasza wina.
W końcu postanowiliśmy coś z tym zrobić. Przeprowadziliśmy rozmowę z Anią i poinformowaliśmy ją, że teraz zmieniają się zasady.
– Od teraz będziesz musiała zasłużyć na kolejny plecak, bluzę lub płytę – poinformował ją Krzysiek. – Może w końcu docenisz to, co masz – dodał.
Nasza córka nic nie powiedziała, ale spojrzała na nas w sposób, który jednoznacznie wskazywał, że wcale jej się to nie podoba. Ale my byliśmy nieugięci. Od tamtego momentu skończyło się kupowanie wszystkiego, czego zażyczyła sobie Ania, a drobne upominki były za dobre oceny, posprzątanie pokoju czy wyniesienie śmieci. Mieliśmy nadzieję, że ta metoda przyniesie oczekiwane rezultaty.
Tego się nie spodziewałam
Pewnego popołudnia zauważyłam, że Ania grzebie w mojej torebce.
– Co robisz? – zapytałam ze złością.
Właśnie uświadomiłam sobie, że córka podbiera pieniądze z mojego portfela.
– Nic takiego – usłyszałam w odpowiedzi.
Córka patrzyła mi prosto w oczy, a żaden mięsień na jej twarzy nawet nie drgnął.
– Przecież widziałam! – wybuchłam. – Podbierałaś pieniądze z mojego portfela – powiedziałam podniesionym głosem.
Nie chciałam krzyczeć, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Bo o ile rozwydrzoną smarkulę mogłam jeszcze znieść, to mała złodziejka była nie na moje nerwy.
– Bo nie chcieliście mi dać na nową płytę mojego ukochanego zespołu! – krzyknęła w końcu moja córka. – A ja bardzo chcę ją mieć.
Byłam w szoku. Moja córka postanowiła mnie okraść, aby kupić sobie coś, o czym marzyła.
– I uważasz, że kradzież jest rozwiązaniem? – zapytałam.
Starałam się mówić spokojnie, chociaż wewnątrz wszystko się we mnie gotowało.
– Ja chcę mieć tę płytę – odpowiedziała córka. I nic więcej – ani przeprosin, ani wstydu ani obietnicy poprawy. Kompletnie nic.
– Chyba ponieśliśmy porażkę wychowawczą – powiedziałam mężowi, który wrócił do domu kilka godzin później. I oboje doszliśmy do wniosku, że to jest ostatni moment, aby jeszcze coś zrobić.
Postanowiliśmy umówić wizytę u psychologa. Sami nie damy sobie rady i wiemy, że bez pomocy specjalisty będzie tylko gorzej. A tak jest jeszcze nadzieja, że nasza córka wyrośnie na przyzwoitego człowieka. Zrobimy wszystko, aby tak się stało.
Katarzyna, 42 lata
Czytaj także: „Mąż zabronił mi się wtrącać w życie córki. Nie mogę patrzeć, jak robi z siebie nudną kurę domową”
„Córka zamiast się uczyć, kręci filmiki do internetu. A bez wykształcenia będzie przecież latać z mopem za marne grosze”
„Poszłam posprzątać grób męża i wróciłam wstrząśnięta. Nie zapalę mu już znicza nawet na Wszystkich Świętych”